Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłkarze Arki nie przegrali jeszcze meczu

Janusz Woźniak
Michał Łabędzki (po prawej) grał w środku obrony i wraz z kolegami z defensywy nie dopuścił do straty punktów
Michał Łabędzki (po prawej) grał w środku obrony i wraz z kolegami z defensywy nie dopuścił do straty punktów Tomasz Bołt
Wypełniony po brzegi stadion, brak sektora buforowego, bo kibice obu drużyn żyją w przyjacielskiej atmosferze. Zatem atmosfera futbolowego święta i oczekiwanie na dobry futbol.

Tak było w Gdyni przed pierwszym gwizdkiem sędziego meczu Polnord Arka - Lech Poznań. Meczu z podtekstami, bo przecież atak Arki Marcin Wachowicz - Zbigniew Zakrzewski w przeszłości grał w Lechu, a trener Czesław Michniewicz właśnie w Poznaniu cieszył się ze zdobycia Pucharu Polski. Natomiast w niebieskiej koszulce Lecha po boisku biegał Rafał Murawski, który ligowej piłki uczył się w Gdyni. Na murawie sentymentów jednak nie było.

Od pierwszej minuty obowiązywała zasada "nie ma przebacz" i ataki z obu stron. Po kwadransie gry i sprytnie rozegranym przez gospodarzy rzucie wolnym bramkarza Lecha Krzysztofa Kotorowskiego ostro zaatakował Zakrzewski, który rozgrywał swój setny mecz w ekstraklasie.

Tymczasem w 23. minucie gol w Gdyni padł, ale dla Lecha. Kapitalne prostopadłe podanie Semira Stilicia wykorzystał z zimną krwią Robert Lewandowski i było 0:1. Bramka była efektowana, ale defensorzy Arki zbyt łatwo dali się zaskoczyć.

Przecież wiedzieli, że piłkarską wizytówką Stilicia są prostopadłe podania, a Lewandowskiego - szybkość i snajperskie umiejętności. Zresztą Lewandowski zdobywał już bramki w Gdyni w poprzednim sezonie, kiedy przyjeżdżał nad morze w barwach Znicza Pruszków.

Gospodarzy nie załamała jednak ta strata. W 33. minucie było już 1:1. Bartosz Karwan uciekł prawą strona boiska, ostro dośrodkował pod poznańską bramkę, a tam efektownym szczupakiem posłał piłkę do siatki Zakrzewski.

Napastnik Arki okazał się bardzo słowny. Przed kilkoma dniami i meczem z Piastem powiedział, że zacznie strzelać, i zdobył dwa gole, teraz zapowiedział swojego jubileuszowego 30 gola w ekstraklasie i znowu słowa dotrzymał.

- Pewnie, że cieszę się ze strzelenia gola, ale nie dał on nam jeszcze zwycięstwa. Mam nadzieję, że po przerwie to my będziemy się cieszyli ze zwycięstwa - mówił w przerwie meczu Zakrzewski, którego ojciec, Wiesław, na tym samym stadionie przy ul. Olimpijskiej przez kilka lat bronił w ekstraklasie barw Bałtyku Gdynia.

Zakrzewski liczył na zwycięstwo, a jeszcze 10 minut przed końcem pierwszej połowy humory żółto-niebieskich mógł popsuć Murawski. Skończyło się jednak na strachu, bo trafił piłką jedynie w słupek.
Druga połowa spotkania nie różniła się od pierwszej. Na boisku dominowała walka, a każdy sposób na przerwanie akcji rywala był dobry. Może dlatego na boisku w Gdyni brakowało płynnych ofensywnych akcji.

Groźny strzał Krzysztofa Przytuły, sprzed pola karnego Lecha, zablokowal ofiarnym wślizgiem Arboleda, a w 60 minucie czujność Norberta Witkowskiego w bramce gospodarzy sprawdził Sławomir Peszko.

W 65. minucie Witkowski mógł być jednak bezradny, gdyby Peszko zachował więcej zimnej krwi pod jego bramką i zamiast szukać lepiej ustawionych partnerów zdecydował się na strzał.

Tymczasem Arka nadal szukała szansy na drugą bramkę i doczekała się jej w 69. minucie meczu. Kapitalny rajd Karwana, podanie w pole karne do Wachowicza.

"Wachu" strzelał niecelnie, ale piłka odbiła się jeszcze od nogi nadbiegającego Zakrzewskiego i zrozpaczony Kotorowski mógł tylko obserwować, jak wpada do siatki. To czwarty gol "Zakiego" w tym sezonie i 31 w ekstraklasie. 2:1 dla Arki i szał radości na stadionie.

Reakcja trenera Lecha Franciszka Smudy była natychmiastowa. Zdjął z boiska obrońcę Luisa Henrqueza i wprowadził napastnika Piotra Reissa.

Jednak na trzy minuty przed końcem spotkania to gospodarze mogli dobić swoich rywali. Debiutujący w gdyńskim zespole Marcin Pietroń (były zawodnik Zagłębia Lubin, zagrał ostatnich kilkanaście minut) dobrze podał do Bartosza Karwana, ale ten nie trafił do bramki.

Minutę później przed szansą na wyrównanie stanęli z desperacją atakujący poznaniacy. Bohaterem lechitów mógł zostać Reiss, ale piłkę po jego strzale z kilku metrów odbił w bardzo dobrym stylu Witkowski, choć za chwilę fatalnie wyrzucał ją w pole (piłka trafiła do rywali), na szczęście bez konsekwencji.

Arka wygrała zasłużenie i gdynianie nadal pozostają bez porażki w tym sezonie. Ba, do zakończenia derbów Krakowa Arka była na pierwszym miejscu w tabeli. Oczywiście jak w tych derbach wygrała Wisła...

W Gdyni radość i trzeźwe, pozbawione zbędnych emocji spojrzenie trenera Michniewicza.
- Wygraliśmy ważny mecz, bo z Lechem przegra w lidze jeszcze niejedna drużyna. Mam szacunek dla swoich piłkarzy, bo to zwycięstwo wybiegali, wyszarpali w ostrej walce.
- Może mieliśmy też szczęście, bo i rywale mieli swoje sytuacje podbramkowe, ale przecież liczy się końcowy rezultat. Czy sukces w spotkaniu z Lechem daje mi specjalne powody do satysfakcji. Nie, bo jak za każde zwycięstwo w lidze dopiszemy sobie trzy punkty - powiedział po meczu Michniewicz.

Polnord Arka Gdynia - Lech Poznań (1:1)

Bramki: 0:1 Robert Lewandowski (23), 1:1 Zbigniew Zakrzewski (33), 2:1 Zbigniew Zakrzewski (69)

Arka: Witkowski - Sokołowski, Żuraw, Łabędzki, Kowalski - Karwan, Ulanowski, Przytuła, Ława (78 Pietroń) - Zakrzewski, Wachowicz (87 Nawrocik)

Lech: Kotorowski - Wojtkowiak, Bosacki, Arboleda, Henrquez (74 Reiss) - Injac (46 Peszko), Murawski, Bandrowski, Stilić - Regnifo, Lewandowski

Żółte kartki: Zbigniew Zakrzewski i Damian Nawrocik (Arka)
Sędziował: Grzegorz Gilewski (Radom) Widzów: ok. 10 tys.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki