Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ile razy jeszcze można kwestionować autorstwo „Ballady o Janku Wiśniewskim”?

Barbara Szczepuła
Język stylizowany na potoczny ma stworzyć wrażenie, że jest to autentyczna ballada ludowa - mówi Krzysztof Dowgiałło. Na zdjęciu między Lechem Wałęsą a Aliną Pienkowską
Język stylizowany na potoczny ma stworzyć wrażenie, że jest to autentyczna ballada ludowa - mówi Krzysztof Dowgiałło. Na zdjęciu między Lechem Wałęsą a Aliną Pienkowską Archiwum prywatne
29 grudnia 2014 roku ukazał się w "Rejsach" tekst Krzysztofa Brzezińskiego z IPN "Kto naprawdę napisał, że Janek Wiśniewski padł?". "Ta historia kryje w sobie wiele zagadek, nie wiadomo nawet, kto jest autorem tego poruszającego tekstu"- stwierdza Brzeziński. Czy rzeczywiście nie wiadomo?

Czytaj cały tekst: Kto naprawdę napisał o tym, że Janek Wiśniewski padł?

Krzysztofa Dowgiałłę pamiętam z sierpniowego strajku. Wąsaty architekt w koszuli w kratę siedział pod oknem w Sali BHP. Mężczyzn w kraciastych koszulach z wąsami było w stoczni wielu, ale architektów - wręcz przeciwnie, więc dziennikarze chętnie go przepytywali, by poznać nie tylko robotniczy punkt widzenia.

- Mam jeszcze tę koszulę - śmieje się, gdy rozmawiamy w jego pracowni w Gdyni. Wtedy nie zapytałam go o "Balladę o Janku Wiśniewskim", bo nie wiedziałam, że jest jej autorem. W strajkowych publikacjach pojawiało się wiele tekstów anonimowych, piosenki i rysunki powstawały spontanicznie, z wewnętrznej potrzeby, jak dziś wpisy na Facebooku. Młodszym wyjaśnię, że autorzy nie podpisywali ich z obawy o własne bezpieczeństwo. O tym, że to jemu zawdzięczamy dramatyczną piosenkę o Grudniu '70, usłyszałam dopiero podczas kampanii wyborczej wiosną roku 1989.

Wtedy, dziewiętnaście lat wcześniej, Krzysztof Dowgiałło pracował w Gdyni, w Miastoprojekcie, który mieścił się w barakach przy skwerze Kościuszki. Był świeżo po kilkuletnim pobycie za granicą i pracy w pracowniach architektonicznych w Anglii, Francji i Algierii. Młody, zdolny, pełen zapału.

Siedemnastego grudnia dotarł z Sopotu tylko do przystanku Wzgórze Nowotki. Dalej kolejka nie jechała. Pasażerowie wysypali się z peronu na ulice i zamarli z przerażenia, widząc obraz znany nam dziś z archiwalnych zdjęć i filmów: Świętojańską niesiono na drzwiach zabitego chłopca z bandażem na głowie.

Ktoś trzymał zakrwawioną polską flagę, wokół latały kamienie, a właściwie bryły węgla, bo zatrzymano także pociąg ze Śląska, a demonstranci użyli tej amunicji przeciw milicjantom i zomowcom atakującym ludzi pałkami. Tłum się cofał, po chwili jednak znów wracał, jak morska fala. Krążące nisko helikoptery dodawały całej scenie dodatkowego dramatyzmu, zagłuszając warkotem krzyki, jęki i przekleństwa.

Krzysztofowi udało się jakoś stamtąd wydostać. Dotarł pod kościół franciszkanów i stamtąd okrężną drogą do biura.

Wieczorem pojechał do Wrzeszcza, bo w mieszkaniu Janusza Kowalskiego w trójkę, z Januszem właśnie i Andrzejem Romanowskim, pracowali nad konkursowym projektem na śródmieście Katowic. Kolegów jeszcze nie było, więc usiadł przy desce i mając przed oczami koszmarne sceny z Gdyni, o których nie mógł przestać myśleć, napisał: Chłopcy z Grabówka, chłopcy z Chyloni/ Dzisiaj milicja użyła broni/ Dzielnieśmy stali i celnie rzucali/ Janek Wiśniewski padł… Na drzwiach ponieśli go Świętojańską…

Imię i nazwisko zabitego chłopca wymyślił na poczekaniu, bo nikt przecież nie wiedział, jak się naprawdę nazywał. Andrzejowi Romanowskiemu wiersz się nie spodobał. Powiedział, że za dużo w nim nienawiści, czy coś takiego. Następnego dnia Krzysztof poprosił sekretarkę w biurze o przepisanie wiersza w kilku egzemplarzach i rozdał kopie kolegom, do których miał zaufanie.

***
W roku 1980 balladę przeczytał w podziemnym wydawnictwie Mieczysław Cholewa, obecny, tak jak Krzysztof Dowgiałło, na strajku w stoczni. Skomponował do niej muzykę i zaczął śpiewać, budząc zachwyt strajkujących, bo piosenka chwytała za serce i wyciskała łzy z oczu, zaś refren "Janek Wiśniewski padł" sprawiał, że ciarki przechodziły po krzyżu. Tragiczne wydarzenia Grudnia '70 wielu miało w pamięci i nie było pewności, czy partia znów nie zacznie strzelać do robotników. W końcu podpisano porozumienia, ale jak mówił partyjny dygnitarz w filmie Andrzeja Wajdy "Człowiek z żelaza", był to tylko świstek papieru.

Dowgiałło przyznał się do autorstwa ballady dopiero, gdy okazało się, że w filmie Wajdy jako autor tekstu figuruje Mieczysław Cholewa. Joanna Wojciechowicz, która pracowała w biurze MKZ Zarządu Regionu NSZZ Solidarność, tak to zapamiętała:
"Wczesną wiosną zgłosił się pan Krzysztof Dowgiałło i poprosił o rozmowę z panem Mieczysławem Cholewą w mojej obecności. Powiedział, że napisał ten wiersz pod wpływem wydarzeń Grudnia '70. Pan Cholewa początkowo kwestionował autorstwo: Teraz to każdy może tak powiedzieć. A gdzie są dowody? I kto to może potwierdzić?".

Sprawa została w końcu załatwiona polubownie, Cholewa przyznał, że nie napisał ballady, a Dowgiałło zrezygnował z tantiem, które tamten otrzymywał do tej pory.

Zmieniał Polskę. Działał w Solidarności, był członkiem Zarządu Regionu i delegatem na I Krajowy Zjazd w Olivii. Należał do tzw. Gwiazdozbioru, czyli do zwolenników Andrzeja Gwiazdy.

***
W stanie wojennym Krzysztof Dowgiałło zachowywał się dzielnie - opowiada mi Bogdan Borusewicz. - 15 i 16 grudnia 1981 r. wziął udział w strajku w Stoczni Gdańskiej, a niewielu wtedy było takich odważnych. Nie uciekł, gdy czołgi sforsowały stoczniową bramę, i został aresztowany jako jeden z przywódców strajku. Dostał cztery lata więzienia i wyrzucono go z pracy. Gdy w 1983 r. wyszedł z Potulic, natychmiast włączył się w działalność podziemną. Był moją prawą ręką. Odpowiadał m.in. za finanse, przechodziły przez jego ręce duże sumy, które Solidarność podziemna dostawała z zagranicy. Współorganizował podziemne radio, związał się z grupą Gryps, odpowiadał za kontakty z drukarniami. Wszedł do Regionalnej Komisji Koordynacyjnej. Nie oszczędzał się. Był zaufanym człowiekiem do trudnych akcji. Skromny, rozsądny, bezgranicznie uczciwy, wprost kryształowy - ocenia Borusewicz. - Czy wiedziałem, że jest autorem ballady? Owszem, powiedział mi o tym w stanie wojennym.

Po aresztowaniu Borusewicza Krzysztof Dowgiałło razem z Lechem Kaczyńskim kierował Regionem Gdańskim. Udział w strajku w 1988 roku był konsekwencją tej działalności. - Spałem wtedy z Wałęsą na styropianie - uśmiecha się. W 1989 roku, jako kandydat Komitetu Obywatelskiego Solidarność przy Lechu Wałęsie, dostał się do Sejmu zwanego kontraktowym. W latach 1989-1993 był wiceprzewodniczącym Światowej Konfederacji Pracy.

***
W 2007 roku odbyła się rozprawa w Sądzie Rejonowym w Sopocie. Po przedstawieniu dowodów Krzysztof Dowgiałło został prawomocnie autorem ballady.

Pokazuje mi plik papierów. Helena Czyżowa, inżynier sanitarny, pracowała z Dowgiałłą w Miastoprojekcie: "Doskonale pamiętam wiersz pod tytułem »Ballada o Janku Wiśniewskim«, który podawano sobie z rąk do rąk w naszym biurze zaraz po 17 grudnia 1970 roku. Nie wiedziałam wówczas, że jego autorem jest mój szwagier Krzysztof Dowgiałło. Usłyszałam o tym znacznie później od kolegów z naszego biura".

Profesor Czesław Tumielewicz był zatrudniony w Miastoprojekcie jako asystent: "Potwierdzam autorstwo wiersza »Janek Wiśniewski padł«, napisanego w grudniu 1970 roku przez kolegę Krzysztofa Dowgiałło. Kilka dni po dramatycznych wydarzeniach, gdy nie było nikogo, poza mną i Krzysztofem, w pokoju, odczytał mi z karteczki wiersz. Był to tekst znany potem jako piosenka »Janek Wiśniewski padł«. Nie podobał mi się wówczas, pamiętam, że napisany był tradycyjnie, z rymami. Dopiero później, gdy zaistniał publicznie w piosence, doceniłem jego wielkość. Byłem dumny, że autorem jest mój przyjaciel, ale nie dzieliłem się z nikim tą wiadomością, by nie narażać go na represje ze strony ówczesnych władz.".

Wydawało się więc po latach, że sprawa jest jasna. Ale nagle pojawił się kolejny autor, Jerzy Fic. Swoją wersję wydarzeń przedstawił historykom z Instytutu Pamięci Narodowej. Twierdził, że napisał balladę wiosną 1971 roku. W grudniu '70 był świadkiem strzelaniny na przystanku Gdynia Stocznia. To z domu, w którym mieszkał, uczestnicy pochodu wyjęli drzwi, na których ponieśli ciało Janka Wiśniewskiego.

Opowiadał o kawiarni Sezam, w której zbierali się po robocie stoczniowcy, a on zajmował się zaopatrzeniem i szatnią. Przy piwie ktoś poprosił go o napisanie piosenki. Zaczął: "Chłopcy z Grabówka…", bo stamtąd pochodził.

I teraz historycy z IPN przeżywają rozterki. - Mamy słowo przeciwko słowu - mówi mi Piotr Brzeziński. Oba zeznania są równie wiarygodne. Relacja Fica jest spójna, zaś język ballady bliższy jest językowi robotnika niż architekta. Poza tym nie wierzę - ciągnie - że wiersz powstał 17 grudnia wieczorem. Bo skąd Dowgiałło miałby wtedy wiedzieć, że "świat się dowiedział, nic nie powiedział"? Fic napisał kilkaset wierszyków, to przemawia na jego korzyść, a Dowgiałło tylko ten jeden.

- Przez całe życie pisałem wiersze - mówi mi Dowgiałło, zirytowany, że znowu musi dowodzić, iż nie jest wielbłądem. Gdyby Brzeziński zajrzał na przykład do "Toposu", mógłby je nawet przeczytać i przeprowadzić wnikliwą analizę filologiczną, jak to robi jego kolega z IPN Piotr Szubarczyk w przypadku jakiegoś propagandowego wiersza Fica, napisanego w latach 50., gdy służył w Ludowym Wojsku Polskim. Moja piosenka wzorowana jest - powiedziałbym naukowcom z IPN, którzy przeprowadzają swoje znakomite analizy - na podwórkowej balladzie "Żył sobie kiedyś hrabia z hrabiną/ on zwał się Rodryg, ona Francesca,/ a niedaleko za ich meliną/ mieszkała sobie jedna Wiśniewska". Język stylizowany na potoczny ma stworzyć wrażenie, że jest to autentyczna ballada ludowa, a autor utożsamia się ze stoczniowcami, jest jednym z chłopców z Grabówka i Chyloni. Może to wyjaśnienie przyda się pracownikom naukowym IPN do nowych analiz?

- Czytał pan książkę "Na ulicach Gdyni - 17 grudnia 1970 roku", napisaną przez Andrzeja Fica, bratanka Jerzego, którą rekomenduje pan w "Rejsach"? - pytam Piotra Brzezińskiego.

- Czytałem.
- Jerzy Fic stawia tam też nową, "interesującą" tezę, że na drzwiach niesiono mężczyznę o nazwisku Jan Wiśniewski. Słyszał, że ktoś wołał: zabito Wiśniewskiego! Zabito Janka! Czy na tej podstawie IPN będzie prowadzić nowe śledztwo? Będzie rewidować dotychczasowe ustalenia? Czy dla IPN ta książka jest wiarygodnym świadectwem tego, co wydarzyło się w Gdyni?

- No, wie pani, sądzę, że książka jest nierówna. Drugą jej część uważam za znacznie słabszą. Na liście poległych nie ma zresztą nazwiska Wiśniewski. To mało prawdopodobna hipoteza…

A ja nie rozumiem, dlaczego świadectwa Czesława Tumielewicza czy Heleny Czyżowej i Andrzeja Romanowskiego nie mają wartości dla pracowników IPN. Telefonuję do Andrzeja Romanowskiego.

- To jakieś szaleństwo, że znów podważa się autorstwo Dowgiałły! Może za kilka lat pojawi się jakiś kolejny autor i IPN będzie się znów nim zajmować? Potwierdzam, że Dowgiałło czytał mi wiersz o Janku Wiśniewskim w grudniu 1970 roku. Wiele lat minęło, ale to nie był przecież zwyczajny grudzień... Podobno powiedziałem Krzysztofowi, że za dużo w jego wierszu nienawiści, ale tego już nie pamiętam.

Im dalej od wydarzeń, tym więcej bohaterów i świadków.

Cała ta sprawa budzi niesmak - mówi mi Czesław Nowak, portowiec, były opozycjonista i więzień polityczny, który razem z Krzysztofem Dowgiałłą od 1989 roku zasiadał w Sejmie jako członek Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego. - Krzysztof to człowiek honoru! Nie przypisałby sobie cudzego tekstu!

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki