Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rafał Dutkiewicz o milionach i fakturze za kafle, których nie ma

RED
Paweł Relikowski
Pokłóćmy się o Wrocław. Jak co miesiąc o najważniejsze wydarzenia w stolicy Dolnego Śląska spierają się prezydent Rafał Dutkiewicz i Arkadiusz Franas, redaktor naczelny "Polski-Gazety Wrocławskiej"

To na początek sam z własnej woli wystawię się na cios. Jakiś czas temu "Gazeta Wrocławska" napisała, że Bruksela oskarża Wrocław o nieprawidłowości przy wyłanianiu nowego wykonawcy na stadion. I podobno Pan chce zaprotestować?

Nie zaprotestować, tylko wyjaśnić. Rozumiem zasady funkcjonowania mediów, ale próba sensacyjnego sprzedania tematu nie może go zakłamywać. Sformułowanie, że "Bruksela oskarża Wrocław o nieprawidłowości przy wyłanianiu nowego wykonawcy stadionu" jest po prostu nieprawdziwe. Postępowanie administracyjne, które toczy się w Brukseli, owszem dotyczy Wrocławia, ale Wrocław w żadnym wypadku nie jest w nim stroną.

I to też napisaliśmy…

...kładąc jednak nacisk na oskarżenia pod adresem władz miasta. Natomiast w świetle prawa polskiego wszystkie czynności z zatrudnieniem Maxa Bögla były przeprowadzone prawidłowo. Na ten temat wydane zostało ostateczne rozstrzygnięcie Krajowej Izby Odwoławczej. Natomiast Bruksela teraz bada ten przypadek - i nie ma jeszcze żadnego rozstrzygnięcia- sprawdzając, jak polskie prawo ma się do unijnego. Czyli sprawa toczy się między Komisją Europejską i rządem polskim. Można domniemywać, że za jakiś czas pojawi się stanowisko Komisji, które ewentualnie nakaże coś zmienić w prawie polskim. Będzie to rodzaj decyzji administracyjnej. I dopiero taka może doprowadzić do postępowania sądowego przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości. A ten znowu może ustalić jakieś zmiany w prawie polskim. Taka jest procedura. I w żaden sposób nie wpłynie to na naszą umowę z Maxem Böglem.

Wszystko się zgadza. Ale musi Pan przyznać, że stosując pewne uproszczenia, możemy powiedzieć, że Komisji Europejskiej nie spodobały się wyjaśnienia Wrocławia złożone w tej sprawie.

Kolejne nieporozumienie. Wrocław nie składał wyjaśnień przed Komisją Europejską, tylko zrobił to Urząd Zamówień Publicznych. Oczywiście na podstawie naszych informacji, o które nas poprosił.
Oczywiście. Ale chodzi o pewne dane. Myślę, że Komisja Europejska nie miałaby tych zastrzeżeń, gdyby informacje przekazane przez UZP nie budziły pewnych zastrzeżeń. Choćby ta dotycząca terminów. Wrocław tłumaczy się, że zatrudnił nowego wykonawcę bez przetargu, bo chodziło o dotrzymanie terminu zakończenia budowy wyznaczonego na 30 czerwca 2011 roku. A i tak się okazało, że nawet nowy wykonawca go nie dotrzymał. Więc Komisja może mieć wątpliwości co do tego tłumaczenia. Nie sądzę, żeby to akurat było źródłem wątpliwości Komisji. Dwa lata temu najbardziej prawdopodobne były dwie rzeczy: po pierwsze, że Mostostal nie ukończy stadionu w terminie, a być może i przed Euro, i po drugie, że UEFA przeniesie rozgrywki z Wrocławia gdzie indziej. To była podstawa decyzji o zmianie wykonawcy. Ponadto Komisja nie może zajmować się podjętą przez nas decyzją czy samą umową. Komisja zajmuje się polskimi przepisami, na mocy których podjęliśmy - jeszcze raz podkreślam - w pełni legalne decyzje. Co innego, gdyby w to były uwikłane fundusze unijne. Wtedy bezpośredni wpływ Komisji na sprawę byłby uzasadniony. Jednak polski podatnik może spać spokojnie. Jeśli nawet za kilka lat dojdzie do jakiegoś rozstrzygnięcia Komisji Europejskiej, to nikt nie nakaże nam rozbiórki stadionu ani przez to nie stracimy ani złotówki.

Zostawmy Brukselę, bo ja wcale nie uważam, że mamy taki spokój na naszym stadionie. Max Bögl miał skończyć 30 czerwca. Nie udało się. Potem Pan obiecywał, że uda się to zrobić do końca roku. Też się nie uda. Nie jest dobrze.

Nie jest też źle. Stadion stoi. Odbyło się na nim z powodzeniem sześć wielkich imprez. Na koncercie, walkach i meczach w ciągu dwóch miesięcy pojawiło się blisko ćwierć miliona ludzi. Widać wyraźnie, że wrocławianie są bardzo zadowoleni ze stadionu i z tego, co się na nim dzieje. I wcale się im nie dziwię: jest piękny, funkcjonalny, odbywają się na nim fantastyczne widowiska. Nie zmienia to faktu, że problemy są, i to cztery. Pierwszy to zakończenie prac na zewnątrz, w przestrzeni parkingowej. Do zrobienia pozostało niewiele i gdyby teraz trwały intensywne prace, to wszystko skończyłoby się pewnie w styczniu. Po drugie, prace instalacyjne. Tych jest trochę więcej, choć bez nich stadion funkcjonuje. Trzecim problemem są historie z płatnościami wśród podwykonawców. I tu mamy prawdziwy kłopot. My możemy ingerować do poziomu bezpośrednich podwykonawców Maxa Bögla. W świetle prawa niżej już nie. Czyli jeśli podwykonawcy zatrudnią znowu inne firmy, to tu my sami nic nie zdziałamy. Możemy oczywiście mediować i to robimy, ale na inne działania prawo nam nie zezwala. Z tym już musi sobie radzić sam Max Bögl. Ostatni problem to oczywiście pieniądze. Max Bögl uważa, że należą mu się dodatkowe pieniądze. Część to kwoty za podobno wykonane już prace, które nasza spółka Wrocław 2012 odrzuciła jako nieuzasadnione. W myśl polskiego prawa prosimy o udokumentowanie tych prac, a wykonawca nie potrafi tego zrobić. Do anegdoty przeszedł już przykład faktury za kafelkowanie toalet, a przecież w stadionowych toaletach nie ma kafelków. Druga grupa pieniędzy to wycena dodatkowych usług, które trzeba było wykonać ponad to, co było ustalone w pierwotnym projekcie. I tu jesteśmy skłonni dodatkowo zapłacić, prosimy tylko o dokładne wyszczególnienie tych prac.

I tu też nie możecie się dogadać?

Od jakiegoś czasu pracujemy nad aneksem, bo jest on niezbędny, by przekazać kolejne pieniądze, ale przedstawiciele Maxa Bögla nie kwapią się do jego podpisania. Więc powstaje błędne koło. My nie płacimy, bo nie mamy podstawy do wypłaty, oni spowalniają prace, bo nie dostają pieniędzy. Mam wrażenie, że w sprawie zaczynają grać role różnice kulturowe. W Niemczech podpisuje się dużo mniej szczegółowe umowy, my w myśl polskiego prawa musimy zadbać o każdy punkt porozumienia. Myślę jednak, że w miarę szybko dojdzie do porozumienia w tej sprawie, na czym przecież wszystkim zależy.

To grozi nam, że do Euro stadion nie będzie skończony?

Myślę, że do marca uporamy się z tą inwestycją. Poza tym proszę pamiętać, że z obiektu można korzystać. Śląsk Wrocław po przerwie zimowej na pewno ponownie zagra tam swoje mecze.
A nie jest tak, że niemiecka firma wie, iż my musimy mieć stadion i mamy nóż na gardle, więc postanowiła wykorzystać tę sytuację? Spotkałem się z szefem tej firmy i doszliśmy do wniosku, że napięcie między stronami jest tak duże, że musimy zmienić szefów projektów. Zrobiliśmy to. Wiem już teraz, że całość inwestycji zakończy się do marca, a część spraw prawdopodobnie trafi do sądu. Powiem więcej, nawet chciałbym, aby tam trafiły, bo wtedy będziemy mieli pełną jasność, za co i jak powinniśmy zapłacić. Z drugiej strony wiem, że firmie nie jest to na rękę, bo przecież ten sąd trafi do ich CV. A nikt nie lubi chwalić się sądową przeszłością przy tego typu inwestycjach.
Czy to całe zamieszanie nie powoduje, że UEFA trochę nerwowo patrzy w stronę Wrocławia?
Nie. Kompletnie nie. Jestem w stałym kontakcie z władzami UEFA i wiem, że UEFA jest zadowolona z inwestycji prowadzonych we Wrocławiu. Dla nich najważniejsze jest teraz zapewnienie właściwej obsługi cateringowej i ochrony na stadionie. W przypadku cateringu chodzi o właściwy standard podawania i przygotowania jedzenia, przede wszystkim w strefie VIP, ale także na trybunach. Operator gastronomiczny zostanie wyłoniony w ciągu kilku tygodni. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to UEFA naciska, by o ochronę dbała jedna firma. Do tej pory swoją firmę miał Śląsk, swoją my, a jeszcze inną PZPN. UEFA obawia się, że taka zmienność powoduje, że dana firma nie jest w stanie właściwie "nauczyć się" stadionu. Na szczęście dogadaliśmy się już ze Śląskiem, a teraz musimy dojść do porozumienia z PZPN. Jesteśmy już blisko ustalenia jednej firmy ochroniarskiej.

To powiedzmy o jeszcze jednym "szczególe". Po tych zawirowaniach ile będzie nas kosztował stadion?

Około 950 milionów złotych brutto, ale po odzyskaniu VAT-u tak naprawdę będzie nas kosztował około 730 mln zł.

A co z nazwą stadionu? Dokładniej mówiąc, ze sponsorem, który trafi do nazwy.

Jesteśmy po kilku rozmowach z operatorem stadionu, czyli z firmą SMG, z których wynika, że mocno różnimy się opiniami. Ja uważam, że sponsor tytularny powinien być wyłoniony jak najszybciej. Kierownictwo SMG twierdzi, że najlepiej będzie zrobić to dopiero po Euro, bo wtedy będzie można osiągnąć lepszą cenę. Moim zdaniem są w błędzie. Każdy rozsądny sponsor przecież będzie chciał się pokazać już podczas mistrzostw Europy.

Był Pan we Lwowie podczas losowania grup na Euro 2012. Jak Panu podoba się nasza grupa?

Na początku to nawet bardzo się cieszyłem, bo pierwszych dolosowano nam Czechów. A to było moje marzenie. Potem już obstawiałem inaczej. Chciałem na przykład Irlandii. Ale na losowanie nie można się obrażać. Zwłaszcza że wbrew wielu opiniom nie jest źle. Za Rosjanami przyjadą kibice, o których powinniśmy marzyć, czyli bogaci. Poznaliśmy ich już trochę podczas bokserskiej walki Adamka z Kliczką. Grecy to znowu południowy temperament, więc dostarczą nam radości. Sportowo jest to dla nas bardzo dobra grupa, bo może uda nam się przejść do następnej fazy rozgrywek. I wtedy Wrocław przejdzie do historii. To będzie pierwszy raz w dziejach polskiego futbolu. Zwłaszcza jak wywalczymy sobie to w ostatnim meczu z Czechami, który - jak wiadomo - będzie rozegrany właśnie u nas. I na ten kraj najbardziej się nastawiamy. Przygotowujemy cały szereg działań promocyjnych skierowanych do naszych południowych sąsiadów.

To poświęćmy teraz jeszcze chwilę innej inwestycji, choć związanej z Euro. Kiedy zakończą się roboty związane z budową tramwaju na Kozanowie?

Prace powinny zakończyć się jeszcze w tym roku. W najgorszym wypadku w połowie stycznia. Natomiast tramwaj ruszy tam w lutym lub marcu.

A co z metrem? Pańscy radni w sejmiku wystąpili już o dofinansowanie z budżetu województwa na ten cel...

Chodzi o dofinansowanie nie budowy metra, a naukowego studium, które ma dać odpowiedź na pytanie, czy ta inwestycja we Wrocławiu ma sens, przede wszystkim z punktu widzenia kosztów. Jak na razie ze wstępnych szacunków wychodzi duży rozrzut kwot: od 3 do 7 miliardów złotych. Gdyby to była ta pierwsza suma, to można myśleć o inwestycji coraz poważniej, ale gdy druga, to przedsięwzięcie jest mało realne w ciągu najbliższych dziesięciu, dwudziestu lat. Tak czy inaczej budowa nie ma szans zacząć się w tej kadencji.

Rok się kończy, więc muszę spytać o plany na 2012, choć z drugiej strony sam sobie odpowiem: Euro 2012. Ale czy tylko?

Nie tylko. Także dalsze starania o World Games 2017, czyli igrzyska sportów nieolimpijskich. W pierwszej połowie roku musimy przygotować projekty związane z Europejską Stolicą Kultury. Cały czas musimy przygotowywać się do przyjęcia 6-latków do szkół, bo projekt się przesunął w czasie, ale w końcu wejdzie w życie. Inwestycyjnie nie będzie gigantów, ale zaczniemy obwodnicę Leśnicy i przebudowę układu komunikacyjnego Psiego Pola. Ale faktycznie, nacieszmy się przede wszystkim Euro i wszystkim, co zbudowano przy tej okazji.

To na koniec to, o czym prawdziwi mężczyźni lubią rozmawiać najbardziej, czyli o jedzeniu. Nasza gazeta właśnie wydała Dolnośląską Książkę Kucharską, a ja Pana chciałem się spytać o coś następującego. Gdy słyszy Pan hasło "kuchnia dolnośląska", to jaka potrawa kojarzy się Panu w pierwszej kolejności?

Ja na Dolnym Śląsku poznałem kutię. I to pierwsze skojarzenie. Tutaj też się nauczyłem robić jaja na serze. Wspominałem już o nich, ale przypomnę. Olej rozgrzewamy, kładziemy ser żółty, potem wbijamy jajka i przykrywamy. Zdradzę też swój drobny sekret. Ja dopiero ostatnio zacząłem przywiązywać wagę do smaków. Zaczynam się nimi delektować. Wcześniej nie zwracałem na to szczególnej uwagi.

A u Pana na wigilii kuchnia wielkopolska miesza się z daniami kresowymi?

Trochę tak. Tylko jest to jeszcze bardziej skomplikowane. Ja jestem Wielkopolaninem, ale moja mama ze względu na swoje pochodzenie łączyła tradycję wielkopolską z małopolską. Do tego dochodzą oczywiście tradycje rodzinne mojej żony. I dlatego na kolacji jest i karp z łazankami, to dla mnie, i ryba w galarecie, bardzo lubiana przez mojego teścia. Oczywiście jest i barszcz, i taka zupa przypominająca trochę kapuśniak oraz grzybowa.

Czyli prawdziwa kuchnia dolnośląska.

Chyba tak. Jej specyfika polega właśnie na takim przenikaniu się smaków i kultur.
To w nowym roku życzę Panu nie tylko wspaniałych przygód kulinarnych, ale i spełnienia wszelkich marzeń. Zwłaszcza że one właśnie wraz z Euro 2012 zaczną się spełniać.

Dziękuję. I panu również życzę wszelkiej pomyślności, a także wszystkim Czytelnikom: szczęśliwego Nowego Roku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska