18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szkoła nie dla każdego. Można kształcić dzieci w domu

Irena Łaszyn
Trzyletnia Zuzia czyta i pisze, sześcioletni Jaś gra na perkusji, ośmioletni Szymek wylicza pierwiastki, mama rozmawia z nimi po angielsku, a tata piecze chleb. O rodzinie Hofmanów z Gdańska, którzy postanowili kształcić swoje dzieci w domu, pisze Irena Łaszyn.

Tu wszystko wygląda inaczej niż w tradycyjnej szkole. Nie ma klas, tablic, dzwonka. Lekcje odbywają się w całym domu, ale najczęściej - w kuchni z jadalnią, przy ogromnym stole. Właśnie się zaczyna kolejna.

Uczestniczą w niej: ośmioletni Szymon, sześcioletni Jaś, trzyletnia Zuzia i - co w tym domu nikogo nie dziwi - Tymek, który ma rok i dwa miesiące. Najmłodszego "ucznia" Agata Hofman podtrzymuje jedną ręką, drugą wyciąga karteczki, na których są obrazki i słowa po angielsku. Oto lew, a właściwie - lion, bo mama rozmawia z dziećmi wyłącznie w języku Szekspira. Teraz trzeba szybko powiedzieć, jak jest lew po niemiecku, włosku i… chińsku.

- Chińskiego uczy dzieci pani z Zambii - oznajmia mama.
- Chiński się dzieciom podoba, ale francuskiego nie chciały się uczyć - dodaje tata. - Nie naciskaliśmy. Nie wolno dziecka przeciążać. Mądry rodzic się przygląda, jakie zainteresowania ma jego dziecko i dalsze kształcenie od tych zainteresowań uzależnia.

Twierdzą, że u nich każde jest inne. Trzyletnia Zuzia już pisze i czyta. Sześcioletni Jaś gra na perkusji i gitarze, ale za czytaniem nie przepada. Nie pasjonują go też zbytnio, tak jak ośmioletniego Szymona, ciekawostki naukowe. Szymon to w ogóle jest indywidualista: Potrafi liczyć, mnożyć, dzielić i wyciągać pierwiastki, przeprowadzać doświadczenia fizyczne, konwersować po angielsku i niemiecku.

Takie talenty należało w porę wyłapać. Nie zgubić ich, nie sprowadzić do wspólnego mianownika. W szkole publicznej nie byłoby to możliwe. Jak zająć się w sposób efektywny, w klasie 30-osobowej, będąc nawet świetnym nauczycielem, dzieckiem, które wykracza poza poziom grupy? W domu można. Dlatego postanowili swoich dzieci nie posyłać do szkół, zdecydowali się na kształcenie domowe.

- Na szczęście edukacja domowa, określana jako "spełnianie obowiązku szkolnego poza szkołą", jest legalna - podkreśla tata, czyli Maciej Hofman. - Przepisy ustawy o systemie oświaty takie rozwiązanie umożliwiają. Zgodę musi jednak wyrazić dyrektor szkoły (od 2009 r. nie musi to być szkoła właściwa dla miejsca zamieszkania), do której dziecko zostało przyjęte. W przypadku Szymona - wyraził. Ale syn utrzymuje kontakty ze "swoją" klasą, chodzi np. na klasowe wycieczki. Lubi w nich uczestniczyć, choć uczyć się woli w domu.

Tata stawia na stół herbatę i makowiec, a następnie przejmuje Tymka z rąk mamy. Ciasto sam upiekł. I zaraz dodaje, że gdy ktoś go pyta, co w ich domu jest najtrudniejsze, to odpowiada: Wyrabianie drożdżowego ciasta jedną ręką. Na drugiej bowiem zawsze jest dziecko.
Oprócz makowca pan Maciej upiekł chleb. Po angielsku bread, po włosku pane, po niemiecku brot. Po chińsku nie potrafię zanotować, więc odpuszczam.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Między piętrami

Agata Hofman, doktor nauk humanistycznych i autor projektu Polska Akademia Dzieci, pracuje na Uniwersytecie Gdańskim, prowadzi zajęcia z technologii informacyjno-komunikacyjnej w Instytucie Psychologii. Maciej Hofman kończył politologię i dziennikarstwo, ale po śmierci teścia, który prowadził szkołę językową, przejął po nim obowiązki. Szkoła Geniuszy, jak ją nazwali, mieści się na parterze ich domu.

- Gdyby nie było tej szkoły i musielibyśmy pracować na etacie, pewnie byłoby nam trudniej - nie ukrywają. - Któreś z nas musiałoby zostać w domu. A tak - wszystko się układa. Ludzie się dziwią, że dajemy radę, dzieciaki nie wrzeszczą, są czyste, nakarmione. A na stole domowy chleb.

Szkoła językowa działa popołudniami. Po piętnastej biegają między piętrami. Gdyby dzieci chodziły do tradycyjnej szkoły, to rzadko by rodziców spotykały. Teraz są z mamą i tatą cały czas. Wszyscy na tym korzystają.

Szymon to nawet w tej szkole "pracuje". Uczy dwuletnią Nadię angielskiego. Oczywiście, nie sadza jej w ławce, robi to podczas zabawy. Tak jak kiedyś jego mama, gdy przychodziła do ojca w odwiedziny.
- Miałam dziewięć lat, gdy zaczęłam dokształcać młodsze koleżanki - uśmiecha się pani Agata. - Jedna z nich, Ewa Międzobrodzka, jest teraz wiceprezesem Polskiej Akademii Dzieci, w której wykłady, w siedmiu miastach w Polsce, na dziesięciu uczelniach wyższych, prowadzą - obok dorosłych naukowców - kilkuletnie dzieci. Szymon też miał taki występ.

Pan Maciej uważa, że tytuł doktorski wcale nie jest potrzebny, by dzieci edukować w domu. Każdy rodzic to potrafi. Przecież i tak pomaga w odrabianiu lekcji, a przedtem musi poznać zakres tego, co dziecko miało danego dnia w szkole. Jak wynika z badań amerykańskich (bo w Polsce nikt takich nie prowadził), dzieci kształcone domowo osiągają o 15-30 proc. lepsze wyniki od dzieci uczonych w szkole. Bo nawet niewykształcony metodologicznie rodzic jest lepszy od wykwalifikowanego pedagoga. Właśnie dlatego, że nauczyciel w szkole musi dostosować metodę do całej grupy, a tu można podejść indywidualnie.

Agata Hofman: - Spotykamy się z ogromną przychylnością ze strony władz szkolnych, pedagogów, psychologów. Niektórzy jednak pytają: Co z rozwojem społecznym? Czy są państwo w stanie nauczyć dzieci wszystkiego? Czy to dobrze, że one nie będą się stykać z agresją? Odpowiadam: Życie nie jest bajką. Nie ma rozwiązań idealnych. Wcale nie chcemy zamykać naszych dzieci pod kloszem.

Maciej Hofman: - Szymon chodzi na piłkę, ma trzy razy w tygodniu zajęcia w dużej grupie. Świetnie się z kolegami dogaduje. Nie jest wytykany palcami. Rodzeństwo też ma spore. Gdyby chodził do superprywatnej szkoły, gdzie byłaby klasa 5-6-osobowa, to sytuacja byłaby podobna. W tym przypadku my jesteśmy dla niego supernauczycielami.

- Pracujemy na bazie autorytetu - uściśla pani Agata. - Ja się razem z nimi uczę, Maciek dba o ich rozwój muzyczny. Dzieci interesują się gitarą czy perkusją, bo widzą, że tata sam często sięga po różne instrumenty. Podobnie jest z czytaniem. Nie można kazać dzieciom dużo czytać, jeśli one nie widzą rodziców z książką. Nasze - widzą. Czasem czytamy wspólnie, np. "Ferdynanda Wspaniałego" czy "Akademię Pana Kleksa".

Z agresją rzeczywiście się nie stykają. Ani z brzydkimi wyrazami. Ale przeklinają. Pani Agata uważa, że dosyć osobliwie, bo ostatnio było to tak: "Wrzeszczysz, jakby kura zobaczyła w lesie wilka!".

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Bliżej ziemi

Na górze, w dziecięcym pokoju - stosy klocków lego, na ścianie spisane obowiązki domowe (rozpakować zmywarkę, posprzątać na stołach i pod stołami, zamieść podłogę), dyplomy, nagrody. I perkusja, w którą z dużym wyczuciem uderza Jaśko. Druga, większa, znajduje się w piwnicy. Z niej też syn korzysta.

- Te walające się wszędzie klocki, to moja porażka - przyznaje pan Maciej. - Wygrała opcja żony.
Pani Agata: - W pokoju, który dzieliłam z siostrami, można było nawet malować na ścianie.

Narysowałyśmy więc, jak przebiegała podróż taty do Watykanu. Miałyśmy też ogromny kosz klocków lego, budowałyśmy z nich niesamowite konstrukcje.

Na wyłożonej wykładziną podłodze - materace do spania. Kiedyś było tu łóżko piętrowe, ale po lekcji geografii, którą przeprowadził zaprzyjaźniony podróżnik, trzeba je było rozebrać. Ze względów bezpieczeństwa.

- Kolega opowiadał o wingsuit flying, czyli ekstremalnym sporcie, który polega na skakaniu z wysokich skał w specjalnym kostiumie. On rozpościera się również między nogami oraz między szeroko rozłożonymi ramionami a tułowiem, podczas lotu wytwarzając siłę hamującą opadanie. Latającymi wiewiórami, jak się tych śmiałków nazywa, postanowiły być też nasze dzieci. Dlatego teraz śpią na materacach.

Czy jest u nich czas nauki i czas zabawy? Pewnie! Od początku starają się to wtłoczyć w jakieś ramy. Ich plan dnia wygląda mniej więcej tak: O godz. 8.30. jedzą śniadanie. Potem pisanie i czytanie w kilku językach. Potem - matematyka. A potem, to różnie. W poniedziałek wszyscy mają jazdę konną i niemiecki, a Zuzia - lekcje czytania na iPodzie. We wtorek Szymon spotyka się ze swoją dwuletnią uczennicą na lekcji angielskiego, wszyscy uczą się chińskiego i idą do Ośrodka Twórczej Psychoedukacji DAMB.

W środę odbywają się lekcje włoskiego, Szymon uczy się z Nadią, Zuzia idzie na piłkę dla dzieci. W czwartek - niemiecki i Nadia, w piątek - istny maraton, bo są wykłady w ramach Polskiej Akademii Dzieci na różnych uczelniach, w których trójka starszych dzieci uczestniczy. Dziś np. Szymon z Jasiem będą mieć wykład na temat stanu nieważkości, na Politechnice Gdańskiej. Dzień zakończy się wspólną kolacją o 19.30. O godz. 20 dzieci pójdą spać.

Ale nie zawsze są na wysokich obrotach. Czasami dopadają ich kryzysy. Czasami robią sobie wagary. Pakują dzieci do samochodu i gdzieś jadą, do znajomych do Poznania albo do Pucka.
- My nic nie musimy - mówi Agata.

- To, co musimy, to dwa razy do roku stawić się z Szymkiem w szkole, by zaliczył test - uściśla pan Maciej. - Ale to dla niego przyjemność.

Pani Agata: - Najpiękniejsze w kształceniu domowym jest to, że ciągle przebywamy razem. Razem na śniadanie, na obiad i na kolację.

Czasem jedzą ten obiad w towarzystwie znamienitych gości. Gdy był dr Scott Porazynski, astronauta, który zdobył Mont Everest, podali pieczoną perliczkę i sernik. Opisał to potem na swoim blogu.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Nie marnują czasu

Na stronie www.edukacjadomowa.pl, prowadzonej przez Stowarzyszenie Edukacji w Rodzinie, przeczytali, że kształcenie w domu nie zabiera aż tyle czasu, co nauka w szkole. Wystarczą w zasadzie dwie godziny dziennie, przez jakieś dwa miesiące w każdym semestrze. Bo czas spędzony w szkole, to przede wszystkim dzwonki, sprawdzenia obecności, odpytywanie, a tylko ok. 20 minut na każdej lekcji to prawdziwa "nauka". Słowo nauka autorzy strony wzięli w cudzysłów, gdyż często jest to wykład, niezrozumiały dla części dzieci albo zanotowanie słowo w słowo podawanego przez nauczyciela tekstu.

Rodzice nie marnują czasu na rzeczy niepotrzebne, nie przeprowadzają testów i nie wystawiają ocen. Przecież i tak wiedzą, co jeszcze ich dziecko powinno opanować, a co już doskonale potrafi. Podsuwają odpowiednie książki, programy multimedialne, strony internetowe, usiłują dziecko zainspirować.

U Hofmanów tak właśnie jest. Na stołach i regałach - gry lego, wymagające udziału wielu osób i dużej kreatywności. Nawet matematyka jest w formie gry. A w telewizji - program edukacyjny Da Vinci Learning, który wszyscy oglądają. Oczywiście, w rozsądnych granicach, bo u nich można być przed ekranem nie dłużej niż półtorej godziny dziennie. Chcesz obejrzeć skoki narciarskie, to nie obejrzysz "Expressu naukowców". Coś za coś. Bajki i tak ich nie interesują.

- Ważne, by od początku oglądać programy w obcych językach - uważa pan Maciej. - Im wcześniej się zacznie, tym lepiej.

Hofmanowie nie są zrzeszeni. Nie należą do żadnego stowarzyszenia, związanego z domową edukacją. Uważają, że są samowystarczalni.

Istny kosmos

Co dalej z kształceniem domowym? To proste: Teraz Szymon ma osiem lat. Gdy skończy podstawówkę, będzie mieć lat 12-13. Wtedy w obowiązek szkolny wejdzie Tymek. Po co go prowadzać go do szkoły? Będą więc to ciągnąć tak długo, jak długo dzieci będą chciały, a im starczy sił. Czyli - może nawet do matury.

- Nie ma szkoły idealnej dla wszystkich - podkreśla Agata Hofman. - Trzeba więc przełamać monopol jednej konstrukcji kształcącej, zaproponować kilkaset rozwiązań, z myślą jak będzie świat wyglądał za 20-30 lat. On na pewno będzie nastawiony na kreatywne, twórcze działanie. W tym względzie maszyny nie zastąpią człowieka.

Maciej Hofman: - Kiedyś dziwiłem się, gdy czytałem, że w USA są takie przedmioty na maturze jak szydełkowanie. Okazuje się, że to wcale nie jest takie głupie. Dlaczego się nie specjalizować w czymś konkretnym? Nawet przedszkole może być tematyczne. Jeśli ktoś zna się na chemii, niech zorganizuje przedszkole związane z chemią. Jeśli ktoś ma pomysł, by zorganizować przedszkole muzyczne, niech to zrobi. Niewielu nauczycieli perkusji potrafi uczyć małe dzieci. A pod wpływem fenomenu Igora Faleckiego, wielu rodziców i wiele dzieci byłoby tym zainteresowanych.

Gdyby więc osoby kończące studia nie bały się wyzwań i korzystały z pieniędzy, które można uzyskać na otwarcie pierwszej działalności gospodarczej, pojawiłyby się nowe szanse. Teraz nauczyciele muzyki uważają, że dziecko poniżej pięciu lat nie będzie grać na gitarze. A ja zacząłem uczyć Jasia gry na tym instrumencie, gdy miał trzy lata, bo on przymierzał się do gitary ledwie skończył rok.

Agata Hofman: Przy Centrum Edukacji Kosmicznej można by stworzyć przedszkole kosmiczne, taki pomysł ma Elżbieta Kowalczyk. Dzieci zafascynowane kosmologią, wszechświatem, planetami, hydroponiką, magnetyzmem, sadzeniem roślin w stanie nieważkości - znalazłyby coś dla siebie.
- Pan Maciej: - To naprawdę może być przedszkole na godziny, rozwijające w danej dziedzinie.
Pani Agata: Są fantastyczne strony internetowe, pokazujące, jak wychodzić poza określone schematy, np. www.khanacademy.org, www.pl.euhou.net, worldwidetelescope.org, www.fablevision.com, www.totylkofizyka.pl.

Dzięki prostym doświadczeniom dziecko dowie się, jak zgasić świeczkę za pomocą proszku do pieczenia i jak sporządzić klej do wody, a dzięki specjalnym programom wyruszy w podróż do mgławic.

W Trójmieście tylko kilkanaście rodzin kształci dzieci domowo. W całej Polsce - około dwieście. Dokładnych danych brak.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Szkoła nie dla każdego. Można kształcić dzieci w domu - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki