Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Olga Krzyżanowska: Kobiety zostały na boku

Barbara Szczepuła
Olga Krzyżanowska
Olga Krzyżanowska P.Świderski
O ekskluzywnym kobiecym Klubie 22, o tym, czy panie sprawdzają się w polityce, o Hannie Suchockiej i Annie Fotydze, ale także o tym, na kogo będą głosować żołnierze Armii Krajowej, z Olgą Krzyżanowską, wicemarszałkiem Sejmu w latach 1989-91 i 1993-97 - rozmawia Barbara Szczepuła.

Gratuluję nagrody Europejskiego Kongresu Kobiet. Co to jest właściwie za gremium?
Dwadzieścia lat temu Barbara Labuda i Henryka Bochniarz stworzyły przyjacielską grupę kobiet, zwaną "Klubem 22". Były to panie z różnych bajek: zajmujące się polityką, biznesem, dziennikarki, artystki… Kobiety spełnione i pewne siebie. Przez te wszystkie lata spotykałyśmy się raz na miesiąc albo u którejś w domu, albo gdzieś w kawiarni czy restauracji, by porozmawiać o interesujących nas sprawach. Zapraszałyśmy na nasze spotkania różne ważne osoby: premierów, ministrów… Bywali u nas wszyscy - od Tadeusza Mazowieckiego po Andrzeja Leppera.

Zagłosuj w plebiscycie na najpiękniejszą kandydatkę do Sejmu z Pomorza

Leppera?
W pierwszej chwili nie chciałam wziąć udziału w tym spotkaniu, ale z ciekawości poszłam i muszę powiedzieć, że on się bardzo wyrobił podczas tych lat spędzonych w polityce… Ale nie zatrzymujmy się przy Lepperze, bywał u nas też na przykład prezes Kaczyński, gościłyśmy premiera Tuska. Powoli kiełkowała myśl, by wyjść poza własne środowisko i w 2009 roku, w dwudziestą rocznicę politycznej i ekonomicznej transformacji w Polsce, powstał Kongres Kobiet. Ten pierwszy kongres był dla nas miłym zaskoczeniem. Zdobyłyśmy trochę pieniędzy z UE, banki też nas wsparły i stać nas było na wynajęcie Sali Kongresowej w Warszawie. Prorokowano, że nie zapełnimy nawet połowy foteli i trochę się bałyśmy. Rzeczywistość przeszła nasze oczekiwania, przyjechało trzy tysiące kobiet. Świetne panie, także z małych miasteczek i ze wsi. Dodam, że wszystkie przybyły na własny koszt! W tym roku III Europejski Kongres Kobiet zorganizowany został w ramach polskiej prezydencji przy współudziale Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej Wszystko znakomicie się udało, ale powiem pani, że moim zdaniem te kongresy przesunęły się zanadto w kierunku feministycznym.

Pani też mówi o sobie, że jest feministką.

Tak, ale nadaje się czasem temu słowu pejoratywne znaczenie, a ja nie chciałabym zajmować się tylko prawami kobiet. Kobieta jest też obywatelem, zatem interesuje ją i polityka zagraniczna, i kryzys finansowy, i inne sprawy.

Pomówmy o wyborach. Czy ustawa kwotowa spowoduje, że więcej kobiet wejdzie do parlamentu?

Jeden z pierwszych postulatów naszego kongresu dotyczył właśnie kwot. Toczyłyśmy ostre spory: czy pięćdziesiąt procent miejsc dla kobiet, czy wystarczy na razie trzydzieści pięć. Ważne jest, by politycy uświadomili sobie, że jest to problem, którego nie można lekceważyć. Nie rozwiążemy go natychmiast, ale pierwszy krok mamy już za sobą, choć mówiono: kobiety nie interesują się polityką. Okazało się, że nie było problemu ze znalezieniem chętnych do parlamentu. Ile kobiet spośród tych trzydziestu pięciu procent na listach kandydatów wejdzie do parlamentu - zobaczymy.

Znowu mówiłyście o liberalizacji ustawy antyaborcyjnej. Warto zaczynać awanturę?

Był temu poświęcony tylko jeden z paneli. Wanda Nowicka nawołała: dość już hipokryzji i chowania głowy w piasek. Albo - albo. Nie wszystkie panie podzielają jednak jej opinię. Moim zdaniem, należy zostawić sprawę tak jak jest, bo inaczej wejdziemy na ścieżkę polityczną: albo będziemy postrzegane jako propisowskie, albo propalikotowe… Ale część kobiet, szczególnie młodych, sądzi, że należy skończyć z obecną ustawą. - Oficjalnie nie ma zgody na aborcję, a nieoficjalnie dokonuje się mnóstwa aborcji, to nieuczciwe - mówią. Ja uważam, że należy się natychmiast zająć oświatą seksualną. Moja wnuczka, która chodziła do szkoły we Francji, nie mogła zrozumieć, dlaczego w Polsce mówi się tyle o aborcji. Opowiadała mi o szkolnych pogadankach pani doktor na temat zaczynającego się życia, o tym, że uczennice odwiedzały z nią oddziały położnicze, gdzie pokazywano im malutkie dzieci, a szkolna ginekolog objaśnia działanie środków antykoncepcyjnych. I zapisywała je tym dziewczynom, które o to prosiły. Aborcja nie może bowiem zastępować antykoncepcji. - Jak się nie ma rozumu - powiedziała moja piętnastoletnia wówczas wnuczka - to dokonuje się aborcji. My tymczasem uciekamy od problemu oświaty seksualnej w szkole. Temat ten stał się gorącym politycznym kartoflem.

Czy kobiety sprawdzają się w polityce?

Trudno na to pytanie odpowiedzieć, bo jest ich niewiele.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

No, kilka pań jednak się przebiło. Pani została wybrana na wicemarszałka Sejmu dwu kadencji, w tym tak ważnego jak Sejm kontraktowy.
W 1989 roku sytuacja była szczególna. Posłem zostałam, podobnie jak znaczna część kandydatów Solidarności, przypadkiem, a na wicemarszałka zgłoszono mnie kierując się przekonaniem, że nie mam skrajnych poglądów i jestem koncyliacyjna. O to stanowisko ubiegało się kilku panów. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, więc zgłoszono mnie, lekarkę z Solidarności. Wałęsa zapytał podobno: Z Gdańska? To niech będzie! W sytuacji rewolucyjnej jest łatwiej zrobić karierę. Przez lata nie zajmowałam się sprawami kobiet, bowiem uważałam, że trzeba budować Polskę, reszta spraw mogła czekać. Ale po mniej więcej trzech latach przekonałam się, że także Solidarność zostawia kobiety na boku. Gdy było trzeba pracowały, konspirowały, pisały, nosiły ulotki, a teraz - w wolnej Polsce - już nie były potrzebne. Od polityki byli mężczyźni. W klubie Unii Demokratycznej sztandar buntu podniosła Basia Labuda. Wystąpiłyśmy w 1994 roku z inicjatywą zwiększenia liczby kobiet w parlamencie. Gdy to referowałam, panowie chichotali, rzucali dowcipami…

Zagłosuj w plebiscycie na najpiękniejszą kandydatkę do Sejmu z Pomorza


Ale już w 1992 roku premierem została Hanna Suchocka. Choć mówi się, że nie była samodzielna, bo z tylnego siedzenia kierował nią profesor Geremek.

Nie zgadzam się z tą opinią! Hanka być może słuchała w różnych sprawach Geremka, ale czy to coś nagannego? Też tak niekiedy robiłam, bo był mądrym człowiekiem. Zresztą niczego nie narzucał, raczej proponował, taki miał sposób bycia. Ja Hankę podziwiam, proszę sobie przypomnieć, że jej rząd złożony był bodaj z siedmiu partii! A ile ustaw przeprowadził. Jeśli były dyskusje, to merytoryczne, wszystkim nam chodziło o Polskę, nie o dobro tej czy innej partii.

A jak Pani ocenia Annę Fotygę, byłą minister spraw zagranicznych?

Nie była dobrym ministrem. Miała zasadniczą wadę: nie zachowywała się tak jak powinien zachowywać się dyplomata. Widziałam ją kilka razy w komisji spraw zagranicznych, wzruszała ramionami, nie odpowiadała na pytania, to było zdumiewające. Z każdym drobiazgiem biegała do prezydenta Kaczyńskiego. Dodam, że znałam Lecha Kaczyńskiego z dawnych lat i miałam do niego sympatię, więc nie chodzi mi o to, że radziła się akurat jego. Przecież politykę zagraniczną prowadzi rząd, nie prezydent! Gdybym miała ocenić ją jednym zdaniem, powiedziałabym: niski poziom profesjonalizmu.

A minister Kopacz, Pani koleżanka po fachu, jak się spisuje?
Minister Ewa Kopacz jest osobą energiczną i rzeczywiście próbowała coś zrobić. Ale niewiele mogła, bo istnieje Narodowy Fundusz Zdrowia. Powstanie NFZ to był błąd podstawowy.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Powstanie NFZ w miejsce kas chorych zawdzięczamy SLD.
A konkretnie Markowi Balickiemu. Znam go od lat, od czasów Solidarności, i cenię, bo jest rozsądnym człowiekiem, ale tu popełnił błąd. Mówiłam mu: - Marek, nie można tak ogromnych pieniędzy powierzać instytucji niezależnej od rządu! Minister Kopacz weszła na trudny grunt. Ludzie byli już nerwowi, bo spodziewali się, że uda się szybko naprawić służbę zdrowia, a to jest utopia, nie ma takiego kraju, gdzie byliby leczeni wszyscy, w dodatku szybko, skutecznie i bez oglądania się na koszty. Jak na możliwości, które miała, zrobiła sporo. A tymi szczepionkami to mi po prostu zaimponowała. Chodziło przecież o wielkie pieniądze. Zaryzykowała i uratowała je.

Zagłosuj w plebiscycie na najpiękniejszą kandydatkę do Sejmu z Pomorza


Zakończyła się właśnie VI kadencja Sejmu. Gdyby miała Pani ocenić wszystkie dotychczasowe, to
która była, zdaniem Pani Marszałek, najbardziej udana?

Wydaje mi się, że najlepiej pracował Sejm kontraktowy. Starali się nie tylko posłowie OKP. Także nasi przeciwnicy polityczni, czyli jak mówiliśmy wtedy - komuniści. Panowało przekonanie, że trzeba zmieniać Polskę. Przed uchwaleniem ustaw wprowadzających reformę Balcerowicza pracowaliśmy w komisjach bez odpoczynku. Pamiętam, że siedzieliśmy po nocach, a ustawy uchwalaliśmy w sylwestra! Nie mogę odżałować, że premier Tadeusz Mazowiecki po przegranych wyborach prezydenckich podał rząd do dymisji. Druga dobra kadencja to lata 1997-2001, gdy większość miała AWS i UW. Posłowie tego Sejmu dużo zrobili. Cztery wielkie reformy…

A UW wyszła z koalicji.
I to był błąd. Premier Buzek nie miał łatwego życia, ale spokojnie szedł do przodu, nie zważając na brutalne ataki opozycji.

No i AWS przegrała następne wybory z kretesem.
Bo za reformy się płaci.

A ostatnie cztery lata?
Były niezłe. Uważam, że nadchodzące wybory powinna wygrać Platforma, bo ludziom i państwu potrzeba spokoju. Nie można ciągle wszystkiego przewracać do góry nogami. Niepokoi mnie jednak w Platformie podejście do spraw obyczajowych. Przez moją wnuczkę, która studiuje obecnie w Gdańsku, mam kontakt z młodzieżą. Młodzi ludzie pytają: dlaczego Platforma boi się Kościoła? Nie wiem, czy tak jest istotnie, ale oni tak to widzą. Może po prostu politycy Platformy nie chcą zaogniać stosunków z Kościołem? Natomiast - jak czytam - kandydaci pisowscy zamierzają w dniu wyborów zamawiać msze, oczywiście za papieża, ale niewykluczone, że księża będą podawać, że msze zamówił poseł X i Y. To byłoby kuriozum! Ale trzeba przyznać, że PiS świetnie rozgrywa emocje. Zaś PO, podobnie jak kiedyś UW, uważa, że skoro pracuje dla Polski, to nie musi się tłumaczyć, udowadniać, że nie jest wielbłądem, podlizywać się populistycznie elektoratowi. I jeszcze jedno. Utrzymuję dobre stosunki ze środowiskiem AK-owskim, jestem zapraszana na różne uroczystości ze względu na mojego ojca, Aleksandra Krzyżanowskiego "Wilka", komendanta okręgu wileńskiego Armii Krajowej. I widzę, że kombatanci w przeważającej mierze będą głosować na PiS. To duże zaniedbanie Platformy, bo nie powinna oddawać przeciwnikowi politycznemu monopolu na patriotyzm.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki