Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Jacek Pyżalski o agresji elektronicznej wśród dzieci

Redakcja
Dr. Jacek Pyżalski
Dr. Jacek Pyżalski Przemek Świderski
Z dr. Jackiem Pyżalskim, autorem książki "Agresja elektroniczna wśród dzieci i młodzieży" - rozmawia Ryszarda Wojciechowska

Internet to dobrodziejstwo, ale jest też druga strona tego medalu, czyli agresja elektroniczna.
Dwie strony medalu dotyczą każdej technologii. Samochód to także dobrodziejstwo. Ale kiedy za kierownicę siada pijany kierowca, przestaje nim być. Wszystko można wykorzystywać na różne sposoby. Tak samo internet. Przy takiej masie użytkowników trudno nie znaleźć w nim zjawisk dysfunkcyjnych.

Czasami czuję się jak w ściekowisku, czytając w internecie komentarze na czyjś temat.
Mnie się bardziej podoba metafora porównująca internet do miasta, w którym jest eleganckie śródmieście, ale są też przedmieścia z uliczkami, na które nie warto się zapędzać. W internecie znajdziemy fora i społeczności przestrzegające zasad aż do przesady, gdzie ktoś piszący niezbyt gramatycznie lub niepodający nazwiska może od pozostałych użytkowników odebrać sygnały - nie pasujesz do nas, robisz rzeczy, których my tutaj nie robimy. Ale są też w internecie miejsca pozbawione jakichkolwiek zasad, gdzie każdy robi i pisze, co chce. Gdzie normą jest stosowanie wulgaryzmów czy obrażanie ludzi.

W sieci łatwiej się schować i bezkarnie obrażać, oskarżać, rzucać obelgi czy straszyć.

Myślimy, że agresja internetowa równa się agresja anonimowa. Ale na podstawie badań wiemy, że 50 procent ofiar jest w stanie wskazać swojego oprawcę. I nieważne, czy są to badania robione w Niemczech, Izraelu, Polsce czy w Wielkiej Brytanii.

Najwięcej chyba wiemy o agresji elektronicznej wobec celebrytów.
Powiedziałbym, że jest ona najsłabiej rozpoznana. Pracuję w międzynarodowym zespole, składającym się z przedstawicieli 27 państw, który bada agresję wśród młodych ludzi. Kiedy zaczęliśmy przeprowadzać z młodzieżą wywiady, zorientowaliśmy się, że nie ma jednego typu agresji elektronicznej, tylko jest ich co najmniej pięć.

Ale to o agresji wobec celebrytów mówi się i pisze najwięcej.
Ona wielu osobom wydaje się mało poważna, niegroźna. Słychać - no tak, skoro celebryta, to musi się liczyć z tym, że różnie o nim mówią i piszą.
Jak celebryta to musi mieć grubą skórę?
Ale nie każdy ją ma. Pani Dorota Świeniewicz przerwała siatkarską karierę nie dlatego, że znudziła jej się gra w siatkówkę. Tylko ponieważ nie była w stanie unieść tych mocnych komentarzy na temat swojego wieku czy wyglądu. Ale są jeszcze bardziej drastyczne przypadki. W 2008 roku pewna koreańska aktorka popełniła samobójstwo. Była niezwykle popularna w swoim kraju. Aż do czasu kiedy pod jej adresem na forach internetowych zaczęły się pojawiać różne obrzydliwe pomówienia. Nie bardzo wiedziała, jak się przed tym bronić. To szkalowanie sprawiło, że na przykład frekwencja na filmach z jej udziałem spadła. Napisała pożegnalny list, informując, że nie potrafi udźwignąć tych wszystkich oszczerstw. I odebrała sobie życie.

A elektroniczna agresja rówieśnicza to także groźne zjawisko?
Każda agresja jest groźna. Ta również. Nie ma wątpliwości, że ktoś, kto jest jej poddawany, dużo gorzej funkcjonuje. Ma o wiele gorszy nastrój, problemy w nauce, psychosomatyczne zaburzenia, poczucie osamotnienia, a nawet silne depresje.

Próby samobójcze?
Zdarzają się. Chociaż mówimy już o pewnej skrajności. Ale kiedy pod koniec lat 70. ubiegłego wieku w Norwegii zaczęto się zajmować problemem agresji rówieśniczej, to inspiracją do jej rozpoznania była właśnie seria samobójstw wśród nastolatków.

Ale wtedy to jeszcze nie była agresja elektroniczna.
Nie. Zresztą wśród młodych tradycyjna agresja nadal występuje częściej niż elektroniczna. Ale to nie znaczy, że powinna być bagatelizowana.

Znana jest skala tego zjawiska?
Przed rokiem przeprowadzaliśmy wywiady wśród 600 nauczycieli w Instytucie Medycyny Pracy w Łodzi. Zadaliśmy im między innymi pytanie - czy pan, pani musieliście kiedykolwiek interweniować w przypadku agresji elektronicznej między uczniami? 21 procent nauczycieli, w uproszczeniu mówiąc - co piąty, przyznało, że musiało w swojej zawodowej karierze interweniować. To nie jest może przerażająca skala. Ale też nie wolno mówić, że problem jest rozdmuchany. Zwłaszcza że nie spodziewamy się tendencji malejącej, tylko rosnącej.

Jakie formy przybiera taka agresja?
Różne, na przykład wykluczenia z grupy. Można kogoś wykluczyć nie tylko w życiu prawdziwym, ale też w cyberprzestrzeni.
Jak?
Bardzo prosto. Można być jedynym uczniem w klasie, którego nikt nie przyjął do grona znajomych albo którego wszyscy z tego grona usunęli, bo tak się umówili. Czyli w symboliczny sposób go odrzucili. Ten rodzaj elektronicznej agresji znalazł się na siódmym miejscu wśród najczęściej stosowanych rodzajów agresji.

Wykorzystuje się też przeciwko sobie intymne zdjęcia. Były opisywane takie przypadki.
To tak zwany sexting. Młodzi ludzie, czasami dla żartu, wysyłają sobie zdjęcia erotyczne albo nawet quazi-pornograficzne. I kiedy jedno z nich poczuje się zdradzone, odrzucone, w akcie zemsty wrzuca te fotki w sieć, myśląc - no to niech teraz wszyscy je zobaczą. To bywa poważny problem. Tym bardziej że jak pytaliśmy o agresję elektroniczną, to aż 17 procent młodych sprawców wskazało, że atakowało swojego byłego chłopaka lub byłą dziewczynę.

Młodzi ludzie chyba nie bardzo zdają sobie sprawę z tego, że mogą robić krzywdę.
Kiedy prowadziliśmy badania na dwutysięcznej grupie gimnazjalistów, to aż 37 procent przyznało, że wysłało coś tylko dla żartu. Że nie chcieli tej drugiej osoby skrzywdzić. Nie zdawali sobie sprawy. Inaczej jest, kiedy żartujemy z kimś ostro twarzą w twarz. Widzimy natychmiast czyjąś reakcję i możemy wyhamować. Ale często w przypadku komunikacji elektronicznej tego wyhamowania nie ma, ponieważ nie widzimy i nie czujemy, kiedy przesadzamy.

W Pana książce znalazł się przypadek młodej Kanadyjki, której zrobiono zdjęcia, kiedy się rozbiera przed lekcją wychowania fizycznego. Ona nie wie o tym. Dowiaduje się, kiedy widzi te fotki w internecie.
Tu motywem sprawców było poniżenie jej. Napisali nawet, że dlatego umieścili jej zdjęcie w sieci, żeby obejrzało je nie tylko szkolne grono, ale wiele osób na całym świecie. Ten przykład wskazuje akurat na bardzo świadome robienie komuś krzywdy. Jednak nasze badania dowodzą, że większość sprawców robi takie "żarty" bezrefleksyjnie. A potem są zdziwieni, a nawet przerażeni, że niewinny, ich zdaniem, żarcik zamienia się w czyjś dramat. Ci, którzy myślą - takie działanie w internecie daje mi moc - to jednak margines.

Wielu rodziców ma wrażenie, że młodzież, przez te nowe media, jest zupełnie inna. Że nie mogą się z nimi dogadać. Że oni mają ten swój second life.
To jest złudne i nieprawdziwe. Pytaliśmy rodziców w naszych badaniach ilu, ich zdaniem, 15-latków potrafi przygotować stronę internetową? I oni byli przekonani, że aż 90 procent. A w rzeczywistości chodziło o 46 procent. Bo tak młodzi odpowiedzieli na tę samą kwestię. Albo inne pytanie do rodziców - ilu, ich zdaniem, nastolatków uważa się za ekspertów internetowych? I znowu mamy do czynienia z przekonaniem wśród dorosłych, że każdy nastolatek czuje się ekspertem. A okazuje się, że tylko 13 procent młodych uważa się za internetowych ekspertów.
Dziwne. Jeden z bohaterów w filmie "Social Network", o twórcy Facebooka, powiedział znamienne zdanie: Do tej pory żyliśmy w miastach i na wsiach, a teraz będziemy mieszkać w internecie.
To też bardzo przejaskrawiony obraz. Dotyczy niektórych ludzi, ale nie typowego nastolatka. Podam przykład - w Stanach Zjednoczonych wyodrębniono grupę młodych, a wynosi ona około 30 procent, którą nazwano kreatorami treści internetowych. To aktywni internauci, którzy sami produkują treści medialne. Po wyodrębnieniu tej grupy zbadano, czym ta młodzież, poza siedzeniem w internecie, jeszcze się zajmuje. I co się okazało? Że owszem, sporo czasu poświęcają komputerowi, bo prowadzenie swojej strony czy bloga wymaga tego. Ale też ci sami młodzi uprawiają czynnie sport, uczestniczą w pracach kół naukowych. Zamiast więc pytać młodego człowieka o to, jak długo siedzi w sieci, lepiej zadać mu pytanie - co tam robisz, czego szukasz? To właściwe pytanie na dzisiejsze czasy.

Nie wiem, czy wszyscy rodzice chcieliby znać odpowiedź na pytanie: co tam robisz, czego szukasz?
Trzeba ją znać. Bo ona często może być budująca. Przeprowadzaliśmy z doktorem Piotrem Plichtą wywiady z młodzieżą lekko upośledzoną, pierwsze takie na świecie. Pytaliśmy ich o nowoczesne media - jak ich używają i do czego? Jednym z naszych rozmówców był chłopiec, którego wcześniej miałem okazję zobaczyć na szkolnej akademii. Tańczył breakdance i robił to doskonale. Podczas rozmowy spytałem - gdzie się tego nauczyłeś? A on odpowiedział, że oglądał filmy na YouTube z tańcami breakdance'a. Pomyślałem - ile godzin musiał spędzić przed komputerem? Ale za to, co osiągnął. Więc może być także kompletnie oddolna edukacja, niezwykle pozytywna. Jedna z dziewczyn mówiła nam, że w internecie szuka pracy dla mamy, druga - że wierszy, które potem sobie przepisuje. Więc ten obraz elektronicznych mediów nie jest ani biały, ani czarny.

Ale zapomnieliśmy o temacie, od którego wyszliśmy, czyli o agresji elektronicznej, zwanej też cyberbullyingiem.
Jeśli mówimy o tej najpoważniejszej agresji, to w ciągu ostatniego roku odnotowano u nas około 20 procent sprawców, około 6 procent ofiar i około 7 procent tych, którzy byli zarówno sprawcami, jak i ofiarami. Co to znaczy? Że cała reszta, ponad 60 procent, jest poza tym problemem.

Zwykło się mówić, że agresja elektroniczna jest bardzo silnie rozwinięta w Polsce. Że w krajach zachodnich wygląda to dużo łagodniej.
Wygląda to bardzo różnie. Południe Włoch ma problem z agresją rówieśniczą elektroniczną. W Wielkiej Brytanii bullying elektroniczny jest też mocno rozpowszechniony. Internet globalizuje zachowanie młodzieży. Trudno więc żeby w jednym miejscu były takie zachowania młodzieży, które w innym nie występują. Mamy zebraną sporą wiedzę na ten temat i teraz możemy ją już przekładać na rozwiązania praktyczne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dr Jacek Pyżalski o agresji elektronicznej wśród dzieci - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki