Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez "Granice bez barier" do domu

Krystyna Paszkowska
Mimo zmęczenia dobry humor dopisywał Kubie (z lewej) i Jackowi Jarosikom
Mimo zmęczenia dobry humor dopisywał Kubie (z lewej) i Jackowi Jarosikom Sebastian Dadaczyński
Głośny dźwięk klaksonu, tczewska flaga na maszcie i roześmiane buzie - taki widok jawił się wczoraj osobom, które wypatrywały "Żuka" członków wyprawy "Granice bez barier" Jacka Jarosika.

Podróżnicy przez siedem tygodni przemierzali drogi i bezdroża Europy i Azji, w tym egzotycznej Mongolii. Zmęczeni, ale uradowani pojawili się przed tczewskim magistratem wczoraj kilka minut po godz. 12. Czekała na nich grupa miejskich samorządowców, rodzina i znajomi. - Dwie godziny czekałam na dworze na tatę i braci - przyznała się nam Joanna Jarosik, córka pana Jacka.

Z zaciekawieniem członkom wyprawy przyglądali się przechodnie, kiedy szef wyprawy - Jacek Jarosik dzielił się pierwszymi wrażeniami z dopiero co zakończonej wyprawy. - Mongolski Ałtaj to przecudowne miejsce - opowiadał. - W skałach jest cała tablica Mendelejewa. Tam jest całkiem inna niż w naszych górach kolorystyka.

- Cechą charakterystyczną są też miliony hektarów porośnięte rumiankiem. Gdzie się człowiek nie obróci - tam rumianek - śmieje się Jacek Jarosik. - To ile kilometrów przejechaliście? - padło pytanie ze strony jednego z mieszkańców.

- Więcej niż zakładaliśmy - podkreślił Kuba Jarosik, starszy syn pana Jacka. - Na liczniku mamy 18 388 kilometrów.

Kiedy opracowywano plan podróży, szacowano, że będzie to ok. 16 tys. km. A na jakie problemy natrafili podróżnicy podczas swojej eskapady? - Na Syberii mieliśmy ogromny problem z dostępem do wody pitnej - przyznaje Jacek Jarosik.

- Chociaż ogólnie wiadomo, że jezioro Bajkał to zbiornik jednej piątej wody pitnej na Ziemi. Mieliśmy ze sobą pojemnik z 55 litrami wody. Trzeba jednak było nią racjonalnie gospodarować, aby wystarczyło do kolejnego ujęcia.

Jak podkreśla szef wyprawy, w Mongolii były jedynie jakieś okresowe cieki wodne, gdzie nawet rękę strach było zanurzyć, tak brudna była woda. - A mieszkańcy z takiej wody przygotowywali sobie herbatę - zaznaczył Jacek Jarosik. - Mimo takich problemów żadnych większych sensacji żołądkowych nikt z nas nie miał.

Dobrze spisał się też samochód. - To duża zasługa Tadeusza Chudona - podkreśla Jacek Jarosik. - Ten człowiek nie tylko naprawia auta, ale rozumie silniki.

A co dalej? - W przyszłym roku pewnie też wybierzemy się na wyprawę - mówi szef. - Na razie rozważamy dwie opcje: do Norwegii przez Murmańsk lub do Rumunii przez Ukrainę i Albanię. Co będzie, dopiero się okaże.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki