Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzina Kołakowskich: walczą o „wyrwanie chwastów” z ojczyzny

Dorota Abramowicz
Przemysław Świderski
Najpierw dzieci. Jan, lat 27. Licencjat z historii, myśli o filozofii. Publikuje teksty na prawicowym portalu PolMedia. Stanisław, 23 lata. Zaocznie studiuje leśnictwo na SGGW w Warszawie, pracuje w gdańskim zoo. Podziela poglądy rodzinne, ale nie uczestniczy w protestach. Marysia, 18 lat, uczennica II klasy VI LO w Gdańsku. Po maturze wybierze historię. Matka, Anna, skończyła historię, pięć godzin w tygodniu uczy w Szkole Podstawowej nr 65 w Gdańsku, pisze artykuły do "Naszego Dziennika", prowadzi wykłady. Ojciec, Andrzej, absolwent pedagogiki, pracownik naukowy w Zakładzie Historii Nauki, Oświaty i Wychowania Uniwersytetu Gdańskiego. Poeta, bard.

W ubiegłą niedzielę we czwórkę (bez Stanisława) usiedli na asfalcie, próbując zablokować Marsz Równości. Kołakowscy walczą słowem i czynem. Ojciec pisze na FB o ustępującym prezydencie, że to "zwykły k...s", i przewiduje, że w wygranych przez PiS wyborach zostaną "wyrwane chwasty". Matka nakłada bluzę z napisem "Lepiej być martwym niż czerwonym", protestuje przeciw gender, uroczystościom na cmentarzu Żołnierzy Radzieckich i wynajmowaniu lokalu dla kobiecej organizacji NEWW Polska. Córka rozpyla śmierdzący spray w lokalu "Krytyki Politycznej", w proteście przeciw czytaniu "Golgoty Picnic".

- Kiedy radna Anna Kołakowska zamierza zabrać głos, w oczach koleżanek i kolegów pojawia się lekkie przerażenie - mówi Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta Adamowicza.

- Po 25 latach wolności każdy ma prawo wyrażać swoje zdanie - odpowiada Grzegorz Strzelczyk, przewodniczący klubu PiS w gdańskiej Radzie Miasta. I dodaje: - Pozostaje kwestia, z jaką ekspresją.

- Ona zawsze taka była - twierdzi jedna z gdańskich radnych. - Ostatnio jednak staje się coraz bardziej radykalna. Praktycznie jedzie po bandzie.

Żołnierze wyklęci mieli gorzej

Dom na gdańskich Stogach. Wokół stołu siadają rodzice, Jan i Marysia. Średni - Stanisław - jest w pracy. Atmosferę rozpala informacja o liście otwartym radnego Andrzeja Kowalczysa z PO.
Kowalczys przywołał dwa ostatnie incydenty z udziałem radnej Kołakowskiej - nazwanie uczestników Marszu Równości "pedałami" i wystąpienie przeciw przyznaniu imienia Tadeusza Mazowieckiego jednej z gdańskich szkół. Dla Anny "Mazowiecki jest kontrowersyjną postacią, atakował więźniów politycznych, włączał się w kampanię nienawiści", więc prezydent Paweł Adamowicz zapytał, czy jako nauczycielka historii w Szkole Podstawowej nr 65 podobne bzdury opowiada dzieciom. Dyrektorka szkoły wsparła jednak Annę. Po liście Kowalczysa wojewoda podjął decyzję, by sprawdzić, czy Kołakowska nie uchybiła godności zawodu nauczyciela oraz postawę dyrektorki szkoły.

Anna nie przejmuje się ewentualnymi konsekwencjami, twierdząc, że jako historyk zwróciła tylko uwagę na fakty związane z życiorysem Mazowieckiego. Nie narzuca dzieciom swoich poglądów, nie ocenia ich za poglądy. Rodzice nigdy nie mieli do niej pretensji, dyrektorzy doceniali oceną wyróżniającą i nagrodami. - Jeśli mnie wyrzucą, zawsze się znajdzie coś nowego w życiu - mówi. - Mam wiele wykładów dla Polonii w Europie i poza nią, więc jako historyk mam gdzie się realizować.

Andrzej jest przekonany, że żonę chcą ukarać za brak poprawności politycznej. Uważa, że to zemsta za ośmieszenie Adamowicza. Jakie ośmieszenie? - Kilka lat temu zorganizowaliśmy bardzo udany happening i konkurs rzucania jajkiem w Adamowicza, gdy zawiesił na bramie stoczni napis Stocznia im. Lenina – wyjaśnia.

Nie przeszkadzają im potępiające artykuły i komentarze sugerujące ciemnotę, faszyzm i oszołomstwo. - Może media na nas plują, ale żołnierze wyklęci mieli dużo gorzej niż my, więc to nie robi na nas wrażenia - oświadcza Anna. A potem wraz z Andrzejem opowiada o historii, która - jak twierdzi - ukształtowała ich życie.

Głodówka i miłość

Rodzina Anny przyjechała do Gdańska z Wileńszczyzny, dziadkowie wybudowali dom na Stogach, w którym dziś mieszkają. Jej pierwsze wspomnienie - płacz babci na wieść o uwięzieniu wujka w 1966 roku. Wujek to ks. infułat Stanisław Bogdanowicz, do niedawna proboszcz bazyliki Mariackiej. W domu słuchało się Wolnej Europy, a słowo "bolszewik" traktowane było jak obelga.
Andrzej mieszkał w Międzyrzeczu. Babcia pielęgnowała etos 8 Pułku Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego, w którym służył dziadek. Jego brat, Wacław Kołakowski, członek PPS, w 1907 roku zastrzelił tajnego radcę kancelarii carskiej, a podczas pościgu zabił sąsiada, naczelnika więzienia, który go rozpoznał. Musiał uciekać do Brazylii.

Anna w pierwszej manifestacji uczestniczyła 16 grudnia 1979 roku, mając 15 lat. Związała się z Ruchem Młodej Polski, roznosiła ulotki, drukowała prasę i książki drugiego obiegu. - Zatrzymano mnie w stanie wojennym, 2 marca 1982 roku - wspomina. - Miałam 17 lat i obok Michała Wojciechowicza, pseudonim Pistolet, byłam najmłodszym więźniem stanu wojennego. Zostałam skazana na trzy lata i utratę praw publicznych. Trafiłam do więzienia w Fordonie, do jednej celi z Wiesią Kwiatkowską i Ewą Kubasiewicz. Wyszłam po pół roku, dzięki sędziemu Michałowi Łąckiemu, który za swoją decyzję zapłacił utratą stanowiska. Do liceum nie mogłam wrócić, dostałam wilczy bilet. Ksiądz Bogdanowicz załatwił mi szkołę u sióstr zakonnych, potem zaczęłam studia w Lublinie, na KUL.

Andrzej za odmowę uczestnictwa w pochodzie pierwszomajowym został zawieszony w prawach ucznia. Wybrał studia na pedagogice na KUL. - Nasza wspólna historia z Anią rozpoczęła się w 1985 roku, w parafii pod wezwaniem Narodzenia NMP w Krakowie Bieżanowie, na głodówce protestacyjnej - opowiada. - Poznała nas Anna Walentynowicz.

Razem działali w konspiracji. Pobrali się w 1987 roku.

- Ustalenia Okrągłego Stołu uznaliśmy za szwindel - twierdzi Kołakowski. - Mieliśmy przekonanie, że w Polsce nic dobrego się nie zdarzy. Wybraliśmy emigrację. Ania była w szóstym miesiącu ciąży, wyjechaliśmy do Berlina, potem do Paryża. Proponowano, byśmy tam zostali, dla dobra dzieci.

Jan, ubrany w koszulkę z napisem "Chwała bohaterom", wtrąca: - Strasznie by było.
Anna: - Nie nadaję się na emigrację. Wróciliśmy. Dostałam propozycje startu w wyborach do Sejmu, ale uznałam, że jestem za młoda. Kiedy powstał rząd Olszewskiego, pojawiła się ogromna nadzieja. A potem postanowiłam skoncentrować się na rodzinie i na pracy nauczyciela historii.
Andrzej: - Poszedłem do pracy jako wychowawca do Aresztu Śledczego. To była pomyłka, natrafiłem na tych samych ludzi, który pracowali w stanie wojennym. Zrezygnowałem, trafiłem do Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych w Gdańsku. Od 2007 roku jestem pracownikiem UG.

Wspólna droga Anny z częścią dawnych przyjaciół z RMP rozeszła się. O Aleksandrze Hallu mówi, że jeśli słucha on żony, to nie mają o czym mówić.
- Z tak zwaną lewizną solidarnościową rozstaliśmy się już dawno - dodaje Andrzej. - Oficjalnie zerwałem kontakty z bliskim kolegą ze szkoły, z którym brałem udział w strajku głodowym, po tym, jak obelżywie zaatakował Radio Maryja. Otaczają nas ludzie, którzy prezentują te same wartości.

Szatańskie bluźnierstwo i cebula od arcybiskupa

Przed 10 kwietnia 2010 roku nie uczestniczyli w protestach. Z jednym wyjątkiem - udali się z transparentem "komunizm hańbą ludzkości" pod budynek politechniki, gdzie miał wykład Longin Pastusiak, po tym, jak powiedział w Sejmie, że żołnierze AK to bandyci.

Anna bez powodzenia startowała z listy PiS do parlamentu w 2011 roku. Zdobyła 2063 głosy. Trzy lata później znalazła się w grupie 12 kandydatów PiS, którzy weszli do Rady Miasta Gdańska. Był to już czas protestów, w których uczestniczyli Kołakowscy, m.in. w listopadzie 2013 roku - przeciw profanacji krzyża przed Centrum Sztuki Współczesnej, i rok później - przeciw prezentacji spektaklu "Golgota Picnic" Rodrigo Garcii, która miała być częścią Malta Festivalu. Kołakowscy wyruszyli w tym celu do Poznania. Anna wyjaśnia krótko: - Co ze mnie byłby za katolik, gdybym nie zareagowała na nazywanie Pana Jezusa "p...ą k...ą diabła". W sprawie "Golgoty Picnic" dostarczyliśmy na policję zawiadomienie o zamiarze popełnienia przestępstwa i załączyliśmy zdjęcia ze spektaklu oraz fragmenty scenariusza. Policja nic z tym nie zrobiła.

- Nagrodzenie spektaklu na Malta Festivalu oznaczałoby jego promocję w całym kraju - mówi Andrzej. - Ponadto decyzja o wystawieniu "Golgoty Picnic" 27 czerwca, w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, w czasie gdy odprawiana miała być msza święta, była szatańskim bluźnierstwem.

Andrzej Kołakowski dodaje, że w sprawach ważnych nie mogą już liczyć na młodzieżowe ruchy religijne, które muszą wszystko najpierw "przemodlić". - Skończył się czas dyskusji, trzeba działać - stwierdza krótko. - Fundamentalista porozumie się lepiej z fundamentalistą niż z człowiekiem o miałkich poglądach. Muzułmanin kiedyś powiedział mi, że za religię da sobie obciąć głowę. Ja też jestem w stanie dużo dać za wartości.

Uważają za całkiem naturalne, że do działania - w sytuacji gdy w Gdańsku zaplanowano czytanie scenariusza "Golgoty Picnic" - włączyły się ich dzieci, z najmłodszą, podówczas 17-letnią, Marysią, uczennicą gdańskiego liceum. Tego samego, z którego w stanie wojennym została relegowana jej matka.

- Rodzice wyjechali protestować do Poznania - opowiada Marysia. - Mama powiedziała mi przez telefon, że coś ma się dziać w Gdańsku i że trzeba na to zareagować. Skontaktowałam się z chłopcami z ONR, zrobiliśmy plakat, pomagał trochę pan poseł Andrzej Jaworski. Znalazłam w internecie informację o cuchnącym środku w sprayu. Nie zdążyłam kupić, ale ktoś to miał...
Marysia zawiesza głos i spogląda na matkę. Anna rzuca: - Nie powie, kto, to konspiracja.
Marysia: - Po tym wydarzeniu w szkole pani pedagog pytała, dlaczego to zrobiłam. Odparłam, że spektakl nie podobał mi się i że jest obrzydliwy. Usłyszałam, że powinnam była najpierw go obejrzeć i przeczytać, a protest ten świadczy o moim braku inteligencji.

Marysia z dnia na dzień stała się ikoną prawicowych mediów. Udzielała wywiadów, jej twarz pojawiała się w gazetach i na ekranach telewizorów.

Ostatecznie w maju tego roku Maria Kołakowska została skazana przez Sąd Rejonowy w Gdańsku na miesiąc ograniczenia wolności i 20 godzin prac społecznych. Sędzina powiedziała, że takie działania są niedopuszczalne w państwie demokratycznym. Obecna na ogłoszeniu wyroku matka wraz z grupą protestujących krzyczała: "Jeszcze przyjdzie czas, że was rozliczymy!", "Dzieci Stalina!". Marysia zapowiedziała dalszą walkę.

- Prawo zostało zlekceważone przez sąd - stwierdza twardo Andrzej. - Córka otrzymała bardzo duże wsparcie środowisk kombatanckich. Nawet arcybiskup Sławoj Leszek Głódź zadzwonił do niej po ogłoszeniu wyroku i żartobliwie obiecał, że cebulę będzie do więzienia przynosił.

Prywatna krucjata

Styczeń 2015 roku. Radna Anna Kołakowska występuje z wnioskiem o odebranie lokalu Stowarzyszeniu Współpracy Kobiet NEWW Polska w Gdańsku. Stowarzyszenie udziela pomocy prawnej i psychologicznej ofiarom przemocy.

Skąd niechęć do środowiska feministycznego?

- Jako kobieta nigdy nie czułam się traktowana gorzej, potrafię się sama obronić - twierdzi Kołakowska. - Zarzucono mi, że prowadzę prywatną krucjatę. Stowarzyszenie, promujące między innymi homoseksualizm, adopcję dzieci przez pary jednopłciowe i seksedukację, finansowane między innymi przez Fundację imienia Róży Luksemburg, korzysta z lokalu na preferencyjnych warunkach. Gdybym poparła ich wniosek, postąpiłabym niezgodnie z nauczaniem Kościoła i zasadami wiary katolickiej.

Jan, przysłuchujący się wypowiedzi matki, dodaje, że Fundacja im. Róży Luksemburg promuje ideologię komunistyczną, zabronioną przez zapis w Konstytucji RP.
Wniosek Anny o odebranie lokalu przeszedł, bo jeden z radnych PO wstrzymał się od głosu. Komisja Polityki Gospodarczej i Morskiej po miesiącu wydała korzystną dla stowarzyszenia decyzję.

Niektórzy radni twierdzą, że kolejna akcja Anny Kołakowskiej była tylko kwestią czasu. Po wystąpieniu w sprawie Tadeusza Mazowieckiego przyszedł czas na Marsz Równości.

Rodzina kontra rodzina

Grzegorz Strzelczyk, szef klubu PiS, mówi, że akcja rodziny Kołakowskich w ubiegłą niedzielę była działaniem symbolicznym.

- Marsz Równości szedł pod hasłem "Wszyscy jesteśmy rodziną" - tłumaczy radny. - I na asfalcie, na trasie przemarszu usiadła prawdziwa rodzina.

Podczas demonstracji Anna mówiła: - Jeśli tego nie zrobimy, to wkrótce ulicami tego miasta przejdą także pedofile i zoofile.

Pytany o tolerancję i prawa dla osób innej niż hetero orientacji seksualnej, Kołakowski odpowiada: - Gdy słyszę, że każdy ma swoją prawdę, odpowiadam: prawda jest tylko jedna. Jesteśmy w stanie poświęcić pracę, święty spokój za wartości, które są deptane. To nie są orientacje, tylko wynaturzenia. Za środowiskiem homoseksualistów stoją wielkie pieniądze, finansują je między innymi Bill Gates, Rockefeller.

Anna twierdzi, że nie zgadza się na demoralizowanie młodych ludzi, promowanie homoseksualizmu w szkołach, seksedukację. - I mam do tego prawo - podkreśla. - Przeciwstawiamy się temu w trosce o nasze wnuki, nie chcąc, by stały się ofiarami demoralizacji.
Jan dopowiada: - W tego typu marszach uczestniczy zaledwie 2 procent aktywistów środowiska homoseksualistów. Nie przeszkadza nam całe środowisko, tylko ci, którzy próbują narzucać nam swoją seksualność, z której uczynili sobie sztandar.

Marysia: - W klasie nikt nie miał do mnie pretensji, ale na wewnętrznym forum innej klasy próbowano mnie obrażać. To mnie rozbawiło. Wielu młodych ludzi mówi o tym, co zrobiłam, z uznaniem. W mojej klasie jest lesbijka, ale ona nie jest zwolenniczką takich manifestacji. Inna lesbijka, z którą chodziłam do poprzedniej klasy, szła w tym marszu, nawet flagę niosła. Kiedy usiadłam na jezdni, powiedziała, że mnie zna i że jestem bardzo fajna i za to spotkały ją wyzwiska ze strony uczestników homoparady.

Kiedy Andrzej mówi, że pod ich adresem padały wulgarne wyzwiska, córka dodaje: - Nasi też się nie najlepiej zachowywali.

Chłopcy z ONR

Nasi, czyli działacze Obozu Narodowo-Radykalnego.
Anna tłumaczy: - Cała nasza rodzina to piłsudczycy, jednak z ONR łączy mnie przywiązanie do wartości katolickich, do ojczyzny i narodu. Wśród tych chłopców są ministranci, członkowie korporacji studenckich. Trzeba szukać tego, co łączy, a nie tego, co dzieli.

Andrzej: - A że sobie czasem pokrzyczą na TVN i Michnika? No cóż, zasłużyli. Chłopcy z Młodzieży Wszechpolskiej zapraszali mnie na koncerty, to wcale nie są "tępi mordercy", jak sugerował Adamowicz, ale legalna organizacja.

Podczas Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych radna PO Teresa Wasilewska wyszła ze sklepu znajdującego się na trasie przemarszu i spytała Annę: "Pani radna, nie wstyd pani iść w takim towarzystwie?". Później Kołakowska zamieściła na swojej stronie na FB wpis na ten temat, zatytułowany "Głupota czy k...stwo?". Zarzuca w nim radnej nieznajomość historii oraz sugeruje, że jak czci się komunistycznych oprawców, to nie można czcić żołnierzy wyklętych. Dzień później w sklepie radnej wybito szyby. Dziś Teresa Wasilewska nie chce w ogóle rozmawiać o tamtym wpisie.

Anna: - Nic na ten temat nie wiem. Różne są przypadki. Jeśli kobieta wyskakuje na ulicę i publicznie atakuje pamięć rotmistrza Pileckiego, musi się liczyć z tym, że wiele osób to może usłyszeć.

Jan: - Wybijania szyb nie popieramy, ale jesteśmy w stanie zrozumieć.
Niektórzy twierdzą, że następny krok Anny Kołakowskiej to miejsce w Sejmie.

Anna: - Mam w życiu ważniejsze priorytety, ale jeszcze w tej sprawie nie podjęłam decyzji.

Czy chce być drugą Krystyna Pawłowicz? Anna: - Zaszczytem jest porównanie z panią profesor. Jest z nią ten sam problem co ze mną: cokolwiek powie, będzie rozdmuchane przez środowiska, które mają inną skalę wartości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rodzina Kołakowskich: walczą o „wyrwanie chwastów” z ojczyzny - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki