Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka Iwony Wieczorek: I złość, i tęsknota bierze się z miłości

Dorota Abramowicz
Krok po kroku policja wyklucza kolejne wątki - mówi Iwona Kinda, matka Iwony Wieczorek, zaginionej przed pięcioma laty. - Kiedy wykluczą fałszywe tropy, pozostanie prawda o tym, co się stało

Dziś mija pięć lat od dnia, gdy zniknęła Pani córka...
Boję się tej rocznicy. I w czwartek, 16 lipca, i w piątek, 17 lipca nie przychodzę do pracy. To nie jest czas na rozmowy z mediami, z obcymi ludźmi, na odpowiadanie na ich pytania.

Obcy zadają pytania o Iwonę?
Zdarza się, że zaczepiają mnie nieznajomi. Szczególnie teraz, latem, dzieje się tak jakby częściej. Przyjeżdżają do Trójmiasta na urlopy ludzie z Polski, odnajdują mój salon fryzjerski, przychodzą, pocieszają. Ostatnio odwiedziły mnie dwie panie z głębi kraju, które zatrzymały się w Gdańsku w drodze do Juraty. Usłyszałam, że bardzo mi współczują, a potem opowiedziały mi o swoich przeżyciach. Zresztą każdy, kto zagaduje mnie o Iwonę, tak naprawdę mówi o swoich problemach i lękach. Iwona bywa tylko pretekstem.

Może i tak, ale jej zaginięcie nadal budzi emocje. Internauci z forum GP24pl nadal dyskutują nad przyczynami zniknięcia Pani córki. Naliczyłam prawie 230 tysięcy wpisów...
Niektórzy z tych internautów to naprawdę porządni ludzie, którzy zaangażowali się w prawne rozwiązanie problemu zaginięć w całym kraju. I chwała im za to. Jednak większość wpisów to kompletna głupota. Tak samo jak kolejne artykuły w tabloidach czy w niektórych kolorowych tygodnikach i miesięcznikach. Fantazyjne teorie na temat Iwony i naszej rodziny, niemające nic wspólnego z rzeczywistością. Kiedy w ubiegłym roku, w czwartą rocznicę zaginięcia córki, przeczytałam rewelacje pana Latkowskiego we "Wprost", zdenerwowana, zadzwoniłam do prokuratury. Pytałam, skąd ta wiedza. Dlaczego nikt wcześniej mi o tym nie mówił? Usłyszałam, że żadnej z sensacji tam zamieszczonych śledczy nie potwierdzają. To jak można takie bzdury pisać? Dziś, kiedy ktoś podsuwa mi "Fakt" z kolejnym, wziętym z sufitu odkryciem, proszę, by zabrać to z moich oczu. Nie czytam, nie komentuję.

Był czas, gdy policja i prokuratura nie informowały Pani o śledztwie... Czy policja robi coś jeszcze w sprawie Iwony?
Teraz na bieżąco mnie informują. I na pewno nadal coś robią. Sprawdzają jeszcze raz różne wersje, połączenia telefoniczne, przesłuchują osoby, które znały Iwonę w gimnazjum, szkole średniej, docierają do kolejnych ludzi, rozwiązują pewne zagadki. Krok po kroku wykluczają kolejne wątki. Wierzę, że kiedy już wykluczą wszystkie fałszywe tropy, pozostanie sama prawda o tym, co stało się z Iwoną.

Nadal dzwonią do Pani dziwni ludzie z informacjami o córce?
Takich dziwnych telefonów od dziwnych ludzi od początku nie brakowało. Niektórzy zwyczajnie chcą zaistnieć, inni chyba mają problemy psychiczne. Dostaję na przykład późnym wieczorem SMS z krótkim tekstem: "Leży w śmietniku". Kto leży, w jakim śmietniku? Patrzę przez okno, widzę księżyc w pełni i już wiem, że osoby chore się uaktywniają. Inni próbują wykorzystać sytuację dla własnych interesów. Kontaktuje się ze mną pewien jasnowidz, który informuje, że Iwona była chora. Miała guz na jajniku. I że ja też muszę uważać na zdrowie. I co ja mam z tym zrobić? Dziwię się, że niektórzy mają odwagę do mnie przyjść i opowiedzieć coś takiego. Takie sytuacje mnie po prostu przerastają. Szczególnie teraz, gdy mija pięć lat od tamtego okropnego dnia i powracają wspomnienia.

Niektórzy mówią, że nieszczęście odsuwa od człowieka dawnych przyjaciół, znajomych. To prawda?

Trochę tak, na szczęście rodzina zostaje i jest zawsze na pierwszym miejscu. Gdy zbliżają się święta, urodziny, imieniny, wystarczy telefon z pytaniem, jak się czuję, lub z zapewnieniem, że bliscy proszą Boga, by Iwona się odnalazła. Za to część znajomych odsunęła się już na początku, nie chcieli być obciążeni naszym problemem. Zresztą od pięciu lat moje życie wygląda inaczej. Nie mam już ochoty na spotkania towarzyskie. Czasem ktoś wówczas powie: "jak to się mogło stać?", "nie wyobrażam sobie, by moja córka zaginęła", "gdzie ona była", albo "jak matka mogła ją puścić samą w środku nocy...". To boli.

Próbują zrzucić na Panią odpowiedzialność za decyzje osoby dorosłej, 19-latki?
Nie pamiętają chyba, jak to jest być młodym. W tym roku na początku lipca około godziny 22 przeszłam przez Sopot trasą Iwony. Spotkałam po drodze mnóstwo młodych ludzi, patrzyłam w oczy dziewczyn w wieku mojej córki. W oczach żadnej z tych młodych kobiet nie zauważyłam nawet cienia strachu, że może się zdarzyć coś złego. Żadna o tym nie myśli, tak jak nie myślała o zbliżającym się zagrożeniu Iwona w tamtą lipcową noc.

Jeśli takie zaginięcie zdarza się raz na pięć lat, to nic dziwnego, że strach zniknął.
To prawda, że raz na pięć lat, ale się zdarza. Strach pozostał na pewno we mnie. Boję się samotnie chodzić nocą.

Przed dwoma laty zaapelowała Pani do osoby odpowiedzialnej za zniknięcie Iwony, by - nawet bez ujawniania się - przekazała, co się stało z córką. Czy nadal Pani wierzy, że ten ktoś przerwie milczenie?
Nic się nie zmieniło. Myślę, że nadejdzie dzień, w którym ta osoba nie wytrzyma ciężaru odpowiedzialności i zgłosi się sama. Wymaga to jednak czasu. Najwyraźniej nie jest to ktoś na tyle słaby, by wyznać to teraz. Ale ten, kto zrobił krzywdę mojej córce, musi z tym żyć. Dzień po dniu, noc po nocy. Godzina po godzinie. Nadejdzie dzień, gdy stanie się to ciężarem nie do wytrzymania.

Rozmawia Pani ze znajomymi Iwony, którzy towarzyszyli jej podczas tamtej lipcowej nocy?
Od dłuższego czasu nie mam z nimi żadnego kontaktu. Każdy dziś żyje po swojemu. Czy mają wyrzuty sumienia, że po nagłym rozstaniu z nimi Iwona zaginęła? Może tak, może nie. Wydaje mi się jednak, że oni też wracają myślą do tamtej nocy. Nie da się jej zapomnieć.

Słyszę w Pani głosie żal...
Żal? Po prostu nie mogę uwierzyć, by wszyscy świadkowie zapomnieli, o co pokłócili się wtedy z Iwoną. A tego akurat do tej pory nie udało się ustalić policji. Znajomi mówią: to była błahostka. Jaka błahostka? Kiedy ja wybucham z powodu jakiegoś drobiazgu, nie zapominam przyczyny. A tu słyszę, że ktoś coś powiedział, ktoś się o coś obraził. Zgadzam się, że to "coś" może być bzdurą. Ale bzdurą kluczową.

Pięć lat to szmat czasu. Coś umyka z pamięci, coś wygląda zupełnie inaczej...

Moja pamięć nie chce zapomnieć. Późniejsze dni zacierają się, coś może umknąć, ale nie noc i dzień 17 lipca 2010 roku. Wszystko doskonale pamiętam, jakby ta sobota była wczoraj. Telefon od Kasi o godzinie siódmej rano, twarze młodych ludzi, którzy przyszli do mnie do pracy, wizytę na policji ze zgłoszeniem zaginięcia, dowiezienie zdjęcia Iwony do telewizji na Czyżewskiego. Mój płacz. Mój strach. Tego nie można wymazać. Jak można z czymś takim żyć? Może to głupie, co powiem, ale nie wiem, co mam od zaginięcia Iwony ze swoim życiem zrobić.

Pewnie namawiano Panią na psychoterapię...
Skorzystałam krótko, na samym początku. Teraz mam najlepszego lekarza na świecie. Zawsze, gdy coś się dzieje, zwracam się do Boga. Wysłucha, dodaje mi sił. Mam takie dni, gdy muszę pobyć z nim sama. To zawsze pomaga. Nie mogę go tylko uprosić, by komuś, może policji, dał znak, gdzie jest Iwona. Ale coś mi z tyłu głowy mówi, że nadejdzie taki czas. Na wszystko trzeba sobie zasłużyć, a my, bliscy Iwony, być może jeszcze nie zasłużyliśmy. Na początku, gdy mówiono mi, że mogą minąć lata, nim śledczy ustalą, co się stało z Iwoną, reagowałam złością. Nie wierzyłam. Teraz wiem, że to możliwe. Te pięć lat zmieniło mnie i wszystko wokół nie do poznania.

Iwona, jeśli żyje, może też wyglądać zupełnie inaczej...

Ma teraz 24 lata i myślę, że się nie zmieniła. Na pewno ktoś by ją rozpoznał ze zdjęć, które już tyle razy były publikowane.
Wszystkie zdjęcia rozdałam.

Jak wygląda dziś pokój córki?
Prawie tak samo jak w dniu, w którym z niego wyszła. Posprzątałam tylko karteczki z angielskimi słówkami, dalej wisi stary plan lekcji, stoją maskotki. Co ja mam z tym zrobić? Czasem mam ochotę wszystko na śmieci wynieść, czasem biorę się za sprzątanie i dokładnie odkurzam każdego misia. Bywa, że jestem na nią okropnie zła za to, że zniknęła. Taka nagła, wielka złość mnie ogarnia, że przyniosła mi tyle cierpień, a chwilę potem już myślę, że złego słowa nigdy nie powiem, byleby tylko stanęła w drzwiach. I ta złość, i ta tęsknota bierze się z miłości. Tak ją kocham.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki