Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce. Odgrzany straszak

Piotr Dominiak
archiwum db
Można być zwolennikiem europejskiego wspólnego pieniądza, albo nie. Są poważne argumenty "za" i poważne argumenty "przeciw". Operowanie nimi wymaga dość solidnej wiedzy. Ta jest trudna i po co "ciemnemu narodowi" mieszać w głowach?

Można więc postraszyć drożyzną. Że to królik sfatygowany i ledwie dycha? A kto o tym wie? Straszenie drożyzną, gdy Europa boi się dziś przede wszystkim deflacji, czyli spadku cen, wskazuje na brak "timingu" (nie to miejsce, nie ten czas). Duda jest tego świadomy? Wątpię. A gdy mówi o inflacji w Słowacji w wyniku wprowadzenia euro, to wie, że kłamie? Może nie, może ktoś, u cioci na imieninach, podsunął mu ten argument? W ogniu kampanii nie ma czasu na sprawdzenie?

Pamiętam, gdy byłem zapraszany na spotkania przed wejściem Polski do UE, to zawsze padały pytania, o ile podrożeją podstawowe dobra, o ile wzrosną nasze koszty utrzymania. Starałem się tłumaczyć, że członkostwo w UE nie oznacza wyższej inflacji, że nie pogorszy to naszych warunków życia. Część uczestników spotkań z pewnością w to nie wierzyła. Weszliśmy i nic złego się nie stało. Jak wielu z nas dzisiaj chciałoby, aby Polska wyszła z Unii Europejskiej?

Strefa euro to znacznie wyższy stopień integracji niż UE. Wymagania są wyższe i decyzja polityczna trudniejsza. Tylko czy dyskutując o tym, trzeba sięgać do prymitywnych argumentów? Andrzej Duda przesadził. Przyjął założenie Jacka Kurskiego, że "ciemny naród to kupi". Bez względu na to czy to prawda, czy nie. Słuchałem wypowiedzi kandydata na prezydenta, który stojąc w sztucznym sklepie, starał się wcisnąć ewidentną ciemnotę odbiorcom. Czy spojrzał na statystyki nie tylko słowackie, ale też np. litewskie? Czy się zastanowił, że wzrost cen, wynikający z przeliczenia złotówek na euro, musi być limitowany przez wielkość popytu na naszym rynku?

Gdyby, załóżmy, ceny poszły w górę do poziomu krajów wyżej od nas rozwiniętych, to byłoby to opłacalne dla dostawców? Popyt wewnętrzny determinowany jest przecież przez nasze dochody. Gdyby one nie wzrosły, a ceny byłyby wyższe, to popyt by zmalał, zmalałyby dochody przedsiębiorstw, gospodarka by poszła w dół. W krótkim czasie taki scenariusz jest możliwy. W bardzo krótkim czasie. W dłuższym bardzo mało prawdopodobny.

Pomijam "drobny" fakt, że Polska na razie nie spełnia kryteriów traktatu z Maastricht (m.in. odnośnie deficytu budżetowego), umożliwiającego wejście do strefy euro. Pomijam to, że wejście musi być poprzedzone zmianą konstytucji. Perspektywa nie jest krótka.

Chciałbym jednak, byśmy wszyscy wyobrazili sobie mapę Europy, na której do strefy euro należą wszyscy nasi sąsiedzi z UE, łącznie z Czechami, oprócz Rosji, Białorusi i Ukrainy. Jaka będzie sytuacja naszych przedsiębiorców? Czy będą konkurencyjni wobec swoich rywali posługujących się euro, biorąc pod uwagę koszty transakcyjne, w tym koszty zabezpieczenia się przed ryzykiem kursowym?
Jeśli ktoś proponuje pozostanie w dłuższym okresie naszej gospodarki poza głównym nurtem życia ekonomicznego Europy, czyli poza strefą wspólnej waluty, to albo jest pozbawiony wyobraźni politycznej, albo jest kompletnym ignorantem gospodarczym. Albo jedno i drugie - ale takiej sytuacji w przypadku kandydatów do najwyższego urzędu w państwie w ogóle sobie nie wyobrażam.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki