Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom Samotnej Matki w Gdańsku. Ucieczka z dziećmi od partnera alkoholika to tutaj "klasyka"

Ryszarda Wojciechowska
Ten dom to dla nich bardziej oaza niż koło ratunkowe. Tu są bezpieczne. Ale to nigdy nie będzie prawdziwy dom. Zwłaszcza w święta się za nim tęskni.
Ten dom to dla nich bardziej oaza niż koło ratunkowe. Tu są bezpieczne. Ale to nigdy nie będzie prawdziwy dom. Zwłaszcza w święta się za nim tęskni. Przemek Świderski
Dom Samotnej Matki Stowarzyszenia Monar w Gdańsku to miejsce, gdzie - jak słyszę - każda kobieta jest osobnym rozdziałem książki, którą się tutaj pisze każdego dnia. Trudnej książki. Każda jest inna, ale wszystkie jadą na tym samym wózku, z pokiereszowanym życiem, bez własnego dachu nad głową, z jedynym majątkiem, jakim są dzieci.

Jola ma 23 lata i już urodziła troje. Wygląda tak młodo, że dwa razy dopytuję, czy na pewno urodziła trójkę.
- Tak, rok po roku - przyznaje.
Co myśli o swoim życiu?
- Lepiej tego nie mówić na głos - odpowiada. - Trochę mi się posypało przez własną głupotę. Miłość jest ślepa. Tylko dlaczego aż tak? - próbuje obrócić odpowiedź w żart.

Tutaj znalazła schronienie. Klasyka - mówi o swoim przypadku. Uciekła przed partnerem, bo nadużywał alkoholu i pięści. Najgorsze było to, że znęcał się głównie nad najstarszym dzieckiem. Jolę bił rzadziej. Agresywny robił się wtedy, kiedy trzeźwiał, a nie kiedy pił. Jak wypił, był święty spokój, bo spał. Jak nie dopił, zaczynało się piekło.
- Na początku tęskniłam za nim. Bo przecież była kiedyś między nami jakaś więź. Ostatnio pojechałam do niego, żeby zabrać dokumenty dziecka. Była tylko jego matka, która mówiła, że on już nie pije, pracuje. Ale ona zawsze go kryła. Potem się okazało, że okradł sąsiadkę i pewnie pójdzie siedzieć. Co czuła? Nic - obojętność. Przez telefon powiedziała mu: - Jak się nie ogarniesz, to dzieci nie zobaczysz.

Mogłaby święta spędzić w Domu Samotnej Matki. Słyszała od innych kobiet, że tu podczas świąt jest fajnie. - Ale nie ma jak u mamy, u rodziców. Tu mój dom to tylko pokój, w którym mieszkam z dziećmi. Reszta to ośrodek. Nie można przecież nazwać domem czegoś, co dzieli się z obcymi ludźmi. Do każdego mówi się tu na pani...
- Więc niech się pani nie dziwi, że chciałabym w Wigilię być nie tylko z dziećmi, ale też z rodzicami. I mam nadzieję, że będę.
Czego by sobie życzyła? Znaleźć własny kąt, pracę i żeby dzieciaki nie chorowały.
- Życie jest przewrotne. Niektórzy mają piękne domy, pieniądze i marzą o dziecku. A ja wszystko, co mam, to dzieci. I dla nich żyję.
- Łatwiej się pani budzi, wiedząc, że one są?
- To one mnie budzą co rano - wybucha śmiechem. - Są momenty, że któreś coś zbroi, stłucze, ale za chwilę przyjdzie, przytuli się i powie: - Mamusiu, kocham cię. I już jest inaczej. Zwłaszcza ta roczna, najmłodsza, to taka słodka tulisia...
24-letnia Katarzyna ma dwuletnią córkę. Jest jeszcze sama jak dziecko. Lubi się przytulać do obcych w ośrodku. Niektórzy się dziwią, czemu się tak tuli do ludzi i chce o sobie rozmawiać. Ty chyba masz braki z domu - słyszy od kobiet. Żebyście wiedziały, że mam - odpowiada. Lubi się wyżalić, wygadać i na miesiąc jej to wystarczy. Mówi więc dużo i często się śmieje.

Ale to właśnie jej pancerz ochronny. Bo jak spojrzeć na to, co przeżyła, nie bardzo jest się z czego śmiać. Najpierw prawdziwa matka, niemal jak z filmu "Kochankowie mojej mamy", z alkoholem, wujkami i policją, w dodatku jeszcze agresywna, także do dziecka. Kasia z młodszym bratem trafiła najpierw do domu dziecka, a potem jako siedmiolatka została razem z bratem adoptowana.
- Z drugą mamą układało się różnie - przyznaje. - Nie wytrzymywałam z nią. Ale ja też miałam za uszami. Były awantury o moje późne powroty do domu, o naukę. Tata adopcyjny wszystko mi odpuszczał, mama nie. Krótko z tym tematem jechała. Jakbym była jej własnością. Karała, zamykając w piwnicy albo na balkonie. Tata jej mówił, daj spokój, to dziecko, nie mebel. Ale ona robiła swoje - opowiada.

Jako 19-latka Kasia poszła więc w świat. I wkrótce poznała Adama. I jak zawsze, najpierw było dobrze, a potem zaczął pić, bić, pojawili się koledzy, kasyno. Kiedy urodziła córkę, adopcyjna mama nie chciała jej przyjąć do domu, bo uważała, że się nie zmieniła. Ale została matką chrzestną jej córeczki.

Kasia nie bardzo umiała sobie ze swoim życiem poradzić. Gubiła się, błądziła. Przez pierwsze trzy miesiące jej dzieckiem opiekowała się wyznaczona do tego pani, ponieważ opieka społeczna wiedziała, że ona nie ma warunków do zajmowania się niemowlakiem. Sama przez te trzy miesiące pomieszkiwała raz tu, raz tam i wreszcie trafiła do Domu Samotnej Matki, ale już z córeczką. Po paru miesiącach odeszła i znowu wróciła.

Teraz mówi, że w ośrodku czuje się jak w domu. I zostaje na święta. Z tym że w odwiedziny przyjedzie adopcyjna mama. Zostaje, bo chce. Ma obowiązki w kuchni. - Z zawodu jestem kucharzem. I tyle co mogę, zrobię - obiecuje.
Ania ma 28 lat i pięcioro dzieci. Pytana, czego żałuje, odpowiada: - Tego, że dałam sobie tyle dzieci zrobić. Ale skoro już są, to je kocham.

Mocno w sobie zamknięta. Po każdym zdaniu robi długie przerwy. Uciekła od konkubenta, bo znalazł sobie drugą kobietę i chciał mieć je obie. Do tego doszły jeszcze narkotyki i dostawał po nich amoku. - Agresywny był w stosunku do mnie. Do dzieci, na szczęście, nie - opowiada. To nie było bicie, raczej znęcanie się psychiczne. Zastraszanie głównie. W nocy, kiedy nie chciała naćpanemu otworzyć, walił w drzwi i robił awantury. Sąsiedzi wzywali policję. I wtedy MOPS postawił sprawę jasno - albo odejdzie od niego, albo zabierają jej dzieci.

Tutaj jest od lipca, bo nie ma gdzie mieszkać. Mieszkanie, które mieli wspólnie z konkubentem, było pustostanem, który kiedyś zajęli.

Na początku dzieci czuły się w Domu Samotnej Matki jak na wczasach. Podobało im się. Spokój, bez awantur, wszystko nowe. Ale teraz musi chodzić ze starszymi do psychologa, bo potrafią być bardzo agresywne.
- To przez te wszystkie przejścia - tłumaczy.
Ona ma nadzieję na święta u mamy. Ciasno, ale rodzinnie. Co będzie potem?
- Nie wiem. Myślę, że będzie dobrze - niepewnie odpowiada.

Joanna, 26 lat, jeden syn. Też swoje przeżyła. - Ja to nic, tylko mi dziecka żal. Bo ojciec się nim nie interesuje.
Tutaj jest już prawie trzy lata. Przyjechała z ośrodka za Słupskiem. A tam trafiła, bo ojciec dziecka zaczął pić i bić. Siedział też w więzieniu. A jak nie siedział, to ją z domu wyrzucał. Krzyczał, że Mikołaj to nie jest jego syn.
Trzy razy od niego uciekała i wracała. Wytrzymała siedem lat. Trzeba było aż trzech obdukcji w szpitalu, żeby powiedziała: basta. - Mówią, że jest siedem lat tłustych i siedem chudych, a ja mam siedem lat straconych.

Najlepsze, co z tego związku wyniosła, to syn. Tylko dziecko ją w życiu cieszy. Ono jest dla niej najważniejsze.
Jak myśli o swojej sytuacji, to wie, że jest beznadziejna. Żałuje, że przez trzy lata nic ze sobą nie zrobiła. Ale niełatwo stanąć na nogi.
- Może jak się wyprowadzę do rodziców, to ogarnę się jakoś. Mam nadzieję, że do nich pojadę na święta, aż za Zieloną Górę.
Ale potem wraca do ośrodka. - Całego życia przecież tu nie spędzę. Rodzice mówią, że mnie przyjmą, stawiają tylko jeden warunek - muszę sobie znaleźć pracę. Spróbuję.

Tadeusz Len - jest kierownikiem w tym ośrodku, jedynym mężczyzną wśród pracowników. Trochę tym dziewczynom ojcuje. Chociaż sam ma własną rodzinę. Ale nawet w święta nie da się tak "odpępowić" od tego domu - żartuje.

To już będzie jego dziesiąta wigilia w Domu Samotnej Matki. Zaczynają o 16, żeby potem pracownicy mogli zdążyć jeszcze do siebie. Pierwsza część wigilijnej kolacji jest zawsze radosna. Dużo życzeń, prezentów. A potem jak każdy usiądzie gdzieś w kącie, to niektórzy się rozklejają. Łezka niejedna poleci. Tęsknią, bo chcą mieć normalne życie. Ale nie sposób zrobić zbiorowej terapii i wszystkich pocieszyć. Dlatego święta są tu specyficzne. Rozklejają się bardziej starsze kobiety, które tu też trafiają, wystawione przez dorosłe dzieci jak niepotrzebny mebel.

A młodsze kobiety często zgrywają twardzieli. Ale są dobrymi matkami. I marzą o tym, żeby móc samodzielnie stanąć na nogi. Wiele z nich się gubi, nie potrafi znaleźć sposobu na życie, ale nad tym też się w ośrodku pracuje.
- Bez prowadzenia jednak za rękę. Bo jeśli będziemy je prowadzić, to nie ma szans na to, że one się kiedyś wyprowadzą. Bo im dłużej tutaj siedzą, tym trudniej zacząć własne życie. Wsiąkają w ten klimat i w ten dom. A rotacja, także dla ich dobra, musi być - słyszę.

To kameralny dom dla 50 osób. Teraz jest w nim 21 dzieci, najmłodsze ma kilkanaście dni. Wszystko tu jest podzielone - sprzątanie, dyżury w kuchni. Każdy wie, co ma robić. Już stoi drzewko i świętami pachnie. Za chwilę przyjdzie Mikołaj z prezentami. Prezenty dla dzieci są ważne. Żeby nie miały poczucia, że były niegrzeczne. Dzieci piszą do świętego listy z życzeniami, czasami ręką swoich mam, jeśli pisać nie potrafią.

- W tym roku jedna z dziewczynek bardzo wysoko postawiła Mikołajowi poprzeczkę, tworząc 10-punktową listę prezentów. Zaczynało się od telefonu komórkowego, a kończyło na laptopie. Ale Mikołaj spróbuje jej nie zawieść - śmieje się Tadeusz Len.

Imiona kobiet zostały zmienione.

Dom Samotnej Matki
znajduje się pod skrzydłami Pomorskiego Centrum Pomocy Bliźniemu Monar-Markot w Gdańsku. Centrum zajmuje się udzielaniem pomocy osobom, które z różnych powodów, najczęściej dramatycznych, utraciły dach nad głową. Tu znajdują całodobowe schronienie i wyżywienie, opiekę, pomoc psychologiczną, terapeutyczną i prawną.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dom Samotnej Matki w Gdańsku. Ucieczka z dziećmi od partnera alkoholika to tutaj "klasyka" - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki