Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent i premier też kibicują Lechii Gdańsk

Paweł Stankiewicz
Tomasz Bołt/Polskapresse
To na meczach biało-zielonych aktywny był ruch solidarnościowy, a na trybunach stadionu przy ul. Traugutta zasiadali Lech Wałęsa i Donald Tusk.

Początki Lechii Gdańsk sięgają sierpnia 1945 roku. Początkowo jako Klub Sportowy Biura Odbudowy Portów, a następnie Baltia. Od początku królowały kolory biały i zielony. Od wiosny 1946 roku był to Budowlany Klub Sportowy Lechia - dziś to już sportowa spółka akcyjna - która w zasadzie od samego początku cieszyła się ogromną popularnością kibiców. W Gdańsku szybko rosły apetyty na dobrą drużynę w najwyższej klasie rozgrywkowej. Pojawiły się sukcesy, jak finał Pucharu Polski w 1955 roku, choć wysoko przegrany z Legią Warszawa, a rok później trzecie miejsce w pierwszej lidze - najwyższe w historii klubu.

To nakręcało zainteresowanie klubem, coraz więcej osób gościło na trybunach. Lechia miała sympatyków nie tylko w samym Gdańsku, ale także w całym regionie, a nawet w miastach położonych daleko na południu Polski, skąd wielu ludzi przyjeżdżało do pracy przy odbudowie Gdańska. To, że początkowo wiązana była z Biurem Odbudowy Portów, a następnie przemianowana na BKS, wcale nie oznaczało, że drużynie kibicowali tylko i wyłącznie stoczniowcy oraz budowlańcy. Na trybunach było wymieszanie przedstawicieli różnych branż, bo nie brakowało inżynierów, robotników, lekarzy, polityków, ale też uczniów czy studentów. - Na Lechię wręcz wypadało wtedy chodzić - wspomina pan Eugeniusz, jeden ze starszych kibiców biało-zielonych
Na trybunach stadionu przy ulicy Tragutta we Wrzeszczu przez lata rodziły się nowe znajomości, robiono interesy, nie zawsze legalne. Z czasem z licznej grupy gdańskiej inteligencji zrodziła się też grupa opozycyjna w trudnych dla naszego kraju czasach PRL.

W latach 70. jednym z najaktywniejszych kibiców Lechii był Donald Tusk, do niedawna premier RP, a od 1 grudnia przewodniczący Rady Europejskiej. Na trybunach stadionu pojawiał się głównie w towarzystwie braci Arkadiusza i Sławomira Rybickich, którzy aktywnie walczyli z komunistyczną władzą w Polsce. Tusk - jak sam wspominał - nie był stadionowym chuliganem, ale w Bydgoszczy uratował kolegów za pomocą... ogrodowego węża przed próbą ataku kiboli Zawiszy Bydgoszcz. W 1975 roku na stadionie w Gdańsku doszło do awantur podczas meczu Lechii z Widzewem Łódź, a w ich następstwie Milicja Obywatelska nakazała klubowi współpracować z kibicami, aby ostudzić ich zapał przed kolejnymi takimi akcjami. Tusk został wiceprezesem pierwszego Klubu Kibica Lechii. Zaczął też jeździć na mecze wyjazdowe. Późniejszy premier siadał na końcu autokaru i wykorzystując swój talent, tworzył nowe piosenki. To właśnie Donald Tusk wymyślił słowa piosenki o Lechii do melodii "Marsylianki", hymnu Francji. I ta pieśń do dziś jest śpiewana przez fanów biało-zielonych. "Do boju Lechia Gdańsk, do boju Lechia Gdańsk, marsz, marsz, marsz, marsz, do boju marsz, zwycięstwo czeka nas" - tak brzmią słowa tej piosenki wymyślone przez byłego premiera.

Konsekwentnie budowana opozycja wobec systemu z roku na rok była coraz większa także na stadionie przy ul. Traugutta. Niemal każdy mecz kojarzył się z demonstracją przeciwko władzy PRL. Milicja przychodziła na stadion nie w celu zabezpieczenia meczu przed awanturami z kibicami gości, ale żeby zapobiegać rozruchom. Tymczasem kolejne mecze ligowe to były akcje przeciwko znienawidzonej władzy, a od stadionu do centrum Gdańska po meczach Lechii ciągnęły pochody zwolenników późniejszej Solidarności. Milicja na brak zajęć narzekać nie mogła, bo często po meczach na ulicach Gdańska dochodziło do starć z sympatykami Lechii, którzy - zwłaszcza w latach 80. - stanowili olbrzymią część antykomunistycznych demonstracji. Nie tylko Tusk, nie tylko Rybiccy zasiadali na trybunach stadionu przy Traugutta, ale też m.in. Jacek Kurski czy jeden z późniejszych premierów RP Jan Krzysztof Bielecki. Lechia zaczęła być opozycyjnym symbolem.

- To było coś więcej niż klub piłkarski, tam się rodziła walka Solidarności z komunistyczną władzą - wspomina pan Eugeniusz. Ludzie chodzili nie tylko na mecze Lechii, ale przede wszystkim po to, by móc zamanifestować swoje niezadowolenie z życia w szarej PRL - dodaje dawny kibic.

Był rok 1983. Biało-zieloni zdobyli Puchar Polski i w I rundzie w Pucharze Zdobywców Pucharów rywalizowali z Juventusem Turyn. To był jak do tej pory jedyny dwumecz Lechii w europejskich pucharach. W pierwszym meczu w Turynie Lechia przegrała 0:7. Rewanż (2:3) z włoskim zespołem, w którym w barwach "Starej Damy" grali Zbigniew Boniek czy Michel Platini, był czymś więcej niż mecz. Solidarność była wtedy w odwrocie, ale na stadionie i tak pojawił się Lech Wałęsa. I przy skandowaniu "Solidarność, Solidarność" został owacyjnie przywitany przez kibiców. Zdjęcia i filmy z tego meczu, nie z wydarzeń boiskowych, ale właśnie z trybun z Wałęsą obiegły cały wolny świat. Dla wielu działaczy i sympatyków Solidarności to był zwrot w walce o wolną Polskę.

Lechia odegrała ważną rolę w polskiej polityce, choć na arenie piłkarskiej już tak dobrze sobie nie radziła. W 1988 roku, po barażowym dwumeczu z Olimpią Poznań została zdegradowana do II ligi. Lata 90. były bardzo ciężkie. Trudno było utrzymać klub pod względem finansowym. Panował organizacyjny bałagan. Mimo tych kłopotów udało się znaleźć akcjonariuszy i powołać pierwszą w historii klubu spółkę FC Lechia. Celem był awans już w pierwszym sezonie do ekstraklasy. Nie udało się go zrealizować i spółka się rozpadła, a klub popadł w kolejne tarapaty.

Ratunkiem i sposobem na lepszą przyszłość miały być fuzje. Drużyna została zdegradowana do III ligi i wówczas przy dużym udziale Bolesława Krzyżostaniaka i Janusza Romanowskiego doszło do połączenia Lechii z Olimpią Poznań i zespół Lechia/Olimpia grał swoje mecze w Gdańsku. Ten nowy twór nie zyskał jednak akceptacji PZPN, z prezesem Marianem Dziurowiczem na czele. Związek wyznaczył jako miejsce rozgrywania meczów Lechii/Olimpii w roli gospodarza Poznań, ale dał klubom wybór. Większość zespołów przyjechała do Gdańska, ale wyłamały się z tego GKS Katowice oraz Lech Poznań, wygrywając walkowerem. Tych punktów zabrakło, żeby Lechia/Olimpia utrzymała się w krajowej elicie. Drużyna spadła do II, a potem do III ligi. Wtedy narodził się pomysł, aby zawiązać fuzję z grającą w klasie wyżej Polonią Gdańsk, finansowaną przez Antoniego Ptaka. Nazwa Lechia miała działać jak magnez i pozwolić odbudować silny klub w Gdańsku. To się nie powiodło. Po trzech sezonach drużyna spadła do III ligi.

W Lechii mieli już dość fuzji i w 2001 roku postanowiono odciąć się od złych praktyk i zacząć wszystko od nowa. Biało-zieloni zaczęli drogę od A klasy, najniższej ligi, w której grali w swojej historii. Przechodzili kolejne szczeble, aż w 2008 roku ponownie znaleźli się w ekstraklasie, w której grają do dzisiaj. Ikoną tego zespołu i już postacią historyczną w klubie został bramkarz Mateusz Bąk, który grał w Lechii we wszystkich możliwych klasach rozgrywkowych. Do dziś broni bramki biało-zielonych. - Jeśli mówi się o gdańskiej tożsamości Lechii, to nie ma lepszego przykładu niż Mateusz - mówi Zbyszek, jeden z najbardziej zagorzałych kibiców Lechii.

Po Euro 2012 Lechia opuściła swój stary stadion przy ul. Traugutta i przeniosła się na nowo wybudowaną PGE Arenę. Wraz z tym za klubem poszły nowe oczekiwania, czyli awans do europejskich pucharów. W drugim sezonie po powrocie Lechii do ekstraklasy większościowym właścicielem został były trener koszykówki i wrocławski biznesman Andrzej Kuchar. Pieniądze w klubie były tylko na początku. Z roku na rok sytuacja była coraz gorsza i ciągle trzeba było szukać oszczędności. Z pomocą przyszli politycy, którzy kibicowali biało-zielonym. Nie jest tajemnicą, że Donald Tusk odegrał dużą rolę w zapewnieniu sponsoringu klubowi przez Grupę Lotos. Ambasadorem Lechii został z kolei Jan Krzysztof Bielecki, którego nazwisko mocno ułatwiało rozmowy biznesowe i otwierało wiele ważnych drzwi.

W lutym 2013 roku zmienił się właściciel Lechii. Kuchar, wyszydzany przez kibiców podczas meczów ligowych, sprzedał swój większościowy pakiet akcji. Nabywcą miało być konsorcjum niemiecko-szwajcarsko-portugalskie, ale ostatecznie właścicielem został sześćdziesięcioletni Niemiec Franz Josef Wernze. Kwestie finansowe w Lechii budzą wiele wątpliwości, podobnie jak szaleństwo na rynku transferowym, kiedy Lechia latem sprowadziła aż 20 piłkarzy! Wernze pożycza pieniądze klubowi - na procent - a zyski ma czerpać z dalszej sprzedaży tych piłkarzy. O ile w ogóle pojawią się kupcy. Kibice są coraz bardziej zdenerwowani i zniecierpliwieni kolejnym bałaganem w klubowych strukturach. Tymczasem władze Lechii zmieniły swoją PR-ową strategię. Najpierw zatrudnili w roli trenerów Tomasza Untona i Macieja Kalkowskiego, potem na doradcę zarządu wzięli Jarosława Bieniuka. Wszyscy są mocno związani z Lechią. Do tego przedłużyli kontrakty z klubowymi ikonami Mateuszem Bąkiem i Piotrem Wiśniewskim. Te ruchy mają uspokoić nastroje wśród kibiców. Po ubiegłotygodniowym artykule Romana Kołtonia z Polsatu Sport na temat Lechii klub wystosował pismo do redakcji Polsatu, oczekując sprostowania i grożąc wyciągnięciem prawnych konsekwencji. Kolejne pismo zostało wysłane do Zbigniewa Bońka, prezesa PZPN, z prośbą o wyjaśnienia swoich wypowiedzi na temat właścicieli i sytuacji finansowej Lechii. Widać, że władze Lechii przechodzą teraz do ofensywy i tak zamierzają bronić swojej racji.

Szukasz więcej sportowych emocji?

POLUB NAS NA FACEBOOKU!">POLUB NAS NA FACEBOOKU!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki