Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Kass: Poezja to jest kwestia cudu. Język wciąż potrafi czarować [ROZMOWA]

Gabriela Pewińska
Adam Zagajewski napisał, że poezja to mistyka dla początkujących - mówi Wojciech Kass. Na zdjęciu obaj (Wojciech Kass w kapeluszu), Pranie 2010 rok
Adam Zagajewski napisał, że poezja to mistyka dla początkujących - mówi Wojciech Kass. Na zdjęciu obaj (Wojciech Kass w kapeluszu), Pranie 2010 rok Archiwum prywatne
O umieraniu nad ranem, podrywie na Gałczyńskiego, stówie dla Różewicza i poturbowanym kwiatku Ryszarda Kapuścińskiego mówi Wojciech Kass, poeta, kustosz Leśniczówki Pranie

O której wstaje poeta?
Na pewno nie o piątej, najwięcej poetów umiera nad ranem.

Różewicz umarł nad ranem. Kto jeszcze?
Grochowiak. Herbert.

"O piątej się rano zbudziłem/Myślałem, że już nie żyłem" - pisze twój przyjaciel, poeta Krzysztof Karasek.

Może jednak trzeba przerwać ten łańcuch i wstawać o piątej, żeby czuwać?

Śmierć to jest dobry temat dla poety?
W świecie, w którym żyjemy, słowo śmierć budzi konsternację. O śmierci nie wypada mówić, śmierci nie wypada wyzywać, a przecież to niewidzialna postać życia. Wystarczy spojrzeć w lustro, by stwierdzić, że jest, bo właśnie przybyła nam kolejna zmarszczka, siwy włos. Ja, który czasem lubię prowokować, w towarzystwie, w którym panuje frywolna wesołość, nagle wyrywam się jak filip z konopi i pytam: A co, łaskawi państwo, sądzą na temat śmierci? Wtedy moja żona wie, że żarty się skończyły. Taki Gałczyński...

Co Gałczyński?
Poeta, który chwali urodę świata, i który w odbiorze powszechnym jest liryczny i zabawny, pisze do Aleksandra Maliszewskiego: "Sztuka jest kontaktem ze śmiercią, a jednocześnie jej przezwyciężeniem i nonsensem. Musi wszystko umrzeć w tobie, żeby ożyło w pieśni".

Zostawmy śmierć. Wróćmy do życia, do sytuacji, gdzie poezja z życiem pięknie się łączy. Znasz takie?
Na przykład moja wizyta u Ryszarda Kapuścińskiego, przed laty w Warszawie. To jego mieszkanie na poddaszu, pełne książek, które zalegały wszędzie jak barykady... Znam dwa domy, gdzie książki są wszędzie, nawet w toalecie. U Marii Janion książki to część umeblowania. U Karaska siadasz sobie na sedesie, a przed tobą - bardzo zacne tomy z tytułami, które dotyczą na przykład piękna.

Chciałbyś, by Twoje tomy stały u Karaska w toalecie?
Niech stoją wszędzie, byleby ktoś czytał. Problem naszych czasów polega na tym, że inteligent nie ma kiedy czytać. Siedząc na sedesie, taką chwilę ma.

Wróćmy do wizyty u Kapuścińskiego.
Po długiej rozmowie z nim wychodzę, zostawiając w prezencie swój tomik "Jeleń Thorwaldsena", gdzie pomieściłem wiersz "Fiołki", co jest istotne dla tej opowieści. Pan Ryszard odprowadza mnie na korytarz, gdzie na parapecie stoją kwiaty doniczkowe. Ja, pech, mam na ramieniu dużą torbę i tą torbą zahaczam o kwiat. Donica rozpryskuje się na kawałki. Zdenerwowałem się na dobre. Taka ładna wizyta, a tu masz! Schylam się speszony, próbuję sprzątać, odłamki zbieram, a pan Ryszard stoi nade mną jak papież i mówi: "Wstań synu, wstań, nie wygłupiaj się, zostaw, to nie ma żadnego znaczenia, nic się nie stało". Po tygodniu przysłał list: "Fiołki" kwiatom przeczytałem. One wcale nie czują się poturbowane. Odwrotnie, powiedziały mi, że są dumne i czują się wyróżnione spotkaniem z poetą, i że za następnej jego bytności pozwolą mu robić ze sobą co zechce".

Poeta!
Znał się na poezji i kochał poetów, przyjaźnił się z nimi. Gościł u siebie, radził się, co powinien z poezji polskiej aktualnie przeczytać. Wiersze, które współczesna kultura najchętniej poddałaby eutanazji, ten człowiek wynosił na piedestał. Dwie sprawy stały się ważne w ostatnim czasie dla poezji, jedna to właśnie forowanie poezji przez Kapuścińskiego, druga - "Tryptyk rzymski" Jana Pawła II, którym uświęcił poetyckie słowo i tych, którzy tym słowem się zajmują. Zdawał się wskazać: Są jeszcze w tym brudnym świecie sakralne obszary, na które wskazuje język.

Kapuściński radził się poetów, Ciebie też się radzą? Mieszkańcy okolicznych wsi na przykład?
Myślę, że uważają poetę za kogoś dziwnego, za kogoś, kto musi mieć kontakt z siłami wyższymi, skoro pisze wiersze. Ale o wiersze nie pytają. Wstydzą się, bo nie czytają. Nie czytają niczego, a co dopiero wiersze! Żeby czytać poezję, należy czytać cokolwiek, by mieć względne przygotowanie. Bo ona jest ukoronowaniem języka. Najwyższą formą istnieniową.

Michał Rusinek powiedział: "Poeta to już nie wieszcz, nie czarnoksiężnik umiejący rzucić zaklęcie na rzeczywistość, nie dawca nadziei w czasach beznadziejnych. To ktoś, kto ma inne, równie odpowiedzialne zadania: potrafi przywrócić godność słowu w czasach zewsząd dobiegającej czczej gadaniny".
Nie zgadzam się. Uważam, że poezja to jest kwestia cudu, który się wydarza lub nie. Język wciąż potrafi czarować. Są poeci, którzy - czytając swoje wiersze - umieją zaklinać rzeczywistość. Ostatni szamani. Ale to nie jest tak, że poeta siada i pisze wiersz. Poeta, nawet kiedy leży na łóżku i patrzy w sufit, to też pracuje, tworzy. Poezja jest formą świętalną, bo potrzeba jej pojawia się w człowieku rzadko i niechętnie, ale kiedy się już pojawi, to jest to huragan, który zagarnia w całości. (śmiech) Gdy ten huragan mnie posiądzie, zapadam się w jego interior.

Co to jest interior?

To odnaleziony zewnętrzny bezruch i wewnętrzne poruszenie. Mój synek mówi: "Mamo, tata jest znów nieobecny. Niby jest z nami , ale jest gdzie indziej". Nie odbieram wtedy telefonów, nie wychodzę, bo mógłbym pomylić na przykład drzwi z oknem i sobie krzywdę zrobić. Wówczas moja żona, która jest stróżem mojego interioru, odbiera telefony, a gdy ktoś chce ze mną rozmawiać, mówi: "Niestety, to niemożliwe, Wojtkowi wystaje tylko ogonek...". Dlatego ty, dzisiaj dzwoniąc do mnie...

Co?
…przydepnęłaś mój ogonek.

No wiesz!
Wystraszyłaś mnie z mojego interioru. Ja wycieńczony huraganem, który wycisnął z człeka ostatnią kropelkę słowa, chodzę po tym świecie przez kilka dni trochę nieprzytomny, za to wszystko naokoło jest otoczone jakby mgiełką światła, pies, drzewo, twarz żony, krajobraz, tylko ręka nieustająco pragnie, by to świecenie głaskać.

Aż tak?! Adam Zagajewski mówił, że pisanie wierszy przypomina robienie herbaty.

Napisał też, że poezja to mistyka dla początkujących. Również sądzę, że poezja jest pierwszym stopniem do bycia mistykiem. Dla Miłosza poezja była drogą ku mistycyzmowi. Żeby doznać olśnienia. Dziś wielu młodych poetów traktuje poezję jako zabawę słowami. Jako układanie puzzli. Dla mnie to za mało. Poezja to również praca w bycie. Dopiero wtedy może ona dokonać w tobie przemiany, uczynić cię lepszym. Tylko takie pisanie ma sens.

Poeta mistyk jedzący bułę w McDonaldzie - jakoś głupio, a ponoć Miłosz kazał się tam zawieźć po wręczeniu Nobla. Ale, z fantazją, bo limuzyną! Był we fraku.
Na szczęście mam daleko do McDonalda. Pamiętam, gdy kiedyś do Prania przyjechali kilkuletni siostrzeńcy mojej żony: "My byśmy nie mogli tutaj mieszkać" - oznajmili nam na wstępie. - A dlaczego? "Bo tu nie ma McDonalda". (śmiech) Poeta nie boi się żadnej sytuacji. W czasach, gdy powstają gigantyczne fabryki budujące fikcję, produkujące złudzenia, poeta jest tym, który twardo stąpa po ziemi. Trzeba ładować konkret, żadnych bredzeń, żadnych chimer umysłu.

Przypomniała mi się historia, jak to Miłosz pracował w radiu. Pewnego dnia poszedł do mieszkania Gałczyńskiego upomnieć się o zaległy dla radia tekst. Gałczyński akurat leżał... nagi na tapczanie i czytał Horacego.
Rzucił mu tylko z przekąsem: "Przecież wiesz, że wierszy się nie produkuje, to nie jest takie proste, usiąść i napisać". A potem zadzwonił do szefa radia Tadeusza Byrskiego i zaczął:"Był u mnie urzędnik Miłosz...".

Też nago przyjmujesz interesantów w Praniu?
Gdyby nie moja żona, pewnie nie umiałbym przywdziać na siebie "kostiumu" dyrektora. Bywa, że do pierwszej po południu snuję się po pokojach w szlafroku. W szlafroku spotykam się z pracownikami, załatwiam sprawy. Jagienka krzywi się: Jak ty wyglądasz?! A taki W. H. Auden też chodził w szlafroku, do tego poplamionym. Lubił gotować.

Nie mówił o sobie, że jest poetą, tylko przedsiębiorcą pogrzebowym.

Miał kilka wymijających odpowiedzi. Współpasażerom w pociągu potrafił powiedzieć, że jest antropologiem kultury średniowiecza. Bo jak odpowiedzieć, gdy ktoś mnie nagle zapyta: "A czym się pan zajmuje? Jest pan poetą? A czy z tego można wyżyć?". Z drugiej strony, pewnej pięknej kobiecie powiedziałem kiedyś, że piszę wiersze. Była zachwycona!

Wciąż można podrywać babki na poezję?
Oczywiście! Poznałem pokolenie ludzi, które kiedyś namiętnie czytało Gałczyńskiego. Ta poezja miała na ich umysły i sposób widzenia świata ogromny wpływ. Wielu mężczyzn z tego pokolenia mówiło mi, że podrywało swoje żony na tamte wiersze. Taki Jurek Markuszewski tylko na Gałczyńskiego brał kobiety. Lepiej brać na Gałczyńskiego niż na kasę. Czasem piszą do mnie młode poetki...

A Ty, że strawestuję jeden z Twoich wierszy: "zrzucasz pierzynę i biegniesz ku nim w koszulce bez rękawów, z dzwonkiem genitaliów, jak owieczka do stada"?
(śmiech) Nie są to tylko młode poetki, w ogóle kobiety, które próbują swoich sił w poezji. Dla wielu z nich rozmowa z poetą jest tym, czym dla kogoś innego rozmowa z dajmy na to, posłem. Albo papieżem. Pod warunkiem, że jesteś poetą, a nie tylko go udajesz. Poeta to nie jest ten, kto lata ze swoimi wierszami i wymachuje nimi jak sztandarem. Dobrego poetę poznajesz po tym, ile jego wierszy ląduje w koszu. Szymborską ceniłem za gest kosza.

Cenisz też Julię Hartwig.
Tak. Pamiętam moje, faceta z puszczy, spotkanie z wielką poetką, poetką, która - inaczej niż ja - przywiązuje wagę do pewnych, by tak rzec, zewnętrznych rytuałów. Umówiliśmy się, by nagrać rozmowę o Gałczyńskim. Stanęła przede mną piękna kobieta w dobrze skrojonym kostiumie, błyszczących butach z klamerkami. Zaprosiła do swego eleganckiego mieszkania. Wszedłem, człowiek z lasu, w buciorach. Od razu poczułem się nieswojo. Zdjąłem kurtkę, pani Julia zaparzyła herbatę, podała ciasto. W tym wytwornym salonie przebieram nogami, speszony wystawnością. I nagle słyszę: "A buty pan może zdejmie?". Stremowałem się swoim brakiem ogłady, przeprosiłem, zdjąłem. A były to superbuty, camele, świetna firma! Miałem je piętnasty rok! Właśnie mijała rocznica. Przez całą naszą rozmowę poetka zerkała na te buty. Nie pasowały tam, przeszkadzały, rozpraszały, wzbudzały jej niepokój. Wiesz, takie buciory w salonie...

To mógłby być tytuł wiersza. Niektórzy uważają, że strój czyni poetę. Ty na okrągło powinieneś chodzić po lesie w białym szalu.
Za coś takiego Gałczyński pognałby mnie z Prania. On chodził po leśnej okolicy boso. Rilke też chodził boso. Poeta musi czuć kontakt z ziemią. Pamiętasz z Mickiewicza: "kto nie dotknął ziemi ni razu…".

Trudno zapomnieć.
Przyjechał kiedyś do nas Jan Stolarczyk, przyjaciel i sekretarz Tadeusza Różewicza. Opowiedział, jak to przed wyjazdem Wielki Mały Mistrz (poeta był niewysoki) rzekł doń: "A ten kustosz Prania to ma jakieś prawa do schedy po Gałczyńskim? Reguluje zobowiązania? Zapytaj go, bo ja Gałczyńskiemu w 1948 roku stówę pożyczyłem i mi jej do dziś nie oddał". Jan pyta mnie więc, czy mam jakieś w tej kwestii uprawnienia. Nie mam, rzecz jasna. Na to Jagienka, która była przy rozmowie, rzekła: "Oddajmy mu tę stówę!". Spodobało mi się. Na Allegro wylicytowała autentyczny banknot z tamtego czasu. Napisałem do Mistrza list, w którym przepraszałem za Gałczyńskiego, czułem się, jako kustosz muzeum, odpowiedzialny za dobrą o nim pamięć, uderzyłem więc w te słowa: "Odnalazłem w leśniczówce banknot z tamtego czasu, który zapewne oddałby panu sam Gałczyński, gdyby nie jego nieustanne kłopoty finansowe oraz stan roztargnienia spowodowany szczerym łaknieniem alkoholu i poezji. Pragnę panu podziękować, że w odruchu przyjaźni wsparł pan mego anielskiego chlebodawcę, za trzy wiersze, które mu pan poświęcił oraz za dedykację. Kłaniam się trzykroć. Do listów dołączam banknot".

Odpisał?
To było na trzy lata przed jego śmiercią. Już wtedy na żadne listy nie odpisywał. Ale powiedział nam Jan Stolarczyk, że serdecznie się uśmiał. Z samego brzucha.

Wojciech Kass

ur. 1964 r. w Gdyni, poeta, eseista, członek redakcji dwumiesięcznika literackiego ,,Topos". Wydał kilkanaście tomików wierszy, ostatnio "41" (2010) i "Ba" (2014), a także "Aj, moi dawno umarli" (o krewnych Czesława Miłosza i ich związkach z Wybrzeżem,) oraz "Pęknięte struny pełni" (o K. I. Gałczyńskim). Członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i Pen Clubu, odznaczony przez ministra kultury brązowym medalem "Zasłużony kulturze Gloria Artis".

Od 1997 r. pracuje w Muzeum Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Praniu na Mazurach.

Światowy Dzień Poezji

Święto obchodzone corocznie 21 marca, ustanowione przez UNESCO jesienią 1999 roku. Główne uroczystości odbywają się w Paryżu. Celem tego dnia jest promocja czytania, pisania, publikowania i nauczania poezji na całym świecie.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki