Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorza Ciechowskiego śmierć na pięć

Marcin Mindykowski
Grzegorz Ciechowski zmarł 22 grudnia 2001 roku, po długotrwałej operacji serca
Grzegorz Ciechowski zmarł 22 grudnia 2001 roku, po długotrwałej operacji serca Archiwum rodzinne
22 grudnia minęła dziesiąta rocznica śmierci Grzegorza Ciechowskiego - lidera Republiki, Obywatela G.C., wokalisty, pianisty, poety. Z tej okazji historię pięciu jego najważniejszych piosenek przypomina Marcin Mindykowski

Lider Republiki, Obywatel G.C., Grzegorz z Ciechowa, Ewa Omernik (tym pseudonimem podpisywał teksty pisane dla wokalistek) - niezależnie od wcielenia zawsze proponował rzeczy przemyślane, umykające łatwemu szufladkowaniu. Mawiał: "To, co robię, jest niemal niszowe. Nie liczę, że nagle wywalę hit na miarę Budki Suflera. Nie mam umiejętności komunikowania się z tak szeroką publicznością". Mimo to jego wrażliwość przemówiła do tysięcy ludzi - o czym najlepiej świadczą płyty z reinterpretacjami jego piosenek, odbywające się co roku koncerty jego pamięci, prace magisterskie poświęcone jego tekstom i wreszcie dojmująca pustka panująca na polskiej scenie po jego odejściu. Oto - siłą rzeczy subiektywny - wybór najważniejszych piosenek Grzegorza Ciechowskiego.

Czytaj również: Tczewianie chcą, by ich miasto promował Ciechowski

"Kombinat" (1982)

To od nagrywanego z radia na kasety magnetofonowe "Kombinatu" wielu fanów rozpoczęło kontakt z Republiką. Zespół chciał więc tym nagraniem dać do zrozumienia, jakimi środkami zamierza komunikować się z publicznością. "Kombinat" nie ma przyjemnej melodii - to bijące nowofalowym chłodem i "kanciastą", rytmiczną grą fortepianu nagranie, w którym między solówkami fletu Ciechowski neurotycznym głosem wykrzykuje: "Kombinat pracuje, oddycha, buduje!/ Kombinat to tkanka, ja jestem komórką!/ Nie wyrwę się/ To tylko wiem!".

To także sygnał, jakim językiem będzie posługiwać się Republika - stylizowanym na telewizyjno-partyjną nowomowę, zdradzającą tęsknotę Ciechowskiego, studenta polonistyki, do "zakazanej" literatury - Orwella, Kafki, Vonnegutta. Fascynację, którą zresztą szybko zaraził tysiące swoich fanów. Jak wspominał: "Gdy powiedziałem, że BBC nadaje w odcinkach »1984« Orwella, nasze fanki nagrywały je i spisywały do zeszytów. Potem wymieniały się takimi zeszytami".

Nie wszyscy zrozumieli jednak pewnie tekst skandowany przez lidera - Ciechowski nie słynął z najlepszej dykcji, co chętnie wypominały mu kroniki telewizyjne relacjonujące "szał na koncertach Republiki". Bywał z tego powodu zniechęcany do kariery scenicznej. - Do logopedy nie chodziłem, dykcja jakoś mi się poprawiła, a trochę ludzie się przyzwyczaili - bilansował po latach.

Interpretacja tekstu wydawała się oczywista - Ciechowski wyrażał to, jak ubezwłasnowolniona czuła się jednostka w zunifikowanej i zabijającej indywidualizm rzeczywistości PRL czy szerzej - bloku sowieckiego. - Historia, stan wojenny dopisały sposób interpretacji wielu tekstów Grzegorza - zauważa Zbigniew Krzywański, gitarzysta Republiki. - Tymczasem tekst powstał pod wpływem lektury "Lotu nad kukułczym gniazdem". Jest jednak tak wielowymiarowy, że równie dobrze oddawał położenie pacjentów szpitala psychiatrycznego, jak i obywateli PRL.

Czytaj również: Tczew: Festiwal Grzegorza Ciechowskiego (ZDJĘCIA)

Mimo swojej "nieradiowości" utwór chwycił od razu. - Według dzisiejszych recept na przebój "Kombinat" był wręcz antyhitem. Przecież to nie jest ładna piosenka, ludzie mówili o niej "kwadratowa", "denerwująca" - opowiada Krzywański. - Ale było w niej coś intrygującego, zaskakującego. Marek Niedźwiecki wspominał, że musiał jej kilka razy przesłuchać, bo nie dawała mu spokoju. To był cios w ówczesną estetykę polskiej muzyki.

Skuteczny cios. "Kombinat" dotarł do pierwszego miejsca na "Liście Przebojów" radiowej Trójki. Spędził tam wiele tygodni.

"Biała flaga" (1982)

Charakterystyczna fortepianowa zagrywka, agresywna gitara i zaśpiewany z pasją, wręcz wściekłością, na poły - co także charakterystyczne dla Republiki - sylabizowany tekst. Najważniejszy, hymnowy utwór zespołu.

"Gdzie oni są?/ Gdzie wszyscy moi przyjaciele?/ Zabrakło ich/ Choć zawsze było ich niewielu/ Schowali się/ Po różnych mrocznych instytucjach/ Pożarła ich/ Galopująca prostytucja" - oskarżycielsko wołał wokalista.

Ale tekstu nie ominęła ingerencja cenzorska. Jak opowiadał Ciechowski: "[Po 13 grudnia 1981] Przepadła »Biała flaga« ze słowami »Co to za pan w tych kulturalnych okularach?« - bo była to rzekomo piosenka o Jaruzelskim".

- Adresatem "Białej flagi" jest konkretna osoba - kolega, który sprzedał swoje ideały i który faktycznie nosił okulary. Ale na pewno nie był to generał Jaruzelski, bo jakie ideały on mógł zdradzić? - tłumaczy Krzywański. - Cenzorzy byli mało lotni, więc czepiali się słówek. Gdyby byli bardziej lotni, wstrzymaliby piosenkę za całokształt, za jej wymowę przeciwko konformizmowi, który przeradza się w życiową prostytucję.

Czytaj również: Tczew: Tablica pamięci Ciechowskiego odnaleziona, ale zniszczona

Kiedy Republika reaktywowała się w 1991 roku, nagrała ponownie swoje przeboje z pierwszego okresu działalności. W przypadku "Białej flagi" Ciechowski postanowił także zmienić tekst. Mówił o tym tak: "Ostatnio dużo podróżowałem. W Londynie, Paryżu, Berlinie, Nowym Jorku - wszędzie ich spotykałem. Tych, którzy nie będąc pewni swojego wyboru, namawiali mnie na to samo: Zostań tu. Większość z nich obumarła. Wolą być tam barmanem czy kierowcą niż tu artystą - i to jest ich biała flaga, którą wywiesili w 1991 roku". A w uaktualnionym tekście śpiewał: "Schowali się/ Po różnych miastach, różnych nacjach/ Pożarła ich/ Galopująca emigracja".

- Grzegorz był wolnościowcem. Dlatego początkowo był tak ufny w zmiany, które zachodziły w Polsce - dodaje Krzywański. - Ale już po roku wróciliśmy na koncertach do pierwotnej wersji tekstu. Grzegorz stwierdził, że niestety nic się nie zmieniło i piosenka będzie aktualna w tej postaci pewnie i za 50, i za 100 lat...

"Moja krew" (1985)

W 1985 roku atmosfera wokół Republiki zaczęła gęstnieć. Grupa od początku tworzyła wokół siebie nimb ekskluzywności, spała w najdroższych hotelach, na koncertach nie kontaktowała się z publicznością, a jej debiutancki album kosztował 700 zł - trzykrotność cen płyt innych artystów. Do tego kolejne utwory zespołu hulały w radiowej Trójce. To wszystko sprawiło, że dla najbardziej ortodoksyjnej, punkrockowej publiczności Republika stała się symbolem grupy komercyjnej. Grupy, która się sprzedała.

Tym ryzykowniejsza była decyzja, by zespół wystąpił w 1985 roku na festiwalu w Jarocinie. Republikę powitały gwizdy, wyzwiska, transparenty z wizerunkiem Ciechowskiego na szubienicy, deszcz pomidorów. Grupa postanowiła jednak zagrać koncert, "z wściekłością za tę niezasłużoną krzywdę". Ciechowski: "Chcieliśmy pokazać, że nie jesteśmy chłopaczkami, których można przepłoszyć jednym tupnięciem".

Efekt? Reakcja słuchaczy szybko odwróciła się o 180 stopni - pod koniec koncertu publiczność śpiewała grupie "Sto lat", skandowała o bis. Bisu się jednak nie doczekała, bo Ciechowski uznał, że na niego nie zasługuje. Więcej do Jarocina nie przyjechał.

Ten najważniejszy w karierze występ muzycy zakończyli nie, jak zwykle, "Białą flagą", ale nagraną zaledwie kilka miesięcy wcześniej "Moją krwią" - patetycznym, opartym na miarowej, kilkuakordowej grze na fortepianie utworem, w którym Ciechowski, wspomagany przez pozostałych członków kwartetu, w formie litanii wyśpiewywał: "Moja krew/ To moją krwią/ Zadrukowane krzyczą co dzień rano stosy gazet/ Nagłówkami barwionymi krwią/ Moją krew/ Wykrztusił z gardła spiker/ Na ekranie, liczę ślady/ Mojej krwi/ To moją krwią/ Podpisywano wojnę, miłość, rozejm, pokój, wyrok, układ, czek/ Na śmierć".

- Grzegorz często żartował, że alterglobaliści powinni przyjąć ten utwór za swój hymn - śmieje się Krzywański. Faktycznie, to tekst, nawet jak na Ciechowskiego, nietypowy - próbujący szukać miejsca człowieka w globalnej, związanej siatką połączeń rzeczywistości. - Ale Grzegorz nigdy nie był publicystą politycznym, społecznym. Interesował go raczej człowiek, jednostka w systemie, a nie system, mechanizm jako taki - zastrzega gitarzysta.

Jak podsumowuje zaś Jarocin '85? - Poczułem wtedy, jak wielką siłę może czuć czterech facetów, którzy mają na scenie coś ważnego do powiedzenia. Rozłożyliśmy wtedy publiczność na łopatki. I nikt mi tego nie zabierze.

"Nie pytaj o Polskę" (1988)

Już jako Obywatel G.C. (pod tym solowym szyldem Ciechowski działał w latach 1986-92) lider Republiki nagrał jeden z najważniejszych utworów w karierze. Tekst, w którym składa bezwarunkową deklarację miłości - pozornie do kobiety (której wady dostrzega), a tak naprawdę do ojczyzny. Śpiewa: "To nie kochanka, ale sypiam z nią/ Choć śmieją ze mnie się i drwią/ Taka zmęczona i pijana wciąż/ Nie pytaj mnie/ Dlaczego jestem z nią/ Dlaczego z inną nie/ Dlaczego ciągle chcę/ Zasypiać w niej i budzić się w niej".

A po latach tłumaczył: "Podstawowym pytaniem, jakie sobie wtedy zadawałem, było - wyjechać czy zostać? Wtedy wszyscy wyjeżdżali. To był ostatni moment, by podjąć decyzję. Odpowiedziałem sobie tą piosenką, że zostaję. Na koncertach dla Polonii ten utwór brzmi jak wyrzut sumienia, oni tak ją odbierają".

- Jak powiedział kiedyś Wojciech Mann, mało komu udało się tak trudny temat podać w tak piękny i dosadny sposób - dodaje Krzywański. - To nie jest wyznanie "Kocham cię, Polsko", tylko przekonanie, że o te sprawy się w ogóle nie pyta, nie kwestionuje ich, nie docieka, po co i dlaczego.

Czytaj również: Tczew: 2011 rokiem Grzegorza Ciechowskiego

"Śmierć na pięć" (2002)

- Tak zakończyć swoje życie artystyczne mógł tylko Ciechowski - mówi Krzywański. Z trudem szuka słów, łamie mu się głos.

- Pod koniec lipca 2001 roku zakończyliśmy nagrywanie materiału na nigdy niewydaną płytę Republiki - wspomina gitarzysta. - Był bardzo spójny, ale Grzegorz stwierdził, że brakuje mu numeru pięć na cztery, walczyka. Rzutem na taśmę sam wymyślił sobie riff, usiadł i nagrał go.

Okazało się, że przed śmiercią Ciechowski zdążył napisać trzy teksty. Pierwszy - dedykowany synowi, coś w rodzaju testamentu, dobrych rad na resztę życia. Drugi - zatytułowany przewrotnie "Żyć nie umierać" - wołający o prawo do osobności, wyłączenia się z wiru życia. I trzeci - właśnie "Śmierć na pięć". Ale tylko ten ostatni zdążył zaśpiewać.

W bajkowej aurze zupełnie "nierepublikańskiego" walczyka, otwieranego i zamykanego katarynką, Ciechowski śpiewa: "Skoczył kot/ A za kotem pies/ Za nim koń/ A za koniem ja/ Razy pięć/ Skaczę razy pięć/ Nie ma cię/ Samobójczy pęd/ Moja śmierć na pięć". Całość ozdobił eteryczny, animowany teledysk Mariusza Wilczyńskiego, w której korowód wymienianych w tekście, starzejących się z każdą chwilą stworzeń rzuca się ze skarpy.

- Trudno mi powiedzieć, dlaczego właśnie ten utwór i z takim tekstem Grzegorz zdecydował się nagrać jako pierwszy z całej płyty. Ale przepiękna piosenka, która opowiada o poczuciu umierania bez ukochanej osoby, w kontekście jego śmierci i osób, które osierocił, nabiera zupełnie innego wymiaru. Z perspektywy czasu widzę dziś, że pewne sprawy zamykał, chciał się z niektórymi pogodzić, spotkać... Tak jakby przeczuwał.

We wkładce do obracającej się wokół spraw ostatecznych płyty "Siódma Pieczęć" już w 1993 roku napisał: "W filmie Bergmana Śmierć gra z Rycerzem w szachy o życie. Nie liczę na taką łaskawość. Liczę się z tym, że założy mi czarną szarfę na oczy w najmniej oczekiwanym momencie".

Grzegorz Ciechowski zmarł w wieku 44 lat. Nie chorował, zdrowo się odżywiał, uprawiał sporty. Osierocił czworo dzieci. Najmłodsze z nich, Józefina, urodziła się 42 dni po śmierci ojca.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Grzegorza Ciechowskiego śmierć na pięć - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki