Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozwydrzony problem hodowców

Mateusz Węsierski
Spacer w plenerze może się skończyć niemiłą niespodzianką. Rolnicy zastawiają nad brzegami zbiorników wodnych pułapki na wydry, które rozpanoszyły się na tyle, że wyjadają to, co gospodarz chciałby sobie wyhodować.

Pułapki okaleczyły już niejednego psa czy kota i zagrażają też ludziom. Właściciele stawów wzruszają ramionami, bo ich zdaniem innego wyjścia nie ma. Prawo pozwala na likwidowanie tych zwierząt, gdy wyrządzają faktyczne szkody, ale tylko po uzyskaniu zgody i dotyczy to tylko zarejestrowanych hodowli.

- I tak nie dostałbym pozwolenia, więc zastawię pułapkę albo odstrzelę szkodnika z gazówki i jest po problemie. Przecież nikt nie musi się o tym dowiedzieć - mówi jeden z rolników, hodujący ryby pod Miastkiem.
Brutalnie dowiedzieli się o tym właściciele psów z Borowego Młyna (pow. bytowski), bo w tej wsi już kilka psiaków chodzi z naderwanymi łapami.

- To karygodne. Wydry mogą likwidować tylko hodowcy ryb po uprzednim zgłoszeniu w Urzędzie Wojewódzkim i tylko wtedy, gdy odstrzału dokona myśliwy. Wszelkie kłusownicze pułapki są niedozwolone - krytykuje Piotr Jaworski z zarządu Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Warszawie.

- Nie może być tak, że hodowca ryb powie: "Stachu! Strzelaj! Załatwimy szkodnika" albo zastawi pułapkę. To niedopuszczalne i surowo karane.
Rzeczywistość na wsi jest jednak nieco poza prawem, bo rolnicy radzą sobie jak mogą i ciężko złapać ich na gorącym uczynku. Bardziej humanitarnie do sprawy podchodzą właściciele poważnych firm hodujących ryby na masową skalę.
- Odganiamy wydry preparatem odstraszającym dziki. Śmierdzi niesamowicie. O pozwolenie na odstrzał nawet się nie staramy, bo to droga przez mękę - mówi Andrzej Marczyński, właściciel firmy Aquamar z Miastka, która prowadzi kilkusethektarowe gospodarstwo rybackie.
Zupełnie niehumanitarni są właściciele stawów, które nie są oficjalnymi hodowlami ryb. Nad takimi oczkami wodnymi można spotkać bardzo niemiłą niespodziankę.

- Staw jest mój, a wydra to szkodnik. Prawo jest jednak u nas tak dziwne, że chroni się zwierzęta, a mnie już nie, mimo że mi wszystkie ryby wyżerają - bulwersuje się rolnik spod Bytowa. - Skoro tak bronią tych zwierzątek, to niech płacą za każdą rybę, którą wydra wyciągnie mi ze stawu. Zapewniam, że jest ich niemało.

Zabijać można tylko za zgodą
Wydra jest tylko częściowo chroniona, bo w 2001 roku została wykreślona z Polskiej Czerwonej Księgi Zwierząt. Powodem były właśnie skargi hodowców, którym te stworzenia pustoszyły stawy. Wydra europejska, bo taka jest w Polsce powszechna, trafiła więc na listę zwierząt chronionych częściowo. Oznacza to, że jeśli gdzieś wydry będą wyrządzać duże szkody w stawach hodowlanych, można się starać o zgodę na ich częściowy odstrzał. Mimo to wielu hodowców dokonuje nielegalnej eliminacji tych zwierząt. Podpierają się liczebnością gatunku, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu żył tylko w czystych wodach. W ostatnich latach wydry rozpanoszyły się również w wodach o kiepskiej przejrzystości. Ryby stanowią do 65 proc. wszystkich jej ofiar. Wydra zjada je razem z ośćmi. Nie pogardzi też ptactwem wodnym, rakami i innymi drobnymi żyjątkami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki