Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PITAWAL POMORSKI: Trudna walka z wirtualnym żywiołem

Łukasz Kłos i Tomasz Słomczyński
sxc.hu
W zgiełku protestujących przeciwko kontroli nad internetem musimy pamiętać, że serwer i klawiatura domowego komputera stały się pełnoprawnymi narzędziami zbrodni - piszą Łukasz Kłos i Tomasz Słomczyński

Trudno dziś wyobrazić sobie przestępstwo, którego nie można by popełnić przez internet - stwierdziła prokurator Grażyna Wawryniuk. - No, może oprócz zabójstwa...

Żeby się o tym przekonać wystarczy wejść do sieci, wpisać do wyszukiwarki odpowiednie hasło... i już. Jesteśmy świadkami przestępstwa, o którym zazwyczaj nie informujemy organów ścigania. Bo i po co? Organy ścigania również mogą wejść do sieci i wpisać to hasło, co my. Ale czy tak robią?

Armageddon po czesku

Po tym, jak w listopadzie 2010 roku ustawodawca zabronił sprzedawania substancji psychotropowych i środków odurzających, dzieciaki zamawiają narkotyki w sieci. Wystarczy wpisać do wyszukiwarki hasło "dopalacze".

Otwierają się strony dla "kolekcjonerów". Ceny są w euro, można składać zamówienia hurtowe. Jak w każdym szanującym się sklepie mamy program lojalnościowy, robiąc zakupy zbieramy punkty. A co tu można kupić? Jest tu coś, co nazywa się Armageddon (dwie recenzje, średnia ocena 4/5). Opis towaru: "Nie jest przypadkiem, że ten produkt jest nazywany Armageddon. Produkt nie jest przeznaczony do spożycia przez ludzi...". Albo Green Power: "Całkowicie nowy akumulator relaksu i euforia. Produkt przenosi nas do zieleni, gdzie wszystko jest proste, piękne i przyjemne". I jeszcze sakramentalne: "Nie jest przeznaczony do spożycia przez ludzi", Dostawa w ciągu 2-5 dni.

W innych sklepach internetowych unika się słowa "dopalacz". Firmy wówczas oferują "pudry", "sole do kąpieli" lub "kadzidełka". Opinie użytkowników: "Najlepsza sól, jaką ostatnio brałam!".

Po delegalizacji w Polsce dopalaczy biznes przeniósł się do Czech. Na tamtejszych serwerach prowadzone są witryny dla polskich użytkowników. Wszelkie opisy, reklamy, instrukcje składania zamówień przygotowane są po polsku. Również firmowi "konsultanci" posługują się nienaganną polszczyzną.

Ale nie tylko dopalacze są obecne w sieci. Również i inne niezbędne do odurzania się akcesoria. W listopadzie policjanci z Gdańska zatrzymali dwudziestolatka, który hodował w domu marihuanę. Na zdjęciach z policyjnej akcji widać, jak okazale prezentuje się specjalny namiot, postawiony w jednym z pokojów.

Taki sam namiot można kupić w jednym z internetowych sklepów. To, rzecz jasna, namiot do hodowli każdego rodzaju roślin, dajmy na to, pomidorów. Tylko kto hoduje pomidory w pokoju w tajemnicy przed sąsiadami? Odpowiedzią może być delikatna, aczkolwiek znacząca sugestia - symbol liścia marihuany widniejący na stronach internetowych sklepu ze sprzętem ogrodniczym do domowej hodowli roślin.

Polski internauta pod okiem śledczych

Oba przykłady mają wspólny mianownik - balansowanie na granicy prawa, a wręcz wykorzystywanie luk w przepisach. - Organy ścigania generalnie mogą działać wyłącznie w granicach swojego kraju i w ramach obowiązujących porozumień. To rodzi komplikacje proceduralne - przyznaje prokurator Jakub Chrząszcz z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

Pół biedy, gdy serwer z kontrowersyjnymi treściami bądź usługami znajduje się w Polsce lub innym kraju, z którym mamy podpisane porozumienie o współpracy organów ścigania. Wtedy namierzony właściciel serwera wraz z gronem swoich współpracowników musi liczyć się z rychłą wizytą "panów w czarnych kominiarkach".

Sytuacja staje się trudniejsza, gdy kontrowersyjne treści zamieszczone są na serwerze znajdującym się w kraju, z którym Polska nie współpracuje.- Stąd tak istotne są wysiłki nad zacieśnianiem współpracy międzynarodowej w ściganiu przestępstw - przyznają cyberprokuratorzy.

Specjaliści podkreślają jednak, że w praktyce pełna współpraca jest trudna do osiągnięcia. Odmienność kulturowa powoduje różnice w katalogu tego, co uznawane jest za dozwolone, a co jest karalne (przykład czesko-polski). - Poza tym zawsze znajdzie się czarna owca, czyli kraj, który nie będzie respektował żadnych standardów. Przenieść zasoby na znajdujące się tam serwery nie jest trudno - przyznaje jeden z funkcjonariuszy operacyjnych policji zajmujący się ściganiem przestępczości prowadzonej z użyciem sieci.

Nie oznacza to jednak przyzwolenia na pełną swobodę działalności w internecie. Każdy, kto dopuszcza się podejrzanych czynów, musi liczyć się z zainteresowaniem organów ścigania.
Organy ścigania generalnie mogą działać.

Techniki operacyjne stosowane przez specsłużby i policję są poufne. Podstawy tej pracy zbliżone są jednak do działań znanych z "konwencjonalnego" śledztwa - w pierwszej kolejności gromadzone są wszelkie dane pozwalające zidentyfikować użytkowników.

- To, że dana witryna widnieje w internecie nie oznacza, że nie jest przez nas monitorowana - podkreślają śledczy. - Każdy polski użytkownik odpowiada z polskiego kodeksu karnego i w przypadku popełnienia przestępstwa musi liczyć się z odpowiedzialnością karną.

Pedofile ze Stanów

Narkobiznes w internecie to tylko jeden z przykładów na to, co ogólnie nazywa się "publikowaniem nielegalnych treści" w sieci. Najbardziej wstrząsającym przykładem dla tego procederu jest pornografia z udziałem dzieci.

Odnalezienie stron www, na których dziewczynki wcielają się w rolę pornoaktorek, zajmuje ledwie kilka sekund. W sieci jest mnóstwo takich zdjęć. Są one rozmieszczone pośród tzw. dorosłej pornografii. Trudno dokładnie określić wiek tych dziewcząt, z pewnością jednak nie mają osiemnastu lat.

W Polsce zakazane jest czerpanie korzyści z cudzego nierządu. W przypadku, kiedy nierząd jest uprawiany przez osobę niepełnoletnią, kodeks karny przewiduje zaostrzenie kary - nawet do 10 lat więzienia. I chyba nikt (również prokurator) nie ma wątpliwości, że ten, który zamieszcza zdjęcia pornograficzne, nie robi tego charytatywnie.

- Zwalczanie tego typu przestępczości prowadzi się zazwyczaj w ramach międzynarodowych zespołów. Dzięki temu skuteczność organów ścigania jest większa - mówi prok. Chrząszcz.
Jak się okazuje, najwięcej rozpowszechnianych w sieci treści pedofilskich pochodzi - co może być zaskakujące - z witryn znajdujących się na serwerach amerykańskich. To jednak nie jest efekt jakichś szczególnie liberalnych przepisów obowiązujących za oceanem.

- To wynika z ilości danych, jakie "produkują" amerykańscy użytkownicy. Siłą rzeczy przefiltrowanie takiej ilości danych jest bardziej czasochłonne i trudniejsze - przyznaje Martyna Różycka z serwisu dyżurnet.pl.

Cyberskinheadzi za kratkami

"Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych... podlega grzywnie, karze ograniczenia lub pozbawienia wolności do lat 2" - zapisano w kodeksie karnym.

Amerykański serwer to również miejsce, w którym swoje miejsce znalazła słynna już strona Redwatch. Znajdziemy tam treści wyraźnie antysemickie, nawołujące do nienawiści rasowej. Co gorsza - publikowane są tam zdjęcia i nazwiska osób, które angażują się w działania skierowane przeciwko nazizmowi. Sugestia jest łatwo czytelna: "Pamiętaj miejsca, twarze zdrajców rasy, oni wszyscy zapłacą za swoje zbrodnie".

W tym przypadku problem polega na tym, że to, co w Polsce jest zabronione, jest dozwolone w USA. Dlatego twórcy Redwatch mogą czuć się bezkarni... Chociaż - nie do końca.

W 2004 roku opublikowana została w internecie "lista śmierci", która była spisem nazwisk i danych kilkuset osób związanych ze środowiskami antyfaszystowskimi, lewicowymi i walczącymi o równość praw dla mniejszości seksualnych.

W 2010 i 2011 roku zapadły w tej sprawie wyroki - trzech mężczyzn otrzymało kary od 1 do 1,5 roku więzienia bez zawieszenia. Ukarano ich za pisanie artykułów i robienie ilustracji zamieszczanych później na stronie Redwatch.

Nie zmienia to jednak faktu, że polskie władze nie mogą nakazać usunięcia tej witryny z amerykańskiego serwera.

Dzieciaki w sieci - waga problemu

Zwalczanie szkodliwych treści w internecie jest szczególnie ważne, kiedy uświadomimy sobie, że niemal każdy nieletni w wieku szkolnym kiedyś korzystał z internetu, a znaczna ich część wykorzystuje to narzędzie na co dzień. - Zbyt często rodzice nie wiedzą, co robią dzieci w internecie - podkreślają śledczy.

Tymczasem dzieci są coraz aktywniejsze w internecie. Chętnie korzystają z możliwości, jakie dają im portale społecznościowe czy komunikatory. Nie tylko publikują własne materiały, ale też nawiązują znajomości i znacznie częściej dzielą się intymnymi szczegółami swego życia.

Z badań Gemius, przeprowadzonych na zlecenie Fundacji Dzieci Niczyje, wynika, że aż 45 proc. internautów w wieku 12-17 lat było w sieci nakłanianych przez obce osoby do prowadzenia rozmów wbrew swojej woli! Co więcej, 68 proc. młodych internautów przynajmniej raz otrzymało od osoby poznanej przez internet propozycję spotkania. 44 proc. z nich wzięło w nim udział, z czego połowa - samodzielnie. Alarmujące jest też to, że 77 proc. dzieci nie mówi swoim rodzicom o tych znajomościach z sieci . To daje obraz wagi problemu.

A jednak można - ale dla pieniędzy

Skąd ta trudność w zwalczaniu nielegalnych treści w internecie? Żeby polski sędzia mógł orzec likwidację witryny z zagranicznego serwera, potrzebne jest nie tyle porozumienie co do kwestii proceduralnych w międzynarodowych śledztwach, ale wręcz ujednolicanie prawa.

I - jak się okazuje - jest to możliwe. Rządom łatwiej uzyskać konsensus w sprawie porozumień gospodarczych - tak jak w przypadku ACTA - niż karnych czy związanych z bezpieczeństwem.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki