18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech Wałęsa o internowaniu, stanie wojennym i zwycięstwie Solidarności

Redakcja
Lech Wałęsa
Lech Wałęsa Grzegorz Mehring
Powiedziałem im wtedy, że Solidarność i tak zwycięży, a oni wprowadzając stan wojenny i strzelając do Polaków wbili ostatnie gwoździe do trumny, w której pochowany zostanie komunizm - mówi Barbarze Szczepule były prezydent RP, Lech Wałęsa.

Nie lubi pan wspominać stanu wojennego.
Pewnie, że nie lubię, nikt nie lubi, bo to przecież był straszny czas. Koszmarny po prostu. Mordowani ludzie, zdelegalizowana Solidarność, zabita nadzieja…

Wszystko to prawda, ale to były także miesiące pańskiej chwały! Gdyby zgodził się pan wtedy na współpracę z generałami, poszedł na jakiekolwiek koncesje, dał się namówić na "lojalkę" przed kamerami telewizji to byłby koniec marzeń Polaków o wolności.
Zdawałem sobie z tego sprawę! Namawiano mnie i kuszono wszelkimi sposobami, prośbami, obietnicami stanowisk i pieniędzy, a także używano gróźb i szantażu. A ja powtarzałem jedno i to samo: Możecie mnie zabić, ale nie pokonać!

Czytaj także:

Szantażowano czym?
Jak to czym? "Bolkiem" oczywiście. Sądzili, że z odseparowanym od świata "robolem" bez doradców, bez przyjaciół dadzą sobie szybko radę, bo przecież są tacy sprytni, inteligentni, zaprawieni, nie takich już łamali… A tu Wałęsa się zaparł. Gdy zorientowali się, że nie dadzą mi rady, wściekli byli. I zaczęli preparować dokumenty, które podrzucili Annie Walentynowicz. - Jeszcze pan będzie prosił, byśmy bronili pana przed kolegami! To była sprytna próba, ale nie udało im się skruszyć mojego uporu. Wtedy nie osiągnęli spodziewanego rezultatu, ale proszę zauważyć: temat krąży do dziś…

Cofnijmy się do 13 grudnia 1981 roku. Budzą pana wystraszeni Tadeusz Fiszbach, I sekretarz KW i wojewoda Jerzy Kołodziejski…
Zaraz, zaraz, przede wszystkim wcale mnie nie obudzili. Ale wystraszeni byli, to fakt, z czego wywnioskowałem, że o niczym nie mieli pojęcia, byli równie zaskoczeni, jak reszta społeczeństwa. A ja w nocy, po tym słynnym posiedzeniu komisji krajowej nagrywałem wywiad dla Trybuny Ludu. Rozmawiała ze mną dziewczyna, która o ile pamiętam nazywała się Ewa Pawłowska. Powiedziałem jej wtedy: nie wykluczam, że władza zdecyduje się na rozwiązanie siłowe.
Gdy Kołodziejski z Fiszbachem po pana przyjechali z wiadomością, że generał Jaruzelski wzywa pana na rozmowę, nie chciał pan z nimi jechać.
Grałem na czas, chciałem zorientować się o co chodzi, kto tu gra pierwsze skrzypce, a przede wszystkim, co się stało z kolegami? Aresztowani? Więc najpierw ich zwolnić!

Czytaj także: Lech Wałęsa złożył kwiaty pod pomnikiem obok kopalni Wujek
To była jazda w nieznane. Zawieziono pana do willi sekretarza KC PZPR Łukaszewicza w Chylicach pod Warszawą. I co?
Położyłem się spać, bo nic innego nie miałem do roboty. Byłem nieludzko zmęczony, bo tak zwany karnawał Solidarności, to nie były tylko festyny i tańce, ale ostra wojna podjazdowa: kto kogo? A do tego jeszcze podgryzania w związku… Tak, byłem zmęczony i położyłem się spać. Spałem jak kamień chyba z dobę, nagle ktoś mnie szarpie za ramię: - Premier Markowski chce rozmawiać - zaseplenił oficer BOR, który mnie pilnował. - Markowski? Nie znam, weź go pan, zrzuć ze schodów! - przewróciłem się na drugi bok i podskoczyłem dopiero, gdy usłyszałem jak mocno trzasnęły drzwi wejściowe. Okazało się, że odprawiłem Mieczysława Rakowskiego. - Ależ był wkur….y! - powiedział mi potem oficer.

Szesnastego zginęli górnicy w kopalni Wujek. Jak pan się o tym dowiedział?
Nie pamiętam jak, ale przypominam sobie złość jaka mnie ogarnęła. Bezsilna złość. Już wcześniej myślałem, że pewnie poleje się krew, bo generałowie będą chcieli przestraszyć naród. Ale gdy to się stało, byłem wstrząśnięty, że się na to zdecydowali.

Zrobili to z premedytacją?
Chcieli, żeby Polacy się ich bali. Strzelając w kopalni Wujek, pokazali, że nie cofną się przed niczym. Powiedziałem im wtedy, że Solidarność i tak zwycięży, a oni wprowadzając stan wojenny i strzelając do Polaków wbili ostatnie gwoździe do trumny, w której pochowany zostanie komunizm. I dodałem: Jeszcze na kolanach będziecie mnie prosić, żebym pomógł wam z tego wyjść! Dziś widzę, że trochę przestrzeliłem.

Czytaj także: Lech Wałęsa zeznawał w procesie ws. Grudnia'70
Pan gra w ping-ponga, w warcaby...
Umieszczono mnie w złotej klatce, w ekstra warunkach, do których łatwo się przyzwyczaić. Chcieli mi pokazać, że mogę żyć tak jak oni. W niesamowitych luksusach, wszystko na skinienie, jak w bajce "Stoliczku nakryj się". I kuszono - jak już wspominałem - na wszystkie sposoby. Nawet wicepremiera mi proponowali.
Przyjechała do pana żona, wzruszyła się i popłakała, a pan - jak opisuje to w swojej świeżo wydanej książce "Danuta Wałęsa marzenia i tajemnice" - pan ją zrugał!
A co, miałem się rozkleić i też popłakać? Ładnie by to wyglądało, pani musi pamiętać, że oni nas tam przecież nagrywali. To by była uciecha: Wałęsa płacze razem z żoną. Ona skarży się w tej szczerej do bólu książce i ma rację, bo broniła swojej miłości, swojego małżeństwa. Zaniedbywałem rodzinę, to prawda, ale przecież musiałem wybierać między rodziną a polityką. Takie były czasy. Gdy zaangażowałem się w WZZ-y, a szczególnie przez te kilkanaście miesięcy Solidarności zasuwałem od rana do wieczora. Więc gdy Danuta przyjechała i zaczęła beczeć, mówię: kobieto, mam dość problemów, a tu jeszcze twoje płacze?!

Czytaj także: Małżeństwo Danuty i Lecha Wałęsów w filmie Andrzeja Wajdy

Zamiast przytulić i pocieszyć. Była w ciąży z Marysią.
Pod okiem kamer? W tamtych warunkach chyba nie było to możliwe. Przeniesiono mnie wkrótce do pałacu Branickich w Otwocku, a tam antyki, bajery, rowery, zachęcano mnie, bym sprowadził do pałacu całą rodzinę, będzie wam jak w raju - obiecywano.

Ale na chrzciny Marii Wiktorii, która urodziła się 27 stycznia nie został pan wypuszczony.
No, widzi pani. Chcieli mnie dodatkowo zgnoić. A przede wszystkim bali się reakcji ludzi na pojawienie się Wałęsy w kościele.

W maju 1982 roku wywieziono pana do Arłamowa, pod sowiecką granicę. Podobno miejsce wybrał Kiszczak, który lubił tam polować i wiedział, że jest to miejsce absolutnego odosobnienia.
Kiszczak jeździł tam na polowania, ale przewieziono mnie do Arłamowa, bo - jak sądzę - władze straciły nadzieję, że mnie przekabacą, że wystąpię w telewizji i powiem: teraz będzie nowa Solidarność, podporządkowana generałom, bez ekstremistów, korowców et cetera. Gdy Ciosek zachęcał mnie po raz kolejny do współpracy, przekonywał, obiecywał złote góry powiedziałem, że gdy wygramy to być może zrobię go jakimś dyrektorem. Tak sobie zażartowałem, a on się strasznie zezłościł. Napisał gdzieś potem, że byłem rubaszny!

Czytaj także: Agnieszka Grochowska zagra Danutę Wałęsę w filmie Andrzeja Wajdy

Dwupokojowy apartament, w jednym pokoju - pan, w drugim strażnicy.
A między pokojami nie było drzwi, zatem pilnowali mnie dzień i noc. Było ich chyba z piętnastu, gdy szliśmy na spacer okrążali mnie, robili taki wianuszek. Wkurzyłem się i przestałem spacerować, wychodziłem tylko na balkon. A na balkonie stał początkowo uzbrojony żołnierz. Luz miałem tylko w łazience, ale podsłuch też tam był. Pamiętam pierwsze śniadanie. Przynieśli coś do jedzenia, a ja zamieniam talerze, swój podsuwam ochroniarzowi, sam jem jego kanapki, myślałem, że będą próbowali mnie otruć. Potem już jadłem co dawali, a jedzenie muszę przyznać było bardzo smaczne.

Przytył pan szesnaście kilogramów! Żona o tym wspomina w książce z niesmakiem.
Szesnaście? Więcej przytyłem niestety.
Czy to prawda, że działacze Solidarności chcieli pana porwać?
Był taki pomysł. Najpierw w Otwocku, ale tam była fosa, co utrudniało zadanie. W Arłamowie z kolei były wokół jakieś stare studnie, w które mógłbym wpaść uciekając…

A w jaki sposób mógł pan uciec, skoro tak pana strzeżono?
Podczas zmiany ekip, które mnie pilnowały. Wtedy powstawało małe zamieszanie. No, ale nic z tego nie wyszło.

Na lato przyjechała do pana żona z dziećmi.
Nie na całe lato, może na tydzień lub dwa. Ale powiem pani, że to było okropne w gruncie rzeczy, bo wszystko co robiliśmy nagrywano. Podsłuchiwali każde słowo.

Czytaj także: Robert Więckiewicz zagra Lecha Wałęsę w filmie Andrzeja Wajdy

W radio i telewizji nadano słynne nagranie pańskiej rozmowy z bratem Stanisławem.
No, widzi pani. Brat miał magnetofon, to prawda, nagrał może ze dwie minuty wywiadu i pojechał do domu. A esbecy mieli prawdopodobnie własne nagranie, które pocięli i posklejali. Zwykła manipulacja! W swojej książce generał Kiszczak mówi o tym wyraźnie.

Ten język, te przekleństwa…
Gdy już byłem na wolności, pytałem ludzi, co sądzą o tej rozmowie. Pamiętam, rozmawiałem z rolnikami, a jeden z nich wypalił: - Mówi pan tak jak my! Klnie pan tak samo! A brat przekazał swoje nagranie do kościoła, potem je odebrał i schował, a ja zapytałem go kiedyś, gdy już byłem na wolności, co z nim zrobił. On mówi: nie martw się, jest dobrze zadołowane. Na drugi dzień brat jedzie na działkę, a tam ziemia rozkopana. Esbecy zrozumieli, że zadołował, znaczy zakopał. Pamiętam, że króliki mu z klatek powypuszczali. Strasznie go to rozeźliło.

Czytaj także: Wspomnienia Danuty Wałęsy to historia domowa [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Co niedzielę przyjeżdżał do pana ksiądz i odprawiał mszę świętą. Biskup Orszulik był częstym gościem, przywoził książki, informacje.
I cukierki, niestety! Rzeczywiście dużo czytałem. Słuchałam radia, miałem takie malutki japoński tranzystor, który świetnie odbierał Wolną Europę, dopóki nie wpadł mi do wanny podczas kąpieli.

Jaruzelski przysłał do Arłamowa podpułkownika Iwańca, który był pańskim dowódcą plutonu w czasie gdy odbywał pan zasadniczą służbę wojskową.
Przekonywał, że komunizm to fajny system, że trzeba dołączyć do tych, którzy rządzą. - Po co panu te kłopoty? - pytał.
Napisał pan list do generała Jaruzelskiego proponując mu rozmowę. Podpisał go pan: "kapral Wałęsa". Natychmiast przyleciał do pana Kiszczak.
Ale to nie był wcale skutek rozmowy z podpułkownikiem Iwańcem. Krajówka chciała organizować wtedy strajk generalny, a ja uważałem, że trzeba negocjować, a nie strajkować. Podpisałem ten list "kapral" dla dobra sprawy, żeby ułatwić porozumienie. Czy będzie pan dalej walczył z nami? - pytał Kiszczak. - Jasne - odpowiadałem. Mimo to mnie zwolnili. Udzieliłem jeszcze wywiadu Markowi Barańskiemu z reżimowej telewizji i podkreśliłem stanowczo, że będę walczyć do zwycięstwa.

Zwolniono pana 16 listopada 1982, ale to nie był wtedy news numer jeden, bo parę dni wcześniej zmarł Breżniew i światowe media zajmowały się sukcesją po genseku.
Czy jest pani pewna, że to było właśnie w tym samym czasie? Nie pamiętam, może byłem zbyt oszołomiony odzyskaną "wolnością".

Czytaj także: Lech Wałęsa o autobiografii żony Danuty i zdrowiu syna Jarosława
Był pan jeszcze kiedyś potem w Arłamowie?
Od jakiegoś czasu jeżdżę tam dość często. Zaprasza mnie właściciel, który kupił ośrodek od państwa. Ale nie mieszkam w apartamencie numer 52 na pierwszym piętrze bo stanowi teraz atrakcję turystyczną! Zawsze jest zajęty.

Żona jeździ z panem?
Nie, nie znosi tego miejsca. Jeżdżę sam. Miała tam nieprzyjemności, kiedyś rewidowano ją i nasze małe córki też… Dla mnie natomiast to miejsce jest wspomnieniem kolejnego etapu walki, którą koniec końców wygrałem.

A książka żony podoba się panu?
Zaskoczyła mnie żona, to fakt. Jest niewątpliwie szczera i prawdziwa. Danuta opowiada o tym, że polityka zabrała jej męża. Tak było. To wielka kobieta. Kochana. Perła po prostu. Rozumiem, że chciała mieć męża dla siebie. To normalne. Ale generalnie nie było przecież między nami kłótni, awantur…

Może dzięki niej?
(śmiech) Może dzięki temu, że całe nasze życie było na podsłuchu i musiałem się miarkować. Po roku małżeństwa zostałem zamknięty za Grudzień roku 1970, potem WZZ... Żona żali się w książce, że brakuje jej tego kwiatka ode mnie. - Przecież przynosiłem ci do domu całe naręcza kwiatów, wielkie i piękne bukiety, które otrzymywałem - mówię, a ona na to: - To mógłby być nawet jeden goździk, ale chodziło o to, żebyś go kupił specjalnie dla mnie.

I kupił pan?
Mam zamiar to zrobić.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki