Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Wałęsa: Walczę o to, żeby stanąć na nogi

Ryszarda Wojciechowska
Jarosław Wałęsa stanął tylko na chwilę. Na większość pytań odpowiadał w pozycji leżącej
Jarosław Wałęsa stanął tylko na chwilę. Na większość pytań odpowiadał w pozycji leżącej Grzegorz Mehring
- Po raz pierwszy od wypadku, przez kilka minut nic mnie nie bolało - mówi Jarosław Wałęsa w rozmowie z Ryszardą Wojciechowską.

Miał Pan szczęście w nieszczęściu. Dostał Pan drugie życie od losu?
Sam sobie próbuję na to pytanie odpowiedzieć. Nie wiem, czy drugie, ale na pewno nowe. Bo ja w pewnym sensie jestem... nowy. Mam wrażenie, jakby mi ktoś powykręcał ręce, nogi i wstawił w to miejsce coś obcego. Chwilami czuję się jak dziecko, bo uczę się chodzić. Ale głównie jak człowiek sędziwy odczuwam ból mięśni i stawów.

Wypadek był takim dramatycznym pożegnaniem młodości.

Na kilka dni przed tym, co się stało, rozmawiałem z mamą. Powiedziałem wtedy: - Mamo, przecież ja mam tyle szczęścia w życiu. Ono musi się kiedyś skończyć. Nie wiem, może wykrakałem? Może coś przeczuwałem? Chociaż do końca tego limitu szczęścia nie wyczerpałem. Przeżyłem. Jestem tu.

Oglądał Pan zdjęcia zrobione po wypadku?
Nie chcę oglądać. Boję się tych obrazów. A jak mi wróci pamięć z tych chwil? A ja nie chcę pamiętać.

Jarosław Wałęsa ciężko ranny w wypadku motocyklowym

A pierwsze wspomnienia po wybudzeniu ze śpiączki?
Zobaczyłem wokół siebie rodzinę, bratanków i mojego amerykańskiego tatę.

Stan Jarosława Wałęsy jest coraz lepszy

Amerykańskiego tatę?
Kiedy uczyłem się w Stanach Zjednoczonych mieszkałem z rodziną, która mnie praktycznie zaadoptowała. Zżyłem się z nimi tak mocno, że nazywam ich amerykańskimi rodzicami. Amerykański tata przyleciał ze Stanów do szpitala bardzo szybko. Amerykańska mama kilka tygodni później. Opowiedziała mi zresztą pewną historię. W tym czasie, kiedy wydarzył się wypadek, u nich był poranek. A ona wybudziła się ze snu i krzyknęła do męża - słyszałeś ten huk? Słyszałeś? Dzwoń do dzieci i sprawdź, czy nic się żadnemu nie stało. I tak dowiedzieli się o wypadku.

A prawdziwi rodzice jak reagowali?
Mama, jak to mama, po wybudzeniu przytuliła mnie. To, co się dało przytulić (śmiech). Bo cały byłem w gipsie. Ale buziaka od niej dostałem. Za to ojciec był w szoku. Stał tylko niemo w rogu pokoju i i patrzył. Nie chciał podejść. Jakby się bał, że przytuleniem może mi zrobić krzywdę. Widziałem, jak to trawi w sobie. Jak oboje przeżywają. Dlatego przepraszam ich za każdym razem, kiedy tylko mogę. Przepraszam za cierpienie, jakie im sprawiłem tym swoim wypadkiem. Nie zasłużyli na to.

Zobacz jak Wałęsa dziękuje Bogu za uratowanie syna

Myślał Pan - dlaczego mnie to spotkało?
Nawet mi to do głowy nie przyszło. Stało się. I już.
Żadnego poddawania się?
Wręcz przeciwnie, "stanąłem" do walki o siebie. Ale miałem też kryzysowe momenty. Pierwszy bardzo dokładnie pamiętam. Był 16 września, tuż po operacji rąk. Ból tak straszny, że przez trzy dni i trzy noce nie spałem. Leżałem nieruchomo, oszalały z bólu i otumaniony z bezsenności. Trzeciego dnia nie mogłem nawet rozmawiać. Zamiast tego pociekły mi łzy. Nie szlochałem, tylko ich nie mogłem powstrzymać. Mówię: - Słuchajcie, widzicie, co się dzieje? Zawołajcie specjalistę. Przypisano mi kilka leków uspokajających i nasennych. Czwarta noc była już spokojna. Noce były najgorsze. Ciemność, samotność i myśli, które natarczywie tłuką się po głowie. W dzień miałem zawsze wielu gości - rodzina, przyjaciele, politycy. Wpadł Daniel Olbrychski z galaretą, mówiąc: - Jedz Jarek, żebyś się dobrze zrastał.

Jakie myśli krążyły Panu nocą po głowie?
Czy jestem cały? Czy kiedyś wstanę? Czy będę mógł chodzić? Ale potem wrócił optymizm i nadzieja. W tej chwili jestem jeszcze bardzo wrażliwy na ból. Nadwrażliwy na dotyk. Wystarczy mnie lekko dotknąć, a ja czuję dreszcz albo ukłucie. Połączenia nerwowe tak miałem poszarpane, że nawet morfina na mnie nie działała. Prosiłem lekarzy, żeby mi coś jeszcze przepisali na uśmierzenie bólu, ale odmawiali, bo już byłoby za dużo. Kilka kroplówek na raz ściekało mi do organizmu i nic. Może jestem przewrażliwiony na ból? Wczoraj wieczorem, po raz pierwszy od wypadku, przez kilka minut czułem się normalnie. Nic nie bolało. Pomyślałem - trwaj chwilo, trwaj. I trwała, ale krótko. Potem wróciło mrowienie. Miałem jednak przedsmak tego, że może być normalnie.

Optymizm Pana nie opuszcza.

To się nie stanie ot tak, na pstryknięcie palcami. Ten łokieć, na przykład - proszę zobaczyć - już na tyle mogę ręką ruszać. Ale to tylko tyle. Każdego dnia udaje mi się po milimetrze wyszarpać więcej sprawności. Kiedy już dotknę prawą ręką twarzy, to będzie sukces. Pracuję na to od tygodni. Będę szczęśliwy, kiedy mi się uda nią dotknąć własnego nosa albo umyć zęby.

Jeszcze trochę brakuje, żeby dotknąć.
Tyle.

Jakieś 25 centymetrów.
Sam już nie dam rady zrobić więcej. Ale po zabiegu, jaki mnie jeszcze czeka, wierzę, że będę mógł przeżyć prostą, ludzką radość z powodu odzyskania sprawności w ręce. Wczoraj, na przykład, uklęknąłem po raz pierwszy na łóżku. Dla pani to coś zupełnie oczywistego. A dla mnie... Już jestem o krok bliżej do wymarzonej normalności. To mnie zachęca do ćwiczeń.

Sporo ma Pan w sobie tytanu.
Tytanowa ręka, kręgosłup i udo. Żelastwa mam w sobie rzeczywiście sporo. Dwa pręty zbrojeniowe, które mi już wyciągnięto, dostałem na pamiątkę. Reszta będzie na zawsze.

Na lotnisku może być ciężko.
Myśli pani, że tytan zacznie dzwonić? Podobno nie. Ale sam jestem ciekawy.

Pomyślałam, że tata to "Człowiek z żelaza", a Pan...
Człowiek z tytanu, chce pani powiedzieć (śmiech). Nie obrażam się za takie porównanie.
Pan zawsze żył zdrowo, żeby nie powiedzieć - higienicznie. Nie palił, nie pił, biegał.
W ostatnich latach rzeczywiście żyłem szczególnie higienicznie, prawie jak mnich. Nie wiem, czy kiedy stanę na nogi, zacznę żyć łapczywie. Spotkajmy się za cztery miesiące i wtedy porozmawiamy - jak mnie ten wypadek psychicznie zmienił. Na razie walczę o to, żeby stanąć na nogi. Pamiętam, jak drugiego albo trzeciego dnia po wybudzeniu ze śpiączki przyszedł doktor i zaczął wymieniać moje wszystkie złamania. Zaczął od kręgosłupa. Kiedy powiedział, że jest złamany, oblał mnie zimny pot. To był cios. Ale za chwilę dodał: spokojnie, rdzeń jest cały. Odzyska pan zdolność ruchową, ale jeszcze nie wiemy, w jakim stopniu. Zobaczymy, to wszystko przed panem. Wtedy zdałem sobie sprawę, jak bardzo mi będzie brakować mojego dotychczasowego życia. Tej niezależności, sprawności. Zawsze lubiłem biegać. Od wielu miesięcy przed wypadkiem miałem swoją ulubioną trasę nad morzem, od mola w Brzeźnie do Sopotu. Biegałem zazwyczaj o poranku. Pomyślałem, jak żyć bez biegania i zapachu morskiego powietrza? Nie, ja chcę mieć to z powrotem. Muszę wrócić na to molo w Brzeźnie. I wiem, że to zrobię.

Czego Panu teraz najbardziej brakuje?
Nawet pani nie wie, jak chciałbym już wrócić do pracy. Pojechać do Brukseli. Posiedzieć na komisji rybołówstwa. Posłuchać, może się nawet posprzeczać. Tęsknię za tym, żeby pójść na zakupy, zjeść kanapkę, którą sam mógłbym sobie zrobić. Ten wypadek odebrał mi też moją pasję. Jazdy motocyklem też na pewno będzie mi brakowało.

Prokuratura gromadzi materiał dowodowy z wypadku Jarosława Wałęsy

Ale to chyba najmniejsze zmartwienie - pożegnanie z pasją.
A jednak motocykle dawały mi tyle dziecięcej radości. Trzeba będzie sobie znaleźć coś innego. Bo na motocykl już nie wsiądę. Obiecałem to rodzicom. Jestem też odpowiedzialny za moich pracowników w biurach europarlamentarnych. Nie mogę pozwolić na to, żeby ich życie zależało od mojego wiatru we włosach.

Przetoczono Panu niemal całą krew, ma Pan tytan zamiast kości, a nadal są w Panu te same słabości, do motocykli, do polityki. Jak to jest?
Nie wiem (śmiech). Kiedy wrócę do dawnej rutyny, wtedy mnie pani jeszcze raz zapyta - czy nadal jestem taki sam, czy się zmieniłem.
To jak będzie wyglądać Pana życie za kilka miesięcy? Bo tabloidy już Panu to życie ułożyły. Został Pan niemal zaocznie ożeniony.
Ach, o to chodzi? Nie przejmuję się takimi historiami. Na razie chcę stanąć na nogach. I dopiero wtedy pomyślę - co będę robić i z kim. W tej chwili, leżąc na łóżku, między jednym zabiegiem a drugim, cóż mogę tak naprawdę planować?

A oświadczyny?
Będą, ale spokojnie, w swoim czasie. Bez mediów, fotoreporterów. Tak, jak to należy zrobić.

Do tej pory to tata i Pan byliście bohaterami mediów. Ostatnio mama wyszła z cienia. Pan uważa, że dobrze się stało?
Zachęcałem mamę, żeby opowiedziała swoją historię.

Wspomnienia Danuty Wałęsy to historia domowa [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Mam jednak wrażenie, że mama trochę teraz tego żałuje.
Dlaczego pani tak myśli?

Pana tata niezbyt dobrze te wspomnienia odebrał.
Rodzice przeżywają kolejny etap w swoim życiu. Dzieci już na swoim. A oni muszą się odkrywać na nowo. Może ta książka w tej chwili stanowi jakąś barierę, bo ojciec nie do końca rozumie, dlaczego mama ją napisała. Ale wydaje mi się, że jednak po pewnym czasie raczej ich zbliży. Odkryje nowy rozdział w ich małżeństwie.

Nie rozdzieli bardziej?
Mój ojciec potrzebuje więcej czasu. On musi wszystko poukładać po swojemu. Czasami układa to błyskawicznie, czasami okrężną drogą. Dajmy mu czas. Ja wiem, że ta książka wzmocni moich rodziców.

Święta u rodziców w Gdańsku?
Tak, ale właściwie w takiej pozycji, w jakiej teraz rozmawiam z panią, czyli na leżąco. Dłuższe siedzenie sprawia mi jeszcze ogromny ból. Połamię się opłatkiem, spróbuję karpia i pójdę się położyć. Ale kolejne święta, mam nadzieję, będą już wyglądały inaczej.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki