Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto jeszcze miał ochotę na Laurę?

Piotr Weltrowski
Wiedza o tym, iż dom handlowy Laura jest do kupienia, była powszechna - tak twierdzą biznesmeni, którzy równolegle ze Sławomirem Julkem interesowali się transakcją, jaka stanowić miała drugie dno tzw. afery sopockiej. Tymczasem obaj główni bohaterowie afery nie przestają formułować oskarżeń pod swoim adresem.

Julke twierdzi, iż Jacek Karnowski próbował podsunąć mu wspólników. Włodarz kurortu rewanżuje się pięknym za nadobne, zarzucając biznesmenowi kłamstwo w sprawie wniosku o nadbudowę strychu.

Z wypowiedzi, których w ciągu ostatnich dwóch miesięcy udzielał Julke, wynika, iż to właśnie próba kupienia przez niego domu handlowego w samym centrum Sopotu miała być katalizatorem całej sprawy. To właśnie działania Karnowskiego w kontekście tej inwestycji miały skłonić biznesmena do ostrożności i sprawić, iż nagrał 19 marca rozmowę, w której jak twierdzi, prezydent Sopotu próbował wymusić na nim łapówkę za podjęcie pozytywnej decyzji administracyjnej dotyczącej innej z inwestycji Julkego - przebudowy strychu w kamienicy stojącej przy ul. Czyżewskiego.

Biznesmen twierdzi, że Karnowski, kiedy tylko dowiedział się o jego planach dotyczących domu handlowego, "zaczął pozorować przyjaźń", po to aby wyciągać od niego informacje biznesowe. Prezydent kurortu miał też polecić mu słynną "kancelarię prezydencką" do obsługi inwestycji.

Sprawy się jednak komplikują. Najpierw do Julkego dociera informacja, iż do sopockiego magistratu trafił wniosek o zmianę planów zagospodarowania dotyczących bezpośredniego sąsiedztwa Laury, a składa go, w imieniu firmy Capital Park, do której należy sąsiadujący z domem handlowym budynek kina Polonia, prawnik z "kancelarii prezydenckiej".

Później, w ostatniej chwili, przedstawiciele kancelarii informują go o zmianie warunków kredytu, który Julke miał otrzymać z banku Nordea. Biznesmen postanawia działać na własną rękę. Jedzie do Gherarda Iannelliego, ówczesnego właściciela nieruchomości, gdzie dowiaduje się o tym, iż kilka godzin wcześniej byli u niego... przedstawiciele Capital Parku i rozmawiali na temat Laury.

Problem w tym, iż Julke nie chce zdradzić, czemu Karnowski miałby działać na rzecz Capital Parku w sprawie inwestycji, w której miasto nie było żadną ze stron. Do tego okazuje się, iż chęć sprzedaży Laury przez jej włoskiego właściciela nie była, przynajmniej w środowisku biznesowym, żadną tajemnicą.
Dotarliśmy do korespondencji między Iannellim a jedną z osób zainteresowanych kupnem domu handlowego - Jarosławem Z., członkiem zarządu jednej z dużych polskich firm. Jak sam przyznaje, w tym wypadku działał jednak na własny rachunek. Pod koniec sierpnia ówczesny właściciel Laury przesłał mu wstępną ofertę. Po ponad dwóch miesiącach biznesmen skontaktował się z Iannellim, prosząc go o więcej szczegółów. Usłyszał wtedy także cenę - 5 mln euro.

- To była w stu procentach moja prywatna inicjatywa - mówi Jarosław Z. - Okazało się jednak, iż kwota zaproponowana przez właściciela nieruchomości przekroczyła moje zdolności finansowe i do tematu już nie wracałem.

Z naszych informacji wynika jednak, iż nie był on jedyną osobą, która prowadziła negocjacje z Iannellim.

- To, że Włoch najpierw prowadził rozmowy, jest oczywiste i nie ma w tym nic dziwnego. To normalna procedura, że prowadzi się negocjacje, a te odbywały się w bardzo wąskim gronie, więc informacja na ten temat nie była powszechna - mówi Julke, dodając, iż wiedział o wszystkim.
Sprawa jednak nie jest tak oczywista. Negocjacje prowadzone były z kilkoma różnymi zainteresowanymi kupnem nieruchomości podmiotami. Można przyjąć tezę, że nikt z nich nie był zainteresowany rozgłaszaniem informacji na temat kupna domu. Wygląda jednak na to, iż było inaczej.

- To, że Laura jest na sprzedaż, nie było żadną tajemnicą - mówi Marius Olech, znany trójmiejski biznesmen, który informacjami na temat inwestycji wymieniał się m.in. ze wspomnianym wyżej Jarosławem Z. Wszystko odbyło się jeszcze przed tym, zanim 28 listopada Iannelli podpisał pierwszą umowę dotyczącą sprzedaży Laury Julkemu. - Ja osobiście nie byłem zainteresowany kupnem tej nieruchomości, ale rozmawiałem na ten temat przynajmniej z 15 różnymi osobami zarówno z Trójmiasta, jak i z Warszawy.

Z naszych informacji wynika jednak, że Olech był zainteresowany kupnem nieruchomości, tyle, że w roku 2006. - Dostałem wtedy polecenie od pana Gherardo Iannelliego, aby wysądować rynek. Odbyło się spotkanie, na które przyszedł pan Olech wraz z jeszcze jedną osobą. Pytali o możliwość kupna "Laury" - mówi Ewald Nowakowski, ówczesny dyrektor domu handlowego.

Do transakcji jednak nie doszło. Co ciekawe, jeszcze przed tym wydarzeniem dojść miało za to do spotkania, w którym uczestniczyć miał Nowakowski, Maciej Fedorowicz, ówczesny prokurent "Laury" oraz ...Jacek Karnowski.
- Pan prezydent zaprosił pierwotnie tylko pana Fedorowicza, on jednak poprosił, abym udał się na spotkanie razem z nim. Mowa była o przyszłości domu handlowego. Pan prezydent pytał, jakie mamy plany. Zaznaczał też, że nie życzy sobie w żadnym wypadku apartamentów w tym miejscu. Z tego co pamiętam, na temat ewentualnej sprzedaży "Laury" żadne pytania nie padły - dodaje Nowakowski.

Sam Karnowski jest wyraźnie zaskoczony, gdy pytamy o tamtą rozmowę. - Spotykam się z stekami ludzi, nie pamiętam takiego spotkania i mam poważne wątpliwości, czy w ogóle się odbyło - mówi.
Po co więc Karnowski miałby pozyskiwać informacje od Julkego na temat tej inwestycji?

Niespodziewanie Julke wskazuje nam nowy trop: - Jacek Karnowski chciał mi podsunąć dwóch wspólników. Propozycja wpuszczenia wspólnika wyszła też ze strony Nordea Banku w dniu, gdy przedstawiono mi skrajnie niekorzystną decyzję kredytową - mówi.

Kiedy pytamy go jednak o szczegóły, odmawia odpowiedzi. - Prokuratura ma w tej sprawie dowody, a ja na temat kwestii dowodowych nie wypowiadam się - dodaje.

Prezydent Sopotu wszystko komentuje krótko. - To jest jakaś totalna bzdura - stwierdza, zarazem wrzucając też kamyczek do ogrodu swojego adwersarza. - Nie po raz pierwszy pan Julke mija się z prawdą. Tak było chociażby wtedy, gdy stwierdził, iż zaraz po rozmowie ze mną wycofał wniosek dotyczący nadbudowy strychu w kamienicy przy ulicy Czyżewskiego. Na temat tego, że chwilę później wniosek ten ponowił, nic nie wspomina.

Karnowskiemu chodzi o wypowiedź biznesmena na łamach "Gazety Wyborczej", gdzie powiedział on, iż po nagraniu rozmowy z prezydentem Sopotu wycofał z urzędu wniosek o nadbudowę strychu, gdyż chciał być czysty.

Sprawdzamy. 25 marca do sopockiego magistratu trafiło pismo, w którym Julke rzeczywiście prosił o wycofanie swojego wniosku. Dwa dni później do urzędu trafiło jednak kolejne pismo od biznesmena. Tym razem prosił on urzędników, aby anulować dokument złożony 48 godzin wcześniej.
W tej sprawie odpowiedzi wprost Julke udzielać nie chce, zasłaniając się dobrem śledztwa. Znów rewanżuje się jednak Karnowskiemu.

- Odpowiem cytatem z oświadczenia pana prezydenta: "Już po tej rozmowie sprawdziłem, że na około miesiąc wcześniej projekt tej inwestycji został negatywnie zaopiniowany przez miejskiego konserwatora zabytków oraz Wydział Urbanistyki i Architektury Urzędu Miasta Sopotu. Po otrzymaniu takich informacji poinformowałem znajomego, że nie ma możliwości realizacji tej inwestycji" - mówi biznesmen. - Czy wycofywałbym wniosek, jeśli byłby już wcześniej negatywnie rozpatrzony? Wycofuje się wnioski, które są w toku, a nie wnioski, które są już rozpatrzone.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki