Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto nie liczy ofiar wśród marynarzy, tego ich bezpieczeństwo nie obchodzi

Marek Błuś
W przypadku marynarzy żadnej branży już nie ma - przynajmniej na wschodnim Wybrzeżu
W przypadku marynarzy żadnej branży już nie ma - przynajmniej na wschodnim Wybrzeżu Tomasz Bołt
Dane o śmiertelnych wypadkach na morzu są niepokojące. Żegluga jest jedyną branżą na świecie, gdzie wprowadzenie zarządzania bezpieczeństwem spowodowało wzrost niebezpieczeństwa!

Dorota Abramowicz w tekście Po tragedii Cemfjorda: kogo jeszcze obchodzą polscy marynarze, poza ich żonami? postawiła dobre pytanie: kogo obchodzą polscy marynarze? I odpowiedziała, że panią Kasię, która prowadzi blog Żona Marynarza. Jeśli dobrze czytam między wierszami, oznacza to, że marynarze nie obchodzą nikogo.

Czytaj cały tekst: Po tragedii Cemfjorda: kogo jeszcze obchodzą polscy marynarze, poza ich żonami?

W tym miejscu pani Kasia się nie pogniewa, bo na pewno wie, że nie jest instytucją i nie ma dość sił, by zmierzyć się z prawdziwymi problemami. Na przykład nie poprowadzi procesów o odszkodowania przed zagranicznymi sądami. I przed krajowymi też nie. Co gorsza, blogowy klub pani Kasi nie różni się niczym istotnym ani od Stowarzyszenia Kapitanów, ani od Duszpasterstwa Ludzi Morza.

Jak wynika z reportażu red. Abramowicz, instytucje te zajmują się tylko działalnością, którą trzeba nazwać klubową. Nic szerzej - nie wydają prasy zawodowej, nie lobbują w Warszawie, nie prowadzą żadnych kampanii o cele wykraczające poza podtrzymywanie towarzyskich więzi. W reportażu o społecznej mizerii marynarzy jest też wielki nieobecny - związki zawodowe. Przepraszam, są - jednym zdaniem. Jakby Autorka chciała powiedzieć: oni nawet sami siebie nie obchodzą.

Jak to robią w Wielkiej Brytanii?

Oczywiście, w tym miejscu można zadać pytanie, czy marynarze powinni kogoś, poza ich najbliższymi, obchodzić? A jeśli tak, to dlaczego? Przecież ludzie innych zawodów nie prowokują podobnych pytań. Nie słychać zawołań, kogo obchodzą polscy górnicy, nauczyciele albo lekarze? Obchodzą sami siebie, a szerszą publiczność interesuje tylko stan branży, w której pracują lub którą tworzą. W przypadku marynarzy, zaliczając do nich dalekomorskich rybaków, żadnej branży już nie ma - przynajmniej na wschodnim wybrzeżu. Jednak czy specyficzny rodzaj emigracji zarobkowej, jaki uprawiają marynarze, uzasadnia społeczne i obywatelskie wykluczenie?

Odpowiedź wydaje się prosta, bo "demokratyczne państwo prawne, urzeczywistniające zasady sprawiedliwości społecznej" i będące "dobrem wspólnym wszystkich obywateli" (Konstytucja RP) powinno szczególnie troszczyć się o słabszych i upośledzonych, choćby tym upośledzeniem było tylko rozproszenie po świecie. Proszę o powstrzymanie uśmiechu. Właśnie tak jest w państwie, które nie ma spisanej konstytucji.

Przykład - brytyjskie władze w dobie najgłębszego upadku swojej floty ustaliły, że marynarzom brakuje organizacji o zadaniach zbliżonych do korporacji zawodowych (edukacja, etyka itp.), co działa na ich szkodę, tym samym na szkodę ogółu. Wezwano więc kilku prominentnych kapitanów, żeby im powiedzieć, że jeśli sami nie założą dobrowolnego stowarzyszenia o określonych, szczytnych celach, to państwo stworzy im korporację z przymusową przynależnością, nawet kosztem nieuniknionych w takich sytuacjach kwasów.

Oczywiście, w ofercie były też środki na start organizacji. W ten sposób powstało stowarzyszenie o nieco mylącej nazwie The Nautical Institute, dzisiaj społeczna organizacja międzynarodowa o niekwestionowanym autorytecie. Wydaje się, że działanie to należało do gatunku: proszę, tu jest wędka, ona wzmocni was - a przez to i nas wszystkich. W przestrzeganiu zasad jest zwykle jakiś interes.

Kalectwo instytucji

Ten przykład nie jest idealny, ponieważ w kraju, gdzie ostatni znany mi spis wykazywał 41 organizacji społecznych zajmujących się marynarzami, trudno znaleźć lepszy. Większość tych organizacji ma korzenie w XIX wieku, więc obecnie, gdy marynarzy z brytyjskimi paszportami jest niewiele ponad 20 tysięcy, mogą mieć trudności ze znalezieniem podopiecznych... W tym przykładzie sednem jest bowiem sposób działania państwa, które trzyma rękę na pulsie, wie i rozumie, bo liczy i bada, prognozuje, szuka środków zaradczych, podpowiada.

Wybrałem ten przykład także dlatego, żeby braków środowiska polskich marynarzy nie kwitowano "Sorry, ale takie mamy społeczeństwo". Od 1957 roku, gdy prof. Jan Szczepański napisał, że trapi nas "niedowład systemu instytucji i rozkład więzi nieformalnych", socjologowie rodzimi i obcy wylali morze atramentu na temat naszych marnych więzi społecznych, ale czy kalectwu instytucji poświęcono tyle samo uwagi? Instytucje (szeroko rozumiane - także Kościół, związki zawodowe) niczego nie liczą, nie zbierają danych, więc nie posiadają informacji, żeby prowadzić politykę opartą na wiedzy o rzeczywistości.

Nie wiemy, na przykład, ilu polskich marynarzy ginie lub umiera podczas zaokrętowania. Czy liczba ta rośnie, czy maleje? Czy dzwonić na alarm, czy zachwycać się zbawczym postępem techniki i prawa? A to było takie proste w XIX wieku - apelowano, by każdy (rodzina, koledzy), kto wie o śmierci rodaka na statku obcej bandery, zgłaszał ten fakt do wskazanej placówki (praca pod obcymi banderami jest zjawiskiem starym jak żegluga).

Tymczasem globalne dane o wypadkach z ludźmi są co najmniej niepokojące. W pierwszym numerze nowego magazynu "Maritime Impact", wydawanego przez norwesko-niemieckie towarzystwo klasyfikacyjne DNV GL (Det Norske Veritas i Germanisher Lloyd połączyły się rok temu), znajdujemy informację, że w latach 1994-2003 na 1000 statków handlowych (bez floty rybackiej i pomocniczej) notowano 10-13 wypadków śmiertelnych rocznie, po czym nastąpił szybki wzrost do 27-28 wypadków na 1000 statków w latach 2008-10. Co prawda, w 2011 roku trend się odwrócił, ale wciąż jest daleko do współczynników z końca ubiegłego wieku.

"Maritime Impact" podaje też, że, według ustaleń analityków towarzystwa, śmiertelność wypadkowa marynarzy jest teraz 10 razy większa niż robotników przemysłowych w krajach OECD (6 v. 0,6 na 100 milionów roboczogodzin). Mniej dramatyczne, ale przecież równie zaskakujące są dane z IHS Fairplay o stratach statków (obejmujące całą flotę światową, z rybacką włącznie). W 2004 roku było więc 1,51 całkowitej straty na 1000 eksploatowanych statków (najmniej w historii żeglugi!), a w 2009 ten współczynnik osiągnął rekordową w XXI wieku wartość 2,23 na 1000 (za 2010 wynosi 2,11, ale nie jest to jeszcze liczba ostateczna).

Trzy pytania na koniec

Nasuwa się kilka pytań - jak to się stało, że w dobie postępu technicznego i organizacyjnego jest coraz gorzej? Pikanterii tym wskaźnikom dodaje bowiem fakt, że od 2002 roku cała flota handlowa ma obowiązek stosować tak zwany system zarządzania bezpieczeństwem podobny do lotniczego (wszystko musi być opisane procedurami i instrukcjami, także w biurze u armatora, tylko firmy certyfikowane są dopuszczone do uprawiania żeglugi).

Czy w przypadku tego "systemu" mamy do czynienia z totalnym, obejmującym większość floty, oszustwem? Żegluga jest jedyną branżą na świecie, gdzie wprowadzenie zarządzania bezpieczeństwem spowodowało wzrost niebezpieczeństwa!

Drugie pytanie, dlaczego tak późno ogłoszono alarm, że postęp przestał działać? Dlaczego odpowiedzią na wypadek Costy Concordii była piarowska kampania, że przecież jest coraz lepiej, a wrak na brzegu Giglio to tylko mały wyłom w spadających krzywych na wykresach?

I wreszcie ostatnia kwestia - przedstawiciele jakich narodowości, obywatele jakich państw złożyli się na wzrost liczby śmiertelnych wypadków z lat 2003-2008? W czasach, gdy dziennik żeglugowy "Lloyd's List" ukazywał się na papierze, napisano tam w redakcyjnym komentarzu, że brak publicznej alarmującej debaty nad bezpieczeństwem na morzu świadczy, iż wśród ofiar katastrof najliczniejsi są mieszkańcy krajów trzeciego świata: Filipińczycy, Hindusi, Polacy, Ukraińcy itp.

Parafrazując oficjalną doktrynę lotnictwa cywilnego można powiedzieć, że kto ich nie liczy, tego bezpieczeństwo marynarzy nie obchodzi. Szkoda, że blog pani Kasi wciąż nie może zastąpić państwa.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki