Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Błażej Ożóg: Albo będziemy olimpijscy albo ktoś kite'a rozpowszechni w telewizji [ROZMOWA]

Rafał Rusiecki
Łukasz Nazdraczew / Eureka
O nadziejach związanych z włączeniem kitesurfingu do programu igrzysk olimpijskich rozmawiamy z Błażejem Ożogiem z SKŻ Sopot.

Jeździsz busem z naklejkami promującymi igrzyska w Rio w 2016 roku. Jeszcze w 2012 wydawało się, że kitesurfing będzie w programie olimpijskim. Tak się nie stało. Skrzydła podcięte?
Myślę, że zdecydowanie podcięło nam to skrzydła. Te pierwsze mistrzostwa świata w 2012 roku, kiedy to był jeszcze sport olimpijski - jeśli tak w ogóle można powiedzieć - obfitowały w wielu zawodników. Było widać ruchy ISAF (Międzynarodowa Federacja Żeglarska - przyp. aut.), które wskazywały, że są zainteresowani organizacją własnego Pucharu Świata. Działo się to kosztem IKA (Międzynarodowe Stowarzyszenie Kiteboardingu - przyp. aut.), które zostało pozbawione tego tytułu. W momencie, kiedy decyzja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego została cofnięta, ISAF nie był już zainteresowani tą formą rywalizacji. Patrząc więc na to, co się wydarzyło, to myślę, że nawet straciliśmy, niż zyskaliśmy.

A jak określiłbyś obecną kondycję kite'a w Polsce i na świecie po tych zawirowaniach wynikających z zapowiedzi wprowadzenia go do igrzysk?
To fakt, decyzji nie było. Myślę jednak, że powoli się rozwijamy. Jest wielu zawodników w Polsce, którzy chcą to uprawiać. Ciężko powiedzieć, co z tego wyniknie. Jeśli ten sport nie zostanie włączony do igrzysk olimpijskich, to będzie się rozwijał w małym gronie. A jeśli pojawi się decyzja o kitesurfingu w Tokio w 2020 roku, to będzie dla nas duży plus.

Konkretnie. W Twoim przypadku co by to zmieniło? Pomijając oczywiście to, że wiązałoby się to z większym zainteresowaniem ze strony sponsorów.
Niewątpliwym plusem byłoby to, że będę zawodnikiem wspieranym na innych zasadach przez Polski Związek Żeglarski, bo ta dyscyplina będzie wyżej w hierarchii. Może bowiem przynieść zyski w postaci potencjalnego medalu olimpijskiego. Jest więc trener, zgrupowania oraz dokładnie przygotowany cykl treningowych. W tym momencie można powiedzieć, że jesteśmy zawodowymi żeglarzami. To jest ta główna zmiana, niezwiązana ze wsparciem sponsorów.

Na Pomorzu mamy cykl zawodów pod nazwą Ford Kite Cup. To już 10. edycja. Organizatorzy przekonują, że z każdą kolejną zawodnicy są coraz lepiej przygotowani. Jak Ty to oceniasz?
Napewno z roku na rok widać, że uczestnicy robią na wodzie duże postępy. Jeśli jednak nie będziemy się rozwijać, chociażby przez zwiększenie puli nagród w takich imprezach, to będziemy raczej gronem pasjonatów tego sportu, aniżeli profesjonalistów. Tak naprawdę to, co przyciąga - niestety - ludzi do sportu, to pieniądze. Taka jest brutalna prawda. Bez pieniędzy nie ma też medialnego przebicia.

To jaka jest Twoja recepta dla tej dyscypliny?
To proste. Albo będziemy olimpijscy, albo jakimś cudem znajdzie się ktoś, kto tę formę kite'a jaką uprawiamy rozpowszechni w telewizji i sprawi, że będzie bardziej popularny. Wtedy ludzie się tym zainteresują i znajdą się sponsorzy, którzy wyłożą na to pieniądze.

Na poziomie amatorskim kitesurfing chyba ma się całkiem dobrze?
Tak, na poziomie amatorskim jest bardzo dużo osób uprawiających kitesurfing na świecie. Praktycznie gdziekolwiek pojedziemy na plażę, gdzie wieje, to znajdzie się ktoś, kto pływa na kitesurfingu. Trudno znaleźć miejsca, gdzie kite'a nie ma. Zaczął wypierać windsurfing. Stał się sportem, który jest łatwo dostępny i sprawia dużą przyjemność. Przez amatorów jest uprawiany, ale jeśli ktoś chce rywalizować na wyższym poziomie, to musi zainwestować spore pieniądze, które niekoniecznie mogą się zwrócić.

Jaka była Twoja żeglarska ścieżka?
Oj, nie była zagmatwana. Zaczynałem od windsurfingu, kiedy kite nie był jeszcze popularny. Wkręcił mnie w to ojciech (Andrzej - przyp. aut.), który był windsurferem od młodzika. Tak naprawdę z windsurfingu przeskoczyłem na kite'a. I tak żegluję już 9 lat.

Które miejsca na polskim wybrzeżu polecasz amatorom?
Na pewno mogę polecić Zatokę Pucką. Jest płyto i łatwo się tutaj nauczyć. A jeżeli ktoś potrzebuje większych wrażeń, to przy dobrym kierunku wiatru może przejść przez las na drugą stronę Półwyspu Helskiego. Łeba jest bardzo dobra. I Ustka. Mogą tam być bardzo dobre fale i można mieć dużo przyjemności z tego.

A jeśli chodzi o Twoje ulubione miejsca treningowe?
W Polsce na pewno jest to Sopot. Pływam w Sopockim Klubie Żeglarskim. To miejsce najbliżej domu. Zawsze są znajomi i zawsze ktoś może nam rozstawić trasę. Możemy się pościgać w małych zawodach. Na świecie? Ciężko powiedzieć. Ostatnio odwiedziłem Sardynię. Bardzo mi się tam podobało, bo nawet jeśli nie wieje, to można tam porobić dużo innych rzeczy: rower, siłownia, wszystko jest dostępne na miejscu. Podobało mi się też San Francisco. Jest to taka mekka kiteracingowa. Wcześniej było tam wielu dobrych zawodników z USA. Dobrze wspominam tamten wyjazd.

Na polskim podwórku mamy zawody Ford Kite Cup. Poziom rośnie, ale nie widać, abyście byli skłonni ustępować innym miejsca w czołówce. Przetasowania tam są małe.
W sumie to prawda. Powód jest taki, że te zawody dla mnie i dla Maksa Żakowskiego (aktualny mistrz Polski, główny rywal Ożoga - przyp. aut.) naprawdę dobrym treningiem. Jesteśmy w stanie ścigać się ze sobą i lubimy na nie przyjeżdżać. Jeżeli będzie jakaś impreza w tym samym terminie, międzynarodowa, to na pewno tam pojedziemy. Widać, że młodzi zawodnicy zaczynają do nas dochodzić. Odstępy między nami są coraz mniejsze. Myślę, że jeśli ktoś się zatnie, to może nas dogonić, ani przegonić. Ta różnica nie jest aż tak wielka. Trzeba jednak sporo pływać.

O szybkich postępach w kitesurfingu mówią wszyscy...
Bo to prawda. Jeżeli ktoś ma jakieś doświadczenie żeglarskie i ma ochotę spędzenia czasu na wodzie, to złapie to szybko.

A gdzie niuanse decydujące o wygranych na profesjonalnym poziomie?
Żeglarstwo jest takim pięknym sportem, że nie można o nim powiedzieć, że ktoś pływał lepiej, bo był silniejszy lub miał lepszy sprzęt. Dochodzi tutaj wiele taktyki i opływania w danych warunkach. Techniki pływania, siły w nogach. Na sam wynik składa się wiele czynników. Wygrywa ten, kto się najlepiej przygotował i poukładał to sobie w głowie. Przykładem tego może być Olly Bridge z Anglii. To bardzo młody zawodnik, który dużo pływał i bez dwóch zdań w ubiegłym roku to on wygrał (zwyciężył m.in. w ubiegłorocznych mistrzostwach Europy w Mielnie - przyp. aut.). Był po prostu najlepszy. Widać było, że pływał najszybciej i miał bardzo, bardzo dobrą technikę. Był wzorem do naśladowania.

Jakie masz plany startowe w tym sezonie?
Teraz mam zgrupowanie w Sopocie. Pływamy w grupie szlifując technikę. Planuję pojechać na zawody Pucharu Świata do Weymouth. To olimpijski ośrodek, a zawody są pod patronatem ISAF. Potem najważniejsze będą w drugiej połowie czerwca mistrzostwa Europy w Turcji i w drugiej połowie lipca mistrzostwa świata we Włoszech. W sierpniu będą jeszcze mistrzostwa Polski w Jastarni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki