Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wakacje - czas porzuconych zwierząt

Irena Łaszyn
Suzi, porzucona w plastikowej torbie, ma dziś szczęśliwy dom. Rządzi w nim niepodzielnie
Suzi, porzucona w plastikowej torbie, ma dziś szczęśliwy dom. Rządzi w nim niepodzielnie Archiwum prywatne
Stary pies ślepnie, siwieje, kuleje. Nie pasuje do nowego dywanu, czerwonej kokardki i wczasów na greckich wyspach. Trzeba go więc przywiązać i uciec.

To była zwyczajna plastikowa torba. Stała na przystanku autobusowym przy ul. Kwiatkowskiego w Gdyni i… kwiliła. Szczeniaczek miał parę tygodni, wyglądał jak czekoladowa kulka. Nutka - nazwali go w Ciapkowie. Następnego dnia, na innym przystanku, ktoś inny znalazł inną kulkę. W zawiązanym szczelnie worku. Ten drugi piesek też pojechał do schroniska, ale był bardzo słaby, nie przeżył.

Wakacje to trudny czas dla zwierząt

Nutka okazała się silniejsza.
- Trafiła do plastikowej budy - opowiada Bartosz Unkiewicz z Gdyni. - Spędziła w niej noc. Tam ją z Martą, moją dziewczyną, zobaczyliśmy. Od razu wiedzieliśmy, że to nasza sunia, choć początkowo mieliśmy na oku innego psa.

Czekoladowa kulka trzęsła się ze strachu, ale gdy Marta wyciągnęła do niej ręce, natychmiast się do niej przytuliła. Do domu wrócili razem. To było rok temu, w czerwcu.

Teraz Nutka wabi się Suzi, jest smukłą, długonogą pięknością i w domu rządzi niepodzielnie.
- Sypia z nami w łóżku, podróżuje samochodem, szaleje po lesie, przynosi patyki, świetnie pływa - wylicza Marta. - Woda to jej żywioł i raj.

- Ona nawet nurkuje! - zachwyca się Bartosz. - Czasami przynosi nam jakieś wodne rośliny.
- Jest bardzo rozpieszczona i bardzo szczęśliwa - przyznaje Marta.
Co lubi najbardziej? Młodą marchewkę. Chrupie ją jak królik. No i głaski lubi. U nich codziennie jest Dzień Przytulania.

O draniach, którzy pakują żywe stworzenia do worka, zostawiają na przystanku albo w lesie, nie są w stanie rozmawiać.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Najłatwiej podrzucić szczeniaka. Wsadzisz do torby - i po kłopocie. Z dorosłym psem trzeba się więcej namęczyć. Użyć podstępu. Wywieźć do innego miasta albo do lasu. Przywiązać do drzewa, żeby cię, głupek, nie dogonił. Nie wrócił po twoich śladach do domu. O, bywają takie historie! Czort wie, skąd te kundle znają adres. Człowiek nie trafi, a pies znajdzie drogę. Więc sznurek musi być krótki, mocny. Żeby się nie urwał. W środku lasu nikt paskudy nie wypatrzy.

Irasiad - historia niepełnosprawnego psa

Bo te Rydzyki, czasem znajdowane w lesie, nie są urodziwe. Na starość pies siwieje, kuleje, ślepnie, ma raka i niedowład. Nie dosłyszy, nie trzyma moczu i śmierdzi mu z pyska. Sypie się zupełnie jak człowiek. Jak twoja matka albo ojciec. Ale matkę oddasz do szpitala albo do domu opieki, nie zostawisz na ulicy, wiadomo, przecież masz serce. A ze starym, brzydkim psem nic nie zrobisz. Dzwonisz do schroniska, mówisz, że masz psa do oddania, a oni ci na to, że to miejsce dla bezdomnych zwierząt, a twój pies ma dom. Jeśli bardzo się upierasz, to informują, że pomogą ci znaleźć dla niego inny dom, u człowieka, który kocha stare psy, zamieszczą ogłoszenie, ale do schroniska nie przyjmą. No i klops. Bo nawet za uśpienie trzeba płacić.

Najłatwiej więc wywieźć i porzucić. Przecież ten brzydal do niczego się nie nadaje. Gubi sierść na nowym dywanie, ledwie powłóczy łapami, ciągle chce siusiu i jeszcze powarkuje. Całkiem zgłupiał na stare lata. Potrzebuje opieki, a ty musisz do pracy, musisz na urlop. Masz swoje sprawy. O, kumpel zaproponował ci saksy, mógłbyś lecieć do Anglii. Tylko ten kundel, psia mać, stoi na zawadzie. No, dobra, nie pojedzie do lasu. Można go podrzucić w nocy pod to schronisko, w którym go nie chcieli. Przywiązać do płotu.

Niech mają, cholerne urzędasy! Niech wiedzą, co to za wrak.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Ten pies pojawił się przed gdańskim schroniskiem w ostatni wtorek. Nieduży, kremowy, bez ogonka. Stał przywiązany do drzewa, jakieś 50 metrów od bramy. Nie pozwalał się nikomu zbliżyć. Jeden ruch i już się płoszył.

- W słońcu niemal 50 stopni, a on ani drgnie - opowiada inspektor Katarzyna Zaleska ze Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt "Promyk" w Gdańsku. - Odgryzł smycz, mógłby uciec, ale stoi i pilnuje sznurka. Czeka. Jest karny, zdyscyplinowany. Usiłujemy go więc oswoić, obłaskawić, podrzucamy jedzenie, nie chcemy używać siły.

Ktoś powiedział, że pies jest jedyną istotą na świecie, która bardziej kocha ciebie niż samego siebie. Miłość jest ślepa. Nieważne, jaki jesteś. Ważne, że jesteś.

Dlatego będzie tam stał do końca świata i pilnował przegryzionej smyczy. Nigdy nie uwierzy, że już go nie chcesz. Jest twój.

Nie wszystkie są stare i chore. Niektóre są młode i śliczne. Albo w ciąży. O, te sprawiają najwięcej kłopotu.

- Zadzwoniła do nas pani i zakomunikowała, że ma dla nas suczkę z trzema szczeniaczkami - opowiada Jolanta Karpiarz ze Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt "Ciapkowo" w Gdyni. - Zaproponowałam, by najpierw odchowała młode, potem wspólnie poszukamy dla nich domu. Następnego dnia idę do pracy i widzę koszyk przed bramą. W koszyku trzy maluchy, obok sunia, przywiązana smyczą. Nieduża, jamnikowata. Nazwaliśmy ją Różyczka. Ona nadal jest u nas, małe poszły do adopcji.

Człowiek ma impuls, bierze psa. Nie myśli, że trzeba go zaszczepić, wysterylizować albo wykastrować, chować aż do śmierci. Kolejny impuls - postanawia oddać. Jak zużytą rzecz. Dziwi się, że nie ma chętnych. I szuka innego sposobu.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

W czerwcu trafiło do Ciapkowa 13 podrzutków. Jednego, w środku lasu, przywiązanego do drzewa, znalazł mężczyzna, który jeździł na quadzie. Innego, też w lesie, inny pies. Co zwierzak to osobna historia. Kolejny dramat. Trauma.

Joanna Sobaszkiewicz ze schroniska w Tczewie mówi, że u nich najwięcej porzuceń jest przed sklepami. Właściciel udaje, że idzie na zakupy, przywiązuje psa do barierki i już po niego nie wraca. Nawet fatygować się za bardzo nie trzeba. Wiadomo, że ktoś kundla znajdzie, zaprowadzi do azylu.
Aleksandra Pawlak ze schroniska w Starogardzie Gdańskim prezentuje Perełkę. Odwiązaną od drzewa przed schroniskiem. Była w ciąży, oszczeniła się dzień później. Tak zestresowana, że sikała ze strachu. Kuliła się, chowała przed ludźmi. Dziś jest radosna i odważna. Tyle że domu nie ma. Nikt jej nie chce.

Filipek, starszy od węgla, wyrzucony z auta, miał więcej szczęścia. Trafił do starszych państwa w Przywidzu. Panią pokochał bezgranicznie. Pan, by zasłużyć na jego uwagę, wstaje w nocy i podrzuca mu plasterki szynki…

Muszka, która rok spędziła w Promyku, dziś jest dużą Muchą i mieszka u inspektor Katarzyny Zaleskiej. Sypia w wielkim łóżku, goni gołębie, merda ogonem i… szczeka. - To nas najbardziej zachwyciło - przyznaje pani Kasia. - W schronisku nigdy się nie odezwała. Była cichutka i płochliwa.
Efi, przywiązana przez poprzedniego właściciela do płotu, mieszka u Asi Daggi, też pracownicy schroniska. Podobnie jak inne znajdy, sypia w ludzkim łóżku i ma się dobrze.

- My umiemy "czytać" psy - mówi pani Kasia. - A nie wszyscy to potrafią. Stąd konflikty, nieporozumienia, rozstania. A psa trzeba się po prostu nauczyć.

Czasem pies nie pasuje do nowego mieszkania, czasem do wczasów na greckich wyspach, czasem do… kokardki.

Shih tzu noszą kokardki, mają długie włosy i wielkopańskie maniery. Ale shih tzu po wypadku, z przetrąconą głową, ogolone i bez jednego oka, rzadko znajdują amatorów. Otek siedział więc w schronisku i czekał na swego pana, który nie pytałby o to oczko, maniery, fryzurę i koka z kokardką.
- Najpierw szukałam dla niego domu, do jednego, pod Warszawą, nawet go zawiozłam, ale nie miałam sumienia go tam zostawić i zabrałam do siebie na stałe - opowiada Agnieszka z Fundacji "Irasiad-Zagubionym", pomagającej psim podrzutkom.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Agnieszka kocha wszystkie psy, także te stare, ślepe, z niedowładem i rakiem. W jej domu zwierzęta zawsze były ważniejsze niż parkiety, nowe meble i zagraniczne wycieczki. Były do końca. Gdy odchodziły, odchodziły szczęśliwe, w ludzkich objęciach.

Bo umierać też trzeba w domu, a nie w schronisku czy w środku lasu.

Dużo tych psich podrzutków. Latem w schroniskach tłoczno. Nie ma dnia, by nie pojawił się jakiś Rydzyk, Perełka czy Misiek. Pan nad jezioro, pies - do lasu. Albo na wieś. Niech pobiega, jakoś się wyżywi. Może ktoś go weźmie?

Zwłaszcza że w psich hotelach wakacyjne miejsca trzeba rezerwować pół roku wcześniej. Przynajmniej w tych renomowanych, bez boksów i krat.

- U nas psy śpią na kanapach, biegają po wszystkich pomieszczeniach, bawią się ze sobą i nawzajem pocieszają - mówi Sylwia Piotrowska z hotelu Psia Niania. - Wiadomo, że każde rozstanie z właścicielem jest bolesne, ale my staramy się, by nie usychały z tęsknoty, zapewniamy mnóstwo atrakcji.

Doba kosztuje kilkadziesiąt złotych. Jeśli więc kogoś stać na wczasy z ofertą all inclusive, to teoretycznie i na opiekę nad pupilem znajdzie pieniądze. Teoretycznie. Przecież normalny człowiek nie będzie szukał dla kundla hotelu! Fanaberia jakaś, zawracanie głowy. To tylko pies.

Pani Sylwia wyjawia, że wśród hotelowych gości nie ma psiej arystokracji, są zwykłe mieszańce, schroniskowe podrzutki. Każdy pan musi czasem wyjechać.
Paweł Gebert z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt Animals informuje, że porzucenie zwierzęcia, w świetle polskiego prawa, jest surowo zabronione. Grozi za to pozbawienie wolności do roku.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Ta opowieść znalazła się wśród komentarzy pod moim artykułem o niepełnosprawnym psie. Mam gdzieś, czy zostanę skwitowany komentarzem "cool story bro", ale muszę to napisać - zagaił Autor.
I opowiedział o Argosie, psim podrzutku, który miał dużo szczęścia, bo w schronisku spędził tylko trzy dni: "Piękny pies, nieco agresywny, zdawał się nie panować nad nerwami. Ale taki właśnie był nam wtedy potrzebny. Po kilku włamaniach do firmy, miał jej pilnować. I pilnował, skutecznie. Oddany był tylko jednej osobie, swojemu panu. Napastnika potrafiłby zagryźć w mgnieniu oka. Temperowaliśmy jego charakter i po dłuższym czasie udało się nam zapanować nad jego agresją (przypłaciłem to czterema pogryzieniami). Złagodniał.

Postarzał się. Nie był już w firmie potrzebny, zastąpiły go alarmy i firma ochroniarska. Przeszedł na emeryturę. Zmieniał się z dnia na dzień. Był moim najlepszym przyjacielem, choć on chyba za mną nie przepadał. Nigdy do mnie nie podszedł sam z siebie, jedynie na rozkaz. Zawsze szczerzył na mnie zęby. I tak go kochałem.

Któregoś dnia przestał chodzić. Tak nagle. Tylne łapy odmówiły mu posłuszeństwa. Patrzyliśmy z przerażeniem, jak próbuje wstać, by chwilę potem opaść na podłogę. Miał smutne oczy. Na spacery wyprowadzaliśmy go we dwóch, z ojcem. Owijaliśmy go pasami i znosiliśmy ze schodów.
Weterynarz rozłożył ręce i wydał wyrok. Ale nie poddaliśmy się. Trafiliśmy do innego lekarza. I on przywrócił nam psa. Argos ponownie zaczął chodzić.
Któregoś dnia, gdy siedziałem w salonie, oglądając TV, podszedł do mnie. Położył głowę na moim kolanie. Nigdy tego nie robił. Nigdy z własnej woli do mnie nie przyszedł. Dopiero wtedy. Podszedł, ułożył pysk na moim kolanie, tak po prostu.
I odszedł następnego dnia.
Był najlepszym przyjacielem, jakiego w życiu miałem".
" Cool story bro" - ktoś napisał pod spodem.
Autora nie zdołałam odnaleźć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki