Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

70 lat od tragedii więźniów KL Stutthof. Szlak Marszu Śmierci znaczyły ciała

Tomasz Chudzyński
W ostatnich dniach stycznia 1945 roku mieszkańcy kilkunastu kaszubskich wsi ujrzeli przerażający widok: zasypanymi śniegiem drogami szły wielokilometrowe kolumny ludzi przypominających widma, w obstawie brutalnych strażników. Kaszubi widzieli Marsz Śmierci więźniów KL Stutthof.

Stutthof idzie - mówili Kaszubi. To krótkie zdanie przekazywane było od wsi do wsi. Kobiety rzucały umęczonym więźniom kawałki chleba, przynosiły garnki z gorącą zupą, ludzie pomagali im w ucieczkach, ukrywali w domach. - Izydor Andrzejewski, były więzień KL Stutthof, uczestnik Marszu Śmierci, powiedział, że gdyby nie Kaszubi, ofiar ewakuacji byłoby o 50 procent więcej - mówi Elżbieta Grot, historyk Muzeum Stutthof. - Skąd określenie Marsz Śmierci? To były maszerujące w 20-stopniowym mrozie kolumny żywych kościotrupów, w letnich pasiakach, w drewnianych chodakach na gołych nogach lub owiniętych szmatami czy kawałkami papieru. Prawdziwe widmo. Ludzie to zapamiętali jako Marsz Śmierci.

Lata KL Stutthof
25 stycznia 1945 roku komendant niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof, Paul Werner Hoppe, wydał pisemny rozkaz ewakuacji więźniów obozu głównego i podobozów. Wymarsz miał nastąpić o godzinie 6. Odbył się ostatni apel, więźniom wydano dwudniowe racje żywności (500 gramów chleba i 120 gramów margaryny lub topionego sera). Większość porcji wygłodzeni więźniowie zjedli już w pierwszych godzinach. Podzieleni na kolumny po około tysiąc osób, rozpoczęli wymarsz z obozu, przez tzw. Bramę Śmierci. Rozpoczął się jeden z ostatnich i najbardziej tragicznych epizodów w ponad 5,5-letniej historii KL Stutthof. Niemcy uruchomili obóz już 2 września 1939 roku, tuż po agresji na Polskę. W pierwszych transportach byli członkowie Polonii Gdańskiej, Polacy z całego Pomorza. Później trafiali tu członkowie ruchu oporu z Polski i Europy, jeńcy Armii Czerwonej. Jednymi z ostatnich więźniów byli warszawiacy z Powstania Warszawskiego, także żołnierze AK. KL Stutthof został włączony do niemieckiego programu eksterminacji Żydów, tzw. ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. Do Stutthofu przybywały transporty z Żydami z krajów bałtyckich. Więźniowie ginęli z głodu, chorób, zimna, wyczerpani niewolniczą pracą, biciem. W obozie zabijano też cyklonem B w komorze gazowej. Więźniowie byli wieszani i rozstrzeliwani. Ciała palono w krematorium lub na stosie całopalnym w lesie, w okolicach obozu.

Niemcy uciekają
W połowie stycznia 1945 roku ruszyła ofensywa wojsk sowieckich. Terytorium okupowane przez Niemców kurczyło się błyskawicznie. Pod koniec stycznia Armia Czerwona była w okolicach Elbląga, około 30 km od Stutthofu. Niemcy już wcześniej rozpoczęli ewakuację ludności cywilnej. Obejmowała ona też robotników przymusowych i więźniów obozów koncentracyjnych. - Były dwa główne cele ewakuacji więźniów - mówi Elżbieta Grot. - Niemcy do końca wierzyli, że wygrają wojnę. Więźniowie, ci silniejsi oczywiście, byli im potrzebni jako niewolnicza siła robocza. Planowali, że przeniosą ich bardziej na zachód, w miejsca oddalone od linii frontu, gdzie będą kontynuować pracę dla Rzeszy. Kolejną częścią planu ewakuacji lądowej była eksterminacja, dalszy ciąg zbrodniczej działalności KL Stutthof.
Trasa ewakuacji ze Stutthofu wiodła m.in. przez Mikoszewo, Cedry Wielkie, Pruszcz Gd., Żukowo, Luzino, do Lęborka. To około 140 km. Przewidywano siedmiodniowy marsz. Wyprowadzono 11 tys. więźniów obozu głównego (połowę obecnych w tamtym czasie w KL) i 22 tys. z rozsianych po całym regionie podobozów.

Marsz Śmierci
Wycieńczonych obozowymi warunkami, głodem, chorobami i niewolniczą pracą ludzi, niedostatecznie odzianych, popędzono zasypanymi głębokim śniegiem drogami bocznymi (główne trasy zarezerwowane były dla wojska i niemieckich cywilów). Mróz sięgał 20 stopni poniżej zera. Ludzie szybko opadali z sił. - Jasne było, że więźniowie będą umierać - mówi Elżbieta Grot. - Śmiertelne żniwo zbierały tyfus plamisty, dezynteria, głód i oczywiście kule SS-manów z eskorty. Niemcy próbowali zatrzeć ślady swoich zbrodni. W głównym obozie wysadzili budynek krematorium, spalili obóz żydowski, pocięli na części szubienicę. W czasie Marszu Śmierci niemal do końca, gdy już wiedzieli, że zbliżają się Rosjanie, mordowali więźniów. Tak było m.in. w Pucku i Władysławowie, 11 marca, kilkanaście godzin przed wkroczeniem Rosjan. W trakcie marszu okazało się, że w zaplanowanym na koniec ewakuacji Lęborku nie ma gdzie rozmieścić więźniów. Ostatecznie trafili do obozów RAD (Służba Pracy Rzeszy). Tzw. obozy ewakuacyjne były prymitywnymi miejscami. W każdym było kilka drewnianych baraków, skandaliczne warunki sanitarne. Pozwalały pomieścić 100-200 osób. Niemcy upchnęli od 500 do 2000 w jednym. - Tam była straszliwa śmiertelność, spowodowana głodem i chorobami, szczególnie w obozach ewakuacyjnych dla kobiet żydowskich - mówi Elżbieta Grot. - Wciąż nie są zbadane do końca masowe groby w Tawęcinie i Toliszczku, gdzie pochowanych może być 200, nawet 400 osób. Więźniów żydowskich pędzono lasami w kierunku Bydgoszczy. Tam dochodziło do masowych rozstrzeliwań.

Tragiczny bilans
Większość obozów ewakuacyjnych została wyzwolona 12 marca przez Armię Czerwoną. Spośród około 33 tys. więźniów wyprowadzonych na kilkanaście tras ewakuacyjnych 25 stycznia 1945 roku zginęło blisko 17 tys. Ciała więźniów leżały na całej trasie marszu - ziemi żuławskiej, kaszubskiej, aż do okolic Słupska, a nieznane mogiły znajdowane są do dziś. Więźniowie umierali jeszcze po odzyskaniu wolności. Do czerwca 1945 roku w szpitalach zmarło kilkudziesięciu uwolnionych "stutthowiaków". Po Marszu Śmierci całemu Pomorzu groziła epidemia tyfusu, a nie doszło do niej m.in. dzięki... uwolnionym więźniom Stutthofu, jak również polskim lekarzom, m.in. Alfonsowi Bojeckiemu, który rozpoczął organizację szpitala dla uwolnionych, także w Pucku.
KL Stutthof wyzwolono dopiero 9 maja 1945 roku. Zanim to jednak nastąpiło, pozostałych w obozie 5 tys. więźniów czekała, dosłownie w ostatnich dniach wojny, ewakuacja morska. Tzw. Rejs Śmierci przeżyło 2,5 tys. osób. W sumie w Stutthofie Niemcy zamordowali około 65 tys. ludzi w ciągu pięciu lat. Blisko jedna trzecia tego tragicznego bilansu to ofiary Marszu Śmierci i Rejsu Śmierci w ostatnich miesiącach działalności obozu.

center>

OD CZWARTKU W KIOSKACH!
HISTORIE LUDZI, REPORTAŻE, CIEKAWOSTKI

Czytaj nasz magazyn o historii Pomorza, Polski i świata:
MARCOWY NUMER, KUP E-WYDANIE MIESIĘCZNIKA, CZYTAJ BLOG "NASZA HISTORIA"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki