Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce: Majątek z idei

Piotr Dominiak
Nie wiem, czym się skończy sprawa SKOK-ów. Nie wiem, czy Grzegorz Bierecki złamał jakieś przepisy, czy też zasady rzetelnej bankowości. Jedno jest pewne, ofiarą całej sprawy jest idea spółdzielczych kas kredytowych. Idea szlachetna i pożyteczna. Tego typu instytucje zrodziły się, by oferować proste usługi finansowe klientom, którzy dla dużych banków komercyjnych nie są atrakcyjni.

"Bankowość dla ubogich" mawiają niektórzy i może jest w tym sporo prawdy, choć z usług credit unions korzystają w świecie także osoby o całkiem wysokim statusie finansowym. Kiedy na początku lat 90. ubiegłego stulecia rodziły się w Polsce SKOK-i, to nieprzypadkowo patronowała im Solidarność. Związkowcy liczyli, że te nowe twory zastąpią mało dynamiczne i mające niewielkie możliwości rozwoju kasy zapomogowo-pożyczkowe.

Grzegorz Bierecki jest niekwestionowanym ojcem SKOK-ów. Zbudował strukturę, która przerosła oczekiwania wszystkich (chyba łącznie z nim), którzy uczestniczyli w skromnej uroczystości założycielskiej z udziałem przedstawicieli światowej federacji związków kredytowych i Lecha Kaczyńskiego, wówczas wiceprzewodniczącego Solidarności. O ile dobrze pamiętam, uroczystość odbyła się chyba w gmachu będącym wcześniej siedzibą KW PZPR w Gdańsku. Na gruzach starych struktur powstawało coś nowego, obiecującego.

Kasy powstawały szybko. Prowadzone były często przez osoby niepobierające wynagrodzenia (dziś nazwalibyśmy je podmiotami ekonomii społecznej). Zgodnie z ideą spółdzielczości świadczyły pomoc i usługi dla swych członków - głównie drobne kredyty i pożyczki, przyjmowały niewielkie depozyty. Celem ich działalności nie miał być zysk. Usługi miały być tańsze niż w tradycyjnych bankach.

Z czasem jednak Grzegorz Bierecki dostrzegł szanse na stworzenie czegoś bardziej ambitnego. Postanowił wyjść poza pierwotnie zakładany obszar działania. Postanowił zerwać z lokalnością, bliskością, bezpośredniością, społecznym, bezinteresownym działaniem.

Za pośrednictwem Kasy Krajowej postanowił zbudować finansowe "imperium". Ku pożytkowi ogółu, ale zaś przede wszystkim ku pożytkowi swojemu i swojego otoczenia. Gdyby to robił, budując od podstaw prywatną firmę, należałoby go tylko podziwiać. Dorobił się wielkiego majątku (trzeba przyznać, że nie szczędził go na finansowanie wielu sensownych projektów charytatywnych), niektórzy jego krewni i znajomi - też. Nic zdrożnego w tym, że się wzbogacił.

"Drobne" zastrzeżenie budzi jedynie fakt, że zrobił to, chcąc pomóc słabszym ekonomicznie, odrzucanym przez wielkich bankierów. Załóżmy, w końcu stać mnie na naiwność, że ta fortuna przyszła do niego tak mimochodem, niechcący. Ale nawet wtedy pachniałoby to nieprzyjemnie.

Zakładam też, że długoletnia ucieczka SKOK-ów przed nadzorem finansowym nie wynikała z chęci ukrycia czegokolwiek niewygodnego czy niewłaściwego. Jeśli tak było, to nie zmienia to faktu, że SKOK-i wymknęły się spod kontroli Kasy Krajowej.

Wielkość przedsięwzięcia przerosła jego twórców. Stracili też nie tylko kontrolę finansową, ale pozwolili także na przeniknięcie do organizacji obcych elementów w postaciach byłych oficerów byłych służb i syna niewłaściwego prezydenta. Chyba im wstyd.

Czytaj więcej felietonów Piotra Dominiaka

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Polacy chętniej sięgają po krajowe produkty?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rejsy po gospodarce: Majątek z idei - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki