Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PITAWAL POMORSKI: Co się dzieje za murami więzienia w Sztumie?

Tomasz Słomczyński
Więzienie w Sztumie - czteropiętrowy gigantyczny krzyż. Pośrodku oko, z którego wszystko widać. Wszędzie kraty
Więzienie w Sztumie - czteropiętrowy gigantyczny krzyż. Pośrodku oko, z którego wszystko widać. Wszędzie kraty Robert Kwiatek/arch
Czy podczas wizyty w sztumskim więzieniu udało mi się cokolwiek wyjaśnić? Nie stało się tam nic, co mogłoby rzucić cień podejrzeń, że dochodzi do znęcania się nad więźniami.

W samym środku gigantycznego krzyża, na spojeniu poziomego i pionowego ramienia, zawieszone jest oko. Na pulpicie raz po raz zapalają się lampki. Człowiek z pałeczką, jakby batutą, wciska je raz po raz - dyryguje w ten sposób orkiestrą. Zapewnia drożność, umożliwia krwiobieg. Po schodach i balkonach przemieszczają się ludzie w mundurach i strojach "kadziennych", zwanych oficjalnie "skarbowymi".
Szczęk krat. Z czasem zaczyna być tak jednostajny, że przestaje się go słyszeć.

Tu siedział na wózku

To ta cela. Trochę większa od innych, przystosowana dla osób niepełnosprawnych (w tzw. kąciku sanitarnym specjalna szyna ułatwiająca zsiadanie z wózka na klozet). Zabity przez dyrektora osadzony nie był przykuty do wózka. Mógł się poruszać na własnych nogach, jednak czynił to wolno, z trudem. Dziś na dźwięk przekręcanego w drzwiach zamka dwóch starszych panów zerwało się z łóżek. Papierosowy zaduch nie do wytrzymania.

"Tragiczne wydarzenie" - tak wszyscy mówią tu o zabiciu Józefa S.

Potem prokurator na długi czas zamknął celę. Zabezpieczano ślady. Kiedy w końcu pozwolił ją otworzyć... Wszędzie była krew. Nie dało się tego usunąć. Trzeba było wnętrze celi odnowić.

9 października "Dziennik Bałtycki" poinformował: "Jak udało nam się nieoficjalnie ustalić, dyrektor Zakładu Karnego ppłk Andrzej G. pojawił się w nim po godz. 10 w niedzielę. Wszedł na teren więzienia. Prawdopodobnie miał przy sobie nóż. Mógł go wnieść ze sobą, przepisy nie nakazują dokładnego sprawdzania kadry kierowniczej w momencie przekraczania bramy jednostki. Udał się na jeden z oddziałów, gdzie zadał kilka ciosów osadzonemu".

Dyrektor więzienia w Sztumie przyznał się do winy

Matusik czeka na pozew

To był dzień wyborów. W poniedziałek ich wyniki zajęły pierwsze strony gazet. Wiadomość z trudem przebijała się do czołówek mediów. Wkrótce miały zagrzmieć wpisy na forach poświęconych więziennictwu. Wśród nich jeden inny niż pozostałe, bo podpisany imieniem i nazwiskiem.

Naszwyrok.pl: Mam nadzieję że po tej tragedii prokuratura zainteresuje się funkcjonariuszami. Sam jestem skłonny zeznawać, podać daty i nazwiska skorumpowanych oddziałowych, metody zastraszania choćby niejakiego (nazwisko funkcjonariusza), (nazwisko funkcjonariusza). Nie obawiam się konsekwencji. Zakończyłem swoją przestępczą działalność, żyję dziś uczciwie i wiem, że nie trafię za mury więzienia, a na wolności ci ludzie nie są w stanie mi już niczego złego zrobić. Byłbym szczęśliwy gdyby któryś z w/w panów pozwał mnie do sądu za zniesławienie. Tam panowie byście mi ust ręcznikiem już nie zatykali. Pozwijcie mnie za te słowa do sądu. CZEKAM NA TO. Czekam na pozew. Ale pamiętajcie, że teraz, przez śmierć tego biednego chłopaka, zaczął się szum medialny. Ta sprawa tak szybko nie przyschnie. Nie da się już tego zamieść pod dywan. Już nie".
Matusik, były więzień sztumskiego więzienia, pisze już z wolności: m. in. o tym, że więźniowie są regularnie bici w Zakładzie Karnym w Sztumie. Znęcać się nad nimi mają funkcjonariusze z grupy zwanej przez więźniów ATANDĄ.

Boli mnie, gdy media nazwały go [zabitego przez dyrektora więźnia - przyp. red.] "typem roszczeniowym". Taką właśnie łatkę przypinają ci w Sztumie, gdy nie pozwalasz się gnoić, gdy nie dajesz się zastraszać, gdy - wreszcie - mimo utraty wolności, nie tracisz człowieczeństwa. Podpisano: Krzysztof Matusik. Poniżej zdjęcie i adres e-mail.

Był koniec października, kiedy Matusik zamilkł. W dniu, w którym mieliśmy się spotkać, nagle przestał odbierać moje telefony. Wcześniej mówił, że ktoś mu grozi. Twierdził, że to funkcjonariusze ze Sztumu.
Postanowiłem zobaczyć to miejsce na własne oczy. Na tyle, na ile się da.

Kto się boi, zmienia zawód

- Realizujemy porządek wewnętrzny - mówi pan Jacek, oddziałowy na Oddziale I.

Zarządzenie dyrektora w sprawie porządku wewnętrznego, par. 21: "Przemarsz osadzonych do pracy i z pracy odbywa się w szyku zwartym"

O szóstej czterdzieści pięć kończy się odprawa. Pan Jacek jest w pracy od kwadransa. Nie lubi jeździć do roboty (Niech pan napisze: "do służby", nie sądzi pan, że to sformułowanie wypadnie w gazecie lepiej?) w mundurze.

Więzienie w Sztumie zbudowane jest na planie krzyża. Tam, gdzie zazwyczaj łączy się pozioma belka z pionową, znajduje się coś w rodzaju szerokiego wewnętrznego dziedzińca.

Jedna grupa czeka jeszcze za kratami, następna w asyście strażników zmierza do przebieralni, idą za mury, do pracy. Po chwili - po kontroli, wychodzą z przebieralni, ustawiają się w szeregu, krótka notka w papierach, wychodzą, w tym czasie następna grupa w asyście strażników idzie na "osobistą".

Następna już czeka na schodach, za kratami. Kilku idzie do pralni. Jeden z osadzonych stoi z torbą podróżną. Inni idą do magazynu. Więźniowie funkcyjni - korytarzowi, zabierają się do pracy. Przechodzi kilku tych, którzy pracują w kuchni. Zawsze w asyście strażników.

Zarządzenie dyrektora w sprawie porządku wewnętrznego, par. 23: "Bez zgody i wiedzy właściwego przełożonego osadzony nie może zmienić miejsca pobytu"

Rojno tu i gwarno, jak w ulu. Szczęk krat, nawoływania funkcjonariuszy.
- Przez pierwsze dwa dni człowiek bał się wszystkiego. Potem przestawał. Jakby się bał, to musiałby zmienić zawód. Liczy się wzajemne zaufanie - ja idę z przodu grupy więźniów, kolega z tyłu. Wiem, że w razie czego mogę na niego liczyć, on może liczyć na mnie. Tak, zdarzają się sytuacje, kiedy musimy użyć środków przymusu bezpośredniego. Nie są częste, ale są.

Pitawal Pomorski: Listonosz został zastrzelony

Łóżko dla niebezpiecznych

Przez cały czas towarzyszy mi mjr Robert Witkowski, rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Gdańsku:

- ATANDA to mit, to pieśń przeszłości. Dziś funkcjonuje tzw. grupa interwencyjna. Składa się z wysokiej klasy profesjonalistów, mistrzów sztuk walki. Jest wykorzystywana np. do zabezpieczania konwojów. Członkowie tej grupy szkolą innych funkcjonariuszy z samoobrony, w różnych jednostkach penitencjarnych.

Zastępca dyrektora pyta na wstępie: - Nie mamy nic do ukrycia, co pan chciałby u nas zobaczyć?
- Oddział dla niebezpiecznych i celę zabezpieczającą - odpowiadam. Matusik pisał na forum, że tam, w wygłuszonych wnętrzach, mają miejsce dantejskie sceny.

Za drzwiami oddziału dla "enek" (niebezpiecznych) milkną wszelkie odgłosy. Cisza jest uderzająca, złowrogo ostrzega, że to miejsce jest inne niż reszta kryminału.

Wyremontowany korytarz, szyba, funkcjonariusz w dyżurce. Kilka pojedynczych cel. Sączy się muzyka z radiowęzła - między innymi po to, żeby utrudnić osadzonym "enkom" komunikowanie się poprzez nawoływanie.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Pojawia się dwóch funkcjonariuszy. Wyglądają inaczej niż ci, którzy pełnią służbę w pozostałych częściach więzienia. Mają na sobie czarne kamizelki przeciwnożowe, u boku pałki. Są jakby bardziej... Skupieni i poważni?

Jeden otwiera drzwi do celi. Stoją, czekają na człowieka, który jest wewnątrz. Szykuje się transport do CBŚ. Pojawia się w końcu. Powoli, drobnymi krokami przesuwa się z wnętrza celi w stronę wyjścia. Idzie tyłem, trzyma dłonie na plecach - wyciąga je przez próg, natychmiast jest skuwany kajdankami. Wychodzi na korytarz - ciągle tyłem, pochylony do przodu. Staje przy ścianie, obok wejścia do celi.

Jeden z funkcjonariuszy wchodzi do środka. Drugi stoi za więźniem w odległości jednego metra, na szeroko rozstawionych nogach, trzyma rękę na pałce, nie spuszcza wzroku z pleców skutego kajdankami mężczyzny.

Niebezpieczny więzień jest ubrany inaczej niż inni w sztumskim zakładzie - ma czerwony uniform. Jest rosłym wysokim mężczyzną, jednak nie budzi lęku. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.

Trwa przeszukanie celi. Niebezpieczny czeka z twarzą przy ścianie. Strażnik nie spuszcza z niego wzroku. Milczą.

Po chwili w całym kryminale rozlega się odgłos syreny. Żaden z więźniów nie ma prawa przebywać poza celą, kiedy przeprowadzany jest skuty kajdankami mężczyzna w czerwonym uniformie.
Kryminał zdaje się wstrzymywać oddech.

Pitawal Pomorski: Poszukiwani przestępcy z Pomorza

Po chwili ponownie rozlega się syrena i wszystko wraca do normy. Znów słychać szczęk krat.
Tymczasem na wygłuszonym oddziale dla niebezpiecznych, czyli tzw. oddziale wydzielonym, dowódca zmiany prowadzi do celi zabezpieczającej. Pomieszczenie ma ok. 5 metrów kwadratowych powierzchni. Pośrodku znajduje się łóżko, z pasami służącymi do przypięcia więźnia.

Matusik pisał, że trzymani są tam ludzie po 50 godzin, że robią pod siebie ku uciesze strażników.
- To pomieszczenie służy do tego, żeby umieszczać w nim tych, którzy zagrażają funkcjonariuszom, innym osadzonym i sobie. Do czasu, aż się uspokoją - tłumaczy dowódca zmiany i wskazuje kamerę, która ma rejestrować wszystko, co się dzieje w środku.

Do celi zabezpieczającej prowadzi korytarz. Tam kamery nie ma.

Odruchy. Kara

Po opuszczeniu złowrogo wygłuszonego oddziału dla "enek" szczęk krat działa wręcz uspokajająco.
Oddziałowy Oddziału I, pan Jacek, kiedy upora się już z tymi, którzy wychodzą do pracy, zabiera się za kontrolę cel. Nie jest sam - na oddziale do 15.00 będzie trzech strażników (funkcjonariuszy Działu Ochrony), po południu i wieczorem - dwóch.

Według planu 6-7 cel dziennie musi zostać skontrolowanych. W jednej ręce wykrywacz metalu, w drugiej - drewniany młotek. Pierwszym prześwietla się wszystko, co pod celą, drugi posłuży za narzędzie do obstukania krat. Czy nie są przypadkiem nadpiłowane.

Odruch: przed wejściem do celi spojrzenie przez wizjer.
- Sprawdzamy, co się dzieje w celi, żeby nic nas nie zaskoczyło, na przykład stojący tam osadzony ze stołkiem w ręku, którym zaraz moglibyśmy dostać w głowę.

Znaleźli kawałek papieru ściernego, dwa wkręty, gwóźdź. Konfiskują. Zdążyli sprawdzić dwie cele.
W międzyczasie - ktoś idzie do lekarza, ktoś inny na widzenie, do konwoju, do transportu. Za każdym razem - kontrola osobista.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Pan Jacek, uśmiechnięty, pogodny człowiek, nie ma czasu przysiąść, pogadać.
Na oddziale jest 85 cel, dwuosobowych lub większych. Każda z nich jest otwierana dziennie ok. 10 razy ("nie mniej niż osiem"). To daje 850. Tyle razy, w ciągu dwunastogodzinnej zmiany, strażnicy spoglądają w wizjer przed otwarciem drzwi do celi. 1700 razy w ciągu dwunastu godzin strażnicy przekręcają klucz w zamku. Robią to błyskawicznie: klucz w zamku, spojrzenie, przekręcenie klucza, uderzenie dłonią w zasuwę i już - to wszystko są odruchy. Tak jak zamykanie za sobą kraty. Na zastanawianie się nie ma czasu. Błąd może drogo kosztować.

- Kto to jest?
W dyżurce na monitorze widać pojedynczą celę, w niej jakiś człowiek się przebiera.
- To nasz "hydraulik". Przyjechał transportem z Kwidzyna, odbywa tu karę. Siedzi w celi izolacyjnej. Mężczyzna ten wyszedł do pracy, a wcześniej dostał list od żony, że jej cieknie kran i nie ma pieniędzy na hydraulika. Urwał się więc z pracy, wsiadł w pociąg i pojechał do żony. Naprawił kran i wrócił następnego dnia, skruszony. Mówił, że nie mógł inaczej postąpić - tłumaczy zastępca dyrektora więzienia.

Pojawił się tuż po tym, kiedy dowódca zmiany musiał wrócić do swoich obowiązków.
- W jakimś sensie go rozumiem. Ale nie mamy wyboru. Musimy stosować kary w takich sytuacjach. To ma znaczenie prewencyjne.

Karą za chwilę wolności dla naprawienia kranu są dwa tygodnie samotności w celi izolacyjnej. Tylko wyjście na spacer, na godzinę. Na osobnym, otoczonym murem spacerniku.

Pilot, pranie, pornografia

- Czy jakieś problemy, uwagi, coś do powiedzenia?
W obchodzie cel bierze udział wychowawca i oddziałowy.

Cela nr 35, dwóch panów, jeden ok. 40, drugi ok. 60. Wyglądają jak Flip i Flap. Flip, ten ok. sześćdziesiątki: - Chciałbym zostać przeniesiony do Starogardu Gdańskiego. Moja mama miałaby bliżej do mnie, lepsze połączenie. Teraz nie może mnie odwiedzać, bo do Sztumu ma kiepskie połączenia.

Flap, ten ok. czterdziestki: - Ja chciałbym zapytać, czy mogę trzymać pod celą Playstation. Podobno można, wyszło takie jakieś zarządzenie dyrektora. Skąd to wiem? Moja mama mi mówiła, że mogę mieć tu Playstation. Jest gotowa mi przywieźć.

Zarządzenie dyrektora w sprawie porządku wewnętrznego, Załącznik 2, par. 9: "W celi mieszkalnej może znajdować się wyłącznie jeden odbiornik telewizyjny, jeden radioodbiornik lub radiomagnetofon"

I jeszcze na odchodnym - osadzeni chcieliby zrobić gazetkę ścienną, w klimacie świątecznym, proszą o jakieś kolorowe pisma, żeby powycinać. - Dobrze, dostaniecie "Panią Domu" - odpowiada wychowawca.
Cela nr 87, również dwóch panów. Jeden nie ma żadnych problemów ani uwag, drugi zaś ma: - Zgłaszam problem z telewizorem. Polsat szumi i śnieży. Nie mogę nastawić, potrzebny jest pilot.

Dziś środa, więźniowie z tego oddziału mają dostęp do magazynu, w którym jest pilot. Trzeba szybko napisać podanie i przekazać wychowawcy. Jeśli osadzony nie zdąży dziś tego załatwić, będzie czekał tydzień. Zastępca dyrektora nakazuje wychowawcy szybkie załatwienie sprawy, żeby osadzony nie musiał czekać przez tydzień.

Cela nr 96, dwóch młodych chłopaków. Starszy celi nie chce się meldować. Ostry jest. Ma pretensje: - Zdecydujcie się, o co wam chodzi. Jeden oddziałowy mówi, że możemy suszyć ubranie, o tu, drugi przyszedł i nam to zdjął. To weźcie się dogadajcie między sobą i zdecydujcie.

Chodzi o to, że ściana ich celi jest jednocześnie zewnętrzną ścianą budynku. Nie wolno jej niczym zasłaniać.

Zarządzenie dyrektora w sprawie porządku wewnętrznego, par. 62: "Zabrania się samowolnego przestawiania łóżek, samowolnego malowania cel, naklejania wycinków na ścianach i sprzęcie kwaterunkowym"

W celi 104 pornograficzne zdjęcia na ścianie "kącika sanitarnego". Oddziałowy każe je zdjąć. Jest stanowczy. Więźniowie potulnie obiecują, że to zrobią.

- Dostaniecie kolorowe magazyny, poradzicie sobie jakoś bez wieszania na ścianie.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

- Wydaje ci się to śmieszne? - zapyta mnie potem jeden z tych, którzy odsiadkę mają już za sobą. - No to wyobraź sobie, że musisz w celi, która ma 6 metrów kwadratowych, z drugim człowiekiem siedzieć cały dzień i nie możesz sobie obejrzeć programu w telewizji, bo pilot jest w magazynie. Wierz mi, że ten człowiek na pewno wolałby nikogo o to nie prosić, wziąć pilota do ręki i sobie nastawić program. Ale nie może tego zrobić. Musi napisać podanie. Tak samo, jak potrzebuje dodatkowej kartki papieru, żeby pograć w kółko i krzyżyk... To nie jest śmieszne.

Może dlatego wielu więźniów podczas obchodu milczy. Patrzą pustym wzrokiem w ścianę. Albo przeciwnie - taksują wyzywająco strażnika i wychowawcę. Kręcą przecząco głową, kiedy wychowawca pyta ich, czy mają jakieś problemy, uwagi.

Wszystko odbyło się w ciszy

W końcu - to ta cela. Dyrektor wszedł do celi, kazał wyjść współwięźniowi. Został sam na sam z niepełnosprawnym, który pisał na niego skargi. Po chwili dyrektor wyszedł. Wszystko odbyło się w ciszy. Kiedy współwięzień wrócił do celi, zobaczył kałużę krwi. Dyrektor w tym czasie szedł do swojego gabinetu, chciał zwołać współpracowników, poinformować ich o tym, że zabił nożem więźnia i polecić im, żeby zadzwonili po policję.

- Zabójstwo, którego dokonał dyrektor, było tak irracjonalne, że współosadzony myślał, że Józef S. sam sobie to zrobił - mówią funkcjonariusze.

Pitawal Pomorski: Przed zabójstwem Kamili miał przygotować dla niej grób

Służba Więzienna - praktycznie w całym kraju została postawiona na nogi. Więzienie to delikatna struktura, podatna na wpływy - z wewnątrz i z zewnątrz. Nikt nie wiedział, co może się stać. Bunt w jednym zakładzie może mieć fatalne skutki dla innych. Udało się. Żadnych zamieszek nie było.

Naoliwiony mechanizm

Na koniec wizyty w zakładzie karnym - spotkanie w gabinecie dyrektora więzienia.
- Jak udała się wizyta w naszym zakładzie?
- Udała się.
- Jakie wrażenia?
- Ciężka praca oddziałowego. A cały zakład funkcjonuje jak dobrze naoliwiony mechanizm.

Dzień później wysłałem do dyrektora prośbę o skomentowanie wpisów Krzysztofa Matusika.
Otrzymałem odpowiedź:
"Krytyka zawarta na forum naszwyrok.pl, z którą już wcześniej szczegółowo zapoznaliśmy się, nie implikuje konieczności wszczęcia procedury wyjaśnienia sprawy. Stoimy na stanowisku, że jeśli opisane tam sytuacje miały miejsce i przebiegały w opisany sposób, pan Krzysztof Matusik winien zawiadomić o tym organa prokuratorskie".

Wpisy na forum nie robią specjalnego wrażenia na funkcjonariuszach. Są przyzwyczajeni do skarg. W odpowiedzi na mój list podają szczegółowe dane statystyczne dotyczące skarg, wskazują motywacje osadzonych do ich pisania, charakteryzują typy "roszczeniowe". - Sprawdziliśmy wszystko, o czym pisze pan Matusik. Nie mamy sobie nic do zarzucenia - informuje mjr Robert Witkowski, rzecznik prasowy.

Matusik milczy

Czy podczas wizyty w sztumskim więzieniu udało mi się cokolwiek wyjaśnić? Nie stało się tam nic, co mogłoby rzucić cień podejrzeń, że dochodzi do znęcania się nad więźniami. Faktem jednak jest, że przez cały czas przebywałem tam w obecności rzecznika prasowego, dyrektora, zastępcy dyrektora lub dowódcy zmiany. Z drugiej strony - oczywiste jest, że nie ma takiej możliwości, żeby obca osoba mogła przebywać w zakładzie karnym bez asysty funkcjonariusza.
Przed publikacją zadzwoniłem do Matusika po raz ostatni. Jego telefon wciąż milczy.

Numery cel zostały zmienione

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Nieliczne skargi są uzasadnione

Zastępca dyrektora Zakładu Karnego w Sztumie mjr mgr Michał Niedbała:
- W 2009 roku do administracji Zakładu Karnego w Sztumie wpłynęło 438 skarg, w 2010 roku - 776
(w ZK Sztum przebywa 1050 więźniów). Spośród 776 skarg, które wpłynęły w 2010 roku, dwie uznano za zasadne, 774 za bezzasadne. Najwięcej, bo 410 skarg dotyczyło złego traktowania przez funkcjonariuszy. W 2010 roku:
- Ośmiu skazanych złożyło łącznie w 2010 roku 346 skarg, co stanowi niemal 45 proc. wszystkich złożonych skarg.
- Dwóch osadzonych złożyło 162 skargi, co stanowi ponad 20 proc. wszystkich skarg.
Wzrost liczby skarg, w porównaniu z 2009 rokiem, wynika z "działalności" kilku osadzonych.
Administracja zakładu karnego "upatruje następujące przesłanki do składania skarg przez osadzonych":
- Składaniem skarg dążą do wymuszenia korzystnych dla siebie decyzji.
- Sporządzanie skarg stanowi swojego rodzaju odreagowanie. Pobyt w więzieniu uniemożliwia rozładowanie napięć w najprostszy sposób, poprzez agresję fizyczną lub werbalną, rozładowują oni złość materializując ją w słowie pisanym.
- Osadzeni, sporządzając skargi, zbierają materiał dowodowy, mający świadczyć o ich krzywdach, co posłuży im w ubieganiu się o odszkodowanie na drodze powództwa cywilnego, już po odbyciu kary.

1001 sposobów na ukrywanie bicia

Zbigniew Kuźma, główny specjalista w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Zajmuje się tematyką stosowania przymusu bezpośredniego w polskich jednostkach penitencjarnych:

Skazani często mylą pobicie ze stosowaniem środków przymusu bezpośredniego. Obecnie obowiązujące przepisy wskazują katalog takich środków, wśród których jest m.in. używanie paralizatora. Stosowanie go jest, moim zdaniem, dość dyskusyjne. Wszyscy pamiętamy tragiczne skutki użycia paralizatora na jednym z kanadyjskich lotnisk... Należy też zaznaczyć, że skazany ma nikłe szanse, żeby udowodnić, że został pobity. Na wolności jest policja, którą może zawiadomić. Za murami więzienia - co ma zrobić? Jeśli funkcjonariusz uderzy skazanego, w notatkach znajdziemy jedynie wzmiankę o zastosowaniu środków przymusu bezpośredniego.

W Zakładzie Karnym w Sztumie byliśmy ostatnio w listopadzie. W trakcie pobytu nie potwierdziliśmy informacji, że ktoś został pobity. Jednak należy zaznaczyć, że działaliśmy na losowo wybranej próbie więźniów z grupy tych, wobec których stosowano środki przymusu bezpośredniego.

Żaden z więźniów, z którymi rozmawialiśmy, nie potwierdził pobicia. Jednak, żeby stwierdzić, że nikt w Sztumie nie został pobity, musielibyśmy spotkać się ze wszystkimi osadzonymi... W takich przypadkach, jeśli nie złapie się funkcjonariusza - sprawcy przemocy, za rękę, to sprawa jest praktycznie nie do udowodnienia. Służba więzienna ma 1001 sposobów na ukrycie faktu pobicia.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki