Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krawczyk: Zarząd Lechii Gdańsk stracił kontakt z rzeczywistością

Paweł Stankiewicz
Wielu kibiców Lechii jest przeciwnych polityce zarządu gdańskiego klubu
Wielu kibiców Lechii jest przeciwnych polityce zarządu gdańskiego klubu Tomasz Bołt
Dariusz Krawczyk należy do grona mniejszościowych akcjonariuszy w Lechii Gdańsk SA. Przed laty był jednym z założycieli Biznes Partner Klubu, który finansował zespół biało-zielonych w niższych klasach rozgrywkowych. Później był wiceprezesem Lechii, następnie członkiem rady nadzorczej. Przez ostatni rok pełnił rolę doradcy Andrzeja Kuchara, głównego inwestora Lechii.

Kilka dni temu Krawczyk zrezygnował z tej funkcji. Dlaczego?

- Przede wszystkim nie miałem żadnego wpływu na to, co się dzieje w klubie - tłumaczy Krawczyk "Dziennikowi Bałtyckiemu". - Zgłaszałem kilka propozycji dotyczących różnych dziedzin funkcjonowania klubu, ale bez żadnego skutku. Tymczasem Lechia jest w strefie drużyn zagrożonych spadkiem z ekstraklasy, a ja nie chciałbym być postrzegany jako osoba, która była odpowiedzialna za to, co się dzieje w klubie, bo rzeczywistość wyglądała inaczej.

W tej sytuacji Krawczyk wyrósł na głównego przeciwnika zarządzających klubem Macieja Turnowieckiego i Błażeja Jenka.

- Jestem przeciwnikiem tego, co się dzieje. Nie widać ruchów, które mogłyby usprawnić funkcjonowanie klubu. To nie tylko temat trenera. Całe zamieszanie wokół trenerów wynika tylko ze złego zarządzania klubem - uważa były doradca Kuchara.

W efekcie podczas walnego zgromadzenia akcjonariuszy Lechii nastąpiła próba odwołania zarządu oraz dyrektora generalnego Jenka.

- Miała ona charakter symboliczny - nie ukrywa Krawczyk. - Głównym inwestorem jest Andrzej Kuchar, który posiada większość akcji. On ustanawia skład zarządu i rady nadzorczej. To był akt grupy akcjonariuszy mniejszościowych, powodowany troską o Lechię. Milczenie z naszej strony byłoby poważnym zaniechaniem. Gołym okiem widać, że sprawy idą w złym kierunku. Naszym moralnym obowiązkiem jest to, by zaakcentować potrzebę zmian. Budżet na papierze się zwiększa, a efekt szkoleniowy jest odwrotnie proporcjonalny. Klub zmierza ku degradacji, a nie w kierunku deklarowanej walki o europejskie puchary. I za to kierownictwo klubu ponosi odpowiedzialność - mówi.

Krawczyk został zatem liderem opozycji w klubie?

- Nie uważam, że to opozycja - mówi. - Prezydent Gdańska zabiera głos w tej sprawie również, a trudno mówić o nim, że jest opozycjonistą. Jak dzieje się źle, to trzeba o tym mówić, ponieważ wszystkim nam przyświeca jeden i ten sam cel. Prezes po rundzie jesiennej mówił na konferencji prasowej, że myśleli, iż Lechia to samograj. Jak ktoś ma do czynienia z biznesem, wie, że coś takiego nie istnieje. Trzeba działać, aby klub się rozwijał. Zarząd stracił kontakt z rzeczywistością i myśli życzeniowo.

Nie wszyscy spośród akcjonariuszy mniejszościowych głosowali przeciwko absolutorium dla zarządu klubu.

- Na 36 osób obecnych na walnym zgromadzeniu, 25 podpisało wniosek o wotum nieufności. Chcieliśmy pokazać żółtą kartkę dla poczynań kierownictwa klubu - przyznał.

Krawczyk widzi potrzeby zmian, aby Lechia walczyła skutecznie o utrzymanie się w ekstraklasie.

- Na pewno potrzebne są zmiany w pionie sportowym. Widzę potrzebę nominowania dyrektora sportowego. Komitet transferowy zupełnie się nie sprawdził. Zasiadają w nim osoby, które niekoniecznie muszą się znać na walorach sportowych zawodników. Rozpływa się odpowiedzialność, a głosowanie demokratyczne nie zawsze się sprawdza. Potrzebne są osoby, które się znają na piłce. Trzeba utrzymać zawodników, którzy decydują o sile drużyny, zwłaszcza w rundzie wiosennej, kiedy walczymy o utrzymanie, jak Lukjanovs i Traore. Wracając do przeszłości, to nie rezygnowałbym z Buzały i Wołąkiewicza, którzy chcieli zostać, ale nie otrzymali dobrej propozycji z klubu. Buzała kupił mieszkanie w Gdańsku, chciał zostać. Nie wierzę, że chcieli odejść. Zawodnicy muszą czuć się dowartościowani, nie tylko finansowo. Ważnym aspektem jest też to, w jaki sposób żegnano się z zawodnikami. Na przykład Mateusz Bąk, który spędził w Lechii 12 lat, jako bramkarz przeszedł drogę awansu od A-klasy do ekstraklasy, był ikoną klubu oraz ulubieńcem kibiców, został potraktowany karygodnie. Nie docenia się zawodników związanych z klubem, a ci sprowadzeni z zagranicy częstokroć otrzymują gażę większą, niż na to zasługują. Nie można pozbywać się zawodnika, jeśli nie ma się lepszego transferu. W Lechii kolejność jest odwrotna - kończy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki