Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Pietrowski piłkarz Lechii Gdańsk: Nie powinno być rzutu karnego

Paweł Stankiewicz, Wrocław
Marcin Pietrowski
Marcin Pietrowski Tomasz Bołt/Polska Press/Dziennik Bałtycki
Marcin Pietrowski zagrał po raz pierwszy w tym roku w meczu pierwszej drużyny Lechii Gdańsk. Jednak nie wykorzystał swojej szansy w spotkaniu ze Śląskiem Wrocław pod nieobecność kontuzjowanego Grzegorza Wojtkowiaka.

- Chciałem żeby ten mój powrót do składu wyglądał inaczej. Tym bardziej że od początku miałem problemy z wywalczeniem sobie miejsca w składzie - mówił po meczu Marcin. - Chciałem pokazać się z dobrej strony, ale szybko przekonaliśmy się jak ciężko się gra we Wrocławiu i to z tak dobrze zorganizowaną drużyną. Nie potrafiliśmy wyjść z presingu i jak poradzić sobie kiedy Śląsk rozgrywał piłkę. Mieliśmy dużo problemów i stąd brało się dużo strat i piłek kopanych do przodu do nikogo.

To zagranie Pietrowskiego sędzia zakwalifikował jako faul na Robercie Pichu i podyktował rzut karny dla Śląska, który na bramkę zamienił Mateusz Machaj. Piłkarz biało-zielonych ma jednak inne zdanie na ten temat.

- Nie było rzutu karnego. Razem z Pichem doszliśmy do piłki i ja go otarłem od spodu, ale absolutnie to nie mogło spowodować jego upadku - tłumaczył Marcin.

We Wrocławiu znowu zagrał na prawej obronie, jak w większości spotkań, w których występował. To jednak nie jest jego pozycja, a grał na niej z konieczności.

- Cała drużyna zagrała we Wrocławiu poniżej możliwości - uważa Pietrowski. - Moja sytuacja jest taka, że jestem brany pod uwagę jako prawy obrońca i środkowy pomocnik. Przez ostatni miesiąc trenowałem jako pomocnik, ale wobec kontuzji Grześka wyszła taka sytuacja, że znowu musiałem zagrać na prawej obronie. Dwa tygodnie temu próbowany był Mateusz Możdżeń, a terener cały czas stosuje rotację i teraz ja dostałem szansę.

Lechia wciąż będzie walczyć o miejsce w grupie mistrzowskiej.

- Nie ma się co załamywać. Zostały dwa mecze, sześć punktów jest do zdobycia i tego planu się trzymajmy - zakończył Marcin.

Szukasz więcej sportowych emocji?

POLUB NAS NA FACEBOOKU!">POLUB NAS NA FACEBOOKU!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki