Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życzliwi odradzali nam pisanie tej książki

Barbara Szczepuła
Prof. Andrzej Gąsiorowski
Prof. Andrzej Gąsiorowski
Kto kazał zastrzelić Józefa Gierszewskiego? Jak zginął Józef Dambek? Kto donosił do gestapo, a kto do NKWD i UB? Z prof. Andrzejem Gąsiorowskim o Tajnej Organizacji Wojskowej "Gryf Pomorski" rozmawia Barbara Szczepuła

Dzięki pewnemu posłowi PiS Polak z Warszawy czy z Krakowa na pytanie: "Co Kaszubi robili podczas wojny?" odpowie: Służyli na ochotnika w Wehrmachcie. Książka "TOW Gryf Pomorski", napisana przez Pana wspólnie z Krzysztofem Steyerem, ma zmienić ten niesprawiedliwy obraz?
Problem "dziadka w Wehrmachcie" nie dotyczył tylko Kaszubów, ale ogółu Pomorzan, a także Ślązaków. Nie o tym jednak traktuje nasza książka. Poświęciliśmy ją pomorskiej konspiracji, choć ludzie życzliwi zdecydowanie nam to odradzali.

Dlaczego?
Tajna Organizacja Wojskowa "Gryf Pomorski" budzi ciągle wielkie emocje i spory.

Wyjaśnijmy więc na początek, jak z tą pomorską konspiracją było.
Natychmiast po wybuchu wojny musieli uciekać do lasu ci, których życie było zagrożone ze względu na przedwojenną działalność antyniemiecką.

Ilu ich było?
Przyjmuje się, że do Gryfa przystąpiło około 10 tysięcy ludzi. Niektóre szacunki, chyba trochę przesadzone, mówią nawet o 20 tysiącach. Ale trzeba podkreślić, że partyzantowi w leśnym bunkrze musiało pomagać co najmniej kilka osób. I dopiero to daje pojęcie o skali zjawiska. Najpierw ludzie ci po prostu ukrywali się, a jedyną ich bronią były strzelby myśliwskie. Dopiero w 1942 roku zaczęli napadać na niemieckie posterunki, aby zdobyć broń. Najsłynniejsza akcja miała miejsce na lotnisku w Strzebielinie Morskim, gdzie udało się im zdobyć sporo broni i amunicji. Takich akcji było wiele, zdarzały się nawet na obrzeżach Gdyni, co poważnie zaniepokoiło Niemców. Od 1943 roku do Gryfa trafiają dezerterzy z Wehrmachtu. Mają broń, są dobrze wyszkoleni, no i zdeterminowani, bo wiedzą, że w przypadku ujęcia stracą życie, a cała rodzina będzie poddana represjom. Przyjmuje się, że ponad 50 procent partyzantów to właśnie dezerterzy z niemieckiego wojska.

Na czele Tajnej Organizacji Wojskowej, która początkowo nazywała się Gryf Kaszubski, stanął ksiądz. To niezwykłe...
Bo też ksiądz Józef Wrycza był niezwykłym kapłanem, uczestnikiem Powstania Wielkopolskiego i wojny bolszewickiej. Na Pomorze przyszedł z generałem Hallerem, był działaczem organizacji kombatanckich i Stronnictwa Narodowego, głosił patriotyczne kazania i cieszył się wśród Kaszubów i Kociewiaków wielkim poważaniem. Od początku okupacji ukrywał się i rzeczywiście wszedł do Gryfa, ale stwierdzenie, że stał na czele, jest przesadą, chociaż przez pewien czas pełnił funkcję prezesa Rady Naczelnej. Twórcą Gryfa był nauczyciel, Józef Dambek, który faktycznie kierował całą organizacją do swojej śmierci.

Nauczyciel? To też dziwne.
Dambek, według wiarygodnego świadectwa Ludwika Muzyczki z Komendy Głównej AK, był jednym z tych, którzy w Wolnym Mieście i na terenach do niego przylegających już przed wojną organizowali szkolenia członków sieci dywersji pozafrontowej. Grupa tych ludzi skupiła się wokół niego i to był właśnie początek konspiracji. Obecność w niej księdza Wryczy wzmacniała oczywiście autorytet Gryfa w sposób znaczący.
W historii Gryfa mnóstwo jest spraw niewyjaśnionych, dramatycznych. Myślę na przykład o konflikcie dwóch dowódców - Gierszewskiego z Dambkiem, zakończonym zastrzeleniem Gierszewskiego. Oskarżono go o zdradę i współpracę z gestapo.
Józef Gierszewski, też nauczyciel, ale zarazem przedwojenny porucznik rezerwy WP, włączony do sieci dywersji pozafrontowej, ukrywał się w Borach Tucholskich. W połowie 1942 roku, gdy Gryf Kaszubski przekształcał się w Gryfa Pomorskiego, wszedł do tej organizacji. Ze względu na stopień wojskowy zaproponowano mu funkcję komendanta naczelnego. Żeby nie było nieporozumień: Gryf, mimo że miał w nazwie określenie "Tajna Organizacja Wojskowa", nie był organizacją wojskową sensu stricto. Raczej niepodległościową. Z pionem cywilnym i wojskowym. Na czele pierwszego stał Dambek, drugiego - Gierszewski. Dambek jednocześnie był prezesem rady naczelnej całej organizacji. Ich pozycja nie była więc równorzędna. Dambek był najważniejszy. W 1943 roku doszło między nimi do otwartego konfliktu.
Czytam, że Gierszewski chciał podporządkować Gryfa Armii Krajowej, a Dambek był przeciwny.
Konflikt jest wielopłaszczyznowy. Dambek to cywil. Natomiast porucznik Gierszewski stosunkowo szybko umacnia swoją pozycję wśród partyzantów, a nawet wśród komendantów struktur powiatowych Gryfa, bo bardzo prężnie organizuje leśne oddziały. I dąży do włączenia ich do AK. Ale z tym jest problem.

Dlaczego?
Tym, co powstrzymuje gryfowców, jest kwestia nieuznawania stopni organizacyjnych Gryfa za stopnie wojskowe Armii Krajowej. Tu muszę dodać, że nie był to problem tylko Gryfa, ale i innych organizacji. Członkowie Gryfa mówili: wy jesteście oficerami bez wojska, macie ludzi w miastach, nie macie ich na wsi. My mamy wojsko. Chcieli więc po scaleniu otrzymać stopnie wojskowe i funkcje w Armii Krajowej, ale to było niemożliwe, bo na czele struktur wojskowych nie mogli stać cywile. Jak wynika z raportów oficerów AK, Gierszewski otrzymuje rozkaz scalenia struktur i ten rozkaz go wiąże, bo jest przecież oficerem rezerwy. Stara się więc przyciągnąć do AK coraz większą liczbę gryfowców. To oczywiście nie może podobać się Dambkowi, który uważa, że Gierszewski zabiera mu żołnierzy, a nawet całe oddziały.

Ale to nie powód, by go zastrzelić!
Tym, co przyspieszyło sprawę i nadało jej nowy kontekst, był zarzut o współpracę Gierszewskiego z gestapo. Piszemy o tym szerzej w książce.

Dambek postawił ten zarzut?
Przez wiele lat mówiło się, że Dambek z niskich pobudek kazał zastrzelić Józefa Gierszewskiego. Mamy problem z wyjaśnieniem tej sprawy.

To nieprawda?
Wydaje mi się, że nieprawda. Wizerunek Dambka działającego z niskich pobudek wydaje się mało prawdopodobny. W dokumentach pojawia się, krótko przed zastrzeleniem Gierszewskiego, informacja o powołaniu sądu. Dambek, decydując się na radykalne rozwiązanie sprawy, chciał ją przeprowadzić tak, by po wojnie móc się z tego wytłumaczyć.

Czy zarzut współpracy Gierszewskiego z gestapo został potwierdzony?
Wydaje się, że zarzut pojawił się w związku z tym, iż w czasie kłótni obu panów Gierszewski krzyknął zdenerwowany: Z wami tylko gestapo zrobiłoby porządek! Niedługo po tym incydencie w powiecie chojnickim zaczęły się aresztowania. Dziś wiemy, że nie miały one żadnego związku z Gierszewskim. Objęły całe Pomorze. Gestapo finalizowało po prostu sprawy wszczęte jesienią 1942 roku. Fatalny zbieg okoliczności.

Sąd organizacyjny wydał wyrok?
Dambek musiał mieć świadomość wagi tego dokumentu i prawdopodobnie miał go w archiwum przechowywanym tam, gdzie się ukrywał. Ale to archiwum przejęło gestapo.
W jaki sposób zlikwidowano Gierszewskiego?
Pod pretekstem rozmów, które miały doprowadzić do załagodzenia sporu, zwabiono go do jednej z ziemianek. Gdy poszedł spać, jeden z partyzantów zabrał mu pistolet, potem inny odczytał wyrok. Zastrzelono go z bliskiej odległości. Wielu ludzi nie było w stanie zaakceptować tego, co się stało. Odsunęli się od Gryfa ksiądz Wrycza i wielu komendantów powiatowych. Tym bardziej że Dambek, który sprzeciwiał się połączeniu z AK, zaczął zbliżać się do organizacji Miecz i Pług. Organizacja ta wydawała się, być może, Dambkowi atrakcyjna ze względu na silnie akcentowaną religijność. Okazało się jednak, że była infiltrowana przez gestapo, o czym Dambek nie wiedział. W efekcie nad całą organizacją Gryfa zaciążyło odium zdrady, czy współuczestnictwa w zdradzie.

4 marca 1944 roku gestapo zamordowało Józefa Dambka.
Gdy w październiku 1942 roku gestapo dowiedziało się o istnieniu Gryfa Pomorskiego, o jego działaniu w wielu powiatach, uznało to za poważne zagrożenie. W celu lepszego rozpracowania organizacji zmieniono nawet strukturę jednego z wydziałów gdańskiego gestapo. Jan Kaszubowski, urodzony na Pomorzu, znający język polski i kaszubski, bardzo inteligentny, z szerokimi kontaktami, idealnie nadawał się do rozpracowywania Gryfa. Łączniczka, którą wysłał Dambek do Tczewa, wpadła w kocioł. W gestapo w Gdańsku straszono ją wymordowaniem rodziny i całej wioski, więc zgodziła się na współpracę. Doprowadziła Kaszubowskiego do Dambka, który się wówczas ukrywał w Sikorzynie, przedstawiając go jako zastępcę komendanta powiatowego Gryfa z Tczewa. Dambek nie znał osobiście tego człowieka. Kaszubowski rozmawiał z nim przez dwie godziny, wyciągając potrzebne mu informacje. Dambek wychodził co jakiś czas po dokumenty, z czego gestapowiec wywnioskował, że jego archiwum znajduje się gdzieś w pobliżu. W pewnej chwili ktoś z ludzi Dambka wpadł do izby z wieścią, że zbliżają się Niemcy. Dambek ucieka, Kaszubowski biegnie za nim. Gdy widzi, że Dambek może zniknąć, strzela. W archiwum Dambka znajduje ewidencję Gryfa, a aresztowany wcześniej członek Gryfa Jan Bianga godzi się na współpracę z gestapo i rozszyfrowuje te listy. Zaczynają się aresztowania…

Po paru miesiącach przyszedł cios z drugiej strony. Od połowy 1944 roku zrzucano na Pomorze sowieckie desanty zwiadowcze, którym jednak nie chodziło o wspólną walkę z Niemcami, ale o infiltrację partyzantów.
Członkowie tych oddziałów mieli zbierać informacje o umocnieniach i siłach niemieckich i przekazywać je do Moskwy, ale także rozpracowywać polskie organizacje konspiracyjne.

W marcu 1945 roku ostatni dowódca Gryfa, Augustyn Westphal, wydał dziwny rozkaz. Polecił podwładnym, by ujawniali się i wstępowali do Ludowego Wojska Polskiego i Milicji Obywatelskiej. Czy to była fałszywka?
Rzeczywiście zachęcano gryfowców, by wstępowali do LWP i MO. I tak się działo. Nie tylko zresztą na Pomorzu. Niektórzy partyzanci wstępowali do MO w całej Polsce.
Żołnierze Armii Krajowej nie wstępowali.
Zdarzało się, choć nie tak masowo. Wracając do Gryfa: istnieją podejrzenia, że rozkaz ten mógł zostać napisany później albo że Westphala zmuszono do napisania go. Ale tak czy owak, front przechodził, zjawiali się Rosjanie i proponowali współpracę, a byli sojusznikami. Dla niektórych skończy się to fatalnie, na przykład dla Jana Gończa oraz dla Gierszewskich, ojca i syna, którzy wstąpili do MO. Pod pretekstem szkolenia w Grudziądzu wywieziono ich na Ural. Ale inni byli nawet komendantami posterunków MO.

Jak Aleksander Arendt.
Właśnie. Arendt zakładał w Kartuzach milicję. Jednak był już po rozmowach z oficerami Smiersza i mógł działać jako agent sowiecki.

Wszyscy, którzy poszli do MO, zostali agentami?
Nie, tak nie można stawiać tej sprawy. Zaciąg do MO był sposobem na wyłuskanie ich z konspiracji. Potem usuwano ich ze służby. Mieli poczucie krzywdy, bo wydawało im się, że dobrze wywiązują się ze swoich obowiązków. Oczywiście po wojnie członków Gryfa werbowano do współpracy z UB, tak jak i członków AK oraz innych organizacji. Problem ten omówiliśmy w książce ogólnikowo, uważając, że nie należy piętnować ludzi, którzy walczyli z Niemcami, a potem zostali zmuszeni do współpracy z nową władzą. Problem nie dotyczy przecież tylko gryfowców. Zresztą to nie oni chcieli zostać agentami. To funkcjonariusze UB uważali, że się nadają, i zmuszali ich do tego w różny sposób, głównie szantażem. Zdarzały się przypadki, że aresztowano i gnębiono całe rodziny. Czy ktoś z nas mógłby powiedzieć z całą pewnością, jak by się zachował w takiej sytuacji? Gdy zakładnikami byli rodzice. Albo dzieci.

I jeszcze jedno: Kaszubi i Kociewiacy mają niechętny stosunek do majora Łupaszki. Czy nie wynika to z tego, że nie zdawał sobie w pełni sprawy z sytuacji na tym terenie? Że to oni byli na posterunkach MO, które atakował?
Trzeba pamiętać, że nowa władza miała na Kaszubów i Kociewiaków bat w postaci niemieckiej listy narodowościowej. Musieli okazywać lojalność, żeby przeżyć. Przecież po wkroczeniu Rosjan wywożono ich do łagrów razem z Niemcami. Traktowani byli tak samo, a może nawet gorzej - jako zdrajcy narodu polskiego!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki