Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policjant z Krakowa tropi zabójstwa księży

Marta Paluch
Ks. Stanisław Suchowolec był opiekunem duchowym rodziców zamordowanego ks. Popiełuszki. Grożono mu, uszkadzano auto
Ks. Stanisław Suchowolec był opiekunem duchowym rodziców zamordowanego ks. Popiełuszki. Grożono mu, uszkadzano auto www.arch.ipn.gov.pl
Krakowski policjant Mariusz Ciarka badał przypadki śmierci księży w 1989 roku. Z zabójców księży w ostatnich latach PRL w zasadzie tylko kaci Jerzego Popiełuszki zostali złapani i osądzeni. Pozostałych kilka śmierci do dziś pozostaje niewyjaśnionych. Czy po latach uda się znaleźć winnych? Jakie błędy popełnili śledczy, którzy te postępowania umorzyli? Najbardziej wstrząsające jest to, że zbrodni dokonano w momencie gdy komunizm się już skończył...

Ks. Sylwester Zych z Warszawy, jak wielu jego kolegów, jechał na pogrzeb kolegi, ks. Stanisława Suchowolca. Był styczeń 1989 roku. - Teraz esbecy wezmą się za mnie - powiedział do przyjaciela. Pół roku później już nie żył. Został znaleziony martwy na przystanku PKS w Krynicy Morskiej. Lekarze uznali, że zatruł się alkoholem. Dziś śledczy podejrzewają, że to było morderstwo.

Ksiądz Suchowolec

Stanisław Suchowolec był "Popiełuszką bis". To on po zabójstwie najpopularniejszego kapłana w Polsce przejął rząd dusz w białostockiej "Solidarności". Odprawiał msze za Ojczyznę, opiekował się też duchowo rodziną księdza Jerzego.
Esbecy bez przerwy deptali mu po piętach. Młody, charyzmatyczny, porywał ludzi.

30 stycznia 1989 roku mieszkańcy plebanii z ul. Dojlidy Fabryczne w Białymstoku, przerażeni, zadzwonili na milicję. W mieszkaniu znaleźli ciało księdza. Milicjanci przenieśli jego ciało do innego pomieszczenia, próbowali go reanimować, bez skutku. "W pomieszczeniu zapaliła się lampka nocna, wskutek czego ksiądz zaczadził się" - poinformowali dyżurnego IV komisariatu.

W aktach sprawy nie znajdziemy notatki o użyciu psa tropiącego ani o rozpytywaniu sąsiadów. Śledczy nie zwrócili również uwagi na zegarek w pobliżu miejsca zbrodni - nie był własnością nikogo z domowników, mógł więc należeć do sprawcy. - Wydaje się, że milicjanci i prokurator przyjęli wstępnie zbyt pochopnie tylko jedną wersję - nieszczęśliwego wypadku - mówi podinsp. Mariusz Ciarka z małopolskiej policji, autor pracy doktorskiej o kryminalistycznych aspektach zabójstw księży w latach 1982-89 (w tym Zycha, Suchowolca i Stefana Niedzielaka).

Jak ustalili lekarze, przyczyną śmierci księdza było zatrucie tlenkiem węgla.

Oględziny ze strony MO wyglądały na fachowe. Milicja zaplombowała pokój, wezwano wszystkich możliwych specjalistów kryminalistyki (od odcisków palców, elektryki, mechanoskopii). Ludzie z "S" zawiązali straż obywatelską na miejscu zbrodni - pilnowali, by niczego nie przeoczono.

Kryminalistycy jednak nie wykryli nic podejrzanego. Wyszli z założenia, że skoro pokój księdza był zamknięty, i nic nie zginęło, należy to uznać za nieszczęśliwy wypadek, zwarcie przewodów elektrycznych. Sprawę zatem umorzono.

A śladów wskazujących na zabójstwo było kilka. Po pierwsze: pies księdza, doberman, miał pysk we krwi. Nie zdechł z zatrucia czadem, lecz został czymś uderzony i zabity. Po drugie: w mieszkaniu księdza nie znaleziono księgi "Solidarności", w której opozycjoniści zapisywali i dokumentowali nadużycia władzy (m.in. zmuszanie do zeznań, bezprawne zatrzymania działaczy). A taka księga, jak zeznali świadkowie, na pewno wcześniej w mieszkaniu była schowana. Trzecim tropem był szyfrogram SB, sporządzony na kilka tygodni przed śmiercią księdza. Polecono w nim: zaniechać obserwacji, ale jednocześnie wzmóc zbieranie informacji o tym jak wygląda mieszkanie kapłana, np. gdzie umieszczony jest piec, jakie ksiądz ma zwyczaje. - Ten pierwszy nakaz mógł brać się z ostrożności SB. Zabójców księdza Popiełuszki znaleziono, gdy śledczy trafili na samochód, którym się poruszali. Okazało się, że to auto SB, bo ksiądz był pod stałą obserwacją służb. Można powiedzieć, że służba bezpieczeństwa sama zdemaskowała funkcjonariuszy z Warszawy. Prawdopodobnie w przypadku Suchowolca chcieli tego uniknąć - mówi podinsp. Ciarka.

Oczywiście, tropu esbeckiego ówczesny prokurator, nawet gdyby chciał, nie mógł podjąć. Natomiast w latach 90., gdy śledztwo wznowiono, prokurator uznał, że to było zabójstwo.

W trakcie eksperymentu w Zakładzie Pożarnictwa w Józefowie odtworzono pokój ks. Suchowolca. Eksperci stwierdzili, że przyczyną pożaru było wlanie do pokoju łatwopalnej substancji na ławę, która w czasie spalania kapała na podłogę wypalając w niej dziurę. To, że nie udało się ustalić co to była za substancja, może świadczyć o tym, że stała za tym esbecja. - Służby zawsze są pod tym względem o krok przed innymi, nawet naukowcami. Przygotowują nowatorskie trucizny, ładunki wybuchowe - wyjaśnia Mariusz Ciarka.

W tej sprawie jest jeszcze jeden ciekawy ślad. Tuż przed śmiercią ks. Suchowolec powiedział do przyjaciela: "Ktoś, komu ufałem, jest agentem SB". Prokuratorzy nie mieli wtedy dowodów, ale w aktach przewija się jeden działacz "S", bardzo zaangażowany w sprawę i dość podejrzany. - Fotografował księdza w jego mieszkaniu tuż przed śmiercią, każdy kąt, jakby wypełniał polecenia z szyfrogramu SB. A potem, po 1989 roku, zniknął z "S". To też dziwne, bo wielu zaangażowanych działaczy poszło w politykę - wyjaśnia podinsp. Ciarka.

Ksiądz Niedzielak

Piętno esbeckich działań nosiła również zbrodnia na ks. Stefanie Niedzielaku, który zginął 10 dni przed ks. Suchowolcem, w nocy z 19 na 20 stycznia 1989 r. na plebanii na Powązkach.

W ten dzień ks. Niedzielak nie przyszedł na mszę o godz. 8. Zaniepokojony wikary poszedł do jego mieszkania. Znalazł swojego przełożonego martwego.

Sprawa była delikatna i milicja doskonale o tym wiedziała. To był czas negocjacji "S" z komunistami. - Sprawę badano dokładnie. Do każdego pomieszczenia na plebanii wyznaczono inną ekipę kryminalistyczną - opowiada podinsp. Ciarka.
Mimo wszystko, popełniono co najmniej kilka błędów. Nauczycielka, opiekunka bawiących się nieopodal na studniówce uczniów, zeznała, że w nocy widziała dużego fiata obok plebanii. Zignorowano ten wątek. Dlaczego?

Kolejnym błędem było późne (po kilku miesiącach!) przesłuchanie chłopców, którzy odprowadzali księdza na plebanię. Oni ostatni widzieli go żywego.

O tym, że ks. Niedzielak był niewygodny dla SB świadczy nie tylko fakt jego stałej inwigilacji, ale też bezpośrednich akcji przeciwko niemu. Tego starszego już księdza, kapelana AK podczas powstania warszawskiego i głosiciela prawdy o Katyniu w czasach PRL, "nieznani sprawcy" raz porwali i, rozebrawszy go do naga, wyrzucili na ulicę. Cały czas dostawał anonimy z pogróżkami - jak ustalono, najpewniej przygotowywane przez SB.

A w śledztwie dotyczącym jego śmierci tajemniczo ginęły dowody, m.in. kawałki gumy z lateksowej rękawiczki (mogli jej użyć sprawcy).

Pierwsze śledztwo zostało umorzone, ale podczas drugiego ustalono, że ks. Niedzielaka zabito ciosem, najprawdopodobniej karate, w szyję. Śledczym nie udało się uzyskać dowodów na postawienie komukolwiek zarzutów.

Ale do prasy wyciekły informacje, że jeszcze w latach 90. w komendzie stołecznej pracował milicjant, który pozytywnie przeszedł weryfikację i który ćwiczył dżudo w klubie MO. A SB posługiwała się ludźmi znającymi sztuki walki, m.in. do pobić niewygodnych osób (rola boksera w przypadku śmierci krakowskiego opozycjonisty, Stanisława Pyjasa).

Ksiądz Zych
Trzecim duchownym, który zginął w tajemniczych okolicznościach w 1989 r., był ks. Sylwester Zych - kapelan "Solidarności" w Hucie Warszawa. Było to już po obradach Okrągłego Stołu i czerwcowych częściowo wolnych wyborach.

Jego śmierć jest tajemnicza i być może pośrednio związana z innym zabójstwem - sierżanta Zdzisława Karosa w 1982 roku. Karos został postrzelony w tramwaju. Grupka młodzieży z organizacji Siły Zbrojne Polski Podziemnej tuż po wprowadzeniu stanu wojennego chciała mu wyrwać służbową broń (młodzi mieli za cel zdobywanie jej, by służyła w razie konfrontacji z komunistami). Sierżant zmarł w szpitalu. Ks. Zych został skazany przez sąd za pomaganie młodym. Odsiedział kilka lat w więzieniu w Braniewie. Gdy wyszedł, kontynuował posługę duszpasterską w Warszawie.

W 1989 r. kapłan spędzał wakacje w Krynicy Morskiej. W nocy z 10 na 11 lipca został znaleziony przez grupkę młodych ludzi wracających z dyskoteki na przystanku PKS. Próbowali go reanimować. Nie udało się.

Od tego momentu śledczy popełnili szereg błędów, które być może spowodowały, że nigdy nie poznamy prawdy o tym, co się stało.

Na miejscu nie pojawili się ani technik kryminalistyki, ani prokurator i fotograf. Przez kilka dni nie wiedziano nawet, że zmarły jest księdzem. Przypisano mu dane ze znalezionego niedaleko tego miejsca dowodu osobistego (potem okazało się, że zgubił go kto inny). - Brak specjalistów na miejscu próbowano częściowo tłumaczyć wizytą prezydenta Busha w Gdańsku, gdzie pchnięto większość sił policyjnych - mówi podinsp. Ciarka.

We krwi księdza było ok. 3 promili alkoholu. Obsługa pobliskiego baru "Riwiera" (dwaj barmani i barmanka) twierdzili, że ksiądz cały wieczór pił alkohol w towarzystwie szpakowatego mężczyzny. Sęk w tym, że tych zeznań nie potwierdził nawet ochroniarz i woźny w tym barze. Poza tym, w przypadku barmanów pojawiły się dziwne wątki.

Po pierwsze: jeden z nich podał milicjantom fałszywe dane. Potem nie udało się go odnaleźć. Po drugie: barmanka opowiadała, że miała propozycję działalności szpiegowskiej (zrobienie szkiców radiolatarni dla wywiadu obcego państwa). Po trzecie: owego tajemniczego szpakowatego mężczyzny, z którym ksiądz miał pić tej nocy, nigdy nie odnaleziono. Nie wiadomo czy istniał.

Czy były to osoby podstawione przez SB? Nie wiadomo. Zastanawia natomiast fakt, że TEOK (Teczka Ewidencji Operacyjnej Księdza) Zycha została w tym czasie pośpiesznie zniszczona. - Sekcja zwłok ks. Zycha wykluczyła, by wstrzyknięto mu lub wlano siłą alkohol do ust, nie było śladów w jamie ustnej ani na skórze - mówi podinsp. Ciarka. Dodaje, że zmarły miał na ciele ślady urazów (m.in. złamane żebra), ale sekcja wykazała, że powstały na skutek niesprawnej reanimacji, prowadzonej przez młodych z dyskoteki.

Jak więc zmarł? Świadkowie zeznawali, że nie nadużywał alkoholu.

Prawda po latach?

Dziś śledztwa w sprawie tych trzech zbrodni, niegdyś umorzonych, w kolejnych postępowaniach uznanych za zabójstwa, prowadzi IPN.

Czy śledczy zbliżą się do prawdy?

Mają do dyspozycji lepszy sprzęt i częściowy dostęp do akt SB. Mogą przesłuchać funkcjonariuszy. Inna sprawa, czy będą chcieli zeznawać.

Jak wyjaśnić te morderstwa popełnione u schyłku reżimu? - Mogłoby wyglądać, jakby SB chciała zniechęcić, wystraszyć opozycję i stronę partyjną przed pojednaniem i negocjacjami - dywaguje podinsp. Ciarka.

Co do śmierci trzech kapłanów pojawiły się różne hipotezy. Jedną z nich przedstawił Leszek Szymowski.
Twierdzi on, że zabójstw dokonała specjalna grupa w SB. Według niego, ta sama grupa zamordowała w 1992 r. byłego premiera PRL Piotra Jaroszewicza i jego żonę. - W aktach jednak nie znalazłem żadnej nici łączącej księży z Jaroszewiczami - przyznaje Mariusz Ciarka.

Jak widać, na razie więcej jest pytań niż odpowiedzi. A trzeba się spieszyć. Zbrodnie zabójstwa, jeśli nie zostaną uznane za zbrodnie komunistyczne, przedawnią się za pięć lat…

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska