Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Akademickim Centrum Klinicznym AMG powstanie oddział leczenia oparzeń

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Dzięki decyzji szefa ACK Jacka Domejki,  ciężko oparzony Marek nie musiał leczyć się daleko od domu, w Gryficach
Dzięki decyzji szefa ACK Jacka Domejki, ciężko oparzony Marek nie musiał leczyć się daleko od domu, w Gryficach Sebastian Dadaczyński
Choć wydawało się, że wszelkie szanse stracone, bo NFZ za tego rodzaju terapię płaci nędznie, a Akademickie Centrum Kliniczne ma gigantyczne problemy finansowe - po ośmiu latach od likwidacji, jedyny na Pomorzu oddział leczenia oparzeń będzie reaktywowany.

Taką decyzję podjął Jacek Domejko, nowy dyrektor szpitala Akademii Medycznej w Gdańsku. Władze uczelni się nie sprzeciwiły, choć obawiają się każdego, dodatkowego wydatku.

Choć oddział jest jeszcze w fazie projektu, prof. Janusz Jaśkiewicz, szef Kliniki Chirurgii Plastycznej - w ramach której oddział będzie funkcjonował przez najbliższe lata (do czasu przeprowadzki do budowanego właśnie Centrum Medycyny Inwazyjnej) - gotów był z marszu zacząć przyjmować na leczenie chorych z oparzeniami z terenu woj. pomorskiego.

O każdym przyjęciu chorego do nieprzygotowanej jeszcze kliniki dyrektor Domejko decyduje jednak indywidualnie. Ani chwili nie zawahał się jednak, gdy pod koniec sierpnia prof. Jaśkiewicz szukał u niego ratunku dla ciężko oparzonego, 28-letniego mieszkańca Tczewa - Marka Dułaka.
O wybuchu gazu, który budynek zamieszkiwany m.in. przez Marka zniósł z powierzchni ziemi, szeroko informowały media.

- To cud, że przeżyłem, jednak ze względu na rozległe oparzenia tczewscy lekarze nie dawali mi szans - wspomina Marek. Diagnozę tę zapamięta do końca życia - choć cierpiał wtedy ogromnie, ani na chwilę nie stracił przytomności. Oparzenia miał na twarzy, plecach, klatce piersiowej, brzuchu i częściowo - na nogach. W sumie 60 proc. powierzchni ciała. Na szczęście ogień nie uszkodził mu dróg oddechowych. Dyrekcja ACK, gdzie trafił z Tczewa, postanowiła, że nie będzie go odsyłać do Gryfic (koło Szczecina) czy Siemianowic Śląskich, jak było do tej pory, tylko zajmą się nim lekarze tu, na miejscu.

- Mamy specjalistów, którzy się na tym znają - argumentuje Jacek Domejko. - Szpital uniwersytecki, jakim jest ACK, musi mieć oddział dla oparzonych.

To prawda. Choć prawdziwe łóżka oparzeniowe, odizolowane, spełniające wymogi współczesnej medycyny, zlikwidowano w Klinice Chirurgii Plastycznej w 2000 r., nadal pracują tu świetni fachowcy w tej dziedzinie. Im właśnie powrót do zdrowia zawdzięcza Marek Dułak.

Po kilku tygodniach pobytu w ACK, w ostatnią środę wrócił do domu. Nie może jeszcze spać w nocy, porusza się z trudem, ale już planuje wyprawę do Gdańska, bo chce osobiście podziękować dyrektorowi Domejce, że nie wysłał go na leczenie do Gryfic. Tam nikt z rodziny by go nie odwiedzał.

O oddział oparzeń na Pomorzu od lat walczy dr Hanna Tosińska-Okrój, legendarna lekarka ofiar tragicznego pożaru w hali stoczni w Gdańsku, do którego doszło 24 listopada 1994 roku. W Klinice Chirurgii Plastycznej i Leczenia Oparzeń AMG, głównej kwaterze dowodzenia akcją pomocy ofiarom pożaru, były wtedy zaledwie trzy łóżka dla oparzonych.
Dramat młodych ludzi wyzwolił w ludziach ogromną solidarność. Na uruchomione przez Urząd Miasta Gdańska specjalne konto strumieniem płynęły pieniądze. Nie tylko na leczenie, ale przede wszystkim na utworzenie przy Klinice Chirurgii Plastycznej AMG pierwszego w Polsce oddziału oparzeń szczebla uniwersyteckiego.

W kwietniu 2001 roku jego projekt był już gotowy. Szef kliniki, prof. Janusz Jaśkiewicz , przy pełnej aprobacie władz uczelni, zarejestrował fundację - Bałtyckie Centrum Leczenia Oparzeń. Marzenie o oddziale rozbiło się jednak jak mydlana bańka. I to nie z winy sponsorów. Jeden z największych - Rada Miasta Gdańska dwukrotnie podejmowała decyzję o przekazaniu 600 tys. zł Akademii Medycznej i zawsze musiała te pieniądze na nowo wprowadzać do swego budżetu, gdyż wracały niewykorzystane.

- Tym razem tak nie będzie - cieszy się dr Hanna Tosińska. 600 tys. zł z Urzędu Miasta zasili konto reaktywowanego oddziału oparzeń. - Na drugim piętrze budynku nr 2 przeznaczymy na ten cel cztery sale z siedmioma miejscami dla chorych - tłumaczy dyrektor Jacek Domejko. Koszt inwestycji to około 1,2 mln zł.

- Połowę tej kwoty da miasto, finansową pomoc zadeklarował też zarząd gdańskiej Stoczni "Remontowa" i inne zakłady pracy na Wybrzeżu - dodaje prof. Janusz Jaśkiewicz.

- Nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto - zastrzega Domejko. Gdy za trzy lata Klinika Chirurgii Plastycznej przeprowadzi się do budowanego nowego szpitala, oddział oparzeń pozostanie na miejscu. Będzie służył dzieciom, bo cały budynek przeznaczony będzie na potrzeby pediatrii.

Żywy pomnik

Pod koniec listopada minie 14 rocznica tragicznego pożaru w gdańskiej hali stoczni. Pamięć o tym wydarzeniu noszą dziś w sercach przede wszystkim jego ofiary oraz lekarze, którzy nieśli im pomoc.
7 ofiar śmiertelnych, 320 oparzonych. Sale chorych pełne cierpiących i przerażonych dziewcząt i chłopców. Pacjenci rozlokowani w kilku trójmiejskich szpitalach. Zmiany opatrunków, zabiegi chirurgiczne, walka o życie i zdrowie oparzonych. I o to, by w przyszłości uniknęli kalectwa.

Władze pomorskiej służby zdrowia uznały wówczas utworzenie specjalistycznego oddziału leczenia oparzeń za sprawę niezwykle pilną. Władze mają jednak słabą pamięć. Do dziś taki oddział nie powstał, choć wielokrotnie apelowaliśmy o to na łamach naszej gazety. Ostatni raz w lipcu tego roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki