Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siostra Michaela stworzyła hospicjum w Wilnie. Teraz walczy o jego utrzymanie

Dorota Abramowicz
Siostra Michaela przed hospicjum w Wilnie. Zaczynała od niczego. Kiedy pojawiła się w Wilnie, cały swój majątek: trzy polskie złote, zostawiła w kościele na ołtarzu
Siostra Michaela przed hospicjum w Wilnie. Zaczynała od niczego. Kiedy pojawiła się w Wilnie, cały swój majątek: trzy polskie złote, zostawiła w kościele na ołtarzu Archiwum prywatne
Misję "Anioła miłosierdzia nad Wilnem" pełni 52-letnia polska zakonnica Michaela Rak, z wykształcenia teolog i prawnik. Teraz w ramach misji siostra przyjechała żebrać w Polsce.

Święty Krzysztof był siłaczem i olbrzymem, według podań miał nawet cztery metry wzrostu. Brał na swoje barki pielgrzymów, by pomóc im pokonać rzekę. Siostra Michaela, której w grudniu wileńscy samorządowcy przyznali statuetkę św. Krzysztofa za pełnienie misji "Anioła miłosierdzia nad Wilnem", do najwyższych nie należy. A jednak miała dość siły, by zorganizować pierwszą na Litwie pomoc w godnym, pełnym szacunku i miłości towarzyszeniu człowiekowi w przejściu na tamten świat. Czyli w śmierci.

- Święty Krzysztof jest symbolem tego, co robimy - niesiemy na swoich barkach ludzki ból i cierpienia - powiedziała, dziękując za wyróżnienie.

Teraz siostra Michaela jeździ po Polsce: od Warszawy przez Radom, Wrocław, Kraków po Gdańsk, by - jak mówi - wyżebrać pieniądze na funkcjonowanie założonego przez siebie wileńskiego hospicjum. Na razie żebrze, by wystarczyło na opiekę nad nieuleczalnie chorymi w czerwcu.

Matka

Siostra Michaela: - Urodziłam się na ziemi szczecińskiej, jako najmłodsza z rodzeństwa... Rodzice już nie żyją. Matka, Genowefa, zmarła przed trzynastoma laty.

Kiedy mama oglądała w telewizji programy lub filmy o wojnie, płakała. Najgorzej było, gdy pojawiały się zdjęcia z obozów. W czasie wojny, na Lubelszczyźnie, pomagała Żydom. To była zorganizowana akcja, polegająca na dostarczaniu ubrań, żywności i leków ludziom ukrywającym się przed Niemcami. Podczas jednego z przerzutów została aresztowana. Trafiła na Majdanek.

Pytała ją jako młoda dziewczyna: - Mamo, przecież wiedziałaś, co ci grozi i nie bałaś się? A ona odpowiadała: - Dziecko, kiedy człowiek jest w potrzebie, nie wolno się bać.

O tym, co zrobiła i ile za to zapłaciła, wiedzieli tylko najbliżsi. Genowefa nikomu się nie chwaliła, nie ma swojego drzewka w alei Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata w Jad Waszem, nie występowała też o rekompensatę za cierpienia, jakich doznała podczas wojny. - Nigdy nie należy brać zapłaty za coś, co zrobiłaś dla drugiego człowieka - mówiła. - Bóg mi jeden zapłaci.

Sadzawka Bethesda

Jak każda młoda dziewczyna Michaela miała swoje marzenia. Planowała, że zostanie lekarzem, wyjdzie za mąż i będzie miała co najmniej piątkę dzieci. Była nawet zaręczona z pewnym młodym mężczyzną. I nagle te wszystkie zewnętrzne, świeckie plany upadły, a ona poczuła silniejsze od wszystkiego pragnienie pójścia inną drogą. Zwróciła pierścionek. Miała 21 lat, gdy wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego.

Siostra Michaela: - Dla rodziców było to ogromne wyzwanie. Matka bardzo to przeżywała, tak bardzo, że przed ślubami zakonnymi ostrzegałam ją, żeby nie płakała, bo przyniesie mi wstyd. Była dzielna, ale to ja, w momencie, gdy mówiłam, że Panu Bogu ślubuję na zawsze, zalałam się łzami. I potem mama się śmiała, mówiąc: - To ty mi wstyd zrobiłaś.

Jeszcze przed ślubami wieczystymi stanęła nad sadzawką Bethesda w Jerozolimie. Tą samą, przy której według Ewangelii Jezus spotkał 38-letniego, sparaliżowanego od urodzenia, mężczyznę. Chory ów każdego roku przychodził nad słynącą z właściwości leczniczych sadzawkę, by wejść do niej. Kiedy Jezus go zapytał, dlaczego jeszcze tego nie zrobił, usłyszał: - Panie, bo nie ma człowieka, który by mnie wprowadził. I wtedy Jezus dokonał cudu, uzdrawiając mężczyznę.

Siostra Michaela: - Odczytałam Ewangelię nad tą sadzawką i pojawiła się myśl - a może to moja droga? Może mam być tym człowiekiem, którego zadaniem jest doprowadzanie innych do sadzawki ich życia? Bo jeśli nie ja, to kto? Po tej podróży złożyłam śluby, że będę pomagać nieuleczalnie chorym.

Zamiast medycyny skończyła teologię, a potem prawo na Uniwersytecie im. kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. I choć nie spełniły się jej wcześniejsze marzenia, dziś powtarza, że jest szczęśliwa.

Jestem słaba

Gorzów Wielkopolski, 1996 r. Młoda, energiczna zakonnica zostaje skierowana przez zakon do miasta z misją założenia hospicjum św. Kamila.

Potem gorzowianie mówią o niej, że nigdy nie przeszła obojętnie obok chorego. Zawsze zatrzymywała się, rozmawiała, trzymała za rękę, kiedy odchodził.

Siostra Michaela: - Każdy musi sam pokonać tę drogę, każdy robi to inaczej. My go na górę nie wniesiemy. Idziemy obok, pomagając na miarę swoich możliwości. Ile razy towarzyszyłam umierającym? Kiedyś liczyłam. Postanowiłam, że przestanę po trzech tysiącach. Doszłam do pięciu tysięcy i dopiero wtedy przestałam liczyć.

Lokalni dziennikarze pisali o jej charyzmie, łatwości zjednywania ludzi wokół wspólnej sprawy, umiejętnościach zdobywania środków na zakup lekarstw, środków opatrunkowych dla cierpiących.

W Gorzowie wszystko zaczęło się układać, hospicjum od powstania przyjęło ponad 40 tysięcy chorych, kolejne akcje zbierania środków spotykały się z coraz szerszym odzewem. Tymczasem władze zgromadzenia zakonnego miały już plany na dalsze losy siostry Michaeli. Zgromadzenie Sióstr Jezusa Miłosiernego, powstałe w 1941 r. w Wilnie, po 59 latach wróciło na Litwę - do kraju, w którym ruch hospicyjny nie istniał. Pojawił się pomysł, by zadanie zakładania pionierskiej placówki w obcym kraju powierzyć zakonnicy z Gorzowa. Pomysł mało komfortowy - tu siostra Michaela poruszała się utartymi ścieżkami, a na Litwie? Nie znała języka, kraju i prawa w nim obowiązującego. Wiedziała, że zostanie rzucona na głęboką wodę.

Siostra Michaela: - Jestem słaba. Odmawiałam, choć winna jestem posłuszeństwo. Wreszcie zrozumiałam, że nie mogę już dłużej mówić "nie". Poszłam na cmentarz, do "moich" zmarłych. Modliłam się i płakałam. Prosiłam ich o wstawienie się za mną do Pana Boga, by modlili się o siłę.

Gorzowianie długo nie mogli uwierzyć, że po 12 latach siostra Michaela wyjeżdża z miasta. Próbowali jeszcze namówić ją do zmiany decyzji, ale walizki były już spakowane.

- Siostra Michaela Rak w sposób nadprzyrodzony patrzyła na człowieka, nie tylko pracowała z pasją i zaangażowaniem, ona widziała Chrystusa w drugim człowieku - powiedział na pożegnanie zakonnicy biskup zielonogórsko-gorzowski Stefan Regmunt.

Trzy złote

Zaczynała od niczego. Kiedy pojawiła się w Wilnie, wyjęła z kieszeni cały swój majątek: Trzy polskie złote. Weszła do kościoła, położyła je na ołtarzu. - Reszta to Twoja sprawa - powiedziała Panu Bogu.

Budynek przy ulicy Rossa przypominał ruinę bez okien, z opadającym tynkiem. Za murem, w dawnym kościele wizytek, mieściło się więzienie, a w budynku, które miało stać się siedzibą hospicjum, rezydowała administracja więzienna.

Remont rozpoczął się w 2009 roku. Pieniądze pochodziły z darów sponsorów i składek fundacji hospicyjnych, nadsyłanych z Litwy, Niemiec, Irlandii, Polski (w tym z Gdańska), USA. Siostra Michaela zaczęła gromadzić wokół hospicjum wolontariuszy. W 2013 roku do Hospicjum im. bł. ks. Michała Sopoćki trafiła pierwsza pacjentka. Do dziś pomocy udzielono ponad 2 tysiącom osób.

Siostra Michaela: - W hospicjum stacjonarnym mamy 14 łóżek, ale gdy jest taka potrzeba kładziemy jeszcze dwie osoby na dostawkach. Ponadto świadczymy posługę hospicyjną w domach na obszarze do stu kilometrów od Wilna. Do pacjentów jeżdżą lekarze, pielęgniarki, wolontariusze. Łącznie na etatach zatrudniamy 38 osób, do tego mamy 60 wolontariuszy. Są wśród nich także ludzie młodzi, przed maturą, którzy chcą czynić dobro.

Siostra opowiada o Justynce, która odwiedza 24-letnią, ciężko chorą dziewczynę. Dziewczyna od lat zamknięta w czterech ścianach domu, samotna. Zmieniła się nie do poznania, gdy pojawiła się u niej Justyna. Wstaje z łóżka, pozwala, by nałożono jej zamiast piżamy bluzkę. Justyna robi jej nową fryzurę, manicure, maluje paznokcie. Potem siadają przed telewizorem lub komputerem i rozmawiają... Życie trwa.

Od niedawna do Wilna przyjeżdżają ludzie dobrej woli z Białorusi i Kazachstanu. Tam jeszcze nie zorganizowano pomocy hospicyjnej. Patrzą, jak zakonnica z Polski stworzyła świetnie działającą instytucję.

Eutanazja

W ubiegłym roku na Litwie głośno zrobiło się o siostrze Michaeli. Kiedy posłanka Aušrine Pavilioniene zgłosiła pod obrady parlamentu projekt ustawy dopuszczającej eutanazję, zakonnica z Polski wysłała do każdego posła list, w którym wskazała na alternatywne rozwiązanie - rozwój medycyny paliatywnej. Zaprosiła też do hospicjum opowiadającą się za zmianami w prawie minister zdrowia, Rimante Szalaszewiczute. Pani minister, poruszona po spotkaniu z pacjentami, lekarzami i wolontariuszami, zmieniła zdanie i zadeklarowała, że będzie wspierać ideę ruchu hospicyjnego. A projekt posłanki Pavilioniene przepadł w litewskim sejmie.

Siostra Michaela: - To była ogromna radość. Obawiam się jednak, że to jeszcze nie koniec, bo ta sama posłanka znowelizowała wcześniejszy projekt i znów chce, by parlamentarzyści nad nim obradowali. Głośno powtarzam, że zanim zacznie się mówić o eutanazji, warto do nas przyjść. Każdy nasz pacjent - czy jest to katolik, czy ateista, czy też wyznający inną religię - ma w oczach pragnienie życia. Nikt nie prosi o eutanazję. Ludzie boją się bólu, ale gdy udaje się ból zwalczyć, pozostaje chęć życia.

Świadomość, że życie to może się niedługo skończyć, sprawia, że pacjenci szczególnie odczuwają dar każdej chwili. Niedawno dwaj panowie, leżący w jednej sali, pokłócili się po obejrzeniu programu publicystycznego. Wydawało się, iż nie ma szans na zgodę. Kiedy jednak pierwszy z nich zaproponował, że następnego dnia skończą dyskusję, drugi wyciągnął do niego rękę. - Jutro możemy nie zdążyć - powiedział. Podali sobie dłonie. W nocy jeden z dyskutantów zmarł.

Koncert w Gdańsku

Mimo zapewnień minister zdrowia o wsparciu idei hospicyjnej, sytuacja wileńskiej placówki jest dramatyczna. - Brakuje pieniędzy w systemie opieki zdrowotnej - tłumaczy siostra Michaela. - Kasa chorych daje nam zaledwie 40 procent potrzebnej kwoty. Nie dostajemy pieniędzy na żywność, opatrunki, paliwo, by dojechać do chorego. Wystarczy nam do maja, więc muszę wyżebrać pieniądze na funkcjonowanie w czerwcu.

W sobotę, 28 marca siostra Michaela pojawi się w Gdańsku na Wielkanocnym Koncercie Dobroczynnym organizowanym przez Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej. Celem koncertu jest zyskanie pieniędzy na działalność wileńskiego hospicjum. - Mam nadzieję, że uzbieram na czerwiec - mówi siostra Michaela. - A co będzie dalej, zobaczymy.

Warunkiem uczestnictwa w koncercie jest wpłata min. 50 złotych od osoby na konto TMWiZW, Oddział Pomorski oraz przesłanie e-maila na adres: [email protected] z danymi umożliwiającymi wysłanie zaproszenia (kontakt telefoniczny: 601 979 828). Konto TMWiZW, Oddział Pomorski: 05 1140 2004 0000 3502 7553 9683, z dopiskiem "Wilno-Hospicjum". Uwaga, liczba zaproszeń ograniczona.

Zaproszenia na koncert

Mamy do wygrania pięć podwójnych imiennych zaproszeń na ten koncert. Odpowiedz na pytanie, w jakim dniu i miesiącu obchodzimy święto św. Kazimierza, patrona Polski i Litwy - i wyślij SMS pod numer 72355 o treści: KONCERT (odpowiedź na pytanie imię i nazwisko). Na SMS-y czekamy dziś, do godziny 24. Koszt SMS-a 2,46 zł z VAT. Laureatów powiadomimy telefonicznie.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki