Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lechia Gdańsk bez ognia w ofensywie

Paweł Stankiewicz, Poznań
Grzegorz Dembiśski/Polska Press/Dziennik Bałtycki
Lechia Gdańsk była bliska wywiezienia punktu z Poznania po 19 latach. Zabrakło niewiele, bo Lech w doliczonym czasie strzelił zwycięskiego gola.

Dwie zmiany w składzie nasuwały się natychmiast po meczu z Cracovią. Ariel Borysiuk wrócił na swoją pozycję defensywnego pomocnika, na której czuje się najlepiej i najwięcej daje drużynie. Jego miejsce na środku obrony zajął nowo pozyskany Mario Maloca. Chorwat był kapitanem Hajduka Split, więc powinien prezentować przyzwoitą klasę. Jego pierwszy występ ligowy był jednak rozczarowujący. Pierwszy gol padł po jego fatalnym zagraniu przy wyprowadzaniu piłki z własnego pola karnego, kiedy zagrał ją wprost do Darko Jevticia. Ten zagrał do Kaspra Hamalainena, a Fin miał wystarczająco dużo czasu i miejsca, aby przymierzyć z dystansu. Futbolówka odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do siatki obok nieskutecznie interweniującego Marko Maricia. Bramkarz biało-zielonych pokazał klasę w innych sytuacjach, kiedy bronił strzały Marcina Robaka.

- Wszyscy wiemy, jak to wyglądało, i tu nie chodzi o jakieś wzajemne żale. Każdy z nas jest świadomy tego, jakie popełnił błędy i bierze za nie odpowiedzialność. Jesteśmy drużyną i nie chodzi o pretensje czy wskazywanie winnych. Przytrafiło się coś, co nie powinno mieć miejsca, ale taki jest sport. To gra błędów i szkoda, że kosztowało nas to aż tak dużo - przyznał po meczu Jakub Wawrzyniak, lewy obrońca biało-zielonych.

Maloca później otrząsnął się z tego błędu i grał lepiej. W doliczonym czasie gry Lech przeprowadził wspaniałą akcję, kiedy piłkarze mistrzów Polski "rozklepali" gdańską obronę, ale druga strona medalu jest taka, że Maloca złamał linię spalonego, a akcję skutecznym strzałem praktycznie do pustej bramki wykończył Robak.

Nie oznacza to wcale, że Lechia w Poznaniu grała tylko źle, ale wynik jest taki, a nie inny. I to w takim spotkaniu, w którym Lech wcale nie zaprezentował się jakoś wyjątkowo i był zdecydowanie do ogrania.

- Nie było to nasz najlepszy dzień, ale zdobyliśmy trzy punkty. W drugiej połowie Lechia za często brała sprawy w swoje ręce i bramka wisiała w powietrzu - mówił Maciej Skorża, szkoleniowiec Lecha.

Poznań to jednak nadal miejsce, które fatalnie kojarzy się biało-zielonym, bo po raz ostatni zremisowali w stolicy Wielkopolski w 1996 roku, a wygrali w 1966 roku. Do błędu, popełnionego przez Malocę, i straty bramki gra biało-zielonych była ułożona, a gospodarze nie radzili sobie z pressingiem. Po tym, jak Lech objął prowadzenie, gra podopiecznych trenera Jerzego Brzęczka całkowicie się rozsypała niczym domek z kart. I tak już było do końca pierwszej połowy.

Druga połowa była już lepsza. Wejście na boisko Grzegorza Kuświka, Bruno Nazario i Michała Maka wyraźnie ożywiło grę. Nazario brał na siebie ciężar gry, niezłe akcje miał Mak, który próbował też strzału z dystansu. Lechia wreszcie dopięła celu po stałym fragmencie gry. Z rzutu rożnego dośrodkował Nazario, a Rafał Janicki strzałem głową zdobył wyrównującego gola. Biało-zieloni uwierzyli w siebie i szukali okazji do wygrania meczu, ale i Lech po stracie bramki ruszył do ataku. Ta wymiana ciosów zakończyła się golem dla mistrzów Polski w doliczonym czasie gry...

- Lech był zdecydowanie do ogrania. Szkoda, że tak się skończyło. Po dwóch meczach nie mamy punktów, i to jest bardzo smutne. W takich sytuacjach najlepiej uderzyć w trening i na tym będziemy się koncentrować w tygodniu, żeby poprawiać to, co było złe, i doskonalić to, co dobre - ocenił Wawrzyniak.

W pierwszej połowie dało się zauważyć brak napastnika. Piotr Wiśniewski starał się, ale ciężko mu przychodziła walka z silnymi obrońcami Lecha. Brakowało napastnika, który dobrze zagra tyłem do bramki, jest silny fizycznie i utrzyma się przy piłce. Kogoś takiego jak Antonio Colak. Brak Chorwata w kadrze Lechii, kiedy gdański klub miał prawo pierwokupu, a Colak bardzo chciał zostać w Gdańsku, to porażka prezesa Adama Mandziary i Marka Jóźwiaka, menedżera kadry pierwszego zespołu. W drugiej połowie do gry wszedł Kuświk, u którego widać zachowania typowego napastnika, ale musi dostawać dobre podania od kolegów i wrócić do formy.

Szukasz więcej sportowych emocji?

POLUB NAS NA FACEBOOKU!">POLUB NAS NA FACEBOOKU!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki