Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy właściwie runął mur berliński? Basil Kerski opowiada o zjednoczeniu Niemiec

Barbara Szczepuła
Sprzedaż koszulek upamiętniających otwarcie granicy między Berlinem Wschodnim i Zachodnim. Cena - 20 marek, dla mieszkańców NRD - połowa
Sprzedaż koszulek upamiętniających otwarcie granicy między Berlinem Wschodnim i Zachodnim. Cena - 20 marek, dla mieszkańców NRD - połowa Chris Niedenthal/zbiory ECS
Basil Kerski: - Zdanie: "Dziewiątego listopada 1989 roku runął berliński mur" jest mocnym uproszczeniem. Szef Europejskiego Centrum Solidarności opowiada o zjednoczeniu Niemiec.

Jesienny dzień 9 listopada 1989 roku w Berlinie Zachodnim. Jak go Pan zapamiętał?
Szczerze mówiąc, nic nie pamiętam, bo tego dnia poszedłem wcześnie spać. Natomiast dziesiątego rano jadąc na uniwersytet przeżyłem szok widząc na Kurfürstendamm, głównej alei Berlina Zachodniego, obok luksusowych sklepów trabanta z enerdowską rejestracją!

Mieszkał Pan z rodzicami w Berlinie Zachodnim już od lat.

Jako mieszkający w Berlinie Polacy patrzyliśmy na to, co się działo z innej niż zachodni berlińczycy perspektywy. Od 4 czerwca, kiedy Solidarność odniosła wyborcze zwycięstwo, czuliśmy, że nadchodzą wielkie zmiany w Europie, czuliśmy się wolnymi Europejczykami, ale każdy przejazd przez granicę między NRD a Berlinem Zachodnim był nadal koszmarem, a i granica enerdowsko-polska stała się w latach osiemdziesiątych jakby drugą żelazną kurtyną. NRD bała się "polskiego wirusa Solidarności" i chroniła granicę polsko-enerdowską jak granicę pomiędzy wrogimi systemami. Natomiast moi berlińscy rówieśnicy, czyli studenci i uczniowie oraz ich rodzice nie czuli większej dolegliwości z powodu podziału kraju. Żyli patrząc na Zachód, trasami tranzytowymi szybko przejeżdżali przez NRD do Republiki Federalnej, wakacje spędzali we Francji lub na Majorce i nie zaprzątali sobie głowy murem i podziałem Niemiec.

Ale Niemcy z NRD już mieli dość.
Należy pamiętać, że Niemcy wschodni mieli bezpośredni dostęp do wolnych mediów. Codziennie wieczorem zasiadali przed telewizorem i najpierw oglądali propagandowy dziennik enerdowski, potem przełączali się na kanał zachodnioniemiecki, konsumując informacje z wolnego, demokratycznego świata. Na ekranie widzieli Solidarność, okrągły stół, Gorbaczowa, wybory 4 czerwca w Polsce, ale też masakrę na placu Tian'anmen w Pekinie! Bali się, bo w Niemczech Wschodnich stacjonowało pół miliona żołnierzy Armii Czerwonej i nic nie wskazywało na to, że Związek Radziecki mógłby się zgodzić na daleko idącą demokratyzację czy wręcz polityczną emancypację NRD.

Zaczęły się ucieczki przez Węgry i prośby o azyl w ambasadach RFN w Warszawie i Pradze.
Opozycja w NRD była w trudnej sytuacji. Jej działaczy wyłapywano, zamykano w więzieniach i sprzedawano za dewizy do RFN. Republika Federalna była pełna antykomunistów z NRD, wielu wybitnych dziennikarzy należało do opozycji demokratycznej w NRD. Pracując w zachodnioniemieckich mediach kontynuowali walkę z dyktaturą SED. Roland Jahn na przykład, dziś prezes urzędu do spraw akt Stasi, odpowiednika naszego IPN, więziony w 1982 za "solidarność z Solidarnością", pozbawiony obywatelstwa w 1983 roku i wyrzucony z NRD, przygotowywał materiały telewizyjne o sytuacji w NRD z Berlina Zachodniego. W październiku 1989 roku zaczęły się demonstracje w różnych miastach. Napięcie było duże. Na wiecach dyskutowano na temat wolności słowa i ustawy, która miała umożliwić obywatelom NRD swobodę podróżowania. Także ludzie reżimu mówili o demokratyzacji... Dziś wiemy, że władze w Berlinie Zachodnim już kilka dni przed 9 listopada zdawały sobie sprawę, że otwarcie przejść granicznych nastąpi w najbliższym czasie...

A kanclerz Kohl nie wiedział? 9 listopada przyjechał do Polski i zaraz pospiesznie wrócił do kraju na wieść o tym, że władze NRD otworzyły przejścia.
Wizyta kanclerza Kohla miała bardzo ważny charakter. Od 1977 roku kanclerz RFN nie odwiedzał Polski. Gdy na czele rządu stanął Tadeusz Mazowiecki, który wcześniej jako redaktor "Więzi" miał kontakty z niemieckimi katolikami, oczywiste stało się, że chadecki kanclerz demokratycznych Niemiec powinien wesprzeć pierwszego niekomunistycznego polskiego premiera. Ale akurat gdy przyjechał do Warszawy, tysiące wschodnich Niemców ruszyły do Berlina Zachodniego. Więc wrócił. 10 listopada odbył się słynny wiec pod ratuszem w dzielnicy Schöneberg, w miejscu symbolicznym, gdzie prezydent John F. Kennedy powiedział w czerwcu 1963 roku słynne: - Ich bin ein Berliner! - Jestem berlińczykiem! Burmistrzem Berlina był wtedy socjaldemokrata Walter Momper, który zaprosił na wiec Willy'ego Brandta powszechnie szanowanego byłego kanclerza, a wcześniej burmistrza Berlina Zachodniego, więc Helmut Kohl musiał zareagować. To był czas, kiedy kanclerz był bardzo niepopularny. Nawet CDU chciała jego odejścia. Kohl zdawał sobie sprawę, że w tej historycznej chwili musi być w Berlinie, przed kamerami wszystkich telewizji świata. Choć bohaterem tych dni był Brandt.

Ale to kanclerz Kohl jest ojcem zjednoczenia Niemiec.

Tak, jednak 10 listopada to Willy Brandt pod ratuszem Berlina Zachodniego wypowiedział słowa, które wzruszyły Niemców: "Łączy się teraz to, co jest sobie przeznaczone". Brandt rządził Berlinem Zachodnim, kiedy stawiano mur, było to wtedy dla niego traumatyczne przeżycie i teraz też reagował emocjonalnie. Ale wielu berlińczyków ciągle jeszcze obawiało się scenariusza chińskiego. Zresztą ani wtedy, ani nazajutrz mur wcale nie upadł. Otwarto tylko przejścia graniczne, granica pozostała, ale straciła swoje groźne oblicze.

Ale na zdjęciach widzimy, że mur pada, jak w piosence Kaczmarskiego!
Mówimy "runął mur", ale to przenośnia. De facto wielka rewolucja ludów Europy Środkowej i Wschodniej trwała od początku 1989 roku do końca 1991, przez trzy lata - od okrągłego stołu w Polsce, zwycięstwa Solidarności i rewolucji na Węgrzech, potem w NRD, Czechosłowacji, Rumunii i Bułgarii pod koniec 1989, po zjednoczenie Niemiec w 1990 roku, do rozpadu Związku Radzieckiego w 1991. Wydarzenia z 9 listopada 1989 roku wtedy nie były tak oczywiste w swej wymowie. W Berlinie Wschodnim otwarcie przejść potraktowano jako wentyl. Dobrze, niech ludzie jeżdżą, niech robią zakupy w Berlinie Zachodnim, ale to jeszcze nie miało oznaczać połączenia - ani miasta, ani państw. Od tego dnia NRD-owcy rzeczywiście mogli już przyjeżdżać do Berlina Zachodniego, natomiast ja jako berlińczyk zachodni musiałem do końca 1989 roku występować o zezwolenie, by przejść do Berlina Wschodniego. Granica niemiecko-niemiecka istniała jeszcze długo, bo te dwa systemy gospodarcze zupełnie do siebie nie pasowały. Ludzie zaczęli rozwalać mur dopiero w roku 1990. W marcu 1990 w NRD odbyły się pierwsze wolne wybory. Obywatele przestali się bać i wygrała chadecja, która stawiała na jak najszybsze zjednoczenie na warunkach Republiki Federalnej. Faktyczny upadek muru, granicy nastąpił 1 lipca 1990 roku, gdy wprowadzono unię walutową, wprowadzono markę zachodnioniemiecką w NRD.
Zatem zdanie: "Dziewiątego listopada 1989 roku runął berliński mur" jest mocnym uproszczeniem! Telewizje pokazują zbitki materiałów filmowych z kilku czy nawet kilkunastu miesięcy.

Jak wyglądała ulica w Berlinie po otwarciu przejść z NRD?
To był szał konsumpcji. Mieszkańcy Berlina Wschodniego kupowali elektronikę, przede wszystkim magnetowidy, oraz odzież zachodnią. Wielką atrakcją były sklepy z bielizną, prasą i filmami erotycznymi. A także żywność. Pod bankami stały kolejki, bo rząd RFN wypłacał im po sto marek, tak zwane "pieniądze na przywitanie", Begruessungsgeld. Sympatyczne było to, że obcy ludzie ze sobą rozmawiali. Skąd przyjechaliście? Co będzie dalej? Na ogół nikt nie chciał gwałtownych zmian. Było delektowanie się wolnością, ale i lęk przed gwałtownymi zmianami, które mogą sprowokować negatywną reakcję władz sowieckich.

Jeździł Pan do Berlina Wschodniego?
Często bywałem wtedy we wschodnioberlińskich teatrach. Były tam znakomite przedstawienia, szczególnie Heinera Müllera w Berliner Ensamble, bo pod koniec lat osiemdziesiątych właśnie teatry stały się przestrzenią wolności w Berlinie Wschodnim. Zwiedzałem także muzea, np. Pergamonmuseum. Wszystko było dla nas interesujące i bardzo tanie, bo ceny enerdowskie były jeszcze dotowane. Gospodarka NRD nie wytrzymała otwarcia granic, konkurencji z zachodnią, rozpadała się dosłownie na naszych oczach. Berlin Wschodni robił ponure wrażenie. Pamiętam dzielnicę Prenzlauer Berg, dziś modną, hipsterską i zamożną, w której aktorzy hollywoodzcy mają swoje mieszkania, wtedy była całkowicie zdewastowana...

Czekał Pan na to zjednoczenie?
Jeszcze w czerwcu 1990, jadąc do Krakowa na festiwal Mrożka, przeszedłem przez granicę do NRD przez podzielony dworzec Friedrichstrasse, a gdy wracałem po kilku dniach nie znalazłem już granicy! Zlikwidowano ją 1 lipca, po wprowadzeniu unii walutowej. Gdy 3 października 1990 roku kraj się jednoczył, ja się cieszyłem, ale Niemcy przyjmowali to już z mieszanymi uczuciami. Zachodni Niemcy zastanawiali się nad ceną połączenia, finansowym ciężarem integracji nowych landów. A wschodni Niemcy byli po pierwszym szoku upadającej gospodarki. Mieli poczucie, że do tego nowego, wspólnego państwa mało wnoszą. Dominował know-how zachodniej republiki, Niemcy ze Wschodu poczuli się obywatelami drugiej kategorii. Nawet niektórzy opozycjoniści odczuwali, że traktuje się ich jak naiwnych idealistów, choć przecież to oni zapoczątkowali zmiany.

Ale mit upadku muru berlińskiego 9 listopada 1989 roku ma się dobrze. Wystarczy wejść do internetu i wpisać odpowiednie hasło.
To w dużej mierze efekt fascynacji Berlinem, miastem, które po zjednoczeniu Niemiec stało się atrakcyjną światową metropolią kultury. Dzięki rozkwitowi Berlina i tej właśnie fascynacji miastem, tak mocno mógł zaistnieć mit upadku muru. Natomiast kultywowanie pamięci zwycięstwa Solidarności, jej znaczącej roli w Europie i upadku muru się nie wykluczają. Mur berliński był przecież także dla Polaków symbolem podziału Europy, a jego upadek pozytywnym wydarzeniem dla Polaków. Warto jednak przypomnieć, iż mur ten runął m.in. na skutek zwycięstwa Solidarności. Niestety, wielu zachodnioniemieckich polityków, w tym Helmut Kohl, po zjednoczeniu Niemiec zapomniało o tym czynniku, podkreślało rolę Busha seniora i Gorbaczowa dla zjednoczenia Niemiec, a nie Wałęsy. Owszem, Michaił Gorbaczow nie wyprowadził z koszar wojsk stacjonujących w NRD, a George Bush senior przychylił się do propozycji, by nie likwidować RFN, ale przyłączyć do niej landy wschodnie, co powodowało ich natychmiastowe wejście do NATO i EWG. Gdy latem 1991 nastąpił w Moskwie pucz Janajewa wszyscy odetchnęli: dobrze, że zdążyliśmy ze zjednoczeniem! Więc także my, Polacy powinniśmy docenić zjednoczenie Niemiec na warunkach, które Bush i Kohl wywalczyli, bo ten model zjednoczenia przesunął strefę Zachodu w 1990 roku aż do granicy Polski, rozpoczęło się wycofanie wojsk sowieckich z Europy Środkowej, co w konsekwencji wzmocniło suwerenność Polski. Bardzo żałuję, że przez wiele lat po zjednoczeniu Niemiec politycy niemieccy nie podkreślali pozytywnej roli Solidarności, Wałęsy, Mazowieckiego, Geremka dla procesu zjednoczenia. Berlin nadał honorowe obywatelstwo Bushowi i Grobaczowowi, zapomniano o Lechu Wałęsie czy Tadeuszu Mazowieckim.

Dopiero w 2009 roku Lech Wałęsa został zaproszony na uroczystości dwudziestolecia obalenia muru berlińskiego i pchnął pierwszą kostkę symbolicznego domina.
Tak, coś więc się zmieniło, Niemcy zaczęli cenić polską demokrację, przypominają Solidarność, to także efekt nowej polskiej polityki historycznej. W tym roku Wałęsa znów jedzie do Berlina, a wcześniej w Dreźnie odbierze nagrodę Federalnego Związku Towarzystw Niemiecko-Polskich. Uznano, że należy podkreślić rolę Polski w upadku muru. Dziś Niemcy cenią polską kulturę demokratyczną, ponieważ dostrzegają negatywne zmiany na Wschodzie. Wojna na Ukrainie przypomina, iż walka o suwerenność i demokrację w Europie Środkowej i Wschodniej się nie skończyła. A ład polityczny naszego kontynentu, który powstał w latach 1989-1991 jest dziś przez Putina kwestionowany.

Basil Kerski

(ur. 1969 w Gdańsku) - polsko-niemiecki menedżer kultury, redaktor, politolog i eseista, dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku.
Jest synem Polki i Irakijczyka, lekarza, absolwenta Akademii Medycznej w Gdańsku. W dzieciństwie przebywał przez kilka lat w Iraku, od r. 1976 w Polsce, od 1979 w Berlinie Zachodnim, gdzie jego ojciec znalazł pracę w szpitalu. W Berlinie Zachodnim studiował politologię i slawistykę na Wolnym Uniwersytecie. Mieszka w Berlinie i Gdańsku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki