Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaginiony nurek pozostanie w morzu

Kaziemierz Netka
Nie będzie poszukiwań płetwonurka, który w sobotę nie wypłynął z wraku promu "Jan Heweliusz". Prokuratura, która prowadzi śledztwo, wyda polecenie penetracji wnętrza leżącej na dnie Bałtyku jednostki, jeżeli okaże się, że doszło do naruszenia prawa, a ciało może być dowodem w sprawie. Nadal nie są znane przyczyny tragedii.

- To słuszne postanowienie - mówi o decyzji prokuratury Marek Długosz, dyrektor Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa w Gdyni. - Jakiekolwiek działania we wraku są bardzo ryzykowne. Co innego, gdyby chodziło o poszukiwania ratownicze. Ale od wypadku minęło już kilka dni. Nurkowanie w każdym wraku jest niebezpieczne. Można się w coś zaplątać albo po prostu zabłądzić.

Nurek, który wpłynął do siłowni wraku, mógł stracić orientację, nie znalazł drogi do wyjścia, skończył mu się zapas powietrza w butlach i utonął. Możliwe też jest, że się w coś zaplątał albo został przygnieciony przez jakiś ciężki przedmiot.

- W zatopionym statku panują ciemności, a woda jest mętna - mówi dyrektor Marek Długosz. - W korytarzach, między ściankami i w pomieszczeniach zatopionego promu łatwo stracić orientację, tym bardziej że wnętrze "Jana Heweliusza" zapewne zostało uszkodzone podczas katastrofy.

Prom zatonął 15 lat temu - w styczniu 1993 roku, w drodze z Polski do Szwecji, podczas huraganu. Zginęło 55 osób. Tragedia wydarzyła się na niemieckich wodach terytorialnych Bałtyku. Wrak (wraz z wagonami, samochodami ciężarowymi z ładunkami) znajduje się na głębokości około 30 metrów.

Według relacji uczestników wyprawy, zaginiony nurek, członek klubu Barakuda ze Stargardu Szczecińskiego, wszedł do siłowni "Jana Heweliusza" w sobotę, około godziny 14 i już nie wypłynął. Koledzy próbowali go odnaleźć, bez skutku. Policja i służby ratownicze zostały powiadomione o zdarzeniu dopiero po godzinie 20 w sobotę. Kapitan statku "Baltic Lady", z którego pokładu nurkowie schodzili pod wodę, wyjaśniał policjantom w Świnoujściu, że wcześniej nie udało się z nikim nawiązać łączności.

Niemcy w niedzielę planowali rozpocząć poszukiwania, ale zrezygnowali - uznali, że szanse znalezienia Polaka żywego są znikome.
- Nigdy nie musieliśmy wyciągać ludzi z wraków - mówi Marek Długosz, dyrektor Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa. - Zdarzało się, że musieliśmy transportować rannych, cierpiących z powodu choroby kesonowej, bo zbyt gwałtownie się wynurzyli.

Wypadki podczas nurkowań zdarzają się coraz częściej. Dochodzi do nich również w akwenach śródlądowych, ostatnio - na jeziorze Hańcza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki