Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory samorządowe 2014. Zwycięża zwykle ten, kto nie popełnia błędów [ROZMOWA]

Jarosław Och rozm. Dariusz Szreter
Przemek Świderski
Tam, gdzie zmierzą się ze sobą kandydaci jednoznacznie partyjni, frekwencja może być mniejsza - przewiduje dr Jarosław Och, politolog z UG.

Przed nami druga tura wyborów na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Francuzi mają takie powiedzenie, że pierwsza tura jest po to, żeby głosować za naszym faworytem, a w drugiej głosujemy głównie "przeciw".
Myślę, że to interesująca teza. Często w drugiej turze wyborcy stają przed takim dylematem, że już nie mają swojego kandydata. I część z nich oddaje głos na zasadzie wyboru mniejszego zła, ale są i tacy, którzy nie chcą iść sami ze sobą na ideowe kompromisy i - najzwyczajniej - zostaną w domu albo oddadzą głos nieważny. Myślę, że taka sytuacja też będzie miała miejsce i teraz. W bardzo wielu miejscach, tam, gdzie dochodzić będzie do drugiej tury, istotne będzie przede wszystkim to, co kandydaci zaproponowali nie tylko w kampanii wyborczej, ale jaki był ich dotychczasowy dorobek. Zarówno tych, którzy walczą o reelekcję, jak i tych, którzy dopiero walczą o swoją pierwszą kadencję. Myślę, że im większy ośrodek miejski, tym kampania była bardziej ogólnikowa, billboardowa, pośrednia, często w praktyce stroniąca od konkretów. Te elementy zadecydują o frekwencji wyborczej i o tym, którzy kandydaci dostaną mandat w najbliższą niedzielę.

Miło słyszeć kogoś, kto uważa, że w wyborach liczą się jednak kompetencje...
W wyborach na wójta, burmistrza i prezydenta w Polsce najczęściej zwycięża ten, kto nie popełnia błędów. Niekoniecznie droga ku zwycięstwu prowadzi przez wybitne zasługi. Jeśli ktoś w ciągu czterech lat sprawowania władzy nie popełni istotnych błędów, które zostaną krytycznie odebrane przez elektorat, to jest to już okoliczność, która daje bardzo wysoki poziom prawdopodobieństwa sukcesu. Tu na Pomorzu są miasta, w których kandydaci tradycyjnie zwyciężają w pierwszej turze i byłoby bardzo dużym zaskoczeniem, gdyby stało się inaczej. Na przykład w Gdyni. W tej drugiej turze bardzo wiele zależy od jakości kandydatów. A także to, kim są ci kandydaci. Odnoszę wrażenie, że tam, gdzie są to kandydaci partyjni - może okazać się, że wyborcy nie do końca zmobilizują się w niedzielę, bo cała masa Polaków ma już dosyć tej niekończącej się rywalizacji Platformy z PiS. Ta niechęć do polityki krajowej, niechęć do zaakceptowania tego, co się dzieje w polskiej przestrzeni politycznej w ostatnich latach, może spowodować wysoką absencję wyborczą.

Jak duże znaczenie może mieć przekazanie poparcia przez kandydatów, którzy odpadli w pierwszej turze?
Wszystko zależy od tego, jak lojalny okazuje się elektorat danego kandydata. Odwołując się do konkretnej gdańskiej sytuacji, można założyć, że część osób, które głosowały na pana Bartelika, posłucha go i udzieli poparcia Andrzejowi Jaworskiemu, ale będą i tacy, dla których jego instrukcja znaczy na tyle niewiele, że w drugiej turze będą się kierować wyłącznie własnymi preferencjami. A więc wybiorą tego, kogo uważają za bardziej sensownego kandydata, albo zostaną w domu. Nie przywiązywałbym więc takiego znaczenia do "przekazywania" głosów, bo dotychczasowe doświadczenia wyborcze pokazywały, że nierzadko nadzieja, iż elektorat pójdzie za głosami swojego dotychczasowego faworyta, okazała się złudna.

Ale były takie przypadki przeciwne. Wielu komentatorów sądzi, iż kluczem do wyborczego sukcesu Lecha Kaczyńskiego w drugiej turze wyborów prezydenckich w 2005 roku było poparcie, jakiego udzielił mu Andrzej Lepper. To pozwoliło Kaczyńskiemu przeskoczyć Tuska, który w pierwszej turze miał najwięcej głosów.
Tak, ale to przykład z wyborów ogólnopolskich. Na poziomie wyborów samorządowych wyborcy jednak dużo większą wagę mogą przywiązywać nie do swoich "liderów'' z pierwszej tury, ale do doświadczenia, dorobku, kompetencji intelektualnej kandydata i jego programu.

W nieciekawej sytuacji znaleźli się chyba wyborcy PiS w Słupsku, gdzie mają do wyboru poparcie kandydata PO lub posła Twojego Ruchu?
To jest rzeczywiście sytuacja, której pisowskim wyborcom w Słupsku nie należy zazdrościć. Znaleźli się między młotem a kowadłem. Myślę, że to właśnie będzie dla nich ta alternatywa wyboru mniejszego zła lub też wykażą się absencją wyborczą. Trzeba mieć świadomość, że pozostanie w domu w mieście, gdzie od lat dominowała lewicowość i antyprawicowość, może okazać się dla nich niebezpieczna. Gdybym był liderem Prawa i Sprawiedliwości, zachęcałbym wyborców do podjęcia tej niezwykle trudnej decyzji, ale jednak związanej z aktywnością wyborczą, a nie pozostaniem w domu.

O innej - dla jednych zabawnej, dla innych kłopotliwej - sytuacji donoszą także z Krakowa. Tam PO nie ma swojego kandydata w drugiej turze. Poparli więc urzędującego prezydenta Majchrowskiego, kojarzonego z lewicą. Wyłamał się tylko jeden z platformerskich radnych Sejmiku, który wszedł do komitetu honorowego kandydata PiS...
To rzeczywiście interesująca sytuacja, ale odnoszę wrażenie, że komentatorzy krakowscy nie potrafią tego zrozumieć, tym bardziej nie chciałbym tego komentować. Dość mamy wyborczych zagadek na naszym pomorskim podwórku. Nie wiem na przykład, jak to się stało, że wyborcy odmówili poparcia burmistrzowi Kościerzyny. Nie miał może jakichś szczególnych zasług, ale też nie popełnił istotnych błędów. W tej sytuacji nastąpiło chyba "zmęczenie materiału". Podobnie jak w stosunku do prezydenta Starogardu Gdańskiego. Wcześniej w referendum mieszkańcy pozwolili mu zostać na stanowisku, a tym razem byli bardzo surowi i ta surowość polegała na tym, że nie dopuszczono go do udziału w drugiej turze...

Dużo się mówiło o konieczności ograniczenia liczby kadencji, ale zdaje się, że wybory zadały kłam przekonaniu, że jak ktoś już raz wygra, to rządzi dopóki zechce.
Nigdy nie byłem zwolennikiem ustawowego ograniczenia liczby kadencji. Myślę, że sprawa ma wymiar indywidualny. Warto postrzegać tę kwestię przez pryzmat tego, kto sprawuje władzę w danej gminie. Czasem okazuje się, że doświadczenie i kompetencje są przez wyborców sowicie wynagradzane kolejnymi kadencjami. Czasami już po jednej kadencji wyborcy surowo rozliczają włodarza i odmawiają mu dalszego poparcia. Ograniczenia ustawowe mogłyby doprowadzić do wylania dziecka z kąpielą. Choć rzeczywiście istnieją obawy, szczególnie w tych małych gminach, że owo "przyspawanie" do stanowisk generuje więcej patologii niż pożytku. I stąd biorą się te opinie o konieczności narzucenia limitów.

Rewelacyjnej frekwencji w drugiej turze raczej nie ma się co spodziewać?
Tak, spodziewam się mniejszej frekwencji, ponieważ cała masa wyborców - po pierwsze - nie znajdzie w sobie właściwej mobilizacji, bo to "tylko" wybory wójta, burmistrza i prezydenta. Po drugie - nie ma już ich kandydata. Po trzecie wreszcie - sytuacja polityczna w kraju również nie motywuje do aktywności wyborczej. Bo jeżeli wyborcy słyszą, że procedury są fałszowane, że wola Polaków nie znajduje odzwierciedlenia w wynikach wyborów, to myślę, że część wyborców najzwyczajniej zostanie w domu, uznając, że jeżeli ich głos nie ma wpływu na wynik, to po co mieliby uczestniczyć w takiej farsie.

Rozmawiał Dariusz Szreter

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki