Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sebastianowi Kawie śni się Antarktyda

Michał Wroński
Sebastian Kawa, multimedalista z Bielska-Białej, chce jako pierwszy człowiek w historii wzbić się szybowcem ponad najbardziej niegościnny kontynent.

Antarktyda. To słowo w kontekście temperatur, które mamy za oknem brzmi bardzo atrakcyjnie. Atrakcyjna, choć z zupełnie innych względów, jest ona także dla Sebastiana Kawy - wielokrotnego mistrza Europy i świata w szybownictwie. Pochodzący z Zabrza, a od lat związany z Bielskiem-Białą zawodnik, chce być pierwszym człowiekiem w historii, który wzniesie się szybowcem nad tym kontynentem.

Latał nad Himalajami, teraz chce szybować całą dobę

Plan już jest. Kawa celuje w zimę, czyli w... lato. Chce wyjechać z Polski jesienią, by w grudniu być już na miejscu. Na południowej półkuli będzie wtedy akurat lato. A to oznacza długie dni. Zwłaszcza w tamtych realiach, relatywnie już blisko bieguna.

- Przez trzy miesiące słońce praktycznie nie zachodzi. A to daje możliwość odbywania naprawdę długich lotów. Nawet takich przekraczających 24 godziny - tłumaczy bielski szybownik.

Wyprawa na (albo raczej nad) Antarktydę nie jest jego pierwszym ekstremalnym pomysłem. Kilka lat temu spróbował z powodzeniem lotów nad Andami w Ameryce Południowej, zaś na przełomie roku 2013 i 2014 dwukrotnie wyprawił się do Nepalu, by spróbować przelotu nad Mount Everestem. Podobnie jak teraz, tak i wtedy motywacja do podjęcia takiej próby była bardzo prosta - bo nikt wcześniej tego jeszcze nie dokonał. Ostatecznie Kawie nie udało się dostać od nepalskich władz (bardzo opornie reagujących na jego pomysły) zgody na lot ponad najwyższym szczytem świata, więc "zastępczo" zmierzył się z innym himalajskim ośmiotysięcznikiem - Annapurną - i mimo porywistego wiatru osiągającego momentami 170-180 kilometrów na godzinę udało mu się tej sztuki dokonać.

Wleciał do historii szybownictwa, zdobył ogromną popularność w mediach oraz prestiżową nagrodę Kolosów w kategorii "Wyczyn Roku", ale już wtedy zapowiadał, że na tym nie poprzestanie. Jak się okazało nie rzucał słów na wiatr.

Huraganowe wiatry to tam nic nadzwyczajnego

Realizację wyzwania mogą mu jednak utrudnić - podobnie jak w Nepalu - formalności. Kawa chciałby bowiem skorzystać z gościnności argentyńskiej bazy Marambio. Położona po wschodniej stronie gór Półwyspu Antarktycznego baza ma świetną lokalizację - wiejące z zachodu silne wiatry sprawiają, że po wschodniej stronie łańcucha robi się dobra pogoda, a przy tym powstaje tzw. fala, którą wykorzystują szybownicy. - Tyle, że Argentyńczycy po pierwszym zachwycie pomysłem ekstremalnego lotu zmienili nieco podejście i zaczęły się problemy - przyznaje szybownik.

Tak naprawdę więc w tej chwili los wyprawy zależy od decyzji dowództwa argentyńskiego lotnictwa (to ono właśnie zarządza bazą Marambio). Reszta logistyki jest już zorganizowana - do lotów nad Antarktydą ma zostać wykorzystany ten sam szybowiec, który z powodzeniem zdał egzamin w Himalajach (choć trzeba go będzie przygotować do znacznie dłuższych lotów, poprawiając aparaturę tlenową i wzmacniając akumulatory), zaś jego transport na miejsce ma zapewnić statek rutynowo zaopatrujący polską stację antarktyczną im. Henryka Arctowskiego. Na podstawie danych meteorologicznych z poprzednich latach przygotowano też symulacje pogody, jakiej można spodziewać się w warunkach antarktycznego lata. Skwaru tam raczej nie będzie.

- Temperatury zwykle wynoszą w granicach 2-5 stopni Celsjusza, choć w zeszłym roku w Marambio zdarzył się dzień, gdy sięgnęła 17 stopni - mówi Sebastian Kawa. Znacznie ważniejsze od tego, co pokażą termometry są jednak wskazania wiatromierzy. Ten żywioł bowiem będzie stanowił dla polskiego szybownika zarówno sprzymierzeńca, jak też potencjalne zagrożenie.

- Ze względu na częste zjawiska falowe zdarza się, że przy ziemi wiatr wieje z prędkością 150 kilometrów na godzinę - tłumaczy Sebastian Kawa.

Sprawdził się w Nepalu, więc po co go zmieniać?

Do lotów nad Antarktydą Sebastian Kawa zamierza wykorzystać ten sam szybowiec, którego z powodzeniem używał podczas wypraw w Himalaje. Jest to dwumiejscowa, niemiecka maszyna typu ASH 25Mi. Konstrukcja powstała co prawda jeszcze w latach 80. minionego stulecia, ale cieszy się wśród szybowników bardzo dobrą opinią. Przystosowana jest do długich lotów wyczynowych. Ma 9 m. długości i waży niespełna 600 kg. Rozpiętość skrzydeł sięga 26 m. Jest w stanie osiągać prędkość maksymalną 285 kilometrów na godzinę. Ma jeszcze jedną, kluczową w przypadku tego typu ekstremalnych przedsięwzięć zaletę - jest wyposażona we własny silnik, który umożliwia jej wzbicie się na wysokość kilkuset metrów nad ziemię (później jest on wyłączany i chowany w kadłubie, zresztą szczupłe zapasy paliwa nie pozwalają na nic więcej). W sytuacji, gdy nie ma co liczyć na wyniesienie w górę przez samolot jak to się dzieje w "normalnych" warunkach tylko tak wyposażony szybowiec może być brany pod uwagę. W trakcie samego lotu szybownik może już jednak liczyć tylko na pomyślne wiatry i własne umiejętności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!