Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces w sprawie zabójstwa Sylwii K. Miłość, śmierć i szaleństwo

Tomasz Słomczyński
Radosław D. podczas rozprawy mówi powoli, z trudem. Na pytanie, czy czuje się chory psychicznie, nie odpowiada wprost. Zasłania się "bagażem doświadczeń"
Radosław D. podczas rozprawy mówi powoli, z trudem. Na pytanie, czy czuje się chory psychicznie, nie odpowiada wprost. Zasłania się "bagażem doświadczeń" Tomasz Słomczyński
Na to, że zabił - jest naoczny świadek. Sąd musi natomiast rozstrzygnąć, czy można go za to skazać. Orzeczenia lekarskie mówią, że oskarżony jest chory psychicznie, biegli, że może on odpowiadać jak osoba zdrowa. Przebieg procesu w sprawie zabójstwa Sylwii K. śledził Tomasz Słomczyński.

Radosław D. nie pamięta, co robił w dniu, w którym Sylwia K. została zamordowana. W ogóle niewiele pamięta z tego, co się działo w zeszłym roku. Rozumie, że prokurator oskarża go o to, że 18 razy pchnął nożem dziewczynę, z którą chciał związać swoją przyszłość. Ale nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że nie byłby w stanie zrobić czegoś tak strasznego.
- Nie zabija się z miłości. Zabija się z nienawiści - mówi.

Więc to była miłość? Sędzia próbuje ustalić, jaki charakter miały relację między oskarżonym a ofiarą. Jednak nie jest to łatwe: Radosław D. mówi, że kocha wszystkich ludzi.
- Czy miłość do Sylwii miała charakter szczególny? - sędzia Anna Makowska-Lange nie daje za wygraną.
- Każdy człowiek jest szczególny. Kocham wszystkich ludzi, każdego szczególnie.
Symulowanie choroby psychicznej przed sądem wymaga wybitnej inteligencji.

***

Radosław D. uważał, że nie należy obdarowywać kobiet różami. Tulipany są bardziej stosowne. Róże miały być tylko na specjalne okazje?
Lodowate spojrzenia matki Sylwii, Marii K., mówią więcej niż słowa. Te składają się w rzeczowe wypowiedzi. Historię znajomości córki z oskarżonym opowiada od samego początku, od kiedy się poznali.
- W lutym Sylwia wyjechała do Warszawy na sesję. Zatrzymała się w hotelu Mazowsze.

Blog Sylwii wciąż jest dostępny w internecie. Na zdjęciu czarnowłosa dziewczyna, kwitnąca jabłoń, magnetyczne spojrzenie, spokój. Czarna żałobna wstążka w rogu fotografii. Z wpisów na blogu poznajemy okoliczności, w jakich się poznali.

28 lutego 2010 roku: Tym razem zawędrowałam do Warszawy... Przez te pięć dni, jak zwykle podczas takich wypraw, miałam okazję poznać wspaniałych ludzi... To ktoś, z kim prowadziłam długie rozmowy rano i wieczorem i dał mi wiele do myślenia.

Miesiąc później Radek przyjechał do Sylwii do Gdańska na swoje urodziny. Spędzili kilka dni w wynajętym mieszkaniu w Jelitkowie. Mija kolejny miesiąc, Sylwia na swoje urodziny jedzie do Warszawy, do kolejnego wynajętego przez Radka mieszkania.

23 marca 2010 roku: Wybił mi 23 rok życia, czy coś się zmieniło? Czy czegoś żałuję? Nie. Czy teraźniejszość i czas przyszły zapowiadają się dobrze? Tak.

Sylwii zostały wtedy dwa miesiące życia. Czy jej zabójca zaglądał przez ramię, kiedy wstukiwała w klawiaturę te słowa?
18 lutego 2011 roku, Sąd Okręgowy w Gdańsku, pyta sędzia Anna Makowska-Lange:
- Czy Sylwia wspominała o problemach psychicznych oskarżonego?
Odpowiada Maria K., zeznaje w charakterze świadka.
- Sylwia wiedziała, że Radek był w wojsku, że miał problemy w związku z tym... Powiedziała mi, że zakończył już terapię. Mówiła, że wierzy, że mu się uda, że rozpocznie nowe życie.

- Co jeszcze mówił Sylwii o sobie?
- Mówił wtedy, że dużo podróżuje, że pisze artykuły do "National Geographic". Radziłam wtedy Sylwii: "Sprawdź to". A ona mi na to: "Nie muszę, jeśli to kłamstwo, to i tak prędzej czy później wyjdzie na jaw". Miał pracować dla jakiejś firmy i "tworzyć projekty". Kłamał. Tak samo jak wtedy, gdy mówił jej o tym, że chce się przeprowadzić do Gdańska. Pamiętam, jak Sylwia zwierzała mi się: "Mamo, nie chcę, żeby się przeprowadzał, bo jeszcze nie wiem, czy będziemy razem".

- Czy wówczas świadek poznała oskarżonego?
- Tak, to było, kiedy Sylwia naciągnęła ścięgno. Nie mogła chodzić, akurat Radosław przyjechał do Gdańska. Powiedziałam: "niech do nas przyjdzie". Sylwia nie chciała go przyprowadzać do domu. "Jeszcze nie jestem pewna, czy to ten..." - mówiła. W końcu jednak zadzwoniła do niego i przyszedł. Siedzieli u Sylwii w pokoju. Potem zaprosiłam go na obiad. Bardzo mu smakował.

- Czy coś w zachowaniu oskarżonego wydawało się świadkowi dziwne?
- Na powitanie pocałował mnie w policzek. To mnie zdziwiło. Poza tym nic nie wzbudziło moich podejrzeń. Kiedy wyjeżdżał, podobno długo biegał po dworcu, żeby kupić dla mnie czekoladę. Przekazał mi też kawałek ciasta ze swoich urodzin. Pomyślałam wtedy, że musi bardzo kochać Sylwię, skoro zabiega o moje względy.

Matka Sylwii to dzielna kobieta, trzyma się twardo. Żadnych zbędnych emocji na zewnątrz. Tylko to lodowate spojrzenie.
- Sylwia studiowała pedagogikę. Interesowała się psychologią. Gdyby z Radosławem D. było coś nie tak, zorientowałaby się.

W piątek 28 maja o 11.00 spotkali się na plaży. Sylwia powiedziała mu, że nie można związku budować na kłamstwach. Odkryła, że Radek coś kręci z mieszkaniem. Okazało się, że na Startowej nie będzie mieszkał, podał inny adres, na Jagiellońskiej, jakieś mieszkanie kolegów. Przestawała mu wierzyć.
Wróciła do domu zmartwiona. "Nie była osobą, która mogłaby chodzić w szpilkach po czyimś sercu". Było jej przykro.

Obowiązywała niepisana umowa, zgodnie z którą matka nie wkraczała w intymność córki. Raczej czekała, aż Sylwia sama do niej przyjdzie, żeby się zwierzyć. Tak też zazwyczaj się działo - matka z córką były sobie bliskie. Pełna szczerość, ale bez natarczywości.

Tego wieczoru Radek dzwonił raz za razem. W sumie cztery telefony, ostatni o 21.00, długa, spokojna rozmowa. "Nie wiem, co mam zrobić, on ciągle do mnie dzwoni" - Sylwia mówiła matce. Wysłała SMS-a: "Nie dzwoń do mnie dzisiaj więcej". Radek już więcej nie zadzwonił.
Wtedy postanowił, że załatwi to inaczej?
Rodzice Sylwii wyjeżdżali na działkę. Mieli złe przeczucia. Nie chcieli zostawiać Sylwii samej z jej problemem. Dziewczyna nie chciała z nimi jechać, nie chciała też, żeby rodzice przez nią zmieniali plany.
Ulegli jej namowom, pojechali.

29 maja Sylwia z kolegą pojechała na uczelnię, potem do Gdyni na sesję zdjęciową. Kolega fotografował, Sylwia mu pomagała. Wkrótce mieli otworzyć wspólne studio fotograficzne. Znajomość czysto zawodowa.
W tym czasie Radosław był w Gdańsku.

Z ustaleń prokuratury wynika, że:
W kwiaciarni kupił białą różę.
Wszedł na klatkę schodową.
Zadzwonił do drzwi.
Nikogo nie było w domu.
Czekał. Trwało to kilka godzin. Róża zwiędła.
Poprosił sąsiada o szklankę wody, żeby móc do niej wstawić kwiat.
Innego sąsiada poprosił o papierosa.
Było raczej chłodno. Ale nie padało.

O 16.50 Sylwia wraca z kolegą do domu. Radosław D. siedzi między trzecim a czwartym piętrem bloku. Prosi Sylwię o rozmowę. "Wszystko już ci powiedziałam. To koniec" - słyszy. Żąda zwrotu wspólnych zdjęć z Krakowa. Sylwia próbuje zamknąć drzwi. Radosław D. blokuje je nogą.
- Mam jeszcze coś dla ciebie - mówi, wyciąga nóż.

W akcie oskarżenia jest mowa o 18 ranach zadanych "ostrym, kończystym narzędziem typu nóż". Dwie z nich były śmiertelne. Sylwia miała pokaleczone ramiona. Próbowała się bronić, zasłaniać.

Po telefonie z policji rodzice Sylwii natychmiast wrócili do Gdańska, pojechali prosto do komisariatu. Kiedy wrócili do domu, był środek nocy. Pani Maria nalała do wiadra gorącej wody. Sięgnęła po środki czystości. Sylwia, zanim umarła, straciła dwa i pół litra krwi.
Białej róży nigdy nie odnaleziono.

***

5 lutego na sali sądowej oskarżony zachowywał się dziwnie i mówił dziwne rzeczy.
Radosław D. twierdził, że ktoś go próbuje otruć w areszcie.
- Trucizna podawana jest w posiłkach. Źle się po nich czuję. Poza tym podaje mi się leki stosowane w chorobach psychicznych. Te leki zostały już wycofane z użytku ze względu na liczne zgony, które następowały po ich użyciu.

Sędzia stara się nad sobą panować, choć bywa to trudne.
- Kto i w jakim celu miałby oskarżonego otruć? - pyta.
Radosław D. opowiada historię o 600 tysiącach dolarów, listach uwierzytelniających, które dostał od kogoś na giełdzie papierów wartościowych.
- Dla takich pieniędzy ludzie są w stanie zrobić wiele - mówi.
Cały dobytek Radosława D. to jedna walizka, w której chowa rzeczy osobiste. Przed zatrzymaniem nie pracował. Utrzymywał go przyjaciel, ksiądz z Warszawy, przekazywał mu pieniądze, za które Radosław wynajął mieszkanie.

- Jakie wątpliwości ma oskarżony w związku z wynajęciem mieszkania?
- Myślę, że to mieszkanie samo mnie znalazło.
Uważa również, że Sylwia żyje, ukrywa się za granicą, nie wie, dlaczego miałaby to robić. A zdjęcia z sekcji zwłok zostały spreparowane. Sylwia miała koleżanki wizażystki, one przygotowały makijaż, dlatego na zdjęciach Sylwia wygląda jak nieżywa.

Radosław D. na sali sądowej mówi powoli, z trudem. Udaje?
- Czy pan czuje się chory psychicznie? - pyta sędzia.
- Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, wiem jednak, że mam bagaż doświadczeń, który miał wpływ na moją psychikę.

Na pierwszej rozprawie pojawiły się wątpliwości, czy Radosław D. może uczestniczyć w procesie. Gdyby się okazało , że ze względu na stan zdrowia psychicznego nie może zasiadać na ławie oskarżonych - wówczas sprawa zabójstwa Sylwii K. zostałaby umorzona. Dalszy proces stanął pod znakiem zapytania.
Na kolejnej rozprawie, 18 lutego, sędzia postanowiła, że proces się odbędzie. Powołała się na nową opinię biegłych, którzy stwierdzili, że oskarżony w ten sposób realizuje swoją linię obrony.

***

Dr Anna Czyżyk, ordynator psychiatrii sądowej szpitala w Areszcie Śledczym w Szczecinie, pamięta Radosława D., który na jej oddziale przebywał na obserwacji. Jednak nie poda dziennikarzowi szczegółów sprawy. Przyznaje, że przy bardzo sprawnym intelekcie jest możliwa symulacja choroby psychicznej. Ale, jak mówi biegła, jest to niezmiernie trudne i bardzo rzadko się udaje.

- Osoby te przebywają u nas przez cztery tygodnie lub dłużej. Są obserwowane przez całą dobę, mieszkają w monitorowanych celach - mówi dr Anna Czyżyk. - Są wielokrotnie badane psychiatrycznie, przechodzą kompleksowe badania psychologiczne i wszystkie inne badania dodatkowe, na przykład neurologiczne, endokrynologiczne. Zdarza się, że obserwowane przez nas osoby próbują wprowadzić nas w błąd, nie są to rzadkie przypadki.

Mecenas Dariusz Strzelecki, doświadczony karnista i wicedziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Gdańsku, przyznaje, że brak poczytalności to dość często stosowana linia obrony.
- Wszystko się rozbija o opinię biegłych. Sąd nie stwierdza poczytalności, nie ma do tego kompetencji - mówi mecenas. I dodaje: - Nikt nie podważy opinii psychiatry.

A gdyby adwokat spotkał się z sytuacją, w której miałby pewność, że jego klient symuluje. Co miałby zrobić?
- Jedna z naczelnych zasad adwokatury brzmi: zawsze działać na korzyść klienta - odpowiada mec. Strzelecki.
Gdyby jednak adwokat podczas rozprawy powiedział: "Wiem na pewno, że mój klient symuluje" - co by się wtedy stało?
- Miałby postępowanie dyscyplinarne - odpowiada mecenas.

Prawnicy przyznają, że na sali sądowej opinia biegłego psychiatry zwalnia z odpowiedzialności - zarówno sędziego, jak i adwokata. Bo który z nich podważy treść opinii psychiatrycznej? Adwokaci mówią: "Szara eminencja procesu". Biegłego zwykle nie widać w mediach, rzadko rozmawia z dziennikarzami. Ale w takich sprawach jak Radosława D. to on skazuje, stwierdzając poczytalność lub jej brak. A ewentualna pomyłka biegłego jest nie do udowodnienia.
Jest jednak coś, co może podważyć opinię psychiatry. Opinia innego psychiatry.
Radosław D. był żołnierzem, przez rok przebywał na misji pokojowej w Syrii. Nie przedłużono mu kontraktu ze względu na zły stan zdrowia psychicznego. We wrześniu 2008 roku trafił do Szpitala Psychiatrycznego w Choroszczy. Tam stwierdzono schizofrenię paranoidalną. Wojskowa Komisja Uzupełnień w Bielsku Podlaskim w swoim orzeczeniu z marca 2009 roku wskazuje taki właśnie powód zerwania kontraktu. Potem nastąpiło długotrwałe leczenie w Siedlcach.

W lutym 2010 roku Radosław D. poznaje Sylwię. 10 maja udaje się do swojego terapeuty. Prosto z gabinetu zostaje przewieziony do szpitala psychiatrycznego w Warszawie. Sylwii mówi, że miał wypadek samochodowy. Po 10 dniach wypisuje się na własne żądanie. Rozpoznanie: schizofrenia paranoidalna. Jest 20 maja. Za dziewięć dni Radosław pojawi się na klatce schodowej z różą w ręku i nożem pod kurtką.

Zatrzymano go w dniu, w którym tragicznie zmarła Sylwia. W sierpniu 2010 roku podejrzany o brutalne morderstwo trafia na obserwację do Aresztu Śledczego w Szczecinie, na oddział dr Anny Czyżyk.
Biegli ze Szczecina stwierdzają: osobowość nieprawidłowa o typie schizoidalnym. Nie stwierdza się choroby psychicznej w sensie psychozy lub upośledzenia umysłowego. W trakcie popełniania zarzucanego mu czynu był poczytalny. Jest zdolny do uczestniczenia w procesie.

Obrońca Radosława D., mec. Krzysztof Szachta zbiera dokumentację dotyczącą wcześniejszego leczenia swojego klienta: w Siedlcach, Choroszczy i Warszawie. Będzie wnioskował o włączenie jej do akt. Będzie próbował podważyć opinię biegłych ze Szczecina, udowadniając, że Radosław D. jest schizofrenikiem.

- Jestem adwokatem od wielu lat, ale nigdy nie miałem tak niezwykłego przypadku. Z jednej strony, z dokumentów wynika, że jest chory - trzykrotnie psychiatrzy stwierdzali u niego schizofrenię. Z drugiej strony - biegli wykluczają chorobę. Do tego zdrowy rozsądek: zarówno matka Sylwii K., jak i sama Sylwia niczego podejrzanego nie zauważyły... Czy to możliwe, żeby potrafił ukryć swoją chorobę?

A czy jest możliwe, żeby Radosław D. tak perfekcyjnie potrafił ją symulować w Choroszczy, Siedlcach i Warszawie?

***

Prawnicy mówią o tzw. sytuacji procesowej oskarżonego. Są dwie możliwości.
Pierwsza z nich: Jeśli sąd orzeknie, że oskarżony jest niepoczytalny, zostanie umieszczony w tzw. ośrodku psychiatrii sądowej. Są trzy rodzaje takich ośrodków: o maksymalnym, wzmocnionym lub zwykłym "stopniu zabezpieczenia". Raz do roku biegli psychiatrzy będą pisać opinie o Radosławie D., w których stwierdzą, czy jest on już zdolny do przebywania na wolności. Ostatecznie będzie o tym decydować sąd.

Druga możliwość: Jeśli sąd orzeknie, że oskarżony jest poczytalny, będzie mu grozić dożywocie w zakładzie karnym.

***

Matka Sylwii jeden raz zwróciła się bezpośrednio do oskarżonego: - Potrafię zrozumieć miłość. Potrafię zrozumieć, że teraz ciężko ci żyć ze świadomością, że zabiłeś osobę, którą kochałeś. Dlatego proszę cię, żebyś się przyznał.

Radosław D. wbił wzrok w podłogę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki