Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażak uratował niemowlę za pośrednictwem telefonu

Radosław Konczyński
fot. Radosław Konczyński
Strażacy z malborskiej PSP najprawdopodobniej uratowali życie 9-miesięcznemu Kubie. Żadnych wątpliwości co do tego nie mają rodzice chłopca, który zadławił się jedzeniem i tracił oddech.

Rodzice Kuby z Malborka sami przyznają, że były to najbardziej stresujące minuty w ich życiu. To ze względu na nich, póki emocje nie opadły, straż pożarna poinformowała o zdarzeniu z kilkudniowym poślizgiem. Zgłoszenie wpłynęło do stanowiska kierowania komendanta powiatowego PSP w miniony poniedziałek dokładnie o godz. 13.20. Mama chłopca chciała zadzwonić po pogotowie, ale w nerwach wykręciła 998.

Telefon odebrał sekcyjny Tomasz Czarnota, który w swoich obowiązkach ma służbę na SKKP, ale jako dodatkowy dyżurny zastępujący pozostałych, gdy zaistnieje taka potrzeba. Tutaj zastępował koleżankę, która w tym czasie wykonywała inne obowiązki służbowe.

- Zadzwoniła zdenerwowana mama. Najpierw starałem się tę panią uspokoić i zebrać jak najwięcej informacji. Z rozmowy wynikało, że dziecko zadławiło się jedzeniem, ma bardzo płytki oddech i nie może zaczerpnąć powietrza. Było przytomne, zacząłem więc udzielać instruktażu przez telefon zgodnie z procedurą przewidzianą dla takiej sytuacji. W międzyczasie wróciła z przerwy koleżanka i wezwała pogotowie, więc właściwie równolegle prowadziliśmy działania. Dla mnie było dużym ułatwieniem, że koleżanka kontaktowała się z pogotowiem, a ja mogłem skupić się na rozmowie – opowiada sekc. Tomasz Czarnota.

Cała rozmowa trwała około 8 minut, które dla strażaka zdawały się wiecznością. Kobieta przekazywała wskazówki mężowi, a on delikatnie opukiwał plecki synowi i starał się oczyścić drogi oddechowe. Po kilku minutach chłopiec zwymiotował i można było odetchnąć z ulgą. Dyżurny rozłączył się dopiero wtedy, gdy usłyszał, że zespół ratownictwa medycznego dotarł na miejsce i przejął dziecko.

Strażak z Malborka nie uważa się za bohatera.

- Nie zrobiłem niczego niezwykłego. Na moim miejscu zachowałby się tak samo każdy dyżurny straży pożarnej, policji czy pogotowia ratunkowego. Dyżurni z pogotowia na pewno dużo częściej muszą w ten sposób udzielać pomocy, tyle że o tym się nie mówi. Akurat tak się złożyło, że pani zadzwoniła do straży pożarnej i odebrałem ja. Czasem zastanawiałem się, jak bym się zachował, gdybym odebrał taki telefon. Teraz już wiem - mówi pan Tomasz.

- Tak naprawdę rodzice uratowali swoje dziecko. To jego tata wykonywał wszystkie czynności przekazywane mu telefonicznie - dodaje mł. ogn. Magdalena Szpajer, która tego dnia pełniła dyżur na stanowisku kierowania.

Rodzice, z którymi rozmawialiśmy dzisiaj (3 kwietnia), uważają, że strażacy pomogli uratować życie ich dziecku. Dziękują im, a także zespołowi ratownictwa medycznego za szybkie przybycie.

- Po przyjeździe lekarz pogotowia powiedział nam, że modlił się, żeby dojechać do żywego dziecka - mówi tata Kuby. - To było najbardziej ... mokre ok. 10 minut mojego życia. Po wszystkim byłem tak spocony, jakbym wyszedł spod prysznica.
- Gdyby nie mąż, gdybym sama była wtedy w domu, nie dałabym rady – dodaje mama.

Chłopiec ma się dobrze. Lekarz po zbadaniu i około 20-minutowej obserwacji dziecka stwierdził, że nie trzeba go hospitalizować.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki