Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życzenie śmierci. "Zabrakło kogoś, kto by powiedział: dziewczyny, spokojnie. Zatrzymajcie się!"

Dorota Abramowicz
Piotr Hukało
Dawni przyjaciele nie wierzą. Prokurator utrzymuje, że 17-letnia Agata z koleżankami zaplanowała własną śmierć. A specjaliści mówią, że "zagadka z Brzeźna" trafi do podręczników kryminalistyki.

W tej sprawie jest jeszcze dużo znaków zapytania - słyszę nieoficjalnie. - Śledztwo jest w toku, ciągle trwa weryfikacja wielu faktów. Jedno mogę powiedzieć - nigdy się nie spotkaliśmy z podobną sprawą.

We wtorek Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, przekazała szokującą informację - zagadka śmierci Agaty, uczennicy XII LO z Gdyni, została rozwiązana. Dziewczyna znaleziona 21 lutego w parku przy plaży w Brzeźnie ze śmiertelną raną zadaną nożem osobiście wyreżyserowała zabójczy spektakl. Miały jej w tym pomóc bliska przyjaciółka z ławy szkolnej, Wiktoria M., i nieco dalsza koleżanka Aleksandra R. Ta pierwsza, zdaniem śledczych, zadała śmiertelny cios, druga - zacierała ślady.

- Nie do wiary - mówi Romuald Kulma, emerytowany podinspektor policji z 30-letnim stażem. - Badałem przyczyny śmierci ponad 800 osób, ale czegoś takiego nie widziałem. Ludzie odbierają sobie życie w sposób mniej bolesny, w samotności. Po co wciągać inne osoby?

- To, co zdarzyło się w Gdańsku, będzie przedmiotem analiz naukowych - twierdzi prof. Bogusław Sygit, kierownik Zakładu Kryminalistyki w Katedrze Postępowania Karnego i Kryminalistyki, Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. - Mówimy o poważnym precedensie.

Trudno uwierzyć

Agata była wolontariuszką aż w dwóch hospicjach: w Gdyni, gdzie się uczyła, oraz w Wejherowie, gdzie mieszkała. Inni wolontariusze podkreślają, że po ujawnieniu przez śledczych szczegółów zbrodni przeżywają bardzo ciężkie chwile. Wielu z nich miało kontakt z Agatą zaledwie dzień przed jej śmiercią, którą - zdaniem śledczych - starannie wyreżyserowała.

- Prawdę zapewne Agata zabrała ze sobą do grobu, ale nam wciąż trudno wierzyć, że chciała umrzeć, że to zaplanowała. Nie, ja w to nie uwierzę - mówi Teresa Dzięcielska, prezes Hospicjum Domowego pw. Judy Tadeusza w Wejherowie. - Ona zginęła w sobotę, a w piątek, czyli dzień przed śmiercią, brała czynny udział w akcji, jaką organizowaliśmy z okazji Dnia Chorego. Zachowywała się jak zwykle, pomagała, nic nie wskazywało na zbliżający się dramat.

Agata z wejherowskim hospicjum współpracowała od trzech lat, co oznacza, że pomagać przy nieuleczalnie chorych zaczęła już jako piętnastolatka.

- Była jedną z najbardziej aktywnych wolontariuszek. Zawsze chętna do pomocy. Generalnie ludzie młodzi nie garną się do takiej działalności jak nasza, bo tu się tylko daje, w zamian nie ma honorarium pieniężnego. Agata była wyjątkowa.

- Temat Agaty po ostatnich doniesieniach jest bardzo ciężki. Dla nas wszystkich, którzy ją znali. Na pewno zapamiętamy ją jako uśmiechniętą, pełni energii osobę i będziemy mieć ją w sercu i we wspomnieniach, niezależnie od tego, jaki finał będzie miała ta sprawa i co jeszcze szokującego ustalą śledczy - mówi znajoma wolontariuszka z Wejherowa.

Nie poddawaj się

Na szesnaście dni przed śmiercią Agata zmieniła zdjęcie profilowe na popularnym portalu społecznościowym. Narysowany na czarnym tle ludzik z pistoletem w dłoni oznajmiał: "Któregoś dnia zostanę seryjnym mordercą".
- Nie zostawaj - napisała koleżanka Ania.
- Wolontariuszy nie zabijam, nie denerwuj się - odparła Agata.

Tydzień przed znalezieniem ciała Agaty w Brzeźnie zaktualizowała swoje zdjęcie w tle. Na tle chmur ze wschodzącym słońcem i napisem pojawił się napis: ,,Don't give up", czyli - nie poddawaj się.

Co się stało? Dlaczego, mimo tak jednoznacznej deklaracji, postanowiła się poddać?
Nieoficjalnie jako motyw samobójstwa wymienia się oblany przez siedemnastolatkę test sprawnościowy. Agata była uczennicą klasy mundurowej, porażka na teście mogła zakończyć szkolną karierę dziewczyny.

Dr Marcin Szulc, psycholog z Zakładu Psychologii Sądowej i Psychologii Osobowości Uniwersytetu Gdańskiego, radzi, by nie szukać jednej, jedynej przyczyny targnięcia się na życie. - Samobójstwo to proces zakończony aktem - tłumaczy. - Mechanizm dochodzenia do decyzji jest złożony, a bodźcem spustowym, czyli kroplą przepełniającą czarę, bywa często błahe na pozór zdarzenie. U nastolatków występuje słaby mechanizm hamowania korowego. Oznacza to, że proces nadmiernego pobudzenia przeważa nad procesem hamowania. Coraz częściej zauważam, że młodzi ludzie mają też poważny problem z presją sukcesu, nie mogą znaleźć alternatywy dla założonych wcześniej planów.

Dziewczyny, spokojnie

Co jednak w parku w Brzeźnie robiły koleżanki Agaty? Dlaczego zgodziły się uczestniczyć w tej koszmarnej inscenizacji?

- Myślę, że w tym przypadku zadziałał społeczny dowód słuszności, czyli zasada, według której, człowiek, nie wiedząc, co jest słuszne, podejmuje takie same decyzje jak większość grupy - twierdzi dr Szulc. - Prawdopodobnie koleżanki, nie dopuszczając nikogo do wspólnej tajemnicy, "nakręciły się" tematem samobójstwa Agaty. W końcu doszło do sytuacji, gdy zabrakło kogoś, kto by powiedział: dziewczyny, spokojnie. Zatrzymajcie się, stańcie!

Szczególnie tragiczna, zdaniem psychologa, jest postać Wiktorii - siedemnastolatki, która - według śledczych - miała zadać śmiertelny cios Agacie. - Trudno wyobrazić sobie, z jakim piętnem będzie musiała żyć - mówi dr Szulc. - Niezależnie od spraw prawnych i postawienia jej zarzutów ta dziewczyna będzie wymagać długotrwałej pomocy psychologicznej.

Wiktoria tuż po śmierci Agaty trafiła na oddział psychiatryczny gdańskiego szpitala. Nie przyznaje się do winy. W czwartek radio RMF FM ujawniło, że podczas pobytu na leczeniu Wiktoria miała zaatakować i zranić inną pacjentkę.

Nieoficjalnie wiadomo, że nie był to atak, ale "chęć pomocy". Pacjentka z depresją miała poprosić Wiktorię o pomoc w dokonaniu samobójstwa. Wiktoria przecięła jej żyły. Na szczęście niedoszłą samobójczynię udało się uratować. O zdarzeniu, do którego doszło na początku maja, oraz o groźbach kierowanych przez nastolatkę wobec pracowników oddziału szpital zawiadomił policję. Informacja o zdarzeniu do czwartku nie dotarła jeszcze do prokuratury, co nie znaczy, że nie uzupełni ona aktu oskarżenia.
Teoretycznie koleżance Agaty grozi nawet dożywocie. Jednak to tylko teoria - tak naprawdę o dalszych losach Wiktorii zadecydują badania psychiatryczne.

Pakt samobójczy

Przypadek Agaty i jej koleżanek zwrócił uwagę opinii społecznej na kolejne, niepokojące zjawisko. Z Zachodu nadchodzi do Polski ponura moda na tzw. pakty samobójcze. To nieformalne umowy, które określają czas, miejsce i zasady wspólnego odebrania sobie życia. Przed laty o paktach mówiono głównie w krajach azjatyckich: Japonii, Chinach i Korei Południowej, potem usłyszano o nich w Niemczech, Australii, Norwegii, Wielkiej Brytanii, Kanadzie oraz Szwecji i USA. Dziś desperaci spotykają się już na polskich, zamykanych zresztą regularnie przez policję, portalach.

"Istnieją możliwości, które definitywnie skazują nas na wylogowanie z własnego ciała i warto by było do tego zaangażować kogoś, kto by nam w tym pomógł. Czy to jest naprawdę morderstwo?" - pisze Lilith na jednym z forów internetowych, a Upadły Aniołek jej odpowiada: "Ja myślę, że najlepszą opcją by było nie zabicie kogoś, a grupowe samobójstwo. Wtedy nikt nie ponosi za to odpowiedzialności".

Media z reguły nie informują o przypadkach samobójstw. Jest to zgodne z zaleceniami WHO, które przestrzega przed tzw. efektem Wertera, czyli ścisłym związkiem między nagłośnieniem informacji o spektakularnym samobójstwie a późniejszym wzrostem liczby podobnych przypadków. Z tego powodu informacje o znalezieniu na południu Polski ciał dwóch obcych dziewczyn, pochodzących z różnych województw, lub jednoczesnej śmierci gimnazjalistki i starszego dwa razy od niej mężczyzny w Warszawie rzadko przedostają się do środków masowego przekazu.

Zaproszenie osób trzecich do pomocy w samobójstwie, wbrew pozorom, nie jest rzadkością. Na stronie Komendy Głównej Policji można znaleźć rosnącą z roku na rok statystykę przestępstw z art. 151 kk (kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie), zagrożonego karą do 5 lat. O ile w 2000 roku policja wszczęła 671 takich postępowań, to w ubiegłym roku było ich już ponad 3,5 tysiąca.

Przed dwoma laty policja z Kłodzka zatrzymała dwóch panów, do których wcześniej zgłosił się sparaliżowany 38-latek. Mężczyzna już wcześniej deklarował w obecności bliskich, że nie chce dłużej żyć. W końcu poprosił o pomoc swojego byłego pracownika, który wraz z kolegą poderżnął niepełnosprawnemu szefowi gardło. Chociaż sprawca tłumaczył prokuratorowi, że zrobił to na prośbę pokrzywdzonego, za jego namową i pod wpływem współczucia dla niego, i tak usłyszał zarzut morderstwa.
Współpraca: Tomasz Smuga

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki