Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiatraki? Tak... Ale nie u nas!

Jacek Legawski
Mieszkańcy Jabłowa przekonują władze gminy, że farma wiatraków w ich okolicy to niefortunny pomysł
Mieszkańcy Jabłowa przekonują władze gminy, że farma wiatraków w ich okolicy to niefortunny pomysł Jacek Legawski
W okolicach Jabłowa inwestor chce postawić sześć wiatraków o wysokości 140 metrów i mocy 2 megawatów każdy. Rada Gminy Starogard Gd. w najbliższym czasie miała uchwalić plan zagospodarowania przestrzennego obszaru, na którym miałaby stanąć energetyczna farma.

Termin zgłaszania uwag do planu mija 10 października, ale o samych zamierzeniach wiadomo od dwóch lat. Do tej pory nie było specjalnych protestów. Rafał Piórek z Jabłowa wyjaśnia, że działo się tak, gdyż mieszkańcy nie byli odpowiednio poinformowani o planach, a teraz - jak określa - szykuje im się niezły pasztet. Gdy tylko poznali prawdę, zaprotestowali. Nawet radni nie wiedzą do końca, o czym mają decydować.

- W studium zagospodarowania przestrzennego gminy zarezerwowano na podobne cele prawie 400 hektarów w okolicach Jabłowa - mówi Mirosław Stosik, który zaczął mobilizować mieszkańców przeciwko budowie pierwszej fermy. - Dzisiaj mówi się o budowie sześciu wiatraków, ale nikt nam nie zagwarantuje, że za pewien czas nie staną tu kolejne. A już te wiatraki będą szkodzić.

Stosik jest zdania, że wiatraki w ogóle nie powinny w gminie Starogard Gd. stanąć. Nie tu jest ich miejsce. Rozumie potrzebę wykorzystywania źródeł odnawialnych, lecz nie w zabudowanym terenie. Te sześć wiatraków ma być tak zlokalizowanych, że do najbliższego domu będzie niewiele ponad 400 m. Ta inwestycja bezpośrednio uderzy w kilkoro mieszkańców, ale nie można mówić, że nie dotyczy wszystkich.

Dotąd władze gminy Starogard Gd. "nie odpychały" inwestora, radni także byli "za", ale ostre i nagłe protesty mieszkańców Jabłowa i sąsiednich miejscowości, Barchnów oraz Owidza, zmuszą samorząd do ponownego rozpatrzenia wszystkich za i przeciw. Gmina zorganizowała nawet wyjazd do Gniewina, by radni i najostrzej protestujący mogli zobaczyć, jak takie farmy funkcjonują i jaki jest ich wpływ na życie ludzi.

Wójt Stanisław Połom był niemal pewien, że ta eskapada rozwieje główne wątpliwości. Nie rozwiała. Jego zdaniem, wiatraki w Gniewinie są swoistym symbolem rozwoju gminy. Przynoszą także dochody nie do pogardzenia.
- Jest szansa na to, że dochody gminy z tytułu postawienia jednego wiatraka mogą wynieść nawet 250 tys. złotych, w sumie ok. 1,5 mln zł rocznie - mówi wójt Połom. - Tymczasem wszystkie podatki od nieruchomości płacone przez mieszkańców Jabłowa to zaledwie 80 tys. zł rocznie. Korzyść finansowa jest więc wymierna.

Maria Michel z Urzędu Gminy dodaje, że wiatraki nie powinny mieć żadnego negatywnego wpływu na życie i zdrowie mieszkańców - tak wskazują badania. Hałas, jaki emitują one z odległości 500 metrów, można porównać co najwyżej z cichą rozmową. Zresztą pracują tylko przy silnym wietrze, a on sam z siebie wytwarza większy hałas.

Małgorzatę Ciesielską, której ziemia graniczy z terenem "przypisanym" do farmy, nie przekonują żadne argumenty. Gdy tylko się dowiedziała, co planują wybudować w jej okolicy, postanowiła wyrazić swój sprzeciw. Żadne argumenty na "tak" nie mają znaczenia. Inni mieszkańcy zauważają, że widok z tarasu na wiatrak nie jest atrakcyjny, obawiają się spadku wartości nieruchomości.

Ludzie nie po to budowali się w tej okolicy, by żyć teraz z wiatrakami. Janusz Potocki uważa wręcz, że dzisiaj Niemcy czy Dania odchodzą od elektrowni wiatrowych, to na siłę tę technologię "pcha" się do Polski. - Tam kończą się długoletnie umowy, które nie będą przedłużane, to próbuje się takie farmy budować u nas - przekonuje mieszkaniec.

Jan Wierzba, przewodniczący Rady Gminy, uspokaja mieszkańców Jabłowa i okolic. Mówi, że jeszcze ostateczne decyzje wcale nie zapadły. Sprawa nadal jest dyskutowana, chociaż - przyznaje uczciwie - ostrość nagłych protestów nieco go zaskakuje. Wyjaśnia, że wszelkie argumenty mieszkańców zostaną wzięte pod uwagę, inwestora również.
Marek Trepka, dyrektor spółki 3E, która planuje postawić wiatraki, nie zamierza się wycofać. Jego zdaniem, większość mieszkańców jest za, gdyż wiatraki nie powodują znaczącej uciążliwości, a korzyści są oczywiste. Zebrano nawet sporo podpisów popierających tę inwestycję. 

Mirosław Stosik przekonuje jednak, że zbierano je u "obojętnych" mieszkańców. Do niego nikt nie trafił. A ci, co protestują, mówią jednoznacznie: wiatraki nie są złe, mogą stanąć na szczytach, na odludziu, nad morzem, ale nie pod naszymi domami. Nie u nas.

Inne protesty na Pomorzu
W Dębkach (gm. Krokowa) swoje siły w obronie przed wiatrakową farmą,
która miała stanąć w sąsiedztwie morskiego brzegu, zjednoczyli mieszkańcy, właściciele tutejszych domków wypoczynkowych oraz turyści. Zorganizowali m.in. happening na plaży, zbierali też wspólnie podpisy pod protestem. Powstał nawet społeczny komitet obrony Dębek przed wiatrakami, w którym znaleźli się m.in. artyści i dziennikarze.

W planach jest postawienie ponad 100 siłowni wiatrowych w gminie Ustka i gminie Słupsk.
Na inwestycję nie zgadzają się mieszkańcy i lokalni działacze. Problem w tym, że na terenie planowanej inwestycji działa park kulturowy "Kraina w Kratę". Zdaniem mieszkańców, siłownie osłabią turystyczne walory regionu. Inwestycja jest obecnie na etapie planów przestrzennych, zaskarżanych przez lokalne stowarzyszenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wiatraki? Tak... Ale nie u nas! - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki