Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć zakończyła tułaczkę chorego

Marcin Pacyno
Jarosława Gliniecka i jej córka Daria o śmierć męża i ojca obwiniają bytowskich lekarzy
Jarosława Gliniecka i jej córka Daria o śmierć męża i ojca obwiniają bytowskich lekarzy Marcin Pacyno
Chodził od lekarza do lekarza i żaden nie potrafił mu pomóc. W ciągu tygodnia był około ośmiu razy w pogotowiu bytowskiego szpitala. Nie dostał nawet zwolnienia lekarskiego. Gdy wreszcie trafił do szpitala, było już za późno. Zmarł na stole operacyjnym. Teraz sprawę bada prokuratura.

Grzegorz Gliniecki (l.44) zaczął się źle czuć 22 sierpnia i tego dnia po raz pierwszy trafił do pogotowia.

- Skarżył się na kłucie z tyłu w plecach, więc podejrzewaliśmy zapalenie korzonków - opowiada Jarosława Gliniecka, żona. - Lekarka zbadała męża, dała zastrzyk i przepisała tabletki. Na drugi dzień znów źle się czuł. Skarżył się na ból w tym samym miejscu i około godziny 20 w sobotę udaliśmy się na pogotowie. Tam lekarz znowu dał mu zastrzyk i kazał brać tabletki.
To jednak nie pomogło.

- W niedzielę mąż już zrobił się żółty i ponownie pojechaliśmy na pogotowie, ale usłyszeliśmy to samo - dodaje żona.

W poniedziałek Gliniecki, który był kierowcą w PKS Bytów, pojechał autobusem w trasę do Gdyni. Wrócił już jako pasażer, gdyż nie był w stanie siedzieć za kierownicą. Tego dnia dostał także skierowanie na badanie USG od lekarza rodzinnego. Trafił ponownie do pogotowia, gdzie zbadał go dr Lech Wiszniowski, zastępca dyrektora Szpitala Powiatu Bytowskiego.

- To badanie i objawy wskazywały na kolkę nerkową i dlatego podjęliśmy takie właśnie leczenie - tłumaczy teraz.

Mężczyzna otrzymał tylko kroplówkę. - Lekarz kazał mu przyjść na kolejną, gdy ból znów się pojawi - mówi żona. - Następnego dnia ponownie trafiliśmy do pogotowia, bo ból nie ustawał. Po zastrzyku mąż zaczął się źle czuć i stracił przytomność. Wrócił z powrotem do lekarza na kozetkę. Po zbadaniu, mimo że jego koszulka była całkowicie mokra, wysłali nas do domu. Lekarka kazała mu tylko przebrać się w sweter, aby nie dostał zapalenia płuc. W nocy oddał kał z moczem i nadal go bolało, a więc ponownie szukaliśmy pomocy.

Po tych zdarzeniach mężczyzna trafił wreszcie do szpitala. Po kilkunastu godzinach zrobiono mu gastroskopię. Badanie wykazało, że konieczna będzie operacja. W jej trakcie zmarł. To było 28 sierpnia. - Tyle dni i tylu lekarzy, a nikt mu nie pomógł, dlaczego - pyta wdowa.
- Badałem pacjenta i po raz kolejny podkreślam, że wszystkie objawy wskazywały na kolkę nerkową. Tak jak stwierdzali to pozostali lekarze - zapewnia dr Wiszniowski. - Moim zdaniem, pacjent miał zbieg dwóch chorób. Kolkę nerkową, tak jak przypuszczaliśmy, ale także idący ostro wrzód żołądka, który przeżarł się przez naczynia i wylał się.

Wiszniowski podkreśla, że podobnych przypadków w ciągu roku jest wiele, ale rzadko zdarza się, że oba schorzenia występują wspólnie.
- W tym przypadku jedna choroba ukryła drugą - dodaje.

Żona zmarłego nie wie jednak, dlaczego nie zrobiono kompleksowych badań, które - jej zdaniem - pozwoliłyby postawić trafną diagnozę. Kobieta postanowiła, po pogrzebie męża, zawiadomić prokuraturę. Zgłoszenie wpłynęło 9 września. Prokuratura wszczęła już śledztwo. Wczoraj wdowa składała zeznania.

- Chcemy znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego i na co zmarł pacjent i czy można było uniknąć tej tragedii - mówi Jan Zborowski, prokurator rejonowy w Bytowie. - Konieczna będzie sekcja zwłok, którą szpital pierwotnie chciał zrobić, ale rodzina zmarłego się nie zgodziła. Jednak teraz powinna się odbyć.

To oczywiście wiąże się z ekshumacją, na co nie zgadza się wdowa. Jednak, aby odpowiedzieć na pytania, dlaczego mężczyzna zmarł i czy można było temu zapobiec, jest konieczna. Decyzję w tej sprawie niebawem podejmie prokuratura.

- Raczej nie ma innego wyjścia - dodaje Zborowski.

Wina lekarzy?
Jarosława Gliniecka, żona zmarłego mężczyzny:
- Moje doświadczenia z bytowskim szpitalem są, niestety, nie po raz pierwszy złe. Kilka lat temu córce, która skarżyła się na silny ból brzucha, rozpoznano zapalenie wyrostka bez badania USG. Po otwarciu przez lekarzy okazało się, że wyrostek jest w porządku, a ma guza nadnercza. Tę operację jednak już wykonali lekarze ze Słupska, którzy wcześniej zrobili jej wszystkie badania, łącznie z tomografią. Mojego męża nie udało się uratować, choć byliśmy u tylu lekarzy... Dlaczego?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki