Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Gdańsku znów zacznie się obywatelska rewolucja. Tym razem w sprawie wycinki lasu

Tomasz Słomczyński
Tomasz Słomczyński
Nie walczymy z leśnikami. Oni są tylko żołnierzami. Walczymy z ich zleceniodawcami, prawdziwymi złodziejami, czyli Ministerstwem Środowiska. Powiedziałem "złodziejami", wiem, jak to brzmi, ale przecież nas okradają z lasu - mówiąc to, Brunon Wołosz spogląda na wyciągnięty w jego stronę dyktafon. - Może pan nagrywać. Nie mamy nic do ukrycia.

Idziemy we trójkę po oliwskim lesie. Oprócz Brunona - informatyka, który na Facebooku założył fanpage sprzeciwiających się wycinkom lasu, jest jeszcze Marcin Wilga. Z zawodu elektronik, emerytowany pracownik Politechniki Gdańskiej. Na swoim koncie ma ponad 80 publikacji naukowych o grzybach, również w najbardziej renomowanych czasopismach naukowych.
Zaś strona "TRÓJMIEJSKIE LASY. Społeczny Sprzeciw Przeciw Złej Gospodarce" ma na Facebooku prawie 3300 polubień.
Rozmawiamy o lesie. Mijamy stary, zapuszczony sad. Marcin Wilga: - Drzewa same murszeją, przez co mamy stanowisko krążkówki żyłkowanej z rodziny smardzowatych (sprawdzę potem - gatunek znajduje się, jako zagrożony, na tzw. Czerwonej Liście). A to dzięki temu że ktoś ten sad pozostawił samemu sobie - Marcin Wilga odwraca się i pokazuje potok po drugiej stronie leśnej polany. - W tym potoku pan znajdzie muchówki w formie larwalnej. W Polsce są dwa stanowiska, w Górach Świętokrzyskich i tu.

Kawałek dalej mykolog amator zatrzymuje się i mówi: - Proszę zobaczyć grzybka.
Patrzę w górę. Huba jak huba, niezbyt ładna, jakaś taka szarobura. Marcin Wilga: - Czyreń osikowy. Znajduje się na Czerwonej Liście, w kategorii "e" (gatunki wymierające, krytycznie zagrożone).

Rośnie na drzewie przy rozjeżdżonej traktorami drodze.
- Jak będą chcieli poszerzać drogę, to wytną te drzewo.

Drzew nie wycina leśniczy, tylko tzw. ZUL-e, czyli Zakłady Usług Leśnych. Czyli po prostu drwale, pilarze, robotnicy leśni.
- Myśli pan, że drwale będą wiedzieli, że tego akurat drzewa nie można wycinać? A myśli pan, że sam leśniczy o tym wie? Wielokrotnie prowadziłem leśniczych na miejsca zdewastowane przez drwali, i pokazywałem im zniszczone stanowiska chronionych roślin i grzybów - mówi Marcin Wilga.

Brunon: - Zdajemy sobie sprawę, że grzybki to mało nośny temat. Co tam jakieś trujące grzybki, każdy pomyśli, co mnie to obchodzi?

Bo też tu chodzi o coś więcej. Brunon tłumaczy istotę protestu. Ludzie nie znają się na przyrodzie tak, jak Marcin. Chcą przebywać w pięknym, starym niezdewastowanym lesie, w którym zobaczą ciekawe rośliny i zwierzęta. Chodzi o bioróżnorodność, której sprzyja zalegające w lesie tak zwane martwe drewno.

Idziemy dalej. Dalej dopytuję Brunona i Marcina, dlaczego sprzeciwiwają się wycinkom. Marcin Wilga tłumaczy na przykładzie: - Wśród grzybów są saproksylobionty. One mają stanowiska na martwym drewnie. Ale nie tylko one. To rzesze owadów, ptaków i innych zwierząt, które żyją w lesie, dla których rozkładające się w ściółce drzewo jest środowiskiem do życia.
Dochodzimy w końcu do martwego drewna. Leży przy drodze, poukładane równiutko. Obok stoi cięzarówka z chwytakiem, jakby owadzim odnóżem, rozczapierzającym się, żeby chwycić pień. Martwe drewno z hukiem ląduje na pace ciężarówki, za chwilę pojedzie do tartaku.
- O to właśnie nam chodzi - pokazują na wywożone, długie na kilkanaście metrów, równiutkie bukowe pnie. Martwe drewno, zamiast pozostać w lesie, wyjeżdża z niego ciężarówką.


W materiale przeczytasz także rozmowę z Adamem Wajrakiem – dziennikarzem, ekologiem, autorem wielu książek o przyrodzie oraz z Markiem Zemanem, nadleśniczym Nadesnictwa Gdańsk.

***

Generalnie rzecz biorąc, kwestie sporne są dwie: pierwsza to nadmierna - zdaniem protestujących, wycinka lasu, druga zaś - dewastacja leśnych ścieżek, której przyczyną jest owa wycinka (rozjeżdżanie leśnych dróg ciężkim sprzętem, w efekcie - ciągłe ich poszerzanie).

Spoglądamy na ścięte buki. Mają około stu lat.
Marcin Wilga: - Buk zaczyna murszeć, staje się starym drzewem w wieku około czterystu lat. Te tutaj, to - przyjmując miarę człowieka, dwudziestoletni młodzieńcy.
A Brunon dodaje: - Według ministra środowiska leżą przed nami "stare drzewa", które "musiały ustąpić miejsca młodemu pokoleniu".

Brunon, w proteście przeciwko działalności leśników, napisał do ministra środowiska. Nadeszła odpowiedź: "Trzeba dać młodemu pokoleniu drzew szansę na rozwój, odsłonić go. Dlatego leśnicy wycinają część starych drzew, wykonują przerzedzanie".
Nikt z leśników nie chce głośno powiedzieć tego, co jest oczywiste: stary buk, który miałby czterysta lat, nie nadawałby się tak dobrze na deski, jak buk, który ma lat sto. To oczywiste.

Tymczasem rozglądamy sie wokół. "Przerzedzanie" wygląda tak, jakby przez las przejechał buldożer. Nietrudno sobie wyobrazić, jak to miejsce wyglądało jeszcze przed paroma dniami, świadczą o tym sterczące z ziemi pniaki, obsypane teraz świeżymi wiórami - śladami działalności pilarzy.

***

Protest, który rozpoczął sie przed rokiem rośnie w siłę. Wystarczy przekonać się po ilości "polubień" (ich liczba rośnie z dnia na dzień) i komentarzy pod kolejnymi wpisami.

Rzecz jasna, echa tego sprzeciwu dotarły do samego Nadleśnictwa.
Marek Zeman, nadleśniczy Nadleśnictwa Gdańsk: - Protesty powstają na gruncie emocjonalnym i trudno nie rozumieć człowieka, który jedną ścieżką chodził na spacer przez dwadzieścia lat i nagle przy tej ścieżce coś się zmienia. W przypadku, kiedy realizujemy cięcia to zmienia się nie do poznania. Jednak jako leśnik, muszę powiedzieć, że te zmiany są konieczne i wcześniej czy później miałyby miejsce. Bo w lesie musi mieć miejsce wymiana pokoleń. Robimy również cięcia pielęgnacyjne w młodszych drzewostanach, które prowadzą do przerzedzenia lasu, a nie do jego odnowienia.
- Ludzie protestują przed nadmierną wycinką... - wtrącam.
- A co to jest nadmierna wycinka? Moglibyśmy mówić o niej wtedy, gdy zagrażałaby trwałości lasu. Gdyby w tym miejscu nie pojawiałyby się nowe nasadzenia, można byłoby wtedy mówić o nadmiernej wycince. Kiedy wchodzimy z zabiegiem (wycinką, przerzedzaniem lasu - red.), dla istniejących tam elementów przyrody jest to tąpnięcie kondycji. Natomiast przez następnych10 lat ta przyroda sobie świetnie radzi odbudowując swoje struktury.
- Opracowania, które leżą u podstaw naszych planów, powstają w oparciu o wyniki konkretnych badań naukowych - zapewnia nadleśniczy.

***

Do tych słów Marcin Wilga i Brunon Wołosz mają uwagi:
- Nie działamy emocjonalnie, tylko racjonalnie. Ale nasz punkt widzenia to ochrona przyrody, nie zaś dążenie do zysku ze sprzedaży drewna. Mówi się o badaniach naukowych. Te badania są realizowane przez naukowców, którzy wykonują zlecenia instytucji związanych z Lasami Państwowymi. Potrzebne są rzetelne badania niezależnych naukowców, finansowane z niezaleznych źródeł. Rezerwaty przyrody, są - owszem, ale jest ich za mało. Incydentalne są przypadki, w których leśnicy wyłączają z użytkowania fragmenty lasu, ze względu na występujące tam cenne walory przyrodnicze.

***

Idziemy dalej, w pobliżu Drogi Marnych Mostów w Lesie Oliwskim, próbujemy wyminąć muldy z błota pozostawione przez opony jakichś traktorów, które przejeżdżały tu wielokrotnie w ciągu ostatnich dni. Tu był kiedyś szlak pieszy. Wymalowane na drzewach znaki pozostały, ale nie jest to miejsce zdatne do pieszych wędrówek. Chyba że w gumiakach.
- Wie pan, co teraz pan robi?
To dziwne pytanie zadał mi Brunon Wołosz.
- Idę po lesie.
- Tak, a przy tym zadeptuje pan las i płoszy zwierzynę.

Nadleśnictwo Gdańsk razem z miastem podejmuje inicjatywę urządzenia terenów rekreacyjnych przy wejściach do lasu - na terenie lasów miejskich (zarządzanych przez miasto), ale przed wejściem do lasów gospodarczych (zarządzanych przez Lasy Państwowe). Chodzi o to, żeby - jak stwierdził nadleśniczy Marek Zeman "zatrzymać ludzi" przed wejściem do lasu. Pomysł ten, zaanonsowany na Facebooku przez wiceprezydenta Wiesława Bielawskiego spotkał się z entuzjastyczną reakcją Michała Grabowskiego, rzecznika prasowego Nadleśnictwa Gdańsk: "Koncepcja jak najbardziej słuszna i idąca w dobrym kierunku... Strefa przymiejska dla ludzi: spacerowiczów, biegaczy, rowerzystów itp., zaś środek lasu dla natury: zwierzaków, grzybów i roślin. Dzięki temu pomysłowi jest szansa, że nie wszystko uda się ludziom zadeptać i nie każdego zwierza przegonić z jego legowiska..."

***

Gospodarka leśna, którą realizują leśnicy, wynika z tzw. Planu Urządzenia Lasu, który jest sporządzany raz na dziesięć lat.
Nadleśniczy Marek Zeman podkreśla, że jest to dokument, dla którego podstawą są opracowania naukowe, który musi być każdorazowo zatwierdzony przez ministra środowiska. Nie jest więc tak, że leśnicy wycinają drzewa, jak chcą. Właśnie powstaje nowy Plan Urządzania Lasu, na nowe dziesięciolecie. A poprzedni obowiązywał do końca ubiegłego roku.
- To na jakiej podstawie trwają obecne wycinki? Kto je zatwierdził? - pytają Brunon i Marcin.
- Rzeczywiście, plan na ten rok nie jest jeszcze zatwierdzony przez ministra środowiska. Ale prace gospodarcze w lesie nie mogą czekać, muszą być ciągłe, wynikają z poprzednich planów. Dlatego są prowadzone. Nie możemy ich tak po prostu przerwać - tłumaczy Michał Grabowski z nadleśnictwa.

***

Adam Wajrak - dziennikarz, ekolog, autor wielu książek o przyrodzie, jak sam mówi "z ogromnym zainteresowaniem" przygląda się trójmiejskiemu protestowi. - Rewolucja w polskim leśnictwie, która w przyszłości nastąpi, wcale nie zacznie się w Puszczy Białowieskiej czy w Bieszczadach, ale zacznie się w Gdańsku. Dlatego, że tutaj mamy pierwszy w Polsce protest przeciwko wycinaniu lasów ze względów nie tylko ściśle przyrodniczych, ale również społecznych. Dotychczas Lasy Państwowe nie miały do czynienia z takim oddolnym, spontanicznym ruchem społecznym. Warto zwrócić uwagę na jedną rzecz, że w ten protest na razie nie jest zaangażowany ani Green Peace, ani WWF. To wszystko wyszło samo z siebie. Dotychczas Lasy Państwowe miały do czynienia z sytuacjami, w których organizacje ekologiczne mówiły: "hola, hola, nie wolno ciąć drzew tutaj bo jest tu jakiś rzadki gatunek ptaka czy rośliny". Wtedy leśnicy wiedzieli, jak sobie z tym radzić. A tutaj raptem pojawiają się "zwyczajni ludzie", którzy mówią: "nie tnijcie tu drzew bo to jest bardzo ładny las i nam się podoba, i chcemy tu chodzić na spacery". Wiem, że nawet u samych leśników te protesty wywołują, że tak powiem... mocne dreszcze. Bo oni nie wiedzą jak sobie z tym radzić.
Adam Wajrak uważa, że Gdańsk jest pierwszy, za nim będą kolejne miejsca w Polsce. - Podejrzewam, że niedługo takich społecznych protestów będzie więcej - albo w Beskidach, albo w Bieszczadach, szczególnie tam, gdzie ludzie żyją z turystyki, gdzie mieszkańcy są zamożniejsi jest wyższa świadomość ekologiczna i obywatelska.

***

- Czego konkretnie oczekujecie od Lasów Państwowych na dziś? - pytam Brunona i Marcina.
- Chcemy usiąść do stołu, rozmawiać na temat naszego wspólnego lasu. Ale stawiamy jeden warunek - żeby tak się stało, musi natychmiast zostać wstrzymana wycinka, która aktualnie ma miejsce. Całkowicie wstrzymana. Bo nie rozmawia się ze złodziejem, który okrada, dopóki nie przestanie okradać.

Na koniec dzwonię do Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego z prosbą o ustosunkowanie się do protestu mieszkańców. Jolanta Kmiecik, Kierownik TPK: - Należy wyważyć racje obu stron. Z jednej strony nie możemy zapominać, że lasy w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym będą wykorzystywane gospodarczo, tego się nie uniknie. Z drugiej strony - jako TPK postulujemy o zwiększenie zakresu ochrony lasu, zwiększenie ilości terenów, cennych przyrodniczo, które wyłączone byłyby z użytkowania gospodarczego. Dla przykładu mogę wspomnieć o drzewach dziuplastych, których zachowanie jest ważne dla ptaków, jak również o konieczności pozostawiania najcenniejszych fragmentów starodrzewiu. Postulujemy o to, żeby tych drzew nie wycinać. Dlatego złożyliśmy uwagi do Projektu Planu Urządzania Lasu, spotykamy się z leśnikami i rozmawiamy o tym. Jeśli zaś chodzi o inicjatywę społeczną - czyli protestujących, uważam, że jak najbardziej mają do tego prawo i jestem pozytywnie nastawiona do ich inicjatywy. Jednak, jak uważam, niektóre ich postulaty są zbyt radykalne. Potrzebne jest wyważone stanowisko w tej dyskusji.

Rozmowa z Adamem Wajrakiem na następnej stronie

***

Rozmowa z Adamem Wajrakiem

Z Adamem Wajrakiem – dziennikarzem, ekologiem, autorem wielu książek o przyrodzie rozmawia Tomasz Słomczyński.

Słyszał pan o proteście mieszkańców Trójmiasta przeciwko gospodarce w tutejszych lasach?
Tak, z ogromnym zainteresowaniem się temu protestowi przyglądam. Rewolucja w polskim leśnictwie, która w przyszłości nastąpi, wcale nie zacznie się w Puszczy Białowieskiej czy w Bieszczadach, ale zacznie się w Gdańsku. Dlatego, że tutaj mamy pierwszy w Polsce protest przeciwko wycinaniu lasów ze względów nie tylko ściśle przyrodniczych, ale również społecznych. Dotychczas Lasy Państwowe nie miały do czynienia z takim oddolnym, spontanicznym ruchem społecznym. Warto zwrócić uwagę na jedną rzecz, że w ten protest na razie nie jest zaangażowany ani Green Peace, ani WWF. To wszystko wyszło „samo z siebie”. Dotychczas Lasy Państwowe miały do czynienia z sytuacjami, w których organizacje ekologiczne mówiły: „hola, hola, nie wolno ciąć drzew tutaj bo jest tu jakiś rzadki gatunek ptaka czy rośliny”. Wtedy leśnicy wiedzieli, jak sobie z tym radzić. A tutaj raptem pojawiają się „zwyczajni ludzie”, którzy mówią: „nie tnijcie tu drzew bo to jest bardzo ładny las i nam się podoba, i chcemy tu chodzić na spacery”. Wiem, że nawet u samych leśników te protesty wywołują, że tak powiem... mocne dreszcze. Bo oni nie wiedzą jak sobie z tym radzić.

Czy to znaczy, że Gdańsk jest pierwszy, a zanim mogą pójśc inne miejsca w Polsce?
Tak. Podejrzewam, że niedługo takich społecznych protestów będzie więcej - albo w Beskidach, albo w Bieszczadach, szczególnie tam, gdzie ludzie żyją z turystyki, gdzie mieszkańcy są zamożniejsi jest wyższa świadomość ekologiczna i obywatelska.

Skąd się biorą nastroje, które mogą doprowadzić do protestów?
Lasy Państwowe, w obecnej formie, były stworzone na początku lat dziewięćdziesiątych. Wówczas użytkowników lasów było dwóch: drwal i myśliwy. Czasem jeszcze do lasu przychodził grzybiarz, ale jemu było wszystko jedno, byleby grzyby były, a grzyby były zawsze. Dziś ta koncpecja użytkowania lasu nie przystaje do rzeczywistości, w której Polacy chcą chodzić do lasu, chcą obcować z przyrodą i funkcje pozaprodukcyjne są coraz ważniejsze. Trzeba w tym momencie podkreślić, że własnością lasów nie są Lasy Państwowe, tylko skarb państwa – więc wszysycy obywatele. Lasy Państwowe są tylko zarządcą, który czerpie zyski z eksploatacji wspólnego dobra. A jeśli zmienia się optyka ludzi – społeczeństwa czyli właścicieli, to optyka zarządców też powinna się zmieniać.

Wydaje mi się, że problem nie leży tylko w mentalności leśników. Jest problemem systemowym.

Ustawa o Lasach Państwowych zakłada, że „w lesie” powinny być realizowane trzy funkcje: produkcyjna, ochronna i rekreacyjna. Coraz większa ilość samych leśników mówi, że wszystkich tych funkcji nie da się realizować, w „jednym lesie”. Albo taki las chronimy, albo go tniemy. Nie da się zjeść ciasteczko i mieć ciasteczko. Dlatego wiele lasów będzie musiało być wyłączonych z produkcji. Mam tu na myśli lasy cenne przyrodniczo, takie jak Puszcza Białowieska, lasy w Bieszczadach, czy lasy wokół Gdańska, które pełnią ważne funkcje społeczne. Ale, niestety, na to nie pozwala obecna ustawa o lasach. I to musi się zmienić.

Dlaczego nie pozwala?
Obecnie przepisy w Polsce mówią o parkach narodowych i rezerwatach – w tych miejscach nie wolno wycinać drzew, ale też przebywanie w nich wiąże się ze znacznymi obostrzeniami. Cała reszta lasów – to tereny upraw leśnych. Tymczasem, na przykład w Stanach Zjednoczonych wprowadzono osobną kategorię – są tam lasy, które nie są parkami narodowymi, więc można w nich się swobodnie poruszać, spacerować, zbierać grzyby i jagody, uprawiać turystykę. Ale na tych terenach nie pozyskuje się drewna, są to tereny wyłączone z gospodarki leśnej. Las jest w nich pozostawiony samemu sobie. Moim zdaniem wiele miejsc w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym powinno taki status posiadać.

***

Rozmowa z Markiem Zemanem na następnej stronie

Rozmowa z Markiem Zemanem

Z Markiem Zemanem, nadleśniczym Nadesnictwa Gdańsk, rozmawia Tomasz Słomczyński.

Jak odniesie się pan do protestów przeciwko temu, jak gospodarujecie lasami?
Protesty powstają na gruncie emocjonalnym i trudno nie rozumieć człowieka, który jedną ścieżką chodził na spacer przez dwadzieścia lat i nagle przy tej ścieżce coś się zmienia. W przypadku, kiedy realizujemy cięcia pod nowe nasadzenie lasu, to miejsce zmienia się... Bardzo.

Nie do poznania.
Tak, w tym momencie miejsce to zmienia się nie do poznania. Jednak, jako leśnik muszę powiedzieć, że te zmiany są konieczne i wcześniej czy później miałyby miejsce. Bo w lesie musi mieć miejsce wymiana pokoleń. Ale nie chodzi tu tylko o wymianę pokoleń. Robimy również cięcia pielęgnacyjne w młodszych drzewostanach, które prowadzą do przerzedzenia lasu, a nie do jego odnowienia.

Mieszkańcy protestują przeciwko nadmiernej wycince...
A co to jest nadmierna wycinka? Moglibyśmy mówić o niej wtedy, gdyby zagrażała trwałości lasu. Gdyby w tym miejscu nie pojawiały się nowe nasadzenia, można byłoby wtedy mówić o nadmiernej wycince. A tak się nie dzieje. Trzeba wspomnieć, że opracowania, które leżą u podstaw naszych planów, powstają w oparciu o wyniki konkretnych badań naukowych. Nie wiem, czy ludzie zdają sobie sprawę, że są prowadzone poważne badania naukowe, które mają na celu znalezienie odpowiedzi na pytanie, jak powinna wyglądać zrównoważona gospodarka leśna, tak żeby zabezpieczyć realizację różnych funkcji lasu.

W protestach porusza się kwestie tzw. „martwego drewna” w lesie. Jest ono środowiskiem życia wielu organizmów, sprzyja tak zwanej bioróżnorodności.

Jeśli chodzi o martwe drewno w lesie – nadleśnictwo zwraca na to uwagę, oprócz rezerwatów przyrody, gdzie się nie prowadzi wycinki, nadleśnictwo wyznaczyło 450 hektarów terenów gospodarczych, które można było wyłączyć z bieżącego gospodarowania, i które są przeznaczone do tego, żeby się naturalnie „rozpadły”. To wpłynie na zwiększenie bioróżnorodności. I jest to sposób na tworzenie zasobów martwego drewna. Drugi kierunek jest taki, że na etapie cięć odnowieniowych zostawia się od 5 do 10 proc. powierzchni starego lasu – po to, żeby w sposób naturalny mógł się „rozpaść”. Zresztą ja osobiście dążę do tego, żeby ilość martwego drewna w lesie wzrosła. Dziś w obrębie Oliwa martwe drewno stanowi siedem metrów sześciennych na jednym hektarze lasu. W pozostałych częściach lasu, to są 2-3 metry. Myślę, że możemy sobie pozwolić na to, żeby w przyszłości wszędzie, średnio to było 7 metrów sześciennych martwego drewna na hektarze lasu. Ale nie ma badań, które potrafiłyby określić, jaka powinna być ilość martwego drewna w lesie, która pozwoliłaby zabezpieczyć funkcję gospodarczą, rekreacyjną, przy jednoczesnym zapewnieniu warunków dla rozwoju bioróżnorodności. Z opracowań naukowych wynika natomiast, że żeby zachować w lesie reprezentację wszystkich pokoleń, powinniśmy dbać o to, żeby w ciągu roku mieć 100 hektarów nowego lasu.

To znaczy, że co roku wycinacie sto hektarów lasu?
Nie. „W pień” wycinamy rocznie ok. 30 hektarów i sadzimy tam gatunki światłolubne, które powinny mieć swoją reprezentację w tym terenie, takie jak dąb, czereśnia, lipa, sosna. Natomiast pozostałe 70 hektarów lasu przerzedzamy zostawiając część drzew – tak, żeby w sposób naturalny, młode drzewa rozsiały się ze starych. Czyli pielęgnujemy las rozrzedzając go, poprawiamy dzięki temu kondycję drzew.

Nie uważa pan, że podejście gospodarcze do lasu – jako uprawy, i podejście mieszkańców powoduje zgrzyt? A Lasy Państwowe mają łączyć funkcje gospodarczą, rekreacyjną i ochronną. Czy jest to możliwe, żeby w ramach funkcjonowania jednej instytucji łączyć interesy, które wydają się ze sobą sprzeczne?
W miejscach, w których zachodzi ewidentny zgrzyt tworzy się rezerwaty przyrody wyłączone z gospodarowania. Musimy mieć świadomość, że na terenach, gdzie prowadzi się gospodarkę, kiedy wchodzimy z zabiegiem, dla istniejących tam elementów przyrody jest to tąpnięcie kondycji. Natomiast przez następnych dziesięć lat ta przyroda sobie świetnie radzi odbudowując swoje struktury. Najlepszym dowodem na moje słowa, jest to, że pan Marcin Wilga odnajduje coraz to nowe, bardzo ciekawe gatunki grzybów na tym terenie. Czyli pomimo tego, że w odczuciu mieszkańców intensywnie prowadzimy działania gospodarcze, to jednak ta bioróżnorodność nie spada. Natomiast pojawia się podstawowe pytanie: czy chronimy jakiś egzemplarz przyrody, czy populację, czy większe ekosystemy. Uważam, że na poziomie ekosystemowym zgrożenia dla przyrody ze strony gospodarki leśnej nie ma.

Spróbuję to przełożyć na bardziej ludzki język. Ma pan na myśli to, że jeśli patrzymy na miejsce, w którym nastąpiło „tąpnięcie”, wówczas odnosimy wrażenie, że szkody są znaczne. Ale jeśli patrzymy na las jako całość, szkód dla przyrody ze strony gospodarki leśnej nie ma. Czy tak?

Dokładnie tak.

A tymczasem protest nabrzmiewa. Pan natomiast mówi, że wszystko jest w porządku.
Protest nabrzmiewa, bo w ciągu ostatnich 3,4 lat bardzo mocno wzrosło zapotrzebowanie na rekreację na terenach zielonych. Zwiększyła się penetracja lasu i postrzeganie go przez obywatela, wzrosło postrzeganie negatywnych – w odczuciu społecznym, elementów prowadzenia gospodarki leśnej. Mieszkańcy mają inne zapotrzebowanie. Mówią: „my chcemy mieć tu swój park”. Staramy się rozładować ten problem, ale nie uda się zmniejszyć nasilenia protestów nie współpracując z samorządami. Te działania już trwają. W Gdańsku wspólnie z miastem współpracujemy nad zagospodarowaniem strefy buforowej, strefy wejścia do lasu bezpośrednio z miasta. Chodzi o dostosowanie infrastruktury rekreacyjnej na terenach lasu będącego własnością miasta. Żeby „zatrzymać” mieszkańców w lesie miejskim, żeby nie wchodzili do lasu gospodarczego. To wszystko wymaga czasu, choć niewątpliwie się dzieje.

Z tego, co wiem, wycinki realizuje się według dokumentu, który sporządza się raz na dziesięć lat i nosi nazwę Planu Urządzania Lasu. I jeśli leśnicy działają zgodnie z tym planem, to uważają, że wszystko w porządku. A ja chciałbym zapytać: kto taki plan ustala? I czy na pewno jest właściwy?
To nie jest tak, że ktoś – nie wiadomo kto, przychodzi, kładzie dokument na biurko i mówi mi ile drzew mam wyciąć. Plan Urządzania Lasu jest dokumentem zatwierdzanym przez ministra środowiska. Bardzo duże znaczenie ma w procesie przyjmowania takiego planu stanowisko strony społecznej. Dla mnie przedstawicielem strony społecznej są samorządy. Choć oczywiście ludzie też mogą się wypowiadać. Jednak z moich doświadczeń wynika, że ludzie kontestują jakieś postanowienia, nie zastanawiając się, z czego to może wynikać. Ale oczywiście my zauważamy zmiany zapotrzebowania społecznego, jeśli chodzi o użytkowanie lasu. To się zmienia, a zmiany można zauważyć w perspektywie na przykład dziesięcioletniej, w której są przygotowywane plany urządzania lasu.

Więc może należy rozszerzyć pole konsultacji społecznych w zarządzaniu lasami. Dostrzegam liczne działania ze strony Lasów Państwowych, ale głównie są to działania PR-owe, nie zaś konsultacyjne.
Jest szereg działań konsultacyjnych. Na przykłąd uwagi, które są zgłaszane na naszym profilu na Facebooku. Uwagi te są uważnie czytane, że się tak wyrażę, trafiają w tryby organizacyjne, odpisujemy na nie, brane są pod uwagę. Powstaje ogród botaniczny, gdzie oprócz edukacji, planujemy również spotkania z mieszkańcami. Organizujemy cyklicznie imrezę - spacer z leśniczym, na którą może każdy przyjść i podyskutować. Organizujemy także co roku otwarte sadzenie lasu, podczas którego grupa leśników tłumaczy, to, co dzieje się w lesie. Poza tym mnóstwo ludzi na bieżąco składa nam różne wnioski i informacje, na które reagujemy. Przykładem może tu być pan Marcin Wilga – na jego wniosek wyłączyliśmy z użytkowania tereny, na których znalazł rzadkie grzyby. Poza tym nadleśnictwo jest elementem leśnego kompleksu promocyjnego, przy którym funkcjonuje rada społeczno-gospodarcza. Na posiedzeniach tej rady, które odbywają się mniej więcej dwa razy do roku konsultujemy różne działania, które mają miejsce w nadleśnictwach. Taka rada składa się z przedstawicieli organizacji turystycznych, władz samorządowych, urzędów, w sumie około dwudziestu kilku osób.

Uważa pan więc, że komunikacja społeczna i konsultacje się odbywają, więc również i tu wszystko jest w porządku?
Oczywiście, że nie jest tak, że nie można tego robić lepiej. Ale na pewno nie można powiedzieć, ze nie prowadzimy konsultacji społecznych.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki