Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Robert Biedroń: Nie chcę niczego rozwalać, poza murem wojny polsko-polskiej

Ryszarda Wojciechowska
Mam swój plan i tego się trzymam - mówi Robert Biedroń i nie potwierdza zamiaru startu w wyborach na prezydenta RP za pięć lat. Zapewnia też, że jeśli "odleci", to przestanie pełnić funkcje publiczne

Zwycięstwo Andrzeja Dudy zrobiło na Panu wrażenie?
Oczywiście. Andrzej Duda miał świetną kampanię. Udało mu się przekonać do siebie nawet tych wyborców, którzy jak się wydawało, byli już przekonani do kandydatury Bronisława Komorowskiego. To było imponujące.

Pan przed drugą turą wyborów zapowiadał, że odda pusty głos albo zagłosuje na Bronisława Komorowskiego.
I tak się stało.

Czyli na Bronisława Komorowskiego Pan zagłosował?
Pozwoli pani, że to będzie jednak moja słodka tajemnica. Powiem tylko, że Andrzej Duda na pewno nie był moim kandydatem. I nie wyobrażam sobie, że mógłbym zagłosować na PiS, bo ta partia ma niedemokratyczne postulaty. Pamiętam jej rządy i boję się powrotu PiS do władzy. Wolałbym wybierać między kandydatem prawicy i lewicy. Ale takiego wyboru nie miałem. I to było dla mnie największe nieszczęście tych wyborów. Myślę, że wiele osób było przez to sfrustrowanych. I nie poszło głosować, albo poszło, oddając pusty głos czy stawiając krzyżyk obok nazwiska Andrzeja Dudy.

PiS będzie rządzić jesienią?
Według mnie, będzie, niestety. To tsunami, które nadciąga. I boję się tego. Bo wiem, jak bardzo niedemokratyczne hasła stoją za tą partią. Pamiętam IV RP. Pamiętam, że to nie było państwo przyjazne obywatelom. Ale cóż, taka będzie wola mieszkańców naszego kraju. Chyba że się opamiętamy.

Pan mówi o strachu. A Marcin Meller radzi, żeby w przypadku nowego prezydenta studzić emocje i tę rozhisteryzowaną gorączkę, dodając, że Andrzej Duda jest pierwszym politykiem PiS, którego Jarosław Kaczyński nie może odwołać.
To prawda. Proszę pamiętać, że żaden z byłych prezydentów nie budował swojego zaplecza partyjnego. I Andrzej Duda też prawdopodobnie nie będzie miał na to czasu, siły i energii. Ale angażując się w sprawy państwowe, a mam nadzieję, że tak się stanie, jego pozycja będzie jednak uzależniona od Prawa i Sprawiedliwości i Jarosława Kaczyńskiego. To może być dla niego obciążające. Pierwsze przemówienie prezydenta elekta napawa nadzieją, że może będzie, podobnie jak poprzednicy, szukał tego, co łączy, a nie co dzieli. Jestem optymistą, ale z marginesem obaw w związku z zapleczem, jakie jeszcze teraz stoi za Andrzejem Dudą.

Rozbawiło mnie, że prezydent elekt jeszcze nie odkrył kart, a już są wybierani kandydaci na prezydenta za... pięć lat. Najpierw wicepremier Piechociński, który po tym, jak się dziennikarzowi wymsknęło "panie prezydencie", odparł skromnie: "Dobrze, dobrze. W 2020 roku będzie się pan mógł tak do mnie zwracać". A teraz internet Roberta Biedronia typuje na prezydenta RP za pięć lat.
Myślę, że to wyraz frustracji. Niezadowolenia z tego, że dzisiaj duża część elektoratu nie ma na kogo głosować. Ci kandydaci, którzy startowali, nie reprezentowali pewnych poglądów, które są obecne w naszym społeczeństwie.

Miga się Pan od odpowiedzi, czy Robert Biedroń może być kandydatem na prezydenta RP...
Mam swój plan i tego się trzymam. A nie planuję zamienić Słupska na wielką politykę. Bo ja w tej wielkiej polityce już byłem. W najbliższym czasie skoncentruję się tylko na Słupsku.

A Robert Biedroń jako przyszły premier? Bo i takie są spekulacje.
Gdyby mnie pani pięć lat temu zapytała, czy będę posłem, odparłbym, że nawet o tym nie marzę. Gdyby wówczas zapytała mnie pani, czy będę prezydentem Słupska, odpowiedziałbym podobnie. Rzeczywistość tak szybko się zmienia, że w tej chwili trudno coś deklarować. Na razie nie wyobrażam sobie, że mógłbym zamienić Urząd Miejski w Słupsku na jakikolwiek inny urząd.

Ale biedromania trwa. Na własnej skórze się o tym przekonałam, słysząc od asystenta, że na wywiad z Panem czeka się trzy tygodnie. Prawie tyle, co na wywiad z prezydentem RP.
Dlatego tak długo się czeka, ponieważ ja teraz staram się koncentrować na pracy. Ileż można udzielać wywiadów? Rozmawiamy więc w przerwie między jedną sesją Rady Miasta a drugą. Słupsk mnie dzisiaj najbardziej angażuje. Ale też z ubolewaniem patrzę na słabość polityki krajowej i na to, że musimy wybierać mniejsze zło. Wiele osób patrzy na Słupsk jak na miasto, w którym się udało. Udało się przełamać zabetonowaną scenę polityczną.

I wybrać innego prezydenta.
To sprawia, że wiele osób marzy o tym, że w skali ogólnopolskiej uda się komuś przełamać ten duopol PiS i PO. Zakończyć tę wojnę polsko-polską i w końcu zacząć myśleć innymi kategoriami. Tu nie chodzi o Biedronia, tylko o tęsknoty i marzenia wielu osób za ofertą, której dzisiaj w polityce nie można odnaleźć.

Przyszły kandydat na prezydenta RP powinien mieć w kampanii jakieś partyjne zaplecze. A Pan teraz nie ma.
I nigdy go nie miałem, bo jestem bezpartyjny.

Ale jest Pan człowiekiem lewicy.
Jestem. Z tym że dzisiaj lewica nie ma swojej partii.

Lewica jeszcze nigdy w ostatnich 25 latach nie była tak skłócona i rozdrobniona. W mediach pojawia się pytanie, kto dzisiaj mógłby być Kukizem lewicy.
Mam nadzieję, że nikt. Bo za Pawłem Kukizem stoi populistyczna kontestacja, która ma charakter destrukcyjny. Boję się takich planów.

Nie lubi Pan Pawła Kukiza?

Lubię (śmiech). To mój kolega. Ale boję się, że on idzie do władzy po... jak to mówią młodzi, żeby rozwalić to wszystko. A ja raczej budowałem przez całe życie niż rozwalałem. I mam nadzieję, że na lewicy nigdy nie będzie takiego Kukiza. Że znajdzie się jakiś budowniczy. A jeżeli ten lewicowy budowniczy coś rozwali, to tylko mur wojny polsko-polskiej. Kontestacja w polityce jest łatwiejsza. Ale lewica nie może mieć oferty destrukcyjnej.

Ale żeby coś zbudować, trzeba najpierw coś zburzyć.

Nie zgadzam się z tym. Nie chciałbym burzyć demokracji, którą budowaliśmy przez 26 lat. Mówię to jako samorządowiec, były poseł, ale też jako człowiek, który zabiegał o wartości dotyczące wolności, równości i praw człowieka. Zabiegał o nie na ulicach, też kontestując, obrywając i płacąc za to cenę. Naprawdę osiągnęliśmy dużo. Może Paweł Kukiz tego nie widzi, ale ja dostrzegam.

Lewicę gruntownie przemeblować? Tylko jak, z kim?
Potrzebujemy wiarygodnej twarzy i oferty. To, że lewica jest dzisiaj Polsce potrzebna, to jakby powiedział klasyk, oczywista oczywistość. Mamy 5 milionów osób, które pracują na umowach śmieciowych. Mamy najniższą pensję, która nie wystarcza nawet na głodowe egzystowanie. Mamy postępującą pauperyzację społeczeństwa, ubóstwo, coraz większe nierówności społeczne, wreszcie problemy z podstawowymi standardami w realizacji praw człowieka i wyludniającą się młodą Polskę z powodu emigracji.

Jakbym jeszcze w kampanii prezydenckiej tkwiła.
No tak, ale to są problemy, na które lewica ma odpowiedź. I to są inne odpowiedzi niż te od PO i PiS.

Lewica ma raczej zgrane twarze, jak twarz Leszka Millera.
Liderem powinien być ktoś, kto w umiejętny sposób znajdzie klucz do ludzkich serc. Ale nie wyobrażam sobie, że zrobi to ktoś, kto do tej pory stał na czele lewicy. Niestety. Bo ci liderzy dostali w tych i we wcześniejszych wyborach czerwoną kartkę. To nie mogą być twarze, które skompromitowały lewicę, które okazały się nierozsądne. A z drugiej strony wiem, że nie zrobimy tego bez zaplecza i doświadczenia ludzi, którzy do tej pory budowali lewicę. Leszek Miller - tak. Ale nie jako lider, tylko jako podpora, wsparcie i mentor tego, co będzie powstawało.

Nie wiem, czy Leszkowi Millerowi podobałby się ten pomysł. Niektórzy mówią, że jak prawdziwy mężczyzna powinien wiedzieć, kiedy skończyć. I to jest właśnie ten czas.
Nie jestem od tego, żeby podpowiadać Leszkowi Millerowi, kiedy kończy prawdziwy mężczyzna. Myślę, że on sam powinien to wiedzieć. Moim zdaniem, na czele lewicy powinna być osoba, która nie była członkiem partii. Mam swoje typy. Nie będę nikogo naznaczał. Ale widzę tych, którzy mogą być przywódcami, tudzież przywódczyniami tego ruchu.

Na razie to premier Ewa Kopacz chce uciec w centrolew. I rozważa zabranie na swój pokład Olejniczaka, Napieralskiego, Kalisza, Rozenka. Może więc nie będzie już co zbierać?
To kompletnie niewiarygodne. Wydmuszka polityczna. We wtorek mieliśmy w Sejmie głosowanie w sprawie związków partnerskich i PO nie była nawet w stanie przeforsować rozpatrywania tego projektu. Nie przyjęcia, tylko dyskusji nad nim. Nie powstanie więc żaden centrolew. Trzeba mieć tę wiarygodność i wrażliwość, której Platforma nie wykazała, podwyższając na przykład wiek emerytalny do 67 roku życia.

Nie tęskni Pan za swoim dawnym zakładem pracy, czyli Sejmem?
Nie. Bardzo się cieszę, że już mnie tam nie ma.

Dlaczego?
Bo myślę, że tam sprawy idą w złym kierunku. Że ten przyszły parlament będzie, dyplomatycznie mówiąc, mało konstruktywny.

A jak Pan patrzy na posłów i ich zachowanie...
To milczę, bo to są jednak moi koledzy i koleżanki (śmiech).

Wspomniałam o tej biedromanii, ale czy Panu nie przewróci się w głowie od tej popularności? Ustępujący prezydent też uwierzył w miłość narodu. I mocno się zdziwił. Pan coś robi, żeby nie odlecieć?
Patrzę w swój kalendarz i widzę, że mam wpisane: prezydent na kanapie. To będzie tuż po wywiadzie.

Czyli relaks?
To nie jest kanapa w moim gabinecie, tylko przy ulicy Wojska Polskiego. Usiądę tam zresztą nie po raz pierwszy i będę rozmawiał z mieszkańcami o ich problemach i miasta. I niech mi pani wierzy, to najlepszy sposób na to, żeby nie odlecieć. A jak odlecę? To przestanę pełnić funkcje publiczne. Taka zawsze jest kara.

O sobotni Marsz Równości chcę zapytać...
Będę.

To coś wniesie?
Oczywiście. Bo zaczynamy poznawać tę część społeczeństwa, która do tej pory była niewidoczna. To fascynujące, bo ulicami Trójmiasta w każdy weekend przechodzi co najmniej jeden marsz czy manifestacja. Ale tylko ten budzi takie emocje. Bo nadal mamy problem z równością. Nadal są stereotypy i uprzedzenia. Warto je więc przezwyciężać. Ten marsz jest dedykowany rodzinom LGBT. Takie rodziny są. Sam znam kilka na Pomorzu, które wychowują wspólnie dzieci. Warto je poznać. Zobaczyć też, co w nas takiego siedzi, że źle czasami o innych myślimy. Demokracja to ścieranie się poglądów. Tylko w systemie autorytarnym pewne problemy są zamiatane po dywan. Ja nie chciałbym, żeby w państwie demokratycznym, takim, jakim jest Polska, zamiatać pod dywan nietolerancję i dyskryminację.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki