Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomorze. Przychodnie mogą słono zapłacić za styczniowy bunt

Kamila Grzenkowska
W pierwszych dniach stycznia w Pomorskiem nieczynnych było ponad 100 przychodni
W pierwszych dniach stycznia w Pomorskiem nieczynnych było ponad 100 przychodni fot. Karolina Misztal
Rzecznik praw pacjenta wszczął ponad 60 postępowań wobec przychodni w całym kraju, które były nieczynne na początku tego roku. Postępowania prowadzone są także wobec pięciu placówek na Pomorzu: trzech w Gdańsku, jednej w Rumi i jednej w Wejherowie. Grożą im kary od 50 tys. do nawet pół miliona złotych.

A zaczęło się od tego, że któryś z pacjentów poskarżył się, że nie mógł otrzymać dokumentacji medycznej, której potrzebował w tym czasie, by móc podjąć leczenie w innej przychodni. Ta, która ją posiadała, była bowiem nieczynna.

Rzecznik może nałożyć karę pieniężną na świadczenio-dawcę tylko w dwóch przypadkach: jeśli w trakcie postępowania dana placówka nie przekaże RPP w określonym terminie dokumentów oraz informacji dotyczących okoliczności stosowania zakazanych praktyk, które naruszają zbiorowe prawa pacjenta bądź w sytuacji, gdy RPP wyda decyzję, że stosowane praktyki naruszają prawa pacjenta, a dana placówka nadal je stosuje lub nie podejmuje działań, które usunęłyby skutki naruszenia praw pacjenta.

- Dotychczas w żadnym z prowadzonych postępowań nie było podstaw do nałożenia kary pieniężnej na podmiot leczniczy. Wszelkie żądane przeze mnie informacje były w terminie przekazywane, a w przypadku wydania decyzji o uznaniu praktyki za naruszającą zbiorowe prawa pacjentów, świadczeniodawcy odstępowali od ich stosowania - przyznaje Krystyna Kozłowska, rzecznik praw pacjenta.

Nie wiadomo jednak, jak zakończą się trwające obecnie postępowania.

Szef przychodni "Aksamitna" w Gdańsku i jednocześnie przewodniczący Pomorskiego Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia, Jan Tumasz, uważa, że działania rzecznika praw pacjenta to jedynie chęć zastraszenia świadczeniodawców.
- Nie mam cienia wątpliwości, że to postępowanie zakończy się umorzeniem - zapewnia Jan Tumasz. - Ani lekarz, ani przychodnia nie są zobowiązani do natychmiastowego udostępnienia dokumentacji medycznej - dodaje.

Zgodnie z obowiązującym prawem, taka dokumentacja powinna zostać wydana w czasie bez tzw. zbędnej zwłoki. Przewodniczący PZPOZ przypomina, że przychodnie były zamknięte tylko przez dwa dni robocze, nie można więc mówić, jego zdaniem, o "zbędnej zwłoce".

Zakładając, że rzecznik ukaże jednak którąś z placówek, ostatecznie i tak zapłaci za to... pacjent. Złudzeń co do tego nie pozostawia nawet Jan Tumasz. - Zazwyczaj jedynym źródłem dochodów takich przychodni jest kontrakt z Funduszem. Zakładając więc, hipotetycznie, że któraś z nich dostanie karę, zapewne zapłaci ją właśnie ze środków, jakie dostała z NFZ - mówi Tumasz.

Postępowania RPP są jeszcze w toku. Powinny zakończyć się pod koniec marca br.

W pierwszych dniach stycznia w Pomorskiem nieczynnych było ponad 100 przychodni. Najtrudniejsza sytuacja panowała w okolicach Wejherowa i Bytowa. Pacjenci mieli ogromny problem, by otrzymać podstawową pomoc lekarską - u lekarzy rodzinnych. Przychodnie musiały wyręczać nawet szpitalne SOR-y. Sytuacja ustabilizowała się dopiero po kilku dniach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pomorze. Przychodnie mogą słono zapłacić za styczniowy bunt - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki