Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stocznie w rękach KE

Jacek Klein, Robert Kiewlicz
Stoczniowcy czekają na decyzję Komisji Europejskiej, ale przypominają o sobie demonstracjami
Stoczniowcy czekają na decyzję Komisji Europejskiej, ale przypominają o sobie demonstracjami Grzegorz Mehring
Dzisiaj do Komisji Europejskiej trafią plany restrukturyzacji i prywatyzacji polskich stoczni. Ministerstwo Skarbu liczy na to, że komisarze w Brukseli je zaakceptują i stocznie w Gdyni i Szczecinie będą mogły zostać sprzedane do końca września.

Optymistycznie nastawieni są także przedstawiciele inwestorów. Jak mówią rozmowy przebiegają w dobrej atmosferze. Wciąż jednak nie wiadomo, czy nie rozbiją się o kwestię zasadniczą, czyli ostatni państwowy zastrzyk pieniędzy dla stoczni. Chodzi aż o 1,2 mld zł. O to też obawiają się znawcy branży.

- Może to zaważyć na decyzji Komisji Europejskiej. W końcu od lat wszystko rozbija się właśnie o pomoc publiczną - uważa dr Tomasz Teluk, ekspert ds. stoczni z Instytutu Globalizacji. - Udzielenie kolejnej pomocy publicznej stoczniom przez rząd ukazuje jedynie jego niemoc. Powinien doprowadzić do takiej sytuacji, że to inwestorzy biją się o nasze stocznie i to oni powinni płacić za zakłady, które chcą kupić.

W obecnej sytuacji żaden inwestor nie zdecydowałby się jednak na spłatę długów i zainwestowanie dodatkowo w rozwój stoczni. Sumując pomoc publiczną i deklarowany kapitał za Stocznię Gdynia, musiałby zapłacić prawie 1,2 mld zł, a za stocznię w Szczecinie 640 mln zł. Uwzględniając całe zadłużenie obu stoczni, kwoty te musiałyby być wyższe o przynajmniej kilkaset milionów złotych w każdym przypadku. Łącznie zatem obie stocznie kosztowałyby prawie tyle samo co norweski koncern stoczniowy Aker Yards ASA, skupiający 15 stoczni w całej Europie. W ubiegłym miesiącu południowokoreański koncern STX za 44 proc. udziałów zapłacił Norwegom 430 mln euro i posiada już 88,4 proc. w Akerze.

Polskie stocznie trzeba było sprzedać już w połowie lat 90. Żaden rząd nie potrafił jednak znaleźć dla nich wiarygodnego inwestora. W zamian przez lata pompowano w stocznie miliardy złotych pomocy publicznej, kiedy już wiadomo było, że Bruksela uzna pomoc za nielegalną.
Żaden rząd nie potrafił też wywalczyć z UE okresu przejściowego dla stoczni. Wywalczyła go nawet Malta i od 2004 roku do końca tego roku pomoc publiczna dla tamtejszych stoczni jest legalna. Niemcy z kolei już w 1990 roku wymogli na Unii Europejskiej, aby byłą NRD, w tym stocznie, uznać za obszar dotknięty "trudnościami gospodarczymi". W rezultacie nasz zachodni sąsiad mógł bez przeszkód pompować miliardy w podupadające zakłady.

Niemieckie stocznie zostały sprywatyzowane w połowie lat 90. Komisja Europejska wymogła wprawdzie ograniczenie ich mocy produkcyjnych o 40 proc., jednak odbyło się to bez wielkiej szkody, ponieważ stocznie i tak produkowały dużo mniej niż mogły. Niemiecki rząd do tej pory dotuje stocznie. Zezwalają na to obowiązujące w Unii Europejskiej od 2006 roku warunki ramowe dla przemysłu stoczniowego. Rząd przekazuje więc przemysłowi stoczniowemu co roku 20 proc. nakładów z budżetu na rozwój nowych technologii.

W Grecji stocznie zasilane są pomocą publiczną od lat. Komisja Europejska wytknęła rządowi w Atenach 16 przypadków złamania unijnej zasady konkurencji. Bez zgody Brukseli stoczni Hellenic Shipyards SA przyznano pieniądze z budżetu państwa, poręczenia i gwarancje kredytów. KE zażądała zwrotu rządowego wsparcia - chodzi o ponad 230 mln euro. Jak na razie Grecy z gróźb komisarzy nic sobie nie robią.

- Nie powinniśmy brać przykładu z Grecji. Podatnicy nie mogą przecież wiecznie utrzymywać nierentownych zakładów, a poza tym takie działania mogą pogorszyć nasze stosunki z Unią - zastrzega jednak Teluk.
Ratowanie przemysłu stoczniowego odpuścili sobie natomiast Duńczycy. Zostały tam w większości małe stocznie rybackie i jachtowe oraz tylko jedna duża stocznia Odense Steel Shipyard, budująca głównie kontenerowce dla armatora Maersk. Dwie największe stocznie - Burmeister&Wein i Arhus Flydedok zostały zamknięte. W jednej z hal tej pierwszej stoczni obecnie znajduje się największe w Europie kryte pole golfowe.

Czy taki los czeka stocznie polskie? Jeśli Komisja Europejska uzna, że restrukturyzacja stoczni nie zagwarantuje, iż osiągną one zyskowność w ciągu kilku lat, będą musiały oddać pomoc publiczną szacowaną na 7 mld zł. To oznaczałoby ich upadek i wejście syndyka. Nie wiązałoby się to wprawdzie z zamknięciem stoczni, ale pojawiłby się problem z zawarciem kontraktów na budowę statków na kolejne lata.

Zanim znaleźliby się inwestorzy chętni na przejęcie majątku produkcyjnego, stocznie mogłyby popaść w ruinę.Miejmy jednak nadzieję, że informacje o przychylności KE potwierdzą się i stocznie wyjdą na prostą.

Co w planach?

Plany restrukturyzacji stoczni wynegocjowane przez ISD Polska, Mostostal Chojnice-Ulstein i Ministerstwo Skarbu są kosztowne.
Stocznia w Szczecinie może liczyć na dofinansowanie w wysokości 400 mln zł, Stocznia Gdańsk i Stocznia Gdynia - na 835 mln złotych. Pomoc dla Stoczni Szczecińskiej Nowej zostanie przeznaczona na wydatki związane z pokryciem strat na nierentownych kontraktach, zawartych w poprzednich latach. Pomoc dla stoczni trójmiejskich zostanie podzielona na trzy części. Zakłady otrzymają 385 mln zł pomocy bezzwrotnej. Kolejna transza, wynosząca 250 mln zł, będzie mogła być zwrócona Skarbowi Państwa pod pewnymi warunkami, a 200 mln zł stanowi pomoc bezwzględnie zwrotną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki