Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Europa po II wojnie światowej. Zdziczenie, demoralizacja i przemoc były powszechne

Barbara Szczepuła
Archiwum Państwowe w Gdańsku
Po wojnie całą Europą wstrząsały fale przemocy: zemsta na kolaborantach, czystki etniczne - mówi zastępca dyrektora Muzeum II Wojny Światowej Janusz Marszalec

Jestem świeżo po lekturze książki Keitha Lowe "Dziki kontynent", przedstawiającej krajobraz po bitwie, czyli Europę tużpowojenną. To panorama kompletnego rozpadu cywilizacji. Włos się jeży…
Na ogół zakończenie wojny postrzegamy tak: zwycięstwo jednych, zasłużona klęska innych, no i my, Polacy, "z trzeciej strony", nie wiadomo, czy tak naprawdę lokujący się w obozie zwycięzców. Patrzymy na wojnę jako na wydarzenie przede wszystkim polityczne, na poprzesuwane granice i wielką liczbę ofiar. Zapominamy o indywidualnych nieszczęściach, o skutkach tego strasznego konfliktu z obu stron barykady. Rok 1945 jest końcem politycznego ciągu wydarzeń, ale i początkiem dalszych politycznych perturbacji i kolejnych wielkich napięć.

Ludzie wyszli z wojny zdemoralizowani.
Wojna wyzwoliła w nich najgorsze instynkty. Przemoc, która była codziennym doświadczeniem, pozostaje nim przez wiele powojennych lat. Widać to w Polsce, widać na Wschodzie i Zachodzie Europy. Nastąpiło zdziczenie obyczajów, ludzie przenieśli wojenne doświadczenia w pokojowe życie, które się zaczynało. Spójrzmy na sprawy najprostsze. W Gdańsku kto silniejszy, ten zdobywa lepsze mieszkanie. Polacy wyrzucają z domów nie tylko Niemców, ale i słabszych od siebie rodaków. Kwitnie szaber, rabunki są na porządku dziennym, kradną żołnierze Armii Czerwonej, kradną Polacy, którzy się tu zjeżdżają z całej Polski po meble, porcelanę, dzieła sztuki. Przemoc dotyka również ocalonych z zagłady Żydów - przyczyn tego należy szukać między innymi w zdziczeniu obyczajów i strachu przed powrotem sąsiadów do przejętych przez Polaków domów.

Okrutnie gwałcone są Niemki i Polki.

Przemoc wobec kobiet jest na porządku dziennym. Zeznania żołnierzy z tamtych czasów pokazują, że uważali, iż "mają prawo do seksu i rozrywki". Wojna to gwałty nie tylko krasnoarmiejców na Niemkach z Prus Wschodnich i Gdańska. Wcześniej żołnierze Wehrmachtu gwałcili kobiety w podbitych krajach, a w 1945 roku żołnierze kolonialnych wojsk francuskich Niemki z Bawarii. Przemoc wobec kobiet trwała także po wojnie… Ten problem dotyczył też żołnierzy amerykańskich we Francji, choć nie byli agresorami, lecz wyzwolicielami.

Oficer sowiecki, później dysydent Lew Kopielew konstatował: "Mniejsza o hańbę - co z tymi żołnierzami, którzy dziesiątkami stali w kolejce do niemieckiej kobiety, gwałcili małe dziewczynki, zabijali staruszki? Wrócą do naszych miast, naszych kobiet, do naszych dziewcząt. Tysiące tysięcy potencjalnych kryminalistów, po dwakroć niebezpiecznych, bo będą wracali w glorii bohaterów".
Wielki zbrojny konflikt powoduje poranienie psychiczne, a jednym ze skutków tego poranienia jest skłonność do przemocy. Ta trauma, nagromadzona przez lata wojny i okupacji, musiała się potem odbić na życiu codziennym i rodzinnym. Przemoc, nie tylko wobec kobiet, jest w dużej mierze odwetem - dla zwiększenia bojowości swoich żołnierzy Sowieci usankcjonowali ją nawet rozkazami najwyższych dowódców. Podobnie motywowano najemników oblegających średniowieczne miasta. Europą wstrząsają kolejne fale przemocy: zemsta na kolaborantach, krwawe czystki etniczne i pogromy, wojny domowe.

Odwet może być wynikiem rozpaczy.
Ocenia się, że na przykład podczas powojennych rozliczeń we Włoszech zginęło około 15 tysięcy zwolenników faszyzmu lub takich, których za faszystów uznano. O nienawiści i przypadkowości tych posądzeń pisze wybitny amerykański reportażysta i były oficer kontrwywiadu amerykańskiego Norman Lewis w bardzo ciekawej książce "Neapol '44". Pokazuje, że przy okazji rozliczeń załatwiano prywatne porachunki, sięgające nieraz kilku pokoleń wstecz. We Francji działo się podobnie, około 10 tysięcy osób zostało straconych albo po prostu zamordowanych…

To byli ludzie związani z reżimem Vichy.

Oczywiście, ale nie mówię tylko o wyrokach sądowych. Także o samosądach. Jest wiele zdjęć pokazujących kobiety z ogolonymi głowami. To te, które były przyłapane na romansach z żołnierzami niemieckimi, a nawet tylko o to podejrzewane. Pędzono je nago ulicami miast i miasteczek.

Norwegowie barbarzyńsko potraktowali nie tylko kobiety, które w latach okupacji żyły z Niemcami, ale i ich dzieci. W książce "Dziki kontynent" przeczytałam, że te dzieci uznano za wrogów i zamierzano wyekspediować za granicę. Obawiano się, że w przyszłości mogą się stać nazistowską piątą kolumną!

W takich momentach często ożywiają się tak zwani zwykli obywatele, którzy niekoniecznie byli aktywni, gdy trzeba było walczyć z wrogiem. Chcą nadrobić zaległości. Im kraj bardziej zaangażowany w kolaborację z okupantem, tym większy wybuch oburzenia.

A jak to wyglądało w Polsce?

Skala zemsty była mniejsza niż na przykład w bliskich Czechach (zwłaszcza w Sudetach), gdzie rozstrzelano tysiące Niemców bez sądu. W Polsce odwet na Niemcach zszedł na drugi plan społecznego zainteresowania. Notowano pojedyncze przypadki zabójstw, których motywem mogła być zemsta czy rabunek. Społeczna dynamika zaczęła się wyładowywać natychmiast po "wyzwoleniu", w walce z nową władzą - Sowietami i ich stronnikami z UB. Obiektem nienawiści stali się przede wszystkim milicjanci z biało-czerwonymi opaskami, często najgorszy typ szumowin. Nie zawaham się uznać ich za groźniejszych pod tym względem od UB. Jak twierdzi Marcin Zaremba, autor świetnej książki "Wielka trwoga. Polska 1944-1947", byli produktem wojennego zdziczenia. To oni brali udział w wielu aktach przemocy przeciwko Żydom, o których wspominałem.

A czy zemstą było publiczne wieszanie w Gdańsku strażniczek z obozu Stutthof?
Można to tak zakwalifikować, choć nie był to samosąd, ale wyrok oficjalnie działającego sądu. Zatem zemsta instytucjonalna.

Może to nie była więc zemsta, tylko chęć, by sprawiedliwości stało się zadość? Odpłata za te straszne krzywdy, jakich doznali Polacy.
Ludzie ekscytowali się tą egzekucją, tłumnie w niej uczestniczyli. Sądzę, że władza, stawiając szubienice na ulicy, chciała, by dali upust nienawiści. Obawiano się, że emocje mogły się wymknąć spod kontroli, ale przede wszystkim - nie mogę oprzeć się wrażeniu - kanalizowano społeczne niezadowolenie tuż po sfałszowanym referendum. Przypomnę, że egzekucja na gdańskiej Pohulance odbyła się 4 lipca 1946 roku, a więc kilka dni po referendum.

Europa była morzem ruin. Czytam świetne reportaże "Niemiecka jesień" Stiga Dagermana, który w 1946 roku przyglądał się ruinom III Rzeszy i zaludniającym je ludziom. Był Szwedem, może dlatego stać go było na wnikliwe, odarte z emocji spojrzenie na ludzkie losy. Dostrzegał degradację społeczną, potworną biedę i głód.
Moi żyjący na Pomorzu dziadkowie opowiadali mi o swoich bliskich znajomych, którzy podpisali volkslistę i w 1945 roku, trochę przez przypadek, wyjechali do Niemiec. Przymierali tam głodem i dziadkowie wysyłali im paczki żywnościowe. Lata 40. były dla nich bardzo ciężkie. Los agresorów i ofiar się upodobnił. Miasta zniszczone nalotami - pauperyzacja, straszny głód, ludzie żebrzą i kradną jedzenie.
Zaś Zaremba pisał, że także Polska była wówczas "wielkim lejem po bombie". Gwałtownie rozwijała się gruźlica, lokalnie wybuchały epidemie tyfusu, choroby weneryczne były spadkiem po przemarszach wojsk.

Większość Niemców uważała się za ofiary nazizmu, ofiary swoich przywódców…
Muszą pamiętać, że większość Niemców poparła w demokratycznych wyborach Adolfa Hitlera - tyrana Europy. Po ludzku rozumiem proces wypierania zła, ale gdyby nie masowe poparcie milionów obywateli, Hitler nie zrobiłby tego, co zrobił.

Europejski krajobraz końca wojny to ludzie na drogach i w pociągach. Miliony przenoszą się z miejsca na miejsce. Wypędzeni ze swoich domów krążą po kontynencie.
Polacy z południowych i wschodnich Kresów Rzeczypospolitej muszą opuścić swoje domy, miasta i wsie i osiedlać się na terenach, które muszą z kolei opuścić Niemcy. Dramat dotyczy jednych i drugich. Niemcy mieszkający w zachodniej części kraju wcale nie przyjmują z otwartymi rękami rodaków wypędzonych z ziem przyłączonych do Polski. Trzeba im zapewnić mieszkania, znaleźć pracę, nakarmić… Z kolei Polacy, wyrwani ze środowiska, w którym żyli od pokoleń, muszą się osiedlać w całkiem obcych miastach i wsiach. Żyją potem przez długie lata w poczuciu tymczasowości.

Żołnierze z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie muszą podjąć trudną decyzję: wracać do Polski znajdującej się pod kontrolą Stalina czy nie? Tadeusz Borowski pisze: "Ojczyzna - to spalony dom i rejestracja w NKWD".
Przeżywają wielkie dylematy. Wracać, ale dokąd? W większości przypadków pochodzą przecież z terenów, które zostały włączone do ZSRR. Nie wiedzą, gdzie są ich rodziny: zostały na Kresach czy pojechały na Zachód? Jak odnaleźć najbliższych? Podobne dylematy przeżywa także wielu byłych więźniów obozów koncentracyjnych i ludzi wywiezionych na przymusowe roboty. Trzeba też pamiętać, że żołnierze PSZ mają świadomość, iż po przyjeździe do Polski mogą być represjonowani. Wielu mimo wszystko decyduje się na powrót, inni próbują budować swoje życie na Zachodzie.

Nie jest im łatwo.
Wręcz przeciwnie. Zasłużeni oficerowie pracują w hotelach lub jako nocni stróże, by zarobić na kawałek chleba. Nie wszyscy mają taką fantazję jak lotnik Dywizjonu 303, pułkownik Jan Zumbach, który walczył w bitwie o Anglię, a po wojnie został przemytnikiem afrykańskich diamentów!

Czy dla Polaków wojna się skończyła w 1945 roku? Żołnierze wyklęci nie składają broni.
Żołnierze Armii Krajowej stoją przed dylematem: co dalej? Ich rozterki często rozwiązują brutalnie NKWD i UB. Więc wojna trwa nadal. Co najmniej 20 tysięcy partyzantów walczy nadal z bronią w ręku. Młodsi nie znają innego życia, więc w sposób naturalny przechodzą do drugiego etapu walki. Przyzwyczaili się do rozwiązywania spraw za pomocą broni, czyli do przemocy. Część wiąże się z opozycją peeselowską, próbując walczyć o suwerenność Polski na płaszczyźnie politycznej. Po sławetnym referendum "3 razy tak", a zwłaszcza po sfałszowanych wyborach w 1947 roku staje się jasne, że żadna z tych dróg nie doprowadzi do suwerenności, bo wielkie mocarstwa nie będą interweniować w sprawie Polski.

W końcu jednak Europa zdołała się odrodzić. Jak to się udało?
To jest niesamowite, że na tym ogromnym pobojowisku ludzie potrafili odnajdować swoje małe szczęście. Także w miastach tak zrujnowanych jak Warszawa czy Gdańsk. Musieli zaczynać wszystko od nowa. Po 1945 roku, mimo biedy, politycznej sromoty, mimo niewoli, sowieckich gwałtów, represji bezpieki, ludzie cieszą się, organizują potańcówki, odnajdują szczęście w zwykłych sprawach. Jakaś potężna siła witalna pozwala im odradzać się w warunkach na pozór niemożliwych do życia. W 1947 roku Henry N. Cobb, amerykański student architektury, uwiecznił na kolorowych kliszach to, co pozostało po Warszawie. Zdjęcia są niesamowite! Na apokaliptycznych ruinach pojawia się zieleń. Jakby symbol nowego życia. Mimo wielkiego poranienia psychicznego, o którym mówiliśmy, i poranienia fizycznego, bo nie zapominajmy, ilu było wtedy inwalidów, ludzi o zdrowiu zrujnowanym w obozach i na przymusowych robotach, pojawia się coś nowego. Świat się powoli porządkuje. Ale wojna zmieniła obraz Europy. Zniknął niemal całkowicie naród żydowski, nieliczni ocaleni w większości nie potrafili już żyć na cmentarzu swych bliskich i opuszczali Polskę i Europę. Stary ład uległ dewastacji, Europa podzieliła się na dwa wielkie i wrogie sobie obozy. Państwa po tamtej strony "żelaznej kurtyny" stały się dowodem siły, jaką stanowi demokracja. Trzeba też pamiętać o ogromnym zastrzyku finansowym, jakim był plan Marschalla.

Mówimy przenośnie, że w Polsce i w innych krajach podporządkowanych Związkowi Sowieckiemu wojna zakończyła się dopiero w 1989 roku.
Od 1945 roku Polacy odbudowywali kraj, organizowali swoje życie rodzinne, pracowali, studiowali, posyłali dzieci do szkół. Żyli w takiej Polsce, bo innej nie było. Część Polaków jeszcze dzisiaj uważa, że ten czas pokoju zawdzięczają Sowietom. Oczywiście tak też myślą Rosjanie: Stalin był dawcą pokoju dla całego świata. Żyliśmy bez wojny, to prawda, ale żołnierze sowieccy nie przynieśli nam wolności bo, jak napisał znakomity pisarz węgierski Sándor Márai, nie mogli nam dać tego, czego sami nie mieli.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki