Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cmentarna makabra w pięciu odcinkach. Kto dewastuje groby i kradnie zwłoki?

Dorota Abramowicz
Jeden z trzech grobów zniszczonych w nocy z 22 na 23 lutego na cmentarzu przy ul. Roszczynialskiego w Wejherowie. Dewastacja w Wejherowie wpisała się w ciąg makabrycznych wydarzeń, do jakich doszło między listopadem ub.r. a kwietniem br. na Pomorzu
Jeden z trzech grobów zniszczonych w nocy z 22 na 23 lutego na cmentarzu przy ul. Roszczynialskiego w Wejherowie. Dewastacja w Wejherowie wpisała się w ciąg makabrycznych wydarzeń, do jakich doszło między listopadem ub.r. a kwietniem br. na Pomorzu Joanna Kielas
Ktoś na Pomorzu dewastuje groby i kradnie zwłoki. Z kościołów znikają konsekrowane hostie. Policja szuka sprawców. A psychiatrzy mówią - to nie nasi pacjenci.

Pierwsza kradzież - cmentarz parafialny przy ul. Pelplińskiej w Gdyni Leszczynkach. Otoczony lasem, około 5500 grobów, po zmroku nieodwiedzany. Bez monitoringu.

W środę, 12 listopada ubiegłego roku pracownicy firmy zarządzającej nekropolią zauważają rozbity grobowiec małżeństwa X. Z grobowca ginie głowa pana X., zmarłego w 2008 roku.

Policjanci rozpoczynają śledztwo. Wiadomość o co najmniej dziwnym zdarzeniu nie przedostaje się do mediów.

We wtorek, 13 stycznia tego roku pracownicy cmentarza przy ul. Pelplińskiej dokonują kolejnego makabrycznego odkrycia. Z rozbitego grobowca zniknęła pani Y. W całości. I bez śladu. Pani Y. nie żyje od czterech lat, więc nie doszło jeszcze do całkowitego rozkładu szczątków. Funkcjonariusze ściągają na cmentarz psa szkolonego do odnajdywania zwłok. Pies nie podejmuje tropu.

Jak wywieziono zmarłą? Samochodem? Raczej nie, auto przewożące ciało w stanie rozkładu długo nie nadawałoby się do użytku. Chyba że wykorzystano wóz z otwartą paką. Na wózku? Pytania się mnożą, ale świadków nie ma.

Przed ośmioma laty, w lutym 2007 roku doszło przy ul. Pelplińskiej do podobnego przypadku. Z grobu położonego tuż przy ogrodzeniu skradziono szkielet Józefa G., zmarłego w 1995 roku. Złodzieje rozbili wówczas granitową płytę, wyciągnęli zwłoki do lasu. Policjanci, przeczesując teren Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, znaleźli jedynie fragment stopy w skarpetce. Założono, że sprawcy odjechali samochodem. Może w stronę Grabówka, albo na Demptowo, a może na Witomino. Czyli wszędzie.

Najważniejsze: dlaczego?

Paweł Stachecki, wydawca serwisu informacyjnego Telewizji Wybrzeże, mówi, że trudno opisać uczucia, jakie towarzyszą bliskim na widok zdewastowanego grobu kochanej osoby. Ból, smutek, bezsilna złość, poczucie naruszenia prywatności. To takie wrażenie, jakby ktoś wszedł do twojego domu. I najważniejsze, towarzyszące temu wszystkiemu pytanie - dlaczego ?

W niedzielę, 15 lutego rano jego rodzina dowiedziała się, że ktoś zdewastował grób zmarłego przed 15 laty dziadka na cmentarzu przy ul. Gniewowskiej w Redzie.

- Widok zmroził nam krew w żyłach - wspomina Paweł. - Część grobowca, w której pochowaliśmy dziadka, była otwarta. Wokół walały się pozostałości masywnej (ważącej około tonę) okrywkowej płyty marmurowej. Pod płytą było jeszcze jedno zabezpieczenie - ze zbrojonego betonu. Ta warstwa również została skuta na małe kawałki. Odkryte zostały komory, do których chowa się trumny, jednak sprawca lub sprawcy nie zniszczyli ostatniej warstwy zabezpieczającej, znajdującej się nad samą trumną, wykonanej ze zbrojonego betonu. Albo nie dali rady, albo uznali, że warstwa zabezpieczająca to dno grobowca, a trumny w środku nie ma.

Rodzina zawiadomiła policję, a Paweł rozesłał do mediów informację o zdarzeniu. - Próbowaliśmy też ustalić na własną rękę, kiedy i jak to się zdarzyło - mówi. - Czas podał nam świadek, który dźwięk przypominający uderzanie jakimś ciężkim narzędziem słyszał między godziną 1 a 2 w nocy z soboty na niedzielę. Kamieniarze powiedzieli nam, że sprawca dokładnie musiał wiedzieć, jak uderzać, by zniszczyć kolejne warstwy. Walenie na oślep nie dałoby takich rezultatów. Przy czym użył prawdopodobnie ogromnego młota.

Ponad tydzień później, z niedzieli na poniedziałek (22/23 lutego), na cmentarzu przy ul. Roszczynialskiego w Wejherowie ktoś znów zniszczył trzy groby. W tym jeden dziecięcy. Ciał nie ukradziono.

Wygląda to tak, jakby sprawcy - jeśli są to te same osoby - kierowali się na zachód. W wielkanocny poniedziałek na cmentarzu przy ul. Kaszubskiej w Lęborku wybrali rodzinny grobowiec, w którym spoczywały trzy osoby. Otworzyli trumnę zmarłego w 2002 roku Jana P. i zabrali szczątki mężczyzny. Pies tropiący doprowadził policjantów do ciała, porzuconego ponad pół kilometra od cmentarza, w lesie.

Ponoć to właśnie w Lęborku po raz pierwszy ktoś pozostawił ślady, które mogą pomóc w śledztwie. Jednak prokurator Patryk Wegner, prowadzący sprawę, nie chce zbyt dużo o tym mówić. Potwierdza tylko, że policjanci pracują nad profilem sprawców.

Modlitwa za złodziei

Dwa dni przed zbezczeszczeniem grobu w Lęborku, w nocy z Wielkiego Piątku na Wielką Sobotę, nieznana osoba włamała się do zabytkowego kościoła pw. Przemienienia Pańskiego w Sobowidzu, niedaleko Pruszcza Gd.
- Ukradziono cztery puszki do przechowywania Eucharystii, zabrano też konsekrowane hostie - mówi ksiądz Krzysztof Masiulanis, proboszcz parafii w Sobowidzu.

Przed tygodniem, w nocy z piątku na sobotę, wyważono zamek w - na pozór - dobrze zabezpieczonych bolcami głównych drzwiach do kościoła pw. Matki Boskiej Bolesnej w Gdyni Orłowie. Złodzieje, co proboszcz ks. Krzysztof Rybka uznał w wypowiedzi dla "Gościa Niedzielnego" za "dziwne", zostawili cenne kielichy i monstrancje z zakrystii, zabierając za to wota: krzyż, który stał na tabernakulum, puszkę z Najświętszym Sakramentem i kustodię z hostią przeznaczoną do wystawień w monstrancji.

Katolicy wierzą, że w najmniejszej nawet cząstce Najświętszego Sakramentu obecny jest Jezus Chrystus. Dlatego każdy taki przypadek uważany jest przez Kościół za profanację. W ostatnią niedzielę we wszystkich parafiach dekanatu wierni odmawiali modlitwy ekspiacyjne, po każdej mszy św. śpiewali suplikacje. Modlono się także o nawrócenie i przemianę życia złodziei.

Ksiądz Krzysztof Masiulanis na pytanie, czy za profanacją hostii mogła stać jakaś sekta, odpowiada krótko: - Nie wydaje mi się, wygląda to raczej na zwykłe włamanie. Jednak chwilą później przyznaje, że kradzież hostii to rzadkość. Włamania do kościołów, owszem, zdarzają się, ale giną puszki na pieniądze, naczynia, wota ofiarne. Złodzieje, nawet jeśli zabierają naczynia, w których przechowywany jest Najświętszy Sakrament, to raczej pozostawiają go rozsypany na ołtarzu czy podłodze.

Michał Rusak, rzecznik gdyńskiej policji, proszony o analizę przypadków kradzieży w kościołach w Gdyni mówi, że ostatnio nie zdarzało się, by wśród "łupów" znajdowały się hostie. Wyjątkiem jest włamanie do kościoła w Orłowie. Jednak przy badaniu okoliczności włamania do świątyni pw. Matki Boskiej Bolesnej nadal, jako główny, rozważany jest motyw kradzieży.

Psychiatra: to nie nasi

Biuro prasowe Komendy Wojewódzkiej Policji oficjalnie informuje, że jak na tę chwilę - poszczególne przypadki bezczeszczenia grobów nie są ze sobą łączone. Tym bardziej nie wiąże się z nimi przypadków włamań do kościołów na Pomorzu.

Tymczasem specjalna grupa operacyjna, powołana jeszcze w lutym przez gdyńskiego komendanta policji, sprawdza po kolei wszystkie wątki kradzieży szczątków z cmentarza w Gdyni Leszczynkach. Najprostsze, związane z zemstą lub kradzieżą cennych przedmiotów, odpadają. Pan X. i pani Y. się nie znali. Nie mieli wspólnych wrogów. W grobowcach też nic wartościowego nie było.

Odpada również wersja "studenta medycyny", który miałby przed egzaminami z anatomii szukać na cmentarzu "materiałów dydaktycznych". Policjanci skonsultowali się z wykładowcami Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, którzy wyjaśnili, że uczelnia dysponuje obecnie dobrymi pomocami naukowymi, wykonanymi z tworzyw sztucznych, które nie muszą być zastępowane przez ludzkie szczątki.

Pojawił się jeszcze jeden trop: mieszkającej w okolicy cmentarzy osoby z zaburzeniami psychicznymi. A raczej osób, bo trudno sobie wyobrazić, by mógł to zrobić jeden człowiek.
- Mało możliwe - odpowiada dr Leszek Trojanowski, dyrektor szpitala na gdańskim Srebrzysku. - To nie są osoby chore psychicznie, najwyżej mogą mieć zaburzenia osobowości.

Dr Blanka Brancewicz, lekarz psychiatra, dodaje, że jedynym zaburzeniem, które można byłoby brać pod uwagę, jest nekrofilia, czyli dewiacja seksualna polegająca na obcowaniu płciowym z osobą zmarłą. Tu jednak nic nie wskazuje na to, by nieżyjącymi od kilku czy kilkunastu lat zmarłymi mógł się zainteresować nekrofil. W dodatku, jeśli sprawcą nie była jedna osoba (a trudno uwierzyć, by ktoś sam rozbijał nagrobki ze zbrojonego betonu lub wynosił "pod pachą" ciała zmarłych), to wersja o spotkaniu i wspólnym działaniu kilku chorych psychicznie zakrawa na fantastykę.
- Dziwaczna sprawa - mówi doktor Brancewicz. - Ale to nie nasi.

Sekta? Oni chcą żywych

Pozostaje jeszcze jeden trop, analizowany już przez gdyńskich policjantów i wytłuszczony przez nagłówki w tabloidach, krzyczące "Tajemnicza sekta kradnie zwłoki z grobów!". Według tej wersji, wielkanocne zdarzenia w Lęborku miałyby być próbą... ożywienia zmarłych.

Jednak dyrektor Gdańskiego Centrum Informacji o Sektach i Nowych Ruchach Religijnych ks. Grzegorz Daroszewski sceptycznie podchodzi do teorii przypominających scenariusz filmów grozy.

- Sataniści? - zastanawia się ks. Daroszewski. - Raczej nie, oni zazwyczaj zostawiają jakieś znaki, które wskazywałyby na satanistyczny charakter obrzędów. Z tego, co wiadomo mi z doniesień medialnych, czegoś takiego tutaj nie ma. Działania na tle religijnym mają rozpoznawalny szablon. Pojawia się powtarzany rytuał. W dodatku osoby zmarłe nie są w kręgu zainteresowania sekt. Oni potrzebują żywych.

Zdaniem księdza Daroszewskiego, trudno na Pomorzu szukać w ciągu ostatniej dekady (z wyjątkiem zniknięcia ciała Józefa G. w Gdyni Leszczynkach) jakichkolwiek odniesień do bulwersujących wydarzeń z minionych miesięcy.
- Od kilkunastu lat nie miałem podobnych sygnałów - mówi duchowny. - Pod koniec lat 90. policja szukała osoby, która niszczyła groby na cmentarzu przy ulicy Łostowickiej w Gdańsku, wyjmowała szkielety zmarłych i obcinała im głowy. Głowy ginęły, reszta ciała zostawała. Okazało się, że sprawcą był człowiek chory, który miał ponoć potem te głowy przekazywać studentom medycyny.

W rozmowie z ks. Daroszewskim przy próbie określenia profilu sprawców makabrycznych czynów pojawia się angielskie określenie "moral insanity", czyli obłęd moralny. To XIX-wieczna definicja człowieka bez sumienia, u którego doszło do odwrócenia wartości.
- Możemy tylko domniemywać - zastrzega ksiądz. - Być może na takie działania wpłynęły jakieś szczególnie okrutne filmy lub gry, które sprzyjają znieczuleniu? Nie można jednak wykluczyć, że zrobił to ktoś, kto się zetknął z jakąś sektą, a potem postanowił działać na własną rękę. Dlaczego? Być może po to, by zaistnieć.

Państwo zamyka oczy?

Ks. prof. Jan Perszon z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, autor rozprawy "Na brzegu życia i śmierci. Zwyczaje, obrzędy oraz wierzenia pogrzebowe i zaduszkowe na Kaszubach", mówi: - Dla katolika ciało jest świątynią Ducha Świętego, wierzymy w jego zmartwychwstanie. Stąd szczególny szacunek dla zmarłych i oburzenie z powodu zdziczenia obyczajów tych, którzy bezczeszczą zwłoki.

Według ks. profesora, nie ma też żadnego powodu, by łączyć to, co się dzieje na Pomorzu, z wiarą w istnienie "wieszczych" i innych upiorów. Według podań kaszubskich, "wieszczy" miał wstawać z grobu i powodować śmierć bliskich, a upiór "łopi" zabijał tych, którzy w nocy usłyszeli jego głos. Dlatego zgodnie z przesądem, aby zapobiec kolejnym nieszczęściom, trzeba było nieboszczyka wykopać, odciąć mu głowę i pozostawić ją między nogami.
- Te wierzenia zostały skutecznie wytępione już przed stu laty - mówi ks. Perszon.

Niewykluczone, że sprawcy makabrycznych przestępstw mogli szukać "inspiracji" raczej za oceanem, w Stanach Zjednoczonych. W niektórych doniesieniach pojawiają się informacje o działających w USA grupach, które podczas obrzędów o charakterze satanistyczno-okultystycznym używają kości zmarłych i konsekrowanych hostii.
- Państwo polskie od kilkunastu lat nie kontroluje działalności takich ruchów - twierdzi ks. prof. Perszon. - Przed ponad 20 laty w policji działały specjalne grupy funkcjonariuszy, sprawdzających, czy tego typu działalność nie stanowi zagrożenia. Pracowały one jeszcze za rządów premiera Buzka, a potem powoli się z tego wycofywano. Tymczasem wystarczy dyskretna obserwacja, tak jak to robią na przykład Niemcy z radykalnymi ruchami. Ich działalność nie jest problemem religijnym, ale może być problemem dla bezpieczeństwa państwa. To nie interes Kościoła katolickiego, prawosławnego czy ewangelickiego, ale racja stanu wymaga, by do tej kontroli wrócić.

Pancerne tabernakulum

Jeden z trójmiejskich proboszczów mówi, że to, co się wydarzyło w Orłowie i Sobowidzu, powinno dać do myślenia pozostałym parafiom.
- Już dawno założyliśmy alarm w naszym kościele. Każda próba wejścia do świątyni w nocy uruchamia ryczący sygnał i bicie dzwonów, sprawiający, że pół dzielnicy się obudzi. Mamy też monitoring z kamerą w prezbiterium. Złodziej nie ma szans sforsować pancernego tabernakulum, a kluczyk do niego nigdy niezostawiany jest przez księdza w kościele. Zawsze zabieramy go ze sobą.
Na razie w sprawach dewastacji i zbezczeszczenia ciał na cmentarzach oraz kradzieży i profanacji w kościołach toczą się osobne postępowania w Gdyni, Lęborku i Pruszczu Gdańskim.

Michał Rusak, rzecznik KMP w Gdyni: - Grupa powołana przez komendanta miejskiego nadal intensywnie pracuje, sprawdzamy wszelkie stare i nowe wątki. Analizujemy także przypadki z Redy, Wejherowa i Lęborka. Apelujemy też do wszystkich, którzy mogą cokolwiek wnieść do sprawy - nie tylko do bezpośrednich świadków - o kontakt z policją po numerem 112. Zapewniamy pełną anonimowość.

O intensywnej pracy trudno już mówić w przypadku wydarzeń w Redzie.
- Właśnie dostałem informację z wejherowskiej prokuratury, że Komenda Powiatowa Policji w Wejherowie umorzyła, z powodu niewykrycia sprawców, śledztwo w sprawie zniszczenia grobu dziadka - mówi Paweł Stachecki. - Pozostaje tylko nadzieja w mediach. Na pewno będę chciał się dowiedzieć, kto i dlaczego to zrobił.

- Jesteśmy zmęczeni tym koszmarem - twierdzi krewna Jana P., wykradzionego z grobu w Lęborku. - Nikt z policji nas o niczym nie informuje. Czytamy jakieś sensacyjne doniesienia, nie wiemy, czy to prawda, czy nie. Chcemy spokoju.
Na razie o spokój trudno. Także o ten wieczny.

[email protected]

Osobie, która ograbia zwłoki, grób lub inne miejsce spoczynku zmarłego, grozi kara do 8 lat pozbawienia wolności. Za znieważenie przedmiotu czci religijnej lub miejsca przeznaczonego do publicznego wykonywania obrzędów religijnych grozi do 2 lat więzienia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki