Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy polscy turyści przestaną jeździć do Tunezji?

Paweł Durkiewicz, Kamila Grzenkowska
Po zamachu terrorystycznym na Muzeum Bardo w Tunisie blady strach padł na turystów udających się do Tunezji. Czy tragiczne wydarzenia odstraszą Polaków od północnej Afryki? A może efekt będzie odwrotny?

Pomorska branża turystyczna jest zgodna: priorytety kierunków wyjazdowych i ich wybór wśród turystów na pewno się zmienią. Tunezja i Egipt, które od dawna znajdują się w pierwszej piątce najpopularniejszych celów podróży wśród polskich klientów, zapewne stracą ich zainteresowanie w najbliższych tygodniach.

Strzelanina w muzeum

Przypomnijmy - w wyniku ataku terrorystycznego, do jakiego doszło w środę w Tunisie, zginęły 23 osoby, głównie obcokrajowcy. Według danych MSZ, wśród ofiar śmiertelnych jest dwóch Polaków, dziewięciu zostało rannych, a dwie osoby, jeszcze wczoraj uznane były za zaginione.

Pierwotnym celem ataku terrorystów, uzbrojonych w karabiny i przebranych w wojskowe mundury, był gmach tunezyjskiego parlamentu. Skuteczna reakcja tamtejszej ochrony sprawiła, że napastnicy zawrócili w kierunku położonego kilkaset metrów dalej Muzeum Bardo - obowiązkowego i popularnego punktu każdej wycieczki, która przyjeżdża do stolicy Tunezji.

Dwaj zamachowcy otworzyli ogień do turystów wchodzących i wychodzących z muzeum. Zdaniem świadków, strzelali "na oślep". Potem wbiegli do budynku, w którym znajdować się miało w tym czasie około 200 osób. Tutaj także padły strzały. W wyniku policyjnej obławy obaj zamachowcy zginęli, a tunezyjskie służby specjalne wciąż zatrzymują kolejnych ich współpracowników.

MSZ nie może zabronić

Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zdecydowało o przetransportowaniu do kraju wszystkich przebywających tam polskich turystów. Nie oznacza to jednak, że za chwilę nie pojawią się tam nowi.

Remigiusz Dróżdż, prezes Pomorskiego Oddziału Polskiej Izby Turystyki, zaznacza, że jest już marzec i trudno o tej porze roku zmienić kierunek wycieczek. Zarezerwowane są bowiem m.in. czartery lotnicze. Uważa on, że turyści nie przestaną całkowicie jeździć do Tunezji.

- Takie doświadczenie mieliśmy już z Egiptem przed kilku laty, kiedy trwały tam zamieszki. Wyjeżdżały tam całe rodziny z dziećmi. Myślę, że tutaj będzie podobnie, tym bardziej że pewnie spadną ceny - zaznacza prezes Dróżdż. - Ludzie chcą jeździć w tamte rejony mimo zagrożenia. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy dochodzi do tragedii, a państwo, na nasz koszt musi ich ściągać wtedy do kraju.

Firmy ubezpieczeniowe mogą odmówić wypłaty świadczenia turyście, który świadomie wyjeżdża do kraju, w którym istnieje zagrożenie utraty życia lub zdrowia - podstawą do odmowy jest m.in. komunikat zamieszczany na stronie MSZ. W przypadku Tunezji takie ostrzeżenie "wisiało" od maja ubiegłego roku.

Biura podróży doskonale wiedzą o komunikatach MSZ ostrzegających przed wyjazdami turystycznymi w zagrożone rejony, a mimo to je organizują, bo jest nimi wciąż duże zainteresowanie.

- Tego typu komunikaty mają jedynie charakter rekomendacji i zaleceń MSZ dla polskich podróżnych. Treść ostrzeżeń pozostaje aktualna każdorazowo do czasu publikacji nowego komunikatu. Decyzje podejmowane są indywidualnie przez turystów oraz biura podróży - wyjaśnia biuro prasowe MSZ.

Biuro Podróży Itaka, które organizowało feralną wycieczkę do Tunisu, w reakcji na zamach błyskawicznie podjęło decyzję o podstawieniu samolotu dla turystów przebywających akurat w Tunezji. Zawiesiło też do odwołania sprzedaż wszystkich imprez turystycznych na ten kierunek.

- Na razie czekamy na rozwój wydarzeń - tłumaczy Piotr Henicz, wiceprezes biura. - W swoich dalszych działaniach będziemy kierować się ogólnoeuropejskimi standardami. Jeśli sytuacja się uspokoi, a MSZ wyda rekomendację dla tego kierunku, być może wrócimy do organizowania imprez w Tunezji.

Henicz nie ma jednak złudzeń co do tego, że zainteresowanie turystów regionem Maghrebu na jakiś czas zaniknie.
- Z pewnością przez najbliższe kilka miesięcy ruch na tym kierunku będzie znikomy - przyznaje. - Jeśli już w najbliższym sezonie letnim dojdzie do ożywienia, będzie to spory sukces. Osobiście jednak nie wierzę w taką możliwość.

Bać się czy jechać?

Na tragedię w Tunisie szybko i z przekorą zareagowali internauci. Na Facebooku we czwartek można było dołączyć do społeczności pod hasłem: "I will come to Tunisia this summer" (pol.: Przyjadę do Tunezji tego lata). Już wczoraj poparło ją 23,5 tys. osób z całego świata. Nie zabrakło też haseł w stylu: "Je suis Tunis" (pol.: Jestem tunisyjczykiem).

Zdaniem Wojciecha Fedyka, eksperta z firmy Tourist Consulting, wydarzenia w Tunezji w dłuższej perspektywie nie załamią ruchu turystycznego w tym kraju.

- Nie sądzę, żeby to nastąpiło, chyba że podobne wydarzenia w najbliższym czasie się powtórzą - stwierdza. - Nie ma wątpliwości, że Tunezyjczycy poniosą stratę wizerunkową, którą będą musieli w jakiś sposób zrekompensować. Przykłady krajów byłej Jugosławii czy ostatnio Krymu pokazują, że burzliwe konflikty polityczne potrafią na długi czas niemal całkowicie wyeliminować ruch turystyczny, jednak nie uważam, żeby Tunezji groził aż tak wielki zastój. Naturalnym odruchem rynku w odpowiedzi na nadszarpniętą reputację jest obniżanie cen i można przypuszczać, że tak będzie w tym przypadku.

Czy możliwy jest więc scenariusz, w którym Polacy, zwabieni okazyjnymi cenami, przymkną w lecie oko na wydarzenia z Tunisu i chętniej wybierać będą właśnie ten kierunek? Ekspert przyznaje, że to całkiem prawdopodobna opcja. Zwłaszcza że...

- W okresie następującym po ataku terrorystycznym kraj nim dotknięty rzeczywiście staje się bezpieczniejszy - dodaje Fedyk. - Lokalne władze wprowadzają dodatkowe obostrzenia, mobilizują siły policyjne, monitorują turystyczny tranzyt autokarowy. To sprawia, że prawdopodobieństwo kolejnych ataków maleje. A innym faktem jest, że Polacy raczej dość luźno podchodzą do apeli MSZ w sprawie potencjalnych niebezpieczeństw.

Więcej sceptycyzmu wobec dalszego biegu wydarzeń w Tunezji zachowuje prof. Katarzyna Pachniak, kierownik Katedry Arabistyki i Islamistyki Uniwersytetu Warszawskiego.

- Nawet biorąc pod uwagę, że znaczna część dochodów kraju opiera się na turystyce, nie mamy dokładnej wiedzy, jaka część tunezyjskiego społeczeństwa po cichu sympatyzuje z Państwem Islamskim - zauważa. - W nastrojach tamtych rejonów świata da się wyczuć obecnie wyraźną falę fundamentalizmu i nie ma co się oszukiwać, że wydarzenia z Tunisu były tylko zwykłym incydentem oderwanym od ogólnej sytuacji w tym kraju.

Nowa jakość terroryzmu

W podobnym tonie wypowiada się prof. Rafał Ożarowski z Instytutu Politologii Uniwersytetu Gdańskiego.
- Tunezja była praktycznie ostatnim krajem Maghrebu, który cieszył się sympatią turystów - zauważa. - W reputację Maroka uderzyły zamachy bombowe w Casablance z 2003 r. (zginęło w nich 45 osób), z kolei Algieria nigdy nie była specjalnie przyjazna turystom. Tunezja cieszyła się dobrą opinią, która teraz z pewnością znacznie ucierpi. Widać w tym celowe działanie Państwa Islamskiego. Terroryści chcą uderzyć w rząd państwa tunezyjskiego, jednak w tym wypadku zrobili to pośrednio, niszcząc turystykę, będącą ważną gałęzią gospodarki tego kraju.

Profesor Ożarowski nie ma wątpliwości co do tego, że władze Tunezji zrobią teraz wszystko, by zmazać krwawą plamę na wizerunku "turystycznego raju". Nie będzie to jednak łatwe.

- Z pewnością zastosują wzmożoną kontrolę, obejmującą inwigilację podejrzanych środowisk - przewiduje. - Z drugiej strony, zamach w Tunisie wygląda na zwiastun nowej tendencji. O ile wcześniej najczęstszą formą były zamachy samobójcze, tak w tej chwili standardem Państwa Islamskiego są ataki na zasadzie "wykonać misję i przeżyć". Można to nazwać z goryczą "nową jakością" terroryzmu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki