Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historie najstarszych biegaczy z Trójmiasta

Redakcja
Stanisław Niwiński finiszuje podczas Maratonu Solidarności w 2009 roku. Z tyłu, z aparatem, jego syn Michał
Stanisław Niwiński finiszuje podczas Maratonu Solidarności w 2009 roku. Z tyłu, z aparatem, jego syn Michał Archiwum prywatne
Gdy telewizja pokazała, że stulatek - Hindus Fauja Singh - ukończył maraton, co oznacza, że przebiegł 42 km 195 m, Stanisław Niwiński złapał się za głowę. Bo on też chce się ścigać jak najdłużej, a ma dopiero 77 lat. O najstarszych biegaczach, którym wiek jakby dodawał energii - pisze Irena Łaszyn

Taki stulatek jest na świecie tylko jeden. Nie dość, że Fauja Singh, Hindus urodzony w Pendżabie, obecnie mieszkaniec Anglii, zaczął biegać dopiero w wieku 89 lat, to nadal startuje w maratonach. Właśnie ukończył kolejny, w Toronto. Dystans 42 kilometrów 195 metrów przebiegł z wynikiem 8 godzin 25 minut 16 sekund. Teraz jest na ustach całego sportowego świata, a jego wyczyn trafi do "Księgi rekordów Guinnessa".

Przeczytaj także: Janek Faściszewski przerwał samotną wyprawę rowerową z powodu wypadku

- Ja też chciałbym się ścigać jak najdłużej, ale nie wiem, czy temu Hindusowi dorównam - mówi Stanisław Niwiński, biegacz z Gdańska. - To wysoka poprzeczka. Do tej pory moim idolem był gdańszczanin Marian Parusiński, który jeszcze dwa lata temu, w wieku 87 lat, uczestniczył w zawodach. A ja jestem od Mariana 12 lat młodszy, urodziłem się w 1934 roku.
Ostatni raz startowali razem w kwietniu 2009 roku, w Biegu Szpęgawskim. Niwiński uważa, że średnio im poszło.

Przeczytaj także: Kobieta, która obiegła pół świata

- Ale nam nie zależało na medalach, tylko na tym, żeby bieg ukończyć - tłumaczy. - Po tym biegu Marian uznał, że już nie powinien biegać. I wyszło na to, że teraz ja jestem w Trójmieście najstarszy. Bo Antoni Wisterowicz z Sopotu, rocznik 1930, coraz częściej wybiera kijki.

Po pierwszej setce

Do 58 roku życia Marian Parusiński był zwyczajnym księgowym, prowadził siedzący tryb życia i rzadko zaglądał na sportowe imprezy. Potem zaczął biegać. Rozgrzewał się stopniowo, zaczynał od krótkich dystansów, nigdy nie forsował organizmu. Ale nieoczekiwanie, od tego biegania, organizm tak się uaktywnił, że Parusiński zamiast w wieku 65 lat przejść na emeryturę, pracował przez kolejne 12 lat. I wciąż gdzieś startował. Także w maratonach i supermaratonach, na 100 kilometrów.

Przeczytaj także: Cztery kobiety na motocyklach, z bursztynem

Gdy wystartował w swojej pierwszej "setce", miał 71 lat. Był to XII Supermaraton Calissia '93. Uczestniczyło w nim 99 zawodników. A on, jak zwykle, był najstarszy. Biegł własnym tempem, pozwalał się wyprzedzać. Czasami podjeżdżała karetka, lekarz pytał, czy wszystko w porządku. Najwyraźniej nie dowierzał, że pokona tyle kilometrów. A on dał radę. Po paru godzinach młodsi odpadali, a Parusiński sobie spokojnie biegł, biegł, aż dobiegł. Miał czas: 9 godzin 59 minut 8 sekund.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Supermaratony zaliczył trzy razy, a maratonów grubo ponad 100. Najlepszy wynik: 3 godziny 36 minut 18 sekund. Jeszcze w wieku 85-86 lat zostawiał innych w tyle, choć jemu naprawdę nigdy nie chodziło o sukcesy. To wbrew jego filozofii życiowej, która każe żyć zgodnie z naturą i wsłuchiwać się w organizm.
- Ze mną, choć starszy, też wygrywał w maratonach - nie ukrywa Niwiński.

Przeczytaj także: Janek Faściszewski przerwał samotną wyprawę rowerową z powodu wypadku

Od dwóch lat Parusiński nie startuje. Nie pozwalają lekarze i… żona. - Chodzimy na spacery i to musi wystarczyć - uważa Anna Parusińska. - Przecież on ma już prawie 90 lat!

Od razu się zapalił

Stanisław Niwiński biega od 60 lat. Zaczynał od biegów na 400 i 800 metrów, płaskich, przez płotki i w sztafecie Lechii Gdańsk, gdzie trenował go Józef Żylewicz. Długie dystanse pojawiły się później.
Gdy w 1979 roku przeczytał w "Itd", że szykuje się w Warszawie maraton otwarty dla wszystkich, nie tylko dla zawodowców, natychmiast się zgłosił. Miał 45 lat. Minął półmetek i złapały go skurcze mięśni. Kto wtedy wiedział o odpowiednich napojach i odżywkach? Ale i tak dobiegł, miał wynik 3 godziny 18 minut. Tak się do tego długodystansowego biegania zapalił, że potem uczestniczył w maratonach kilka razy roku.

- Startowałem w 50 maratonach, ale w supermaratonie tylko raz, w 1987 roku, zająłem 86. miejsce - mówi. - Tak się zmęczyłem, że potem przez trzy dni chodzić nie mogłem. W 2001 roku przebiegłem jeszcze 75 kilometrów, w Gdyni i sobie odpuściłem. Trzeba szanować własne zdrowie, człowiek wie, z czym sobie poradzi, a z czym nie.

Przeczytaj także: Kobieta, która obiegła pół świata

Żartuje, że on ma taki ogranicznik, jak w samochodach ciężarowych. Szybkość, której nie da się przekroczyć, choćby na głowie stawał. A on stawać nie zamierza. Nieważne, jak biegną inni. Ważne, ile potrafi jego organizm.

Należy do Pomorskiego Klubu Weteranów LA. Ale nie wyrywa się na wszystkie zawody. Uważa, że starsi zawodnicy traktowani są w Polsce niesprawiedliwie. Na przykład Polskie Stowarzyszenie Biegów zaleca podział na kategorie wiekowe co 10 lat i kończy na siedemdziesięciolatkach. Tak jakby starsi już nie startowali! To jakiś absurd, bo z czasem wydolność organizmu spada. Po siedemdziesiątce (a nawet po sześćdziesiątce) traci się siły w sposób lawinowy.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Jego żona Krystyna napisała o tym do magazynu "Jogging", postulując zmiany i podział na kategorie co pięć lat, ale jak na razie jest to wołanie na puszczy. A organizatorzy niektórych imprez skrupulatnie tego "zalecenia" przestrzegają, choć wcale nie muszą. Nie biorą pod uwagę, że siedemdziesięciolatek ma większe możliwości niż osiemdziesięciolatek czy… stulatek.
- Jeśli osiemdziesięciolatek zrobi 100 metrów w 20 sekund, to już jest to świetny wynik - twierdzi. - Zauważam, że im człowiek starszy, tym dłużej biegnie. I wybiera dłuższe dystanse. On się tym bieganiem napawa!

Nawet na bosaka

Ale i w tym roku Niwiński, oprócz trzech maratonów, zaliczył parę innych imprez. Na przykład, tradycyjnie, prosto z 10-kilometrowego Biegu Westerplatte pojechał na półmaraton do Piły, który oczywiście w swojej kategorii wiekowej wygrał. W Tczewie, w biegu Dycha na 100-lecie EATON, zmieścił się w pierwszej dziesiątce wśród pięćdziesięciolatków. Dlaczego pięćdziesięciolatków? Bo starszych uczestników organizatorzy nie przewidzieli. Nawet w Biegu św. Dominika górną granicą jest 70+.
A tych po siedemdziesiątce jest sporo: Zbigniew Wiśniewski z Chojnic, Jacek Bandurski z Sopotu, Józef Grulkowski z Malborka, Mieczysław Dobrenko ze Sztumu…

Przeczytaj także: Kobieta, która obiegła pół świata

Gdzie w tym roku było najtrudniej? Chyba na II Bałtyckim Maratonie Brzegiem Morza, z Jastarni do Władysławowa i z powrotem, bo trzeba było gnać po piasku i wodzie, na bosaka. Limit wynosił 7 godzin, a on ukończył bieg z czasem 6 godzin 25 minut jako trzeci w kategorii 70+. Był najstarszy.

- To bieg sentymentalny - wyznaje. - W 1949 roku mój ojciec został w Jastarni kierownikiem ośrodka żeglarskiego. Tam, jako piętnastolatek, zaczynałem biegać. Kariera ojca się skończyła, gdy jacyś żeglarze uciekli jachtem do Szwecji. Pół roku trzymała go bezpieka i przesłuchiwała…
Stara się zdrowo żyć i zdrowo odżywiać. Nie łączy białka z węglowodanami. Jeśli ziemniaki, to bez mięsa. Żona tego pilnuje.

Dobra data

Stulatek w turbanie, który zadziwił świat, zrobił na nim wrażenie. Parusińskiego szanuje i podziwia. Ale ma nadzieję, że nie będzie od kolegi gorszy i jeszcze kilka lat sobie pobiega.
- Trenuje pan?
- Oczywiście! Chociaż latem to przeważnie nie mam czasu, bo co weekend startuję w jakichś zawodach. Zimą biegam w lesie i po plaży. Najczęściej jednak po schodach, bo mieszkam na czwartym piętrze.
Już jesień, ale szykuje się sporo różnych imprez. Niebawem 10-kilometrowy Bieg Niepodległości, w którym startuje od lat.

Przeczytaj także: Cztery kobiety na motocyklach, z bursztynem

- Dobra data: 11.11.11 - zauważa. - Muszę być koniecznie!
Ale najpierw w niedzielę, 6 listopada, w Brzeźnie, pojawi się na imprezie pod hasłem "Gdańsk biega". To bieg dla wszystkich, bez względu na wiek. Może zabierze sześcioletniego wnuka Pawła? On już startował z nim w Tczewie, podczas ulicznego Biegu Sambora. Obaj dostali medale.
Fauja Singh, pytany o receptę na długie i zdrowe życie, odpowiada: Uśmiechajcie się i biegajcie. Stanisław Niwiński dodaje: Szanujcie się i ruszajcie!

Przeczytaj także: Janek Faściszewski przerwał samotną wyprawę rowerową z powodu wypadku

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki