Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabrali mi kuchnię

Redakcja
O tym, jak być aktorem, choć notorycznie zapomina się tekstu, jak skutecznie wyzwolić innych z nikotynowego nałogu oraz o matkowaniu w ogóle Jarosławowi Zalesińskiemu opowiada Alina Janowska

Jan Nowicki powiedział w Gdyni: seriale zniszczyły aktorstwo w Polsce. Prawdę powiedział?

Nie wiem.

Po Pani tego nie widać.

Czy ja wiem, czy po mnie nie widać. Możliwe, że mnie broni moja tępota.

E tam.

Ale ja naprawdę bardzo kiepsko uczę się tekstu. Bardzo się staram, ale ciągle nie donoszę na plan tego, co sobie wymyśliłam w domu. Zapominam po drodze.

I dlatego seriale na Panią źle nie działają?

Seriale stawiają przede mną straszliwie trudne zadanie. Wsadziły mnie w klatkę mieszkania, w którym mam do dyspozycji raptem dwa pokoje, plus wychodne z domu. Zabrali mi jakiś czas temu kuchnię, przez co w moim serialowym domu żadnych kobiecych funkcji praktycznie nie wykonuję, nie wiadomo dlaczego.

Kto tak Panią ograniczył?

Purzycki! [scenarzysta "Złotopolskich"]. To chyba dlatego, że w domu ma wszystko wysprzątane, bo żona wszystko robi, i Purzycki może nie wiedzieć, ile to wymaga starań. No i przez to mam bardzo ograniczone możliwości bycia na planie sobą. Żeby się zachowywać normalnie, jak w życiu, muszę sobie różne rzeczy wymyślać. Babcia musi być opiekuńcza, musi coś organizować. A ona teraz tylko mieszka i biega ciągle do kościoła.

W filmie "Niezawodny system", pokazanym na festiwalu w Gdyni, opiekuje się Pani wszystkimi.

Myślę, że ta starsza pani taka mogła właśnie być. Na koniec swego życia.
Wrócę jeszcze do serialowych gwiazd. Na ostatnich festiwalach nadawały one ton. Ale już rok temu największą gwiazdą była…

Taka pani z telewizji, wiem. Jak ona się nazywała? Mucha?

Nie, Mucha szybko odleciała. Gwiazdą była pani Danuta Szklarska.
A, prawda.

A w tym roku podziwialiśmy Jadwigę Jankowską-Cieślak w filmie "Rysa". I mnóstwo aktorów powiedziałbym, trzeciego wieku, w "Jeszcze nie wieczór" Bławuta.

Rzeczywiście. Ale aktorki serialowe też są bardzo dobrymi aktorkami. Mnie się podobają. Mamy bardzo wielu utalentowanych młodych aktorów.

Młodzi aktorzy sobie, wy sobie, czy też jest jakiś rodzaj sztafety pokoleń, uczenia się od siebie?

Ja na przykład jestem teraz bardzo daleko od filmu. Długo nie grałam. Do Gdyni byłam często zapraszana jako gość. Uszanowali mnie jako aktorkę "we wieku". Ponad pięćdziesiąt filmów, w których grałam, to już coś jest. Ale jako członek ekipy filmowej jestem w Gdyni po raz pierwszy. Za takim stołem konferencyjnym, jak teraz, zasiadałam tylko wtedy, kiedy byłam przewodnicząca gminnej rady na Żoliborzu. Wybrali mnie do tej rady, bo bardzo dobrze zamiatam ulice, sprzątam wszystkie pety.

Pani to mówi serio?

Absolutnie. W niedzielę, jak idę do kościoła, zbieram wszystkie pety i wyrzucam do kosza, i od mojego domu do kościoła jest czysta ulica. Wracam i cóż widzę? Stoi sobie starszy już pan, dobrze odziany, pali papierosa, kończy palić, rzuca niedopałek na ziemię i go rozdeptuje. Więc podchodzę do niego i mówię: o nie, proszę pana, proszę to podnieść i łaskawie wrzucić do tego kosza.
Wrzucił?
Powiedział: bardzo panią przepraszam. Taki już mam gospodarski instynkt, że się podobnymi rzeczami zajmuję. Stąd się też bierze moja praca społeczna, w Stowarzyszeniu Gniazdo, i na moim Żoliborzu. Pety podnoszę i zamiatam wszystkim przyjaciołom, od rogu do rogu. Jak widzę, że tego nie robią, bo nie mają czasu albo są ludźmi wyższego rzędu i nie łapią się za miotłę, to ja to robię.

Całkiem jak bohaterka "Niezawodnego systemu". Pomagała ludziom uprzątnąć życie z niedopałków.

Można by tak powiedzieć.

I przestawić się na życie w innym rytmie, bardziej staroświeckim. Tylko że tak się nie żyje dzisiaj.

Nooo, nie żyje się. Ale może to być jakąś wskazówką. Może się ludzie nad sobą zastanowią. Po projekcji w Warszawie, w kinie Wisła, zorganizowanej przez naszą gminę żoliborską, podchodziły do mnie głównie kobiety, i zwierzały mi się, jakie wrażenie zrobił na nich film. Najbardziej były wzruszone właśnie jego atmosferą. Ten film nie jest na oho i ha ha, ale może być, jakby to powiedzieć, takim środkiem do zabijania karaluchów.

Podchodziły pewnie starsze panie?

Myślę, że ten film może trafić także do młodszych ludzi. Ale czy młodzież analizuje tak dalece swoje życie? Tego nie wiem.

Państwo, czyli to starsze pokolenie aktorów, chce się dzielić z widownią nie tylko sztuką aktorską, ale i życiowym doświadczeniem.

Tak myślę. Ja sama jestem z ludźmi bardzo blisko. Wszystkiego nauczyło mnie życie. Tak naprawdę nie kończyłam żadnych szkół aktorskich. Egzamin zdałam z marszu, chociaż nie powiem, żeby to było łatwe, bo przed najwspanialszą komisją, jaka mogła być. No, ale zdałam, zresztą z namowy kolegi, który występował ze mną w Syrenie i który kiedyś powiedział: słuchaj, z całej Polski ściągają ludzi, którzy nie mają żadnych papierków, żeby mogli zdać aktorskie egzaminy. Zgłoś się, zdasz.
Kto Panią namówił?

Kazimierz Pawłowski, świetny aktor, przedwojenny jeszcze. Także filmowy. Grał w "Młodym lesie", razem ze swoim bratem.

Do filmu też trafiła Pani z marszu?

Wszystko w moim życiu działo się z marszu. Jakubowska rolę w "Ostatnim etapie" zaproponowała mi na schodach. W "Zakazanych piosenkach" zagrałam śpiewaczkę uliczną tylko dzięki temu, że nie kopnęłam człowieka, który akurat przechodził za mną, kiedy ćwiczyłam figury baletowe. Bo wykształcona byłam wtedy tylko w tańcu. Byłam bardzo dobrą tancerką. Odważnie to mówię, ale to fakt.

I co z tym kopnięciem?

Zaangażowana świeżo do teatru Syrena ćwiczyłam sobie na korytarzu, bo nigdzie indziej nie było miejsca, scena dopiero się budowała. Za mną przechodził facet, którego nie kopnęłam tylko dlatego, że odezwał się: czy pani… i wtedy opuściłam nogę, a on dokończył:… chciałaby zagrać w filmie? Popatrzyłam na niego, pomyślałam - wariat czy co? W teatrze nie takie osoby robiły różne kawały innym. Był tam i Dymsza, i wielu innych, którzy kochali robić sobie wzajem dowcipasy.

A to było na serio.

I zagrałam w filmie. Tak jest ze wszystkim w moim życiu. Ze wszystkim.
Jakby spotkała Panią teraz kolejna propozycja planu filmowego, to…

Pewnie że bym przyjęła. Ale wie pan, jak sobie teraz myślę o tych naszych "Złotopolskich", to widzę, że staliśmy się jakby rodziną. Wszyscy traktujemy siebie nawzajem z szacunkiem. Wszyscy wiedzą, że zapominam tekstu. Ale jest Grzesio, który zawsze podrzuca mi tekst, za co jestem mu wdzięczna. Za to ja bardzo wielu panów oduczyłam tam palenia papierosów.

I rzucania petów.

Rzucać nie rzucali, aż tak źle nie było. Ale tak śmierdziało od ich papierosów, że nie było sposobów, żeby tam pracować. Cały korytarz był obsadzony palaczami. W końcu powiedziałam, że nie będzie żadnego palenia. Dałam im adresy lekarzy. Poszli tam, dostali zastrzyki czy coś innego. I nie palą.

Nie złoszczą się na Panią?

Utyli trochę, to fakt. Ale są szczęśliwi, zadowoleni. Takie w każdym razie czynności przyjacielsko-matczyne poczyniłam i to nas ze sobą klei. Też to, że się nie wstydzę, że nie mam pamięci do tekstu. Widzą, że się staram, uczę, że nie jestem baranem zupełnym. Lubimy się za to wszystko, co tam ze sobą robimy. Ale niestety budżet jest mniejszy, kuchnię mi zlikwidowali i nie gotuję.

Widzę, że tego Pani brakuje.

Dawniej zaczynało się zawsze od tego, że się krzątałam po kuchni. Obierałam ziemniaki, wynosiłam jedzenie…

Matkowała Pani wszystkim.

A teraz tylko przechodzę przez stołowy i pytam, czy Wiesio nie jest głodny. Nie jest mi z tym łatwo. I jeszcze zachować w tym trzeba równowagę. Teraz się trochę ożywimy, bo dojdzie jedna postać. I będzie ciekawie, bo to młoda osoba.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki